Pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść*
------------------------------
Ważna informacja na końcu
Pod
osłoną nocy do starej, opuszczonej fabryki wjechało kilka
sportowych samochodów. Między pojawieniem się kolejnego pojazdu
mijało kilka minut, a jako ostatnie wjechało ognistoczerwone
Porsche 911 turbo.
Praktycznie
żaden z przybyłych tu kierowców nie był zadowolony, z obecności
tutaj i najchętniej zmyłby się stąd szybciej niż ktokolwiek by
zauważył. Jednak nikt tego nie zrobił, co bardzo zadowoliło
bruneta. Z szerokim uśmiechem na ustach opuścił swój samochód i
oparł się o jego maskę. Chyba jako jedyny był zadowolony ze
spotkania starych znajomych. Również wiedział najwięcej. Jeśli
pracując w firmie nie robił nic pożytecznego, to statut
bezrobotnego bardzo mu służył. Może nie w wyglądzie, bo sińce
pod oczami i kilkudniowy zarost wskazywały,że chłopak nie spał od
kilku dni, ale na pewno w zdobywaniu informacji.
Przejechał
wzrokiem po trzech samochodach, z których kolejno wysiadywali
kierowcy. Nie była to jakaś kolosalna liczba, ale chłopak miał
jeszcze w sekrecie kilka osób, które mogłyby mu pomóc, a o
których istnieniu wiedział tylko on.
Z
czerwonego samochodu wysiadła ruda piękność, mająca na twarzy
jak zwykle obojętność wymieszaną z znudzeniem, za którym
ukrywała wszystkie swoje emocje. Przyłożyła do ust w połowie
wypalonego papierosa i w tym momencie jej wzrok utkwił na pojeździe
blondyna. Gdyby ktoś jej się przyjrzał, mógłby zauważyć oznaki
bólu i żalu w oczach. Jednak tak szybko jak one się pojawił, tak
samo szybko kobieta je ukryła pod swoją maską.
-Jared
po jaką cholerę sprowadzałeś mnie tu?- Może i jej głos wydawał
się beznamiętny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć, jednak w środku
dziewczyna czuła zaniepokojenie, a może nawet strach. W każdej
chwili ktoś mógł w końcu dowiedzieć się co zrobiła. A za
zabójstwo Organizatora nie groził jej tylko pobyt w więzieniu, a
dużo gorsze rzeczy i choć nie bała się śmierci, nie dokończyła
jeszcze kilku spraw, a nie zamierzała pozostawić ich
nierozwiązanych.
-A
to kto?- Wskazała głową na ciemnoskórego chłopaka, który stał
obok Jareda. Uśmiechał się w aroganckim stylu, a przy okazji
marszczył brwi. Był to bardzo dziwny widok aczkolwiek także uroczy
i sama Juliet musiała to przyznać, choć bardzo niechętne.
Opamiętała się w chwili, gdy przed oczami wyrosła jej postać
Maxa. Bardzo się zmienił i przez te kilka miesięcy jakby się postarzał.
Widać było, że już dawno powinien ściąć włosy i się ogolić.
Poczuła niemałe ukłucie bólu widząc człowieka, z którym
chciała dzielić resztę życia, a który zostawił ją tuż po
wyjściu z domu Collinsów. Twierdził, że tak będzie lepiej,
bezpieczniej. Rudowłosa wtedy nie wiedziała co zrobić, chciała
zaprzeczyć, walczyć o miłość, jednak duma jej na to nie
pozwalała.
Dlatego
w tej chwili rzuciła w jego kierunku tylko niechętne spojrzenie, a
swój wzrok umieściła na Jaredzie, ponieważ wydawało jej się, iż
będzie to najbezpieczniejsze wyjście, a tym samym nie pokaże, że
się wstydzi albo co gorsza, boi.
-Mój
nowy znajomy.- Było to bardzo zaskakujące, że brunet miał jeszcze
siłę uśmiechać się szeroko, nawet do zielonookiej, a przecież
wszystkim było wiadomo jaki stosunek był między nimi i było też
wiadomo, że raczej nigdy się nie ociepli.
Max
kompletnie zignorował nowego chłopaka, całą uwagę skupiał na
tym, by nie patrzeć się na swoją byłą dziewczynę. Przejechał
dłonią po blond włosach i westchnął ciężko, jakby miało to mu
w jakikolwiek sposób pomóc.
-Wiem,
kto stoi za tym wszystkim- niebieskooki spoważniał, a całe
rozbawienie towarzyszące mu dotychczas gdzieś się ulotniło. Po
raz kolejny przejechał przenikliwym wzrokiem po wszystkich
zgromadzonych udowadniając, że nie żartuje, że jest pewien swoich
słów. Chciał w końcu pokazać, że nie jest chłopakiem na
posyłki i może coś osiągnąć. Pragnął udowodnić, że ludzie
się do niego pomylili i obrał sobie za cel znalezienie prawdziwego
zdrajcy. A to mu się udało.- I wiem, że pozbycie się go będzie
cholernie trudne, dlatego potrzebujemy więcej ludzi, a tym samym
musimy zadzwonić po Ann. Chociaż dobrze wiem, że to będzie dla
niej bardzo bolesne i wiem, że to wyprawa samobójcza.
