czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 16 (2)

Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy
Pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść*
------------------------------

Ważna informacja na końcu


Pod osłoną nocy do starej, opuszczonej fabryki wjechało kilka sportowych samochodów. Między pojawieniem się kolejnego pojazdu mijało kilka minut, a jako ostatnie wjechało ognistoczerwone Porsche 911 turbo.
Praktycznie żaden z przybyłych tu kierowców nie był zadowolony, z obecności tutaj i najchętniej zmyłby się stąd szybciej niż ktokolwiek by zauważył. Jednak nikt tego nie zrobił, co bardzo zadowoliło bruneta. Z szerokim uśmiechem na ustach opuścił swój samochód i oparł się o jego maskę. Chyba jako jedyny był zadowolony ze spotkania starych znajomych. Również wiedział najwięcej. Jeśli pracując w firmie nie robił nic pożytecznego, to statut bezrobotnego bardzo mu służył. Może nie w wyglądzie, bo sińce pod oczami i kilkudniowy zarost wskazywały,że chłopak nie spał od kilku dni, ale na pewno w zdobywaniu informacji.
Przejechał wzrokiem po trzech samochodach, z których kolejno wysiadywali kierowcy. Nie była to jakaś kolosalna liczba, ale chłopak miał jeszcze w sekrecie kilka osób, które mogłyby mu pomóc, a o których istnieniu wiedział tylko on.
Z czerwonego samochodu wysiadła ruda piękność, mająca na twarzy jak zwykle obojętność wymieszaną z znudzeniem, za którym ukrywała wszystkie swoje emocje. Przyłożyła do ust w połowie wypalonego papierosa i w tym momencie jej wzrok utkwił na pojeździe blondyna. Gdyby ktoś jej się przyjrzał, mógłby zauważyć oznaki bólu i żalu w oczach. Jednak tak szybko jak one się pojawił, tak samo szybko kobieta je ukryła pod swoją maską.
-Jared po jaką cholerę sprowadzałeś mnie tu?- Może i jej głos wydawał się beznamiętny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć, jednak w środku dziewczyna czuła zaniepokojenie, a może nawet strach. W każdej chwili ktoś mógł w końcu dowiedzieć się co zrobiła. A za zabójstwo Organizatora nie groził jej tylko pobyt w więzieniu, a dużo gorsze rzeczy i choć nie bała się śmierci, nie dokończyła jeszcze kilku spraw, a nie zamierzała pozostawić ich nierozwiązanych.
-A to kto?- Wskazała głową na ciemnoskórego chłopaka, który stał obok Jareda. Uśmiechał się w aroganckim stylu, a przy okazji marszczył brwi. Był to bardzo dziwny widok aczkolwiek także uroczy i sama Juliet musiała to przyznać, choć bardzo niechętne. Opamiętała się w chwili, gdy przed oczami wyrosła jej postać Maxa. Bardzo się zmienił i przez te kilka miesięcy jakby się postarzał. Widać było, że już dawno powinien ściąć włosy i się ogolić. Poczuła niemałe ukłucie bólu widząc człowieka, z którym chciała dzielić resztę życia, a który zostawił ją tuż po wyjściu z domu Collinsów. Twierdził, że tak będzie lepiej, bezpieczniej. Rudowłosa wtedy nie wiedziała co zrobić, chciała zaprzeczyć, walczyć o miłość, jednak duma jej na to nie pozwalała.
Dlatego w tej chwili rzuciła w jego kierunku tylko niechętne spojrzenie, a swój wzrok umieściła na Jaredzie, ponieważ wydawało jej się, iż będzie to najbezpieczniejsze wyjście, a tym samym nie pokaże, że się wstydzi albo co gorsza, boi.
-Mój nowy znajomy.- Było to bardzo zaskakujące, że brunet miał jeszcze siłę uśmiechać się szeroko, nawet do zielonookiej, a przecież wszystkim było wiadomo jaki stosunek był między nimi i było też wiadomo, że raczej nigdy się nie ociepli.
Max kompletnie zignorował nowego chłopaka, całą uwagę skupiał na tym, by nie patrzeć się na swoją byłą dziewczynę. Przejechał dłonią po blond włosach i westchnął ciężko, jakby miało to mu w jakikolwiek sposób pomóc.
