sobota, 13 września 2014

Rozdział 23 (cz.2)

Czy kochanie ciebie powinno boleć?
Czy powinnam się czuć, tak jak się czuję?
Czy powinnam zamknąć ostatnie, otwarte drzwi?
Moje koszmary otaczają mnie*
----------------------
Gdy ciało Jamesa bezwładnie opadło na ziemie, nie wiedziałam co robię. Chciałam zabić Borysa, pragnęłam tego z całego serca, ale nie potrafiłam. Czy to było takie dziwne, że nie potrafiłam zabić zdrajcy? A jednocześnie osoby, którą uważałam za rodzinę. Jednak dla zdrajców jest tylko jedna kara. Śmierć.
Zabijając Jamesa, dałam znak, że nie zamierzamy się poddać, ale jednocześnie wydałam na nas wyrok śmierci.
Chciałam wiedzieć, chciałam wiedzieć, dlaczego ta wiedza miała tak wielką cenę i co skrywało się za tą tajemnicą. Dlaczego nie dowiedziałam się od rodziców o Alanie i czemu on zginął. Czy chciał zabić mojego brata, jak wmawiali mi rodzice, czy chciał dostać prawdy? Cała moja wiedza, wszystko co mi mówiono, mogło nie być prawdą, a wszystkie moje przypuszczenia, właśnie tylko nimi były. Nic nie było pewne.
Stałam oparta plecami o plecy Jareda i oboje ubezpieczaliśmy się. Rozejrzałam się kątem oka, by dostrzec w jakim położeniu jest reszta ekipy. Zaskakujące było to, że Jake nie uciekł, a pozostał tu i także zamierzał walczyć. Poczułam dziwny uścisk w sercu, lecz musiałam go zignorować. To pozostawiłam na później. Paul próbował się podnieść z ziemi, ale za każdym razem obrywał od faceta, który go pilnował.
Zacisnęłam mocniej palce na broni i nie wahałam się jej użyć. Wiedziałam, że choć Borys wszystkiego mnie nauczył, to dzięki tej wiedzy jeszcze żyłam i nie zamierzałam wyrzucić jej z umysłu, bo domyślałam się, że właśnie na to liczył. Że chciał, bym stała się bezbronna i poddała się, ale ja nie zamierzałam.
-Ann- szepnął cicho Jared, tak, żebym tylko ja usłyszała. Wahał się, ale nie dlatego, że zamierzał coś powiedzieć, on nie był pewny, czy byłam sobą. Ja sama tego nie byłam pewna.- Pamiętaj, umieramy dla bliskich...
Nim skończył, nim dokończył zdanie, jedno z ważniejszych, ja nie zamierzałam dodać drugiej części. Nie potrzebowałam nawet sekundy, by domyślić się o co chodzi i zamiast pozwolić, by kula zabiła mojego przyjaciela, ja odepchnęłam go, co nie było zbyt trudne, ponieważ nie tego się spodziewał. Sama jednak nie zdążyłam uciec od pocisku musnął moje ramie przecinając boleśnie skórę i na szczęście nie zatrzymując się w ciele. Jęknęłam przeciągle, gdy pistolet wypadł mi z dłoni, a drugą przycisnęłam do rany.
