niedziela, 28 września 2014

Rozdział 25 (cz.2)

Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem- piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem.

--------------------------------

NOTKA POD ROZDZIAŁEM

  
Po raz kolejny wylądowałam w tym pomieszczeniu. Nie miałam pojęcia co zamierzają zrobić z ciałem Cam. Lodowatym, pozbawionym życia ciałem blondynki. Umierała na moich rękach, a ja nie miałam jak jej pomóc, nie potrafiłam jej uratować. Widziałam jak z każdą sekundą ucieka z niej życie, jak nie pozostaje po niej nic oprócz martwego ciała.
Ostatnimi siłami przymknęłam jej powieki, nim dwóch facetów odciągnęło mnie od niej i nie patrząc na rany, wrzuciło do tego pokoju wprost na beton. Rana na ręce ponownie zaczęła krwawić, a moje i tak przesiąknięte krwią ciuchy, ponownie stawały się mokre. Krew oblepiała moje ciało, brudziła je, pozbawiała siły i motywacji do walki. Każda wylana kropla odbierała mi siłę.
Przesunęłam się na materac i przeniosłam ciężar ciała na lodowatą ścianę, przez moje ciało zaczęły przechodzić drgawki. Łzy łączyły mi się z krwią i zasychały na twarzy. Ubrania stawały się szorstkie, powodowały kolejne otarcia, a te kolejne rany, czyli kolejne miejsce, z którego lała się krew.
Nie miałam pojęcia ile jeszcze czasu mi zostało, oddychałam płytko. Powietrze boleśnie ocierało się o ścianki gardła i wbijało w płuca. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie, obraz rozmazywał się, kończyny były ciężkie, jakby ważyły tonę. Jakikolwiek ruch nie wchodził w grę. Mogłam tylko czekać na moment mojego odejścia.
Żałowałam, że nie porozmawiałam szczerze z mamą, że nie przeprosiłam jej. Chciałam po raz ostatni ujrzeć moich bliskich i być pewna, że są bezpieczni.
Zaczęłam odpływać, gdy jedna myśl mnie przeraziła. Zaczerpnęłam powietrza i wyczyszczałam oczy.
-Emily- szepnęłam cicho, jakby bojąc wymówić te imię.
Była tu Emily, nie mogłam pozwolić by stała jej się krzywda. Musiałam ją chronić. Tylko w jaki sposób, gdy sama byłam na pograniczu śmierci? Odepchnęłam się od ściany i na czworaka spróbowałam się przedostać do drzwi. Wiele razy opadłam na ziemie, sądząc, że nie dam rady już się podnieść. W miejscu kolan, na spodniach zaczynały wychodzić plamy krwi. Przerażała mnie myśl, że nie zdążę. Ta jedna myśl przytrzymywała mnie przy życiu. Obiecałam ją chronić, przyrzekałam, że nigdy nie stanie jej się krzywda. A teraz byłam na tyle samolubna by się poddać i ją zostawić.
Nie wiedziałam jak długo zajęło mi przedostanie się do drzwi, ale kiedy to się stało, zaczęłam w nie uderzać. Możliwe, że nawet tego nie słyszeli, po moje dłonie tylko muskały powierzchnie drzwi.
-Emily!- Próbowałam krzyknąć, jednak z mojego gardła wydobył się tylko cichy, zachrypnięty pisk umierającego zwierzęcia. Spróbowałam odchrząknąć. Wyplułam ślinę wraz z krwią. Nie mogłam się poddać. Nie teraz. Jeszcze nie teraz. Błagam.- Emily!
Usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Tego nie przemyślałam. Kiedy jeden z goryli je otworzył, uderzył mnie, a ja poleciałam do tyłu, lądując na plecach. Nie byłam w stanie nawet jęknąć czy syknąć z bólu.
-Namyśliłaś się, skarbie?- zapytał z wyższością.
Prawie niewidocznie kiwnęłam głową. Czułam, że odpływałam.
-Podpiszę- wychrypiałam.- Tylko uwolnijcie Emily.
Chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć po podłodze jak szmacianą lalkę. Nie miałam siły by płakać, by protestować.
Ochraniałam głowę dłońmi, a wszystko co znajdowało się na ziemi, boleśnie wbijało mi się w skórę. Robiono ze mnie szmatę do podłogi i tak się czułam. Nic nie warta, nikomu nie potrzebna. Pozbawiona jakiegokolwiek honoru.