-Wiem, kto stoi za tym wszystkim- niebieskooki spoważniał, a całe rozbawienie towarzyszące mu dotychczas gdzieś się ulotniło. Po raz kolejny przejechał przenikliwym wzrokiem po wszystkich zgromadzonych udowadniając, że nie żartuje, że jest pewien swoich słów. Chciał w końcu pokazać, że nie jest chłopakiem na posyłki i może coś osiągnąć. Pragnął udowodnić, że ludzie się do niego pomylili i obrał sobie za cel znalezienie prawdziwego zdrajcy. A to mu się udało.- I wiem, że pozbycie się go będzie cholernie trudne, dlatego potrzebujemy więcej ludzi, a tym samym musimy zadzwonić po Ann. Chociaż dobrze wiem, że to będzie dla niej bardzo bolesne i wiem, że to wyprawa samobójcza.
Jak każda inna- pomyślała Ju, jednak nie wypowiedziała tych słów na głos.
Max zamyślił się na chwilę, a jego dłonie zaciskały się w pięść i rozluźniały cały czas. Po raz kolejny musiał wystawić na śmierć kobiety, które kochał i nie był pewny czy tym razem wszystkim uda się przeżyć. Był pewien, że szczęście towarzyszące im ostatnim razem, teraz może ich opuścić. A on nie mógł nic zrobić, by chociaż odciągnąć je od tego.
-Jakby to Ann powiedziała- zaczął brunet.- Pod latarnią jest najciemniej.

Kolejny upalny dzień. Zdawało mi się, a może nawet przypuszczałam, że ten rok będzie jednym z najgorętszych od kilkudziesięciu lat. Temperatura wzrastała do takich stopni, że często w lato nie było tak gorąco, dużo ludzi przez to dostawało udaru. A przecież, jakby nie patrzeć, to dopiero pierwszy marca.
Dzisiaj ponownie klimatyzacja nawet nie dawała ukojenia i już pół godziny po wyjeździe z raju, żałowałam, że w ogóle stamtąd wyjechałam. Przez myśl nawet mi przeszło by wykupić ten teren.
Mało rozmawialiśmy w drodze, cisza nam nie przeszkadzała. Ja wpatrywałam się w szybę po swojej stronie i przyglądałam się zmieniającemu się krajobrazowi. W jednym momencie jechaliśmy przez gęsto porośnięty las, a już kilkadziesiąt minut później znajdowaliśmy się na pustyni. Uwielbiałam podróże samochodem, gdy jeździłam sama. To uczucie władzy, zastrzyk adrenaliny, kiedy przekraczało się dozwoloną prędkość i wymijało się co chwilę nowe samochody. Ten dreszcz emocji, gdy ścigałam się z którymś chłopaków i wygrywałam. Bo byłam w tym najlepsza, to było dla mnie. I chyba było to jedyną rzeczą, która w tym wszystkim tak naprawdę dawała mi radość. To dawało mi poczucie wolności.
-O czym myślisz?- doszedł do mnie głos Paula, jakby przyciszony i niepewny. Nie myślałam o rzeczywistości, jeszcze nie. Chciałam się cieszyć tymi ostatnimi chwilami, można powiedzieć, że normalności.
Uśmiechnęłam się delikatnie i pogłośniłam radio, bo właśnie leciała jedna z piosenek, która dobrze mi się kojarzyła. Zawsze gdy Borys był sam i oddawał się czyszczeniu broni słuchał kilku piosenek. Było ich niewiele, może z cztery, ale tą lubił najbardziej. Wtedy często siadałam w fotelu, który znajdował się w rogu pokoju i przyglądałam się mężczyźnie. Zawsze mnie zauważał, ale nigdy nie dawał po sobie tego poznawać. Zachowywał się wtedy jakby mnie ignorował, ale tak nie było. Po prostu była to jego chwila, a on tylko pozwalał mi być obserwatorem i pozwalał wszystko zrozumieć, bez słów. Max nauczył się tego samego.