-Ann!- krzyknął Jared i strzelił w napastnika zanim ten oddał drugi strzał. Poruszyłam szybko głową, dając mu znak, że wszystko dobrze i skryłam się tuż za jednym z samochodów. Oddychałam jak kobieta przy porodzie, bynajmniej próbowałam i dociskałam dłoń do rany. Nie miałam czym zatamować krwawienia, a nie mogłam siedzieć tu bezczynnie, gdy co chwilę jakaś kula przecinała powietrze, a oni mnie potrzebowali.
Zmrużyłam oczy i wpatrzyłam się w jednego faceta, który stał nieopodal, a jeszcze mnie nie zauważył. Na czworaka przedostałam się na tył samochody, a później skoczyłam na niego, wytrącając mu spluwę z rąk. Był dwa razy większy ode mnie i tylko cud mógłby mi pomóc go pokonać. Spróbowałam go kopnąć z półobroty, ten okazał się mieć imponujący refleks i obronił się przed atakiem, a dodatkowo chwycił moją nogę i przekręcił ją, a ja runęłam na ziemie, przy okazji rozwalając sobie nos. Nie miałam siły się podnieść, więc tylko przeturlałam się metr dalej i dopiero wtedy chwiejnym krokiem wstałam, ocierając twarz z krwi. Lewą ręką sięgnęłam do kostki, gdzie miałam ukryty nóż.
Facet patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, którego odwzajemniłam. W jego oczach dostrzegłam dodatkowo błysk rozbawienia, znajdował się on tylko tam przez sekundę, ale dał mi powód, by nie atakować jego, a osobę stojącą za mną. Nie pomyliłam się, przecięłam koszulkę i brzuch innego mężczyzny, a potem wbiłam go głęboko, mając nadzieję, że uszkodzę jak największą ilość organów. Po sekundzie poczułam jak mój nadgarstek zostaje unieruchomiony i mocne uderzenie w plecy, po czym po raz kolejny spotkałam się z betonowym podłożem. Ktoś przycisnął buta do moich pleców, przez co nie mogłam oddychać. Nóż wypadł mi z dłoni wprost do wroga, a ten długo nie czekając przejechał mi nim po drugiej ręce, od ramienia aż do łokcia. Choć starałam się, nie potrafiłam powstrzymać krzyku. Pociągnął mnie za włosy i odchylił głowę do tyłu, a zakrwawiony nóż przyłożył do tętnicy. Z trudem przełknęłam ślinę. Zacisnęłam zęby i modliłam się, by w oczach nie pojawiły mi się łzy.
Nie miałam już drogi ucieczki, ale nie martwiłam się o siebie, ten dzień kiedyś miał nastać. Może i nie dożyłam nawet osiemnastki, ale to nie miało znaczenia. Bałam się o moją rodzinę. Nie mogłam rozejrzeć się, by wiedzieć, czy są bezpieczni. Nie widziałam nawet Paula. Tuż przy mojej twarzy znalazła się para bardzo drogich butów i skrawek spodni od garnituru szytego na miarę.
-Podnieść ją- rozkazał Borys. Nadal mogłam wyczuć ostrze noża tuż przy skórze, kiedy szarpnięciem zmuszono mnie do wstania. Krew spływała mi po ramionach i twarzy, a w ustach miałam jej metaliczny posmak. Obraz przed oczami był odrobinę nie wyraźny, a ja ledwo utrzymywałam się na nogach. Przygryzłam dolną wargę, kiedy ręce zostały pociągnięte do tyłu, a tam związane sznurem, boleśnie wbijającym mi się w skórę.