Tom zawiózł Paula do szpitala. Stan jego był dużo lepszy niż wygląd chłopaka. Miał postrzeloną nogę, połamane dwa żebra, liczne zadrapania i rany, ale nic poważniejszego i zagrażającego jemu życiu nie było. Jednak nikt nie odczuwał z tego radości. Może oprócz rodziców Paula, którzy kilka godzin później zostali o tym poinformowanie. Przerażone małżeństwo bało się o swoje dzieci. Wcześniej poszli na policje, by zgłosić porwanie córki, jednak jak to zazwyczaj bywa, policja była przekupiona. Obiecali, że zajmą się tą sprawą, lecz to była pusta obietnica. Po wyjściu Brownów kartka została wrzucona do niszczarki, a policjanci udali, że nigdy nic się nie wydarzyło. Mieli rodziny, nie zamierzali mieszać się w sprawy mafii i działalności Collinsów. Zbyt dobrze wiedzieli, że robienie czegokolwiek sprowadza się do jednego. Miejsca na cmentarzu.
Isabel zniknęła, jakby nigdy jej nie było. Jared obwiniał się za sprowadzenie tutaj Jamesa i dziewczyny. Wmawiał sobie, że to jego wina, że gdyby postąpił inaczej to co się wydarzyło, nigdy nie miałoby miejsca. Nikt nie zaprzeczał, nikt go nie pocieszał, każdy wiedział, że to nie pomoże. Musieli działać, musieli jak najszybciej znaleźć Ann dopóki nie było za późno. O ile nie było za późno.
Juliet stała obok Maxa i pocierała dłonią jego ramię. Próbowała dodać mu otuchy i jakoś go wesprzeć. Rozejrzała się wokoło. Tom grzebał coś w samochodzie, jednak po chwili odrzucił klucz z wściekłością, a ten odbił się o ścianę i przeleciał jeszcze kilka metrów. Jared wyszukiwał jakiś informacji w swoim komputerze i brakowało mu niewiele by rozwalić bezbronne urządzenie. Przejrzał wszystkie kamery z miasta i nic. Pustka, jak gdyby nigdy tamtędy nie przejeżdżali. Nawet Paul do niczego się nie przydał, ponieważ nigdzie go nie przetrzymywali, a tylko wywieźli do pobliskiego lasu.
Jake za to spędzał czas na zewnątrz. Uzmysłowił sobie, że dla Ann nigdy nie będzie tym, kim jest dla niej Paul. Lecz pierwszy raz nie myślał o sobie, chciał tylko, żeby dziewczyna z tego wyszła. Żeby znów mógł ją zobaczyć, tylko tyle, a zarazem tak wiele.
-Max naprawdę nie masz pojęcia, gdzie może ją przetrzymywać?- spytała rudowłosa przyglądając się blondynowi. On jakby znieruchomiał. Nie wykonywał żadnych ruchów, tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą i wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
-Jared- zaczął niepewnie, zachrypniętym głosem.- A jeśli...
-Stary nawet tak nie myśl!- Brunet podniósł się gwałtownie z miejsca i wydarł na całe pomieszczenie. Podszedł do Collinsa i wymierzył mu cios w twarz. Na jego twarzy można było zauważyć szok, niedowierzanie, zmieniające się w wściekłość. W porę opamiętał się i zdał sobie sprawę, że przyjaciel zrobił dobrze uderzając go.
-Wiem...
Max zaczął nerwowo rozglądać się w okół, jakby potrzebował pomocy do znalezienia słów.
-Tom!- zawołał, by zwrócić na siebie uwagę. Cały dygotał i wyglądał jakby zwariował.
-Czego?- warknął czarnoskóry nie zdając sobie sprawy o co chodzi.
-Ile twoje maszyny potrzebują, by dostać się do Fresco?
-Co za głupie pytanie.- Pokręcił głową i zastanowił się przez chwilę, a na jego twarzy wystąpił łobuzerski uśmiech.- Dwie godziny.
Oznajmił z zadowoleniem. Pokonanie tego odcinka w dwie godziny równało się z niemożliwym, jednak wszystko co niemożliwe, jest możliwe dla nich i choć normalnie pokonanie tej trasy zajmuje ponad trzy godziny i to wtedy gdy nie ma korków, nikt nie wątpił w słowa chłopaka.
Max popatrzył na Jareda.
-Pamiętasz treningi?- spytał z nadzieją w głosie.
Brunet zmarszczył czoło, ale przytaknął.
-Ojciec rok temu przepisał tamto miejsce Borysowi, bo on miał zająć się treningami.
Ruszyli do samochodów, a blondyn zaczął wszystko wyjaśniać. Po kolei i rzeczowo. Nie mieli na to zbyt wiele czasu, dlatego streszczał wszystko w taki sposób, by przyjaciel mógł go zrozumieć.
Będąc tuż przy swoim motocyklu, kazał Juliet pojechać z Jaredem, pocałował ją, a sam wsiadł na czarną maszynę. Poczuł jak adrenalina płynie w jego żyłach, gdy usłyszał ryk silnika, a ścigacz zadrżał pod nim. Nie czekając byt długo wyjechał z fabryki na jednym kole, a potem przekraczając sto osiemdziesiąt wjechał na autostradę, coraz bardziej zwiększając prędkość, aż doszedł do dwóch setek. Choć mógł wyciągnąć z maszyny dużo więcej, nie zamierzał się zabić. Jechał po swoją siostrzyczkę. Jechał ją uratować, tak jak ona ratowała go. Przez całe życie.