Poczułam delikatne ukłucie bólu, kiedy przypomniałam sobie o bracie. Nie myślałam o naszym ostatnim spotkaniu, tylko o dawnych czasach. Kiedy skończyłam tak dużo przebywać z Borysem, zajmowałam czas Maxowi. Wtedy siadałam na podłodze w garażu, a on zajmował się swoim ukochanym motocyklem, by potem wziąć mnie na przejażdżkę.
Nigdy z nim nie wygrałam, kiedy jechał na motocyklu. Jeśli ja byłam mistrzem w jeździe samochodem, to on miał to samo tylko z motocyklem.
-O niczym szczególnym.- Sama nie wiedziałam, czy zaliczało się to do kłamstwa. Nie czułam tego, że okłamałam chłopaka. Odparłam wymijająco, ale na pewno nie skłamałam.
-Będzie dobrze.- Ścisnął moje udo i na chwilę zatrzymał na mnie wzrok, by później przenieść go ponownie na drogę.
Kiwnęłam głową. On w to wierzył, wierzył we mnie, w nas. Ja też powinnam w to wierzyć. Tyle, że było to bardzo trudne.
Kiedy znalazłam się w domu, nie marzyłam o niczym innym jak prysznicu i łóżku. Co chwilę musiałam powstrzymać się od ziewnięcia, co budziło rozbawienie w Paulu, za co kilka razy ode mnie oderwał. Pomijając to, że jeszcze więcej razy uderzyłam tylko powietrze, ale kto by tam się tym przejmował.
Jakie było moje zdziwienie, gdy w salonie zastałam rodziców, którzy jak gdyby nigdy nic siedzieli na sofie przy lampkach wina, żartowali, a mama chichotała jakby była nastolatką. Zatrzymałam się w progu i przetarłam oczy, zastanawiając się czy to co widzę, nie jest tylko skutkiem za długiej jazdy i braku snu.
-Wróciliście już?- Mama popatrzyła na nas zdziwiona. Paul przywitał się krótkim „dzień dobry”, za to ja nie powiedziałam nic. Byłam w zbyt dużym szoku, by wypowiedzieć choć jedno słowo.
-Ja.. Wy..- plątałam się w wypowiedzi, jak gdyby to oni złapali mnie w niedwuznacznej sytuacji.- My pójdziemy.
Pociągnęłam Paula za rękę i jak najszybciej przedostałam się na górę. Usiadłam zszokowana na łóżku i nadal nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Moi rodzice byli w domu. Ba. Oni spędzali czas razem i to nie pracując.
Brunet jakby nie zauważając w tym nic dziwnego, usiadł obok mnie, a potem pociągnął na środek łóżka. Ułożyłam się obok niego i przyłożyłam głowę do jego torsu. Jego dłoń delikatnie jeździła po moich plecach. Przymknęłam oczy, jednak ta chwila nie trwała długo. Czułam wibracje w kieszeni spodni oznaczające, że ktoś do mnie dzwoni.
-Zignoruj to- brunet szepnął w moje włosy przytulając mnie mocniej. Jednak nie mogłam tego zignorować. Coś mi na to nie pozwalało.
Usiadłam, co skutkowało jękiem niezadowolenia ze strony chłopaka. Wyciągnęłam komórkę i przyłożyłam ją do ucha, wcześniej odbierając.
-Słucham?- mruknęłam próbując powstrzymać śmiech, bo w tym momencie brunet zaczął mnie łaskotać.
-Dobrze się bawisz, prawda?
Zamarłam.
-Ciekawe jak będziesz się bawić, gdy dowiesz się, że twoje dwie przyjaciółeczki tu są, a jedna z nich dziwnym trafem ma na nazwisko Brown.
Widziałam, że moje zachowanie zaniepokoiło Paula. Wiedziałam, że będzie chciał wyjaśnień. Nie mogłam ich mu dać. Musiałam zrobić wszystko by ocalić Emily. Musiałam zrobić wszystko, by Paul pozostał tutaj i o niczym się nie dowiedział. Tylko jak miałam to zrobić, jeśli jutro on się obudzi i nie będzie mnie przy nim? Potrzebowałam pomocy i wiedziałam kto mógł mi pomóc.