-Ojciec wiedział, że żyjesz- zrobiłam krok w tył. Ojciec wiedział, że on żył. Ojciec wiedział, że kilka lat temu pojadę za Maxem i zabiję tamtego chłopaka.
Nagle jakby zalała mnie fala olśnienia. Nie obchodził mnie teraz psychopata, jego zrzuciłam na dalszy plan. Oni chcieli, bym zabiła Alana . Nie. To nie ja go miałam zabić. To miał zrobić Max.
Miałam mętlik w głowie. Słowa, które powiedział mi James były tylko skrawkiem prawdy. Ja sama tego wszystkiego nie rozumiałam. Dlaczego on wtedy chciał się spotkać z Maxem, skoro nie chciał go zabić.?
-Ty chciałeś go zabić- wymamrotałam pierwszy raz bojąc się własnego brata.
-Cholera jasna!- wydarł się.- Jasne, że nie. Ann, dlaczego wymyślasz takie bzdury?
-Bo nikt mi nie mówi prawdy?- zadałam retoryczne pytanie.- Bo wszystko przede mną ukrywacie? Dlaczego ojciec Lu wiedział, że mamy brata? Dlaczego szantażował ojca, chciał, by jego syn mnie zranił? Bym dostała się do Organizatora? On chciał mnie zranić, zemścić się za śmierć jedynego syna, czy chciał bym dowiedziała się prawdy? Dlaczego spotkałeś się z tym chłopakiem? On nie chciał cię zabić, prawda? On tylko chciał prawdy, tak jak ja? Czy przez prawdę, także umrę? Czy doszukując się prawdy, doszukam się jedynie śmierci? Właśnie o to chodzi? Ty wiesz wszystko, nie? Dlatego nie chcesz się ze mną spotykać. Dlatego mnie zostawiłeś, bym była bezpieczna?
Widziałam jak coś w nim pęka. Maska, którą miał, zanika. Po chwili patrzyły na mnie dobrze mi znane brązowe oczy. Takie same jak moje. Jego były pełne miłości, troski. Czułam, że w końcu do niego dotarłam. Że mój braciszek wrócił.
-Nie udało ci, się Max- po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Ból był nie do zniesienia. Już nic nie miało sensu.- On mnie szuka. Nie wiem kim jest, ale on zna prawdę. On zabił babcię, spowodował wypadek Jake'a. On chce mnie.
(…)
Naprawdę jest w świecie żywych. Tylko się ukrywa, ukrywa do dnia, w którym wszystko się ułoży. Do dnia, gdy prawda nie będzie oznaczała śmierci. Kiedy będziemy bezpieczni.