Jak
każda inna- pomyślała Ju,
jednak nie wypowiedziała tych słów na głos.
Max
zamyślił się na chwilę, a jego dłonie zaciskały się w pięść
i rozluźniały cały czas. Po raz kolejny musiał wystawić na
śmierć kobiety, które kochał i nie był pewny czy tym razem
wszystkim uda się przeżyć. Był pewien, że szczęście
towarzyszące im ostatnim razem, teraz może ich opuścić. A on nie
mógł nic zrobić, by chociaż odciągnąć je od tego.
-Jakby
to Ann powiedziała- zaczął brunet.- Pod latarnią jest
najciemniej.
Kolejny
upalny dzień. Zdawało mi się, a może nawet przypuszczałam, że
ten rok będzie jednym z najgorętszych od kilkudziesięciu lat.
Temperatura wzrastała do takich stopni, że często w lato nie było
tak gorąco, dużo ludzi przez to dostawało udaru. A przecież, jakby
nie patrzeć, to dopiero pierwszy marca.
Dzisiaj
ponownie klimatyzacja nawet nie dawała ukojenia i już pół godziny
po wyjeździe z raju, żałowałam, że w ogóle stamtąd wyjechałam.
Przez myśl nawet mi przeszło by wykupić ten teren.
Mało
rozmawialiśmy w drodze, cisza nam nie przeszkadzała. Ja wpatrywałam
się w szybę po swojej stronie i przyglądałam się zmieniającemu
się krajobrazowi. W jednym momencie jechaliśmy przez gęsto
porośnięty las, a już kilkadziesiąt minut później znajdowaliśmy
się na pustyni. Uwielbiałam podróże samochodem, gdy jeździłam
sama. To uczucie władzy, zastrzyk adrenaliny, kiedy przekraczało
się dozwoloną prędkość i wymijało się co chwilę nowe
samochody. Ten dreszcz emocji, gdy ścigałam się z którymś
chłopaków i wygrywałam. Bo byłam w tym najlepsza, to było dla
mnie. I chyba było to jedyną rzeczą, która w tym wszystkim tak
naprawdę dawała mi radość. To dawało mi poczucie wolności.
-O
czym myślisz?- doszedł do mnie głos Paula, jakby przyciszony i
niepewny. Nie myślałam o rzeczywistości, jeszcze nie. Chciałam
się cieszyć tymi ostatnimi chwilami, można powiedzieć, że
normalności.
Uśmiechnęłam
się delikatnie i pogłośniłam radio, bo właśnie leciała jedna z
piosenek, która dobrze mi się kojarzyła. Zawsze gdy Borys był sam
i oddawał się czyszczeniu broni słuchał kilku piosenek. Było ich
niewiele, może z cztery, ale tą lubił najbardziej. Wtedy często
siadałam w fotelu, który znajdował się w rogu pokoju i
przyglądałam się mężczyźnie. Zawsze mnie zauważał, ale nigdy
nie dawał po sobie tego poznawać. Zachowywał się wtedy jakby mnie
ignorował, ale tak nie było. Po prostu była to jego chwila, a on
tylko pozwalał mi być obserwatorem i pozwalał wszystko zrozumieć,
bez słów. Max nauczył się tego samego.
Poczułam
delikatne ukłucie bólu, kiedy przypomniałam sobie o bracie. Nie
myślałam o naszym ostatnim spotkaniu, tylko o dawnych czasach.
Kiedy skończyłam tak dużo przebywać z Borysem, zajmowałam czas
Maxowi. Wtedy siadałam na podłodze w garażu, a on zajmował się
swoim ukochanym motocyklem, by potem wziąć mnie na przejażdżkę.
Nigdy
z nim nie wygrałam, kiedy jechał na motocyklu. Jeśli ja byłam
mistrzem w jeździe samochodem, to on miał to samo tylko z
motocyklem.
-O
niczym szczególnym.- Sama nie wiedziałam, czy zaliczało się to do
kłamstwa. Nie czułam tego, że okłamałam chłopaka. Odparłam
wymijająco, ale na pewno nie skłamałam.
-Będzie
dobrze.- Ścisnął moje udo i na chwilę zatrzymał na mnie wzrok,
by później przenieść go ponownie na drogę.
Kiwnęłam
głową. On w to wierzył, wierzył we mnie, w nas. Ja też powinnam
w to wierzyć. Tyle, że było to bardzo trudne.
Kiedy
znalazłam się w domu, nie marzyłam o niczym innym jak prysznicu i
łóżku. Co chwilę musiałam powstrzymać się od ziewnięcia, co
budziło rozbawienie w Paulu, za co kilka razy ode mnie oderwał.
Pomijając to, że jeszcze więcej razy uderzyłam tylko powietrze,
ale kto by tam się tym przejmował.