Mężczyzna zakończył rozmowę z perfidnym uśmiechem na ustach. Spojrzał na dwa zdjęcia leżące na jego biurku. Z obu zdjęć uśmiechały się dwie nastolatki. Jedna blondynka, którą mężczyzna znał bardzo dobrze, a druga brunetka. Camilla Barker i Emily Brown. Mężczyzna zastanawiał się właśnie, która pierwsza umrze i w jaki sposób. W chwili gdy o tym pomyślał, zaczęło się odliczanie. Odliczanie do śmierci nie tylko tych dwóch dziewczyn.

------------------
*Passanger  "Let her go"
 Jestem! Nawet nie wiecie ile razy przez te kilka tygodni miałam ochotę napisać rozdział, a nie miałam możliwości. Naprawdę było to bardzo irytujące uczucie. Ale dobrze, że już jestem i teraz znów będę regularnie pisać. 
Od jakiegoś czasu na komputerze poprawiam stare rozdziały pierwszej części, dodaję więcej opisów, inaczej piszę dialogi, ale sens jest ten sam. Kiedy już poprawię całą pierwszą część możliwe, że zamieszczę ją na chomikuj i może też na wattpadzie. Będzie to jakoś po zakończeniu drugiej części, gdzie na początku, może w połowie września. Teraz pytanie do Was, czy będziecie chcieli to przeczytać? Jeśli tak, to bardzo mnie to ucieszy, a jeśli nie, to jeszcze raz się zastanowię czy wypuszczać to bardziej w wersji całości, książki. Jak wspominałam będzie to można ściągnąć z chomikuj i może wattpada, ale to wszystko od Was zależy. Jeżeli nowsza wersja opowiadania przypadłaby Wam do gustu, zabrałabym się za poprawianie dwójki.
Jutro bądź pojutrze, najpóźniej w sobotę, będzie rozdział na drugim blogu, na który już teraz zapraszam.
No to chyba wszystko, rozpisałam się trochę.
Czekam na wasze komentarze, bo naprawdę się za nimi stęskniłam i mam nadzieję, że będziecie aktywni.
Do napisania

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 15 (2)

Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, ponieważ jutro bądź w środę wyjeżdżam na dłuższy okres, możliwe, że wrócę dopiero tydzień przed rozpoczęciem roku. 
Wątpię, żeby była trzecia część Nienawiści. Coraz mniej ludzi czyta drugą, a trzeciej pewnie już nikt by nie czytał. Więc najprawdopodobniej opowiadanie zakończy się na drugiej części.
Jedna osoba spytała mnie, czy polecam utworzenia bloga na blogspot. Szczerze powiedziawszy, tak. Jest dużo możliwości i w pełni można kontrolować to, co się robi.
Teraz życzę miłego czytania

-------------------------------
Skacz – i lecąc w dół, pozwól, by wyrosły ci skrzydła*
--------------
Wzięłam głęboki oddech sprawdzając czy klimatyzacja na pewno działa. Chociaż byłam przyzwyczajona do Kalifornijskich upałów, dzisiaj słońce było szczególnie nieznośne, mimo że już dawno minęła siedemnasta.
-Wiesz- zaczął Paul przesuwając dłonią po ciemnych włosach.- Niektórzy oddali by wszystko, by mieć taką temperaturę w ostatni weekend lutego.
Rzuciłam mu krótkie spojrzenie wachlując się gazetą. Ja w tej chwili oddałabym wszystko za zimny prysznic lub pływanie w oceanie. Jechaliśmy już ponad trzy godziny. Jedyne co wiedziałam to, to że udawaliśmy się w głąb kraju. Wpadliśmy w idiotyczną porę, bo co jakiś czas znajdowaliśmy się w kroku i w tej chwili było tak samo.
Chłopak pochylił się w moją stronę i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho uśmiechając się delikatnie i jakby przepraszająco. Przysunęłam jego twarz do siebie i pocałowałam go krótko.
-Wszystko okay?- spytał przyglądając mi się uważnie.
Kiwnęłam głową. Obiecałam, że nie będę myślała o niczym, tylko o naszym wypadzie. Nie chciałam zepsuć Paulowi tego weekendu.