-Prawda oznacza śmierć- szepnęłam wpatrując się w oczy brata, bijące przerażeniem. On również był otoczony, ale nie bał się o siebie. Jego stan był dużo lepszy od mojego. Miał rozciętą wargę i łuk brwiowy, ale to chyba były wszystkie jego rany. Bał się o mnie, widziałam to w jego oczach.
-Pięć lat- zaczął Borys zakładając dłonie z tyłu pleców i maszerując tuż przede mną w tę i z powrotem.- Pięć lat po śmierci Alana jego rodzeństwo zniknie z powierzchni ziemi.
Zaśmiał się do siebie, jakby to był dobry żart. Zatrzymał się nagle i popatrzył mi w oczy. Nie miał na sobie okularów przeciwsłonecznych, nie miał kamiennej twarzy i nie dawał mi kazania, że źle wykonałam swoją robotę. To nie był on.
-Czy to nie żałosne, Anno?- prychnął.- Jak wiele są w stanie zrobić rodzice, dla dobra dzieci. Jak wiele brat jest w stanie oddać, by siostra była bezpieczna.
Nie zamierzałam reagować na jego zaczepki, tylko tego chciał. Pozbawić mnie honoru.
-Ale ty byłaś niewdzięczna, prawda? Musiałaś zrobić na przekór im i wchodzić w coś, co ciebie nie dotyczyło.
-A ciebie może tak?- wywróciłam oczami, choć nawet to sprawiało mi ból.
-Nie byłaś tego warta- syknął.- Nie jesteś warta niczego, no bo kim ty niby jesteś? Plamisz honor rodziny, firmy.
Wyrzucił dłonie w powietrze oburzony moim postępowaniem, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.
Zacmokał trzykrotnie zdegustowany.
-Nie zasłużyłaś na to, by nazywać się Collins i należeć, ba posiadać ją- warknął.
Nigdy nie można być pewnym tego, co wydaje się właściwe. Bo to zazwyczaj bywa zgubne.
Poruszyłam się nieznacznie, lecz to spowodowało tylko jedno, że sznur bardziej wbił mi się w skórę. Kosmyk włosów we krwi opadł mi na twarz, nie zamierzałam wykonać czegokolwiek, by się go pozbyć.
-Pupilka mafiozy- zaczął wyliczać z obrzydzeniem.- Najpierw twoja matka, a później ty. A mówiłem Robertowi, by ją zostawił od razu po tym, jak go zdradziła.
-To ty- powiedziałam lodowatym tonem.- To ty byłeś tą osobą, która o wszystkim wiedziała. To ty kazałeś ojcu pozostawić wszystko w tajemnicy i to ty chciałeś śmierci Alana.
Prychnęłam, za co oberwałam w policzek. Nie zamierzałam przestać mówić.
-Myślałeś, że się nie dowiem, iż Max pojechał się z nim spotkać, prawda? Nagadałeś Alanowi, że Max chce go zabić. Że jemu nic się nie należy! Nie sądziłeś, że ja się tam pojawię.
-To twój największy błąd- wysyczał przez zaciśnięte zęby.- A ich, że kazali mi cię wyszkolić. Jesteś suką, zabiłaś własnego brata.
Zakpił ze mnie i próbował mnie zdenerwować. Jednak nic na mnie nie działało, ze spokojem przyjmowałam tą wiedzę, wyczekiwałam tego dnia od miesięcy i doczekałam się go. A że za chwilę miałam umrzeć... To było co innego.
Podszedł do mnie i wyszeptał do ucha.
-Dziwka śmiecia.
Zrobił to w taki sposób, by wyglądało, że tylko ja mam to usłyszeć, ale powiedział to na tyle głośno, iż usłyszeli to wszyscy. Do moich uszu dotarł dźwięk szurania, co oznaczało, że kilka osób próbowało się wyrwać. Chwycił moją głowę dwoma palcami i obrócił ją tak, bym zobaczyła Paula i Jake'a.
-Oni zginął przez ciebie, wszyscy giną przez twoją osobę. Nie jesteś tego warta, nikt cię nigdy nie będzie chciał. Jesteś śmieciem, Anno. Błędem swoich rodziców, którzy ponieśli już konsekwencje.
-Nie słuchaj go- zawołał Max, przymknęłam oczy by nie widzieć jak za to obrywa. Usłyszałam natomiast jak się zakrztusił. Najprawdopodobniej krwią.
Krew kapała na beton, a ja byłam coraz słabsza. Rany zapewne nadawały się do szycia.
-To naprawdę przykre, że jesteś aż tak zazdrosny- zaśmiałam się i również zakrztusiłam krwią. - Do niczego nie doszedłeś w życiu, Borys. Organizator miał pozycję w mieście, ba w Kalifornii lepszą od ciebie. Miał władze, pieniądze i reputacje. Mój ojciec ma więcej od ciebie i doszedł dalej niż ty, bo ty po tylu latach nie miałeś nawet własnego zastępcy.
Popatrzyłam mu pewnie w oczy.
-Ja miałam więcej od ciebie, nawet Juliet ma więcej. I już nie ważne są pieniądze, firma czy cokolwiek innego. My mamy rodzinę i nawet jeśli mnie zabijesz, nic nie zyskasz.
Po raz kolejny oberwałam w twarz, do tego stopnia mocno, że głowa obróciła mi się w bok.
-Nigdy więcej nie waż się tak do mnie mówić- wydarł się na mnie.
-Nigdy więcej nie próbuj grozić mojej rodzinie- odparłam całkowicie spokojnie, nie wzruszona jego słowami.
-Jeśli jeszcze nie zrozumiałaś, to ja jestem górą- dał jakiś znak, a potem zobaczyłam, jak jeden z facetów wymierza z broni w Paula i przestrzela mu nogę. Zaparło mi dech w piersiach i przez kilka sekund nie potrafiłam oddychać. Widziałam grymas bólu malującego się na jego twarzy, kiedy zaciskał dłonie, by nie krzyknąć. To było jak wbicie sztyletu prosto w serce, nie potrafiłam znieść widoku jego w tym stanie, bo chciałam go chronić, ale przez to stała mu się jeszcze większa krzywda.
Musiałam szybko coś wymyślić.
-Nie zależy ci na ich śmierci- stwierdziłam.- Chcesz tylko dopaść mnie, więc śmiało. Zamierz mnie, ale ich wypuść.
To nie była prośba, to był rozkaz. Ostatni rozkaz w moim życiu. Ostatnia misja, którą musiałam zakończyć. Ostatni rozdział.
-Dobra decyzja- potarł ręce, a potem na powrót spoważniał.
-Zabrać ją.

