piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 3

Po szkole pojechałam do Brownów. Ich adres miałam zapisany na kartce, która jak się okazało, wcale nie była mi potrzebna. Całkiem dobrze znałam okolicę, w której mieszkali.Wysiadłam z samochodu i zorientowałam się, że jakimś cudem Paul przyjechał wcześniej ode mnie.
-Cholera- mruknęłam sama do siebie i zadzwoniłam na domofon. Furtka się otworzyła, a ja weszłam do pięknego ogrodu. Wszędzie rosły kwiaty, najczęściej były to różnego koloru róże, które uwielbiałam. zaczęłam wchodzić po schodkach, ale zanim zdążyłam podejść do drzwi, otworzyła je kobieta. Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale jednocześnie pytająco.
-Dzień dobry- przywitałam się. - Nazywam się Anna Collins i mam być nową ochroną pańskiej córki.
-Ah..., No tak. Kompletnie zapomniałam, wchodź- otworzyła szerzej drzwi.
Weszłam do środka i poczułam ciepło. Wszystko było urządzone w sposób, iż od razu czułeś się jakbyś był u siebie. Kobieta zaprowadziła mnie do salonu. Na jednej z dwóch kanap siedziało dwóch mężczyzn, jak się okazało jednym z nich był Paul.
-Jack ktoś do ciebie- oznajmiła kobieta.
Mężczyzna spojrzał na mnie. Miał przyjazny, a przy tym pewny siebie i stanowczy wyraz twarzy, na której widoczne były zmarszczki.
Starałam się nie zwracać uwagi na Paula. On również nie był zachwycony tym, że teraz więcej czasu będziemy musieli spędzać razem.
Jack wstał.
-Zapraszam do gabinetu. Tam wszystko omówimy.
Poszłam za mężczyzną. Weszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak typowy gabinet. Nic szczególnego. Identyczny miał mój tata w domu. Wskazał mi bym usiadła, a sam zajął miejsce po drugiej stronie biurka. Dopiero teraz zorientowałam się, że Paul przyszedł tu za nami. Nieświadomie westchnęłam.
-Tak naprawdę prawie wszystko już omówiłem z twoim szefem- stwierdził facet.- Jednak on upierał się, że muszę się z tobą spotkać.
Kiwnęłam głową.
-Lubię jeśli wszystko jest jasne, a tylko sama mogę tego dopilnować- wyjaśniłam.
-Więc co nie jest dla ciebie jasne?
-Chciałabym poinformować pana o kilku moich zastrzeżeniach i regułach.
-Więc słucham.
-Moim zadaniem jest przywożenie i odwożenie Emily do lub z szkoły, prawda?- upewniłam się.
Mężczyzna kiwnął głową.
-A więc jeśli dziewczyna będzie już w domu, nie jest pod moją opieką. Jeśli wtedy jej się coś stanie, oczywiście postaram się pomóc, ale to nie będzie mój interes. Jak przypuszczam, będzie chciał pan, abym towarzyszyła jej, gdy gdzieś będzie jechać. Oczywiście, przyjmuje to. Jednak wymagam jednego dnia wolnego w tygodniu. Najlepiej z doświadczenia wiem, że będzie to sobota lub niedziela.
Jack słuchał w ciszy tego co mówię.
-Dziewczyna musi wiedzieć, że nie jestem od tego by się z nią zaprzyjaźnić. Więc od początku nawet niech tego nie próbuje. Używam broni. W każdej chwili mogę mieć przymus by jej użyć, to też powinna wiedzieć. Nie toleruję sytuacji, w której Emily spróbowałaby uciec. A przede wszystkim, tak schodząc z tematu pana córki, on ma się trzymać ode mnie z daleka- wskazałam na Paula, który spojrzał na mnie zdziwiony.
Mężczyzna zgodził się na te i jeszcze inne moje warunki, a potem sam przedstawił swoje wyobrażenie mojej pracy. Na koniec poznałam dziewczynę za którą od dzisiejszego dnia miałam obowiązek oddać życie, a później wróciłam do domu.
Zjadłam kolację z rodzicami, poszłam odrobić lekcje, wzięłam prysznic, a potem zasnęłam.
Budzik wyrwał mnie ze snu. Rozejrzałam się po pokoju. Odkąd zrobiliśmy remont bardzo mi się podobał. Był prosty i praktyczny. Bez żadnych dodatkowych, niepotrzebnych rzeczy. Ściany koloru limonki i czarne meble idealnie ze sobą współgrały.
Wyciągnęłam dres i byle jaką bluzkę, a potem wybrałam się na poranne bieganie. Po powrocie wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie i pojechałam po Emily Brown.
Siedziałam w samochodzie pod jej domem rozglądając się by upewnić się, że wszystko jest okay. Po pięciu minutach średniego wzrostu brunetka wyszła z domu i wsiadła do auta.
Zapaliłam silnik i odjechałam. Jedynym dźwiękiem była muzyka puszczona z radia.
-Nie lubisz mojego brata- spojrzałam w lusterko by sprawdzić czy było to pytanie, czy jednak stwierdzenie.
-Można tak to ująć- mój ton dał jej do zrozumienia, że zakończyłam temat.
Po raz kolejny tego ranka spojrzałam w boczne lusterko i ponownie zobaczyłam samochód, który za nami jechał. Było to czarne BMW.
Po niedługim czasie zaparkowałam pod szkołą Emily. Wysiadłam z samochodu i niewidocznie się rozglądając otworzyłam jej drzwi. Samochód, jadący za nami pojechał dalej.
-Będę po ciebie gdy skończysz lekcje.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w kierunku szkoły. Ja pojechałam do swojej.
****
Taki mały dodatek, który nie miał ukazać się w tym tygodniu. Przepraszam za błędy jeśli się pojawiły. Wiem, że na razie nic szczególnego się nie dzieje, ale za niedługo akcja powinna się rozkręcić. Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Do napisania :)