Brunet uśmiechnął się tajemniczo i wrócił na swoje miejsce, bo mogliśmy w końcu jechać dalej. Oczywiście nie zdradził mi ani słowem celu naszej podróży, a gdy o to się pytałam, zamykał mi usta swoimi i na tym był koniec naszej rozmowy.
-Za niedługo będziemy, mała- stwierdził i zjechał z autostrady.
Wysiadłam z samochodu i zatrzymałam się z wrażenia. Byliśmy nad dużym jeziorem, który praktycznie ze wszystkich stron było otoczone lasami. Kilkadziesiąt metrów od nas dostrzegłam średniej wielkości pomost. Przyglądałam się tafli wody, w której odbijały się promienie słońca.
-Zaczekaj tutaj- szepnął mi we włosy i pocałował w skroń.
Oparłam się o maskę samochodu i rozejrzałam dookoła. Podążając wzrokiem za moim chłopakiem dostrzegłam, że kieruję się w stronę kilku małych domków. Zmarszczyłam brwi i nie mogłam zrozumieć kto w takim miejscu stawia domki wypoczynkowe. Na szczęście były na większym wzniesieniu i do plaży nie było aż tak blisko, jednak trzeba było przejść się kawałek.
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, powietrze było tu dużo wilgotniejsze niż w czasie podróży i dużo lepiej się oddychało. Delikatny wiatr muskał moją skórę i plątał włosy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, nie miałam pojęcia gdzie dokładnie jesteśmy, ale cieszyłam się, że jesteśmy daleko od domu. To tak, jakby w jednej chwili można było być daleko od problemów. Już w tej chwili czułam, że w tym miejscu będzie mi lepiej zapomnieć o nich chociaż na chwilę i skupić się tylko na moim kochanym idiocie.
Nagle poczułam jak tracą grunt pod nogami i mimowolnie pisnęłam. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam obok siebie zadowoloną twarz bruneta, który niósł mnie na rękach. Próbowałam mu się wyrwać, ale ten mocno mnie trzymał.
-Paul postaw mnie- zażądałam, ale nie mogłam powstrzymać się od chichotu.
-Nie rzucaj się- odparł ostro, chociaż byłam pewna, że nie był zły. Jak zwykle robiąc na przekór zaczęłam jeszcze bardziej się wyrywać.
-Kobiety- mruknął i przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek. Teraz zwisałam głową do dołu i coraz bardziej czułam jak zaczyna mi się kręcić głowie. Usiłowałam podnieść głowę jak najwyżej umiałam.
-Co ty właściwie robisz, co?- spytałam zaciekawiona i próbowałam przybrać poważny ton, jednak dzisiaj to bardziej jemu się udawało.
-Chcę przenieść moją dziewczynę przez próg, ale ta jak zwykle wszystko utrudnia- mruknął i klepnął mnie w tyłek.
Znieruchomiałam przetwarzając wszystko co mi powiedział i co zrobił. Nie miałam pojęcia czy najpierw zacząć się na niego wydzierać czy spytać o zdrowie psychiczne.
-Czekaj- zaczęłam nadal wisząc głową w dół. Oj, było coraz gorzej.- Czy czasem nie przenosi się panny młodej przez próg?
Poczułam jak wzruszył ramionami, co skutkowało tym, że uderzyłam głową w jego plecy. Warknęłam cicho pod nosem, a on zaczął się śmiać.
Czułam się jak Fiona w pierwszej części Shreka. Dopiero teraz zrozumiałam jej frustracje i- chociaż była wymyśloną postacią- zaczęło mi jej być żal.
-Będziesz grzeczną dziewczynką?- spytał, a ja już wiedziałam, że coś kombinuje.
-A co? Chcesz mnie zaciągnąć do sypialni?- spytałam retorycznie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że te pytanie powiedziałam na głos i na moich policzkach wystąpiły rumieńce. Miałam nadzieję, że do czasu aż stanę, znikną z mojej twarzy.
-Kusząca propozycja, mała. Uważaj, bo jeszcze przyjmę to jako zgodę.
-Dupek- mruknęłam pod nosem kołysząc się na boki. Ciekawe kiedy mnie w końcu postawi.