Jakie
było moje zdziwienie, gdy w salonie zastałam rodziców, którzy jak
gdyby nigdy nic siedzieli na sofie przy lampkach wina, żartowali, a
mama chichotała jakby była nastolatką. Zatrzymałam się w progu i
przetarłam oczy, zastanawiając się czy to co widzę, nie jest
tylko skutkiem za długiej jazdy i braku snu.
-Wróciliście
już?- Mama popatrzyła na nas zdziwiona. Paul przywitał się
krótkim „dzień dobry”, za to ja nie powiedziałam nic. Byłam w
zbyt dużym szoku, by wypowiedzieć choć jedno słowo.
-Ja..
Wy..- plątałam się w wypowiedzi, jak gdyby to oni złapali mnie w
niedwuznacznej sytuacji.- My pójdziemy.
Pociągnęłam
Paula za rękę i jak najszybciej przedostałam się na górę.
Usiadłam zszokowana na łóżku i nadal nie mogłam uwierzyć w to,
co widziałam. Moi rodzice byli w domu. Ba. Oni spędzali czas razem
i to nie pracując.
Brunet
jakby nie zauważając w tym nic dziwnego, usiadł obok mnie, a potem
pociągnął na środek łóżka. Ułożyłam się obok niego i
przyłożyłam głowę do jego torsu. Jego dłoń delikatnie jeździła
po moich plecach. Przymknęłam oczy, jednak ta chwila nie trwała
długo. Czułam wibracje w kieszeni spodni oznaczające, że ktoś do
mnie dzwoni.
-Zignoruj
to- brunet szepnął w moje włosy przytulając mnie mocniej. Jednak
nie mogłam tego zignorować. Coś mi na to nie pozwalało.
Usiadłam,
co skutkowało jękiem niezadowolenia ze strony chłopaka.
Wyciągnęłam komórkę i przyłożyłam ją do ucha, wcześniej
odbierając.
-Słucham?-
mruknęłam próbując powstrzymać śmiech, bo w tym momencie brunet
zaczął mnie łaskotać.
-Dobrze
się bawisz, prawda?
Zamarłam.
-Ciekawe
jak będziesz się bawić, gdy dowiesz się, że twoje dwie
przyjaciółeczki tu są, a jedna z nich dziwnym trafem ma na
nazwisko Brown.
Widziałam,
że moje zachowanie zaniepokoiło Paula. Wiedziałam, że będzie
chciał wyjaśnień. Nie mogłam ich mu dać. Musiałam zrobić
wszystko by ocalić Emily. Musiałam zrobić wszystko, by Paul
pozostał tutaj i o niczym się nie dowiedział. Tylko jak miałam to
zrobić, jeśli jutro on się obudzi i nie będzie mnie przy nim?
Potrzebowałam pomocy i wiedziałam kto mógł mi pomóc.
Mężczyzna
zakończył rozmowę z perfidnym uśmiechem na ustach. Spojrzał na
dwa zdjęcia leżące na jego biurku. Z obu zdjęć uśmiechały się
dwie nastolatki. Jedna blondynka, którą mężczyzna znał bardzo
dobrze, a druga brunetka. Camilla Barker i Emily Brown. Mężczyzna
zastanawiał się właśnie, która pierwsza umrze i w jaki sposób.
W chwili gdy o tym pomyślał, zaczęło się odliczanie. Odliczanie
do śmierci nie tylko tych dwóch dziewczyn.
------------------
*Passanger "Let her go"
Jestem! Nawet nie wiecie ile razy przez te kilka tygodni miałam ochotę napisać rozdział, a nie miałam możliwości. Naprawdę było to bardzo irytujące uczucie. Ale dobrze, że już jestem i teraz znów będę regularnie pisać.
Od jakiegoś czasu na komputerze poprawiam stare rozdziały pierwszej części, dodaję więcej opisów, inaczej piszę dialogi, ale sens jest ten sam. Kiedy już poprawię całą pierwszą część możliwe, że zamieszczę ją na chomikuj i może też na wattpadzie. Będzie to jakoś po zakończeniu drugiej części, gdzie na początku, może w połowie września. Teraz pytanie do Was, czy będziecie chcieli to przeczytać? Jeśli tak, to bardzo mnie to ucieszy, a jeśli nie, to jeszcze raz się zastanowię czy wypuszczać to bardziej w wersji całości, książki. Jak wspominałam będzie to można ściągnąć z chomikuj i może wattpada, ale to wszystko od Was zależy. Jeżeli nowsza wersja opowiadania przypadłaby Wam do gustu, zabrałabym się za poprawianie dwójki.
Jutro bądź pojutrze, najpóźniej w sobotę, będzie rozdział na drugim blogu, na który już teraz zapraszam.
No to chyba wszystko, rozpisałam się trochę.
Czekam na wasze komentarze, bo naprawdę się za nimi stęskniłam i mam nadzieję, że będziecie aktywni.
Do napisania