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 2

Weszłam do gabinetu, który dzieliłam z starszym bratem. Podeszłam do biurka i otworzyłam jedną z szuflad. Wyciągnęłam pistolet.
-Dawno się nie widzieliśmy- mruknęłam i ruszyłam w kierunku sejfu. Wzięłam zapasową amunicję i jeszcze jeden pistolet.
Potem opuściłam naszą firmę. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do szkoły. Byłam tam jakieś dziesięć minut później. Wysiadając zauważyłam moją przyjaciółkę, która siedziała na murku i wpatrywała się w telefon. Znałam ją od przedszkola. Ufałam jej, a ty już coś. Znała praktycznie wszystkie moje tajemnice. Wiedziała o rzeczach, o którym moi rodzice nie mieli pojęcia. W moim życiu były trzy najważniejsze osoby. Camilla, Max i mój były ochroniarz Borys. Ten ostatni częściej się mną zajmował niż własne ojciec. To on nauczył mnie wszystkiego. Był moim przyjacielem.
-Co tam tak grzebiesz?- spytałam dziewczynę.
-Jezus, Ann straszysz- wyznała wystraszona.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
-Widocznie masz coś na sumieniu.
 Przyjrzałam jej się. Blond włosy miała upięte w wysoki kucyk, a na twarzy jak zwykle delikatny makijaż. Ubrana była w szorty i luźną, niebieską bluzkę, która podkreślała kolor jej oczu.
-Jak tam rozmowa z tatą?- spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Mam zlecenie.
Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, jednak po chwili on zniknął.
-Zostaje tym razem- dodałam, myśląc że to właśnie o to jej chodzi. Pomyliłam się. Minę miała ciągle taką samą
-Ann obróć się.
Zrobiłam co powiedziała i westchnęłam.
-Czego chcesz?- warknęłam.
Przede mną stał Paul Brown, przywódca szkolnej elity. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi czarnymi gałami. 
-Ty będziesz ochraniać moją siostrę?
Byłam pewna, że na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Nie chodziło o to, że sama dowiedziałam się o tym pół godziny temu. Zdziwił mnie jego ton. Myślałam, że jak zwykle powie to pewien siebie z arogancją i wyższością. Jednak w jego głosie nic takiego nie usłyszałam.
-No, niestety- przyznałam.
Pochylił się nade mną.
-Jeśli coś jej się stanie, popamiętasz mnie do końca życia- no i wrócił.
Prychnęłam.
-Nie wiem jak inni, ale ja nie boję się ciebie. A teraz spadaj, nie chce mieć zniszczonej reputacji przez rozmowę z tobą- wiedziałam, że wiele osób przygląda się naszej rozmowie. Byłam też świadoma tego, że za chwilę po szkole rozniosą się różnego rodzaju plotki wyssane z palca.
Chłopak popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem obrócił się i poszedł.
-Co to było?- spytała zdziwiona Camilla.
-Moja praca- mruknęłam.