Chłopak wszedł po kilku schodkach i usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Ponownie zostałam podrzucona jak marionetka i na powrót wylądowałam w ramionach bruneta, który uśmiechał się jak głupi do sera, a mi zaczynało zasychać w gardle, bo dopiero w tej chwili doszło do mnie to wszystko. Odwróciłam wzrok od oczu chłopaka i przygryzłam dolną wargę. Weszliśmy do środka. To znaczy on wszedł, bo ja grzecznie przebywałam na jego rękach. Postawił mnie na podłodze wyłożonej panelami. Przesunęłam wzrokiem po pomieszczeniu. Był to mały salon urządzony w różnych odcieniach zieleni i brązu. Dwuosobowa kanapa, przed nią stolik, a obok fotel. Telewizor stał na wykonanej z drewna szafce. Ściany były pomalowane na jasny brąz. Kuchnia była połączona, a oddzielało te dwa pomieszczenia podłużny stolik i krzesła. W małej kuchni było kilka szafek, które były wykonane z ciemnego drewna, a blaty były wykonane z jakiegoś kamienia.
Otworzyłam drzwi i odnalazłam łazienkę. Szafeczki, zlew i cała reszta była czarna, gdy ściany miały kolor czystej bieli. Kabina umieszczona była w lewym rogu, a kawałek dalej znajdowała się umywalka nad którą wisiało lustro z czarną ramą. Gdy zobaczyłam się w lustrze mało nie krzyknęłam. Musiałam wziąć prysznic i to jak najszybciej.
Sypialnia podobnie jak salon skąpana była w zieleni i brązie, ale tutaj bardziej dominował ten pierwszy kolor. Największą powierzchnie zajmowało duże, małżeńskie łóżko i nie wiadomo czemu w tej chwili znów poczułam pieczenie na policzkach. Na przeciw łóżka stała średniej wielkości rozzuwana szafa. Ale to nie to przyciągnęło mój wzrok. Dokładnie przede mną, po drugiej stronie znajdowało się okno z którego był piękny widok na jezioro i pobliski las. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam bliżej do okna. Domek cały był przytulny i po prostu śliczny, ale nie mógł się równać z tym widokiem. A ten widok powodował, że ten dom był przez to jeszcze bardziej piękniejszy.
Nagle ktoś przejechał dłonią po mojej ręce, a po chwili otoczyła mnie para silnych ramion. Wtuliłam się plecami w Paula i odetchnęłam z ulgą.
-Podoba ci się?- spytał szeptem i pocałował mnie w szyję powodując przyjemny dreszcz na plecach.
-Mhm. Jest pięknie. Dziękuje, że mnie tu przywiozłeś.- Obróciłam się w jego stronę i zarzuciłam mu dłonie na szyję.
-Przyjemność po mojej stronie.- Posłał mi swój łobuzerski uśmiech, a w jego oczach pojawiły się radosne iskierki.
Stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego wargi.
-Idę wziąć prysznic- oświadczyłam odsuwając się od niego.
-Mogę z tobą?
Pokręciłam głową idąc tyłem do wyjścia i posłałam mu buziaka.
Siedzieliśmy na pomoście mocząc stopy w chłodnej wodzie. Opierałam głowę na piersi bruneta otoczona jego ramionami. Słońce chowało się zza horyzontem i teraz niebo posiadało różne barwy od żółci po pomarańcz i róż, aż do ciemnej czerwieni. Byliśmy jedynymi gośćmi i poza obsługą nie było nikogo tutaj innego. Chyba, że na drugim końcu jeziora ktoś przyszedł na spacer.
Paul rysował kciukiem nie znane mi kształty na wnętrzu mojej dłoni wyraźnie zamyślony, bo już nie odzywał się od kilkunastu minut. Jednak ta cisza nikomu nie przeszkadzała. W tle było słychać śpiew ptaków i szelest liści poruszanych przez wiatr.
-Nie mogę uwierzyć, że w takim miejscu nie ma nikogo oprócz nas- szepnęłam nie chcąc w jakikolwiek sposób zakłócić tej ciszy.
-Niewiele ludzi wie o tym miejscu- odszepnął.- A to, że są tu domki letniskowe o niczym nie świadczy, większość ludzi jak chce pojechać nad jezioro zazwyczaj wybiera Clear.