----------------
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
(…) byłbym niczym

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
(…) nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
(…) Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
-------------------
Evanescence "All That I'm Living For"
"Hymn o miłości"

Nie mam pojęcia, co mam Wam napisać. Może powinnam przeprosić za to, że dopiero teraz ukazał się nowy rozdział, ale naprawdę nie z powodu tego, że mi się nie chciało. Internet mi nawalał i dopiero wczoraj jako tako zaczął współpracować choć nie do końca, bo jedna strona otwiera mi się minimum dziesięć minut, i naprawdę nie przesadzam. A dodatkowo telefon mi się zepsuł, a tam miałam większość rzeczy na bloga, nie tyle tego co na Świat bez tolerancji oraz trzeciego, który dopiero ma powstać. I mało mnie szlak nie trafił, bo telefon mam od dziesięciu miesięcy.
Czy trzecie opowiadanie będzie na nowym blogu czy na tym? Sama jeszcze tego nie wiem, większość z Was wolałaby na nowym, natomiast ja się nadal waham, bo jeśli miałoby ono być dodawane tutaj, zmieniłabym szablon i dodała podstronę gdzie byłby linki do wszystkich rozdziałów NIENAWIŚCI i opisy obu części.
Jeżeli ktoś chciałby być poinformowany o rozpoczęciu pracy nad trzecią cześcią, to byłoby miło jakby poinformował mnie o tym w komentarzu i napisał gdzie ewentualnie mam tę wiadomość zamieścić. Trzecia część jeżeli będzie, zacznę ją dodawać za kilka miesięcy, może w grudniu? Z tym również nie jestem pewna.
Kolejny rozdział najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.
Do napisania. 

6 komentarzy:

  1. Co do rozdziału to naprawdę szokujesz.
    Według mnie najpierw skończ NIENAWIŚĆ i dodawaj posty na ŚWIAT BEZ TOLERANCJI (PS to mój ulubiony blog) a dopiero później myśl nad nowym blogiem, bo wyjdzie na to, że wgl nie będziesz miała czasu dodawać na żadnego bloga.
    Pozdrawiam i czekam na rozdziały na drugim blogu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. Dalej z niecierpliwością czekam, jak to wszystko się skończy.
    Pozdrawiam Madzia M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż nie wiem co napisać. Tyle emocji we mnie buzuje, że to jest wręcz niemożliwe.
    Biedna, kochana Anna. Życie jej nie oszczędziło i nie wiemy czy nie zechce z nią skończyć. To jest strasznie niesprawiedliwe, że ona nic nikomu na początku nie zrobiła, a musiała płacić za błędy innych. Borys mógł być dla niej kimś ważnym, a okazał się dupkiem (lekko mówiąc)
    Jestem niezmiernie ciekawa co będzie dalej zarówno tutaj, jak i na Bez tolerancji.
    Dziękuje za cudowny rozdział, tą historię i twój czas poświęcony na pisanie dla nas...
    Powodzenia życzy Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. japierdole .... masakra . mam nadzieję że wszyscy przezyja . czekam z niecierpliwością na nowy rozdział . jasne że chce żebyś pisała 3 część . jak zaczniesz publikować to poinformuj mnie na dajszansemilosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział wow, dużo przezyc. Mam tylko nadzieję, że wszyscy przeżyja. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Trzymaj się ♥
    S.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrezygnowałaś?

    OdpowiedzUsuń

Szablony