Gdy przyszłam na stołówkę, Cam już siedziała przy naszym stoliku. Kupiłam sobie wodę i sałatkę, a potem dosiadłam się do niej.
-Więc mów, jak to jest z tym twoim nowym zleceniem- zażądała dziewczyna, której wcześniej obiecałam, że wszystko wyjaśnię na lunchu.
-Tak właściwie to jest praca jak każda inna, no może oprócz tego, iż będę ochraniać siostrę Browna.
-I ty się tak od razu zgodziłaś?- Camilla przyglądała się mi, zbyt dobrze mnie znając, by uwierzyć, że to prawda.
Przedłużałam moment odpowiedzi zaczynając jeść sałatkę.
-Tata mnie namówił, a ja postaram się by jak najmniej spotykać Paula. Po szkole jadę do nich omówić szczegóły- wyjaśniłam.
-Oni są znów razem?- zmieniła temat wpatrując się w jeden z stolików, który był w centrum jadali. Jak myślicie, kto tam siedział? Bingo. Nasza elita. Spojrzałam na te puste laski, które siedziały na kolanach tak samo pustych i zapatrzonych w siebie chłopaków.
Wzruszyłam ramionami.
-Przecież wszyscy wiedzą, że on zmienia dziewczynę co chwilę- odpowiedziałam mając na myśli Paula.
-Ta... Ale ciągle powraca do Sary.
-Ty chyba nie mówisz, że chciałabyś być na miejscu tych plastików- kolejny raz przyjrzałam się mojej przyjaciółce.
-Nie, skądże. Tylko myślę, że nie wszyscy są tacy jak ich widzimy. Spójrzmy na przykład na ciebie. Niby jesteś otwartą osobą, a tak naprawdę, wszyscy widzą tylko to co pokażesz, czyli twoją maskę.
Miała racje znała mnie jaki nikt inny i co chwilę dało się to zauważyć, jednak to nie odwróciło mojej uwagi od nagłej zmiany Camilli.
-Chodzi ci o Jamesa- zgadłam. James był chłopakiem, w którym Cam kiedyś się kochała, ale przeszło jej gdy on dołączył do tamtej grupy. Teraz stwierdziłam, że najwyraźniej jej nie przeszło.
-Rozmawiałam z nim ostatnio- powiedziała zawstydzona.- On jest taki jak kiedyś. Po prostu teraz udaje, by oni nadal chcieli się z nim kumplować.
-To dla mnie chore- oznajmiłam.
-Dla mnie też, ale...-dziewczyna spojrzała mi w oczy.- Ale jeśli się nie zmienił, to dlaczego miałoby się zmienić moje zdanie o nim?
Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Jej oczy zdradzały wszystko. Camilli nadal zależało na Jamesie. A ja nie miałam prawa jej osądzać.

*********
Drugi rozdział napisany :). Co sądzicie o nim? Od razu przepraszam za błędy, które na pewno się pojawiły. Mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad w postacie komentarza.
Rozdziały będą dodawane raz lub dwa razy w tygodniu.
Do napisania