Kiwnęłam głową i odsunęłam zagubiony kosmyk włosów za ucho.
-Kocham cię- wyznałam odwracając się w jego stronę delikatnie, ale na tyle by móc spojrzeć mu w oczy. Przejechałam dłonią po jego szczęce na której zaczynał odrastać zarost.
-Powtórz- poprosił patrząc mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Kocham cię, Paul.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, przyciągnął mnie do siebie bliżej, o ile było to możliwe i złączył nasze usta w długim pocałunku nie pozwalając mi odsunąć się nawet na minimetr.
-Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść- szepnął mi do ucha.
Wtuliłam się w jego pierś i wciągnęłam powietrze wymieszane z jego zapachem.
-Chodź, wracamy- wstał i podał mi dłoń, bym zrobiła to samo. Potem objął mnie w pasie i ruszyliśmy w kierunku domku.
Z każdym przebytym krokiem czułam, jak w gardle zaczyna mi zasychać, a serce mocniej bić. Częściej oddychałam. Nie to, że nigdy nie spałam z Paulem w jednym łóżku, bo to zdarzało się wiele razy. Tyle, że wtedy żadne z nas, a bynajmniej ja, nie myślałam nawet przez chwilę o czymkolwiek innym oprócz snu.
-Spokojnie, kochanie- mruknął, gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Obrócił mnie w swoją stronę i chwycił twarz obiema dłońmi bym na niego spojrzała.
-Nie chcę cię już więcej stracić, wiesz?- Kiwnęłam głową w odpowiedzi, bo nie byłam pewna, czy zdołałabym wydusić z siebie chociaż słowo.
Odsunął jedną dłoń, by po chwili wyciągnąć małe pudełeczko z kieszeni.
-Ty chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć?- spytałam niepewna planów bruneta. Choć naprawdę go kochałam, zdawałam sobie sprawę, że na to byliśmy za młodzi, dodatkowo patrząc na to co się dzieje, nie byłam pewna czy przyjmując jego oświadczyny, nie spowodowałabym, żeby groziło mu jeszcze większe niebezpieczeństwo.
-Nie- pokręcił głową, a w jego oczach dostrzegłam cień smutku.- Jeszcze nie, skarbie. Ale na pewno to zrobię.
Po raz kolejny tego dnia tylko kiwnęłam głową przyglądając się uważnie chłopakowi. Chwycił moją dłoń, a potem położył na niej małe, granatowe pudełeczko.
-Moje już masz, ale...- nie dokończył, tylko pozwolił mi otworzyć.. Moim oczom ukazał się wisiorek w kształcie serca. Przyjrzałam się mu i albo mi się zdawało, albo był to rubin.
Zrobiłam krok w tył padając na drzwi.
-Paul, ja naprawdę dziękuje, ale..- nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. No bo jak mogłam przyjąć coś tak kosztownego? Nie potrzebowałam dowodów na to, że Paul mnie kocha, a przede wszystkim nie tak drogich.
-Po prostu go przyjmij, dobrze?- w oczach miał wyraźną prośbę i nadzieję.- Dla mnie.
Odsunęłam włosy i stanęłam do niego tyłem, by zapiął łańcuszek. Nim jednak to zrobił, złożył na mojej szyi pocałunek i przez chwilę trzymał swoje usta przy mojej skórze.
-Dziękuje- pocałowałam go, gdy już skończył.
-Ann, jeśli nie jesteś gotowa... To nie musimy tego robić. Zaczekam.
Ja wiedziałam czego chcę. Byłam tego pewna. Stałam przed chłopakiem, którego naprawdę kochałam i chciałam z nim spędzić resztę życia.
-Chcę, Paul- miałam dziwnie zachrypnięty głos.
Chłopak chwycił moją dłoń i otworzył drzwi wpuszczając do środka. Wchodząc do sypialni zatrzymałam się na chwilę. Wszędzie były porozstawiane świeczki, które powodowały nastrój. W kilku miejscach były wazony z czerwonymi różami. Popatrzyłam na bruneta, gdy ten przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w pocałunku. Nic więcej nie było mi potrzeba. Niczego więcej nie pragnęłam oprócz niego.
---------------
*Ray Bradbury
Do napisania

Szablony