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 1

Siedziałam na obrotowym krześle z nogami na biurku i czekałam na mojego ojca. Rozglądałam się po pomieszczeniu, w którym nie byłam od ponad dwóch miesięcy. Praktycznie w ogóle się nie zmienił. Tata wchodząc do pokoju z kubkiem kawy, pokręcił głową i westchnął.
-Też się cieszę, że cię widzę- wstałam i usiadłam po drugiej stronie.
-Jesteś cały Max- mężczyzna zajął swoje miejsce.
-Mówisz mi to codziennie- uśmiechnęłam się do niego i napiłam jego kawy- Co tym razem masz dla mnie?
-Będziesz zadowolona- ojciec uśmiechnął się tajemniczo, a wokół jego oczu ukazały się zmarszczki.- Nie będzie to zbyt wymagające, no i oczywiście będziesz mogła przy tym chodzić bez problemu do szkoły.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Dobrze myślał, że będę zadowolona z tej pracy. Zawsze chciałam dostać takie zlecenie, które nie będzie przeszkadzało szkole. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale lubiłam chodzić do szkoły. Czułam się wtedy sobą, zwykłą nastolatką, która ma normalne problemy. Jednak długo tak nie wytrzymywałam. Nie chciałam w swoim życiu rutyny.
Jednak pozytywne nastawienie prysło, gdy dowiedziałam się dla kogo będę pracować.

-Że co?- nieumyślnie podniosłam ton. Pokręciłam przecząco głową.- Daj to komuś innemu. Na przykład Natalie, jak wiem teraz nie ma co robić.
-Okay, ale podaj mi jeden powód dlaczego nie chcesz tego zlecenia- głos ojca był spokojny i opanowany.
-Nie będę ochraniać tego gnoja!
-Ann słownictwo- upomniał mnie tata.
Policzyłam do pięciu.
-Przepraszam.
-Spójrz na mnie- poprosił ojciec.- I posłuchaj mnie. Nie będziesz ochraniała go, tylko jego młodszą siostrę.
Westchnęłam.
-Ann, to zlecenie jest dla ciebie- mówił ojciec.- Gdy tylko je dostałem, wiedziałem, że ty będziesz do tego idealna. Nastolatkę, najlepiej zrozumie nastolatka, prawda?
Kiwnęłam głową.
-Siedemdziesiąt procent- powiedziałam nieśmiało.
-Sześćdziesiąt.
Zastanowiłam się.
-Dobra niech będzie.
Tata uśmiechnął się.
-Po szkole pojedziesz do nich i wszystko omówisz z tym facetem- oznajmił ojciec.
-Jasne, tato. Do zobaczenia.
Wstałam i wyszłam z gabinetu.

Prolog

Pytasz kim jestem?
Jestem.... snem. Tak, snem, nie pomyliłeś się.
Przychodzę, jestem przez jakiś czas, później znikam, a ty o mnie zapominasz. Tak naprawdę jestem wytworem twojej wyobraźni, naprawdę to nie istnieję.
A koszmar?- zapytasz.
Koszmarem też. Od losu i od ciebie zależy jak odejdę. Choć nie istnieję, mogę zmienić życie w piekło.

-----------------
Ann wzięła głęboki oddech. Nie mogła uwierzyć, że wakacje tak szybko minęły. Były to pierwsze od kilku lat wakacje, które mogła spędzić na nic nie robieniu. Nie chciała lecieć na jakąś wyspę albo na inne drogie wakacje. Wolała pojechać do babci. Nie rozmawiała z nią od czterech lat. Chciała to naprawić, więc na dwa miesiące przeniosła się do Kanady.
Teraz siedziała w małym ogrodzie babci i popijała gorące kakao wpatrując się w zachód słońca. Z jednej strony nie chciała wracać do szkoły, do domu, do rzeczywistości. Jednak z drugiej nie umiała doczekać się spotkań z Camillą no i oczywiście świąt.Wiedziała, że głupie jest myślenie o świętach pod koniec sierpnia, ale czekała na spotkanie z bratem. Na opowiedzenie mu, że ma dość rodziców, o rzeczach, o których tylko on wie. Brunetka nie wiedziała, że najbliższe miesiące ponownie ją zmienią. Tak, ponownie...

Kilka tygodni po rozpoczęciu kolejnego roku szkolnego dostała telefon. Uśmiechnęła się pod nosem w sposób zarezerwowany tylko dla takich informacji. Westchnęła z szczęścia jakie je ogarniało i ruszyła w stronę budynku firmy jej rodziców aby odebrać nowy rozdział swojego życia....

Siemka!

Hej, to mój nowy blog na którym będzie moje opowiadanie "Nienawiść". O czym będzie dowiecie się w następnym poście. Do napisania

Szablony