Posadzili mnie na krześle przed biurkiem i kazali czekać na przyjście Borysa, co dla normalnych ludzi byłoby po prostu nużące, dla mnie było niewyobrażalnym wyzwaniem zachować świadomość umysłu i móc odbierać jakiekolwiek bodźce ze środowiska.
W pewnym momencie poczułam, jak to oblał mnie lodowatą wodą. Przestraszona popatrzyłam do góry i zobaczyłam Borysa siedzącego przede mną. Wsadził mi długopis do dłoni i podsunął umowę.
-Emily- wychrypiałam.
Mężczyzna prychnął i wykonał gest przywołania. Drzwi otworzyły się i ktoś przyprowadził Emily. Ta wyglądała dużo lepiej od Cam, chociaż także miała wiele zadrapań i siniaków. Dziewczyna zauważając mnie, zaczęła do mnie biec, ale zatrzymała się w połowie, gdy dokładnie mi się przyjrzała. Przyłożyła dłoń do ust, jakby chciała powstrzymać się od krzyku. W oczach pojawiły jej się łzy, a ja wiedziałam jak wyglądam w jej oczach. Jakbym już była martwa.
-Em- szepnęłam, a ta niepewnie do mnie podeszła. Przytuliła się do mnie delikatnie, jakby nie chciała sprawić mi bólu. - Będziesz bezpieczna. Wrócisz do domu.
Brunetka oderwała się ode mnie jak oparzona. Widziałam przerażenie w jej oczach.
-A ty? Co z tobą?!
Opuściłam wzrok, a potem popatrzyłam na Borysa.
-Powiedz Paulowi, że go kocham- poprosiłam.- Jemu i całej reszcie.
Chwyciłam długopis do dłoni, wiele razy wypadł mi z dłoni, ale w końcu złożyłam podpis. Teraz mogłam umrzeć.
---------------
"Jutro, kiedy zaczęła się wojna"  John Mardson
NIE zawieszam bloga. Do końca drugiej części pozostały trzy rozdziały, więc macie ostatnią okazję by napisać mi, czy chcecie być poinformowani o trzeciej części. Jak wcześniej wspominałam, nie zacznę jej pisać teraz, bo nie chcę by NIENAWIŚĆ straciła swój klimat, ale w grudniu możliwe, że znów zacznę ją pisać.
Jeszcze nie wszyscy zagłosowali w ankiecie, ale widzę, że jesteście podzieleni na kontynuacje NIENAWIŚCI i coś nowego. Chyba każdy będzie zadowolony, gdy powiem, że najpierw coś nowego, a za jakiś czas powrót do nienawiści. Mam nadzieję, że podoba Wam się taka opcja, bo już zaczęłam tworzyć bloga, na którym kolejne opowiadanie będzie umieszczane, a na BEZ TOLERANCJI odnajdziecie do niego link, a już niedługo prolog. Możliwe, że w przyszłym tygodniu.
Także, to tyle na razie.
Do napisania

7 komentarzy:

  1. Fajnie to wymyśliłaś, i zdecydowanie będę czytała trzecią część. Jestem ciekawa czy zdążą uratować Ann i Em. Borys otrzymał to co chciał.
    Miłego dnia! :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że dopiero w grudniu będziesz 3 część tworzyc, ale napewno będe czekać z niecierpliwością :) boskie to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kontynuuj NIENAWIŚĆ , opowiadanie jest świetne

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to możesz pisać nawet pięć części. Wystarczy mi, że będziesz miała chęci i pomysł. Jestem pewna, że z tymi dwoma czynnikami sobie poradzisz ;)
    Mam nadzieję, że Ann przeżyje. Tak samo jak Emily. Obydwie mają całe życie przed sobą, a przez chęć władzy, którą ma Borys może je zabić. I to dosłownie.
    Jestem pod wrażeniem tego jak opisujesz uczucia Ann, innych i całe te sytuacje. Wiekie brawa do ciebie kieruje
    Szczerze to nie wiem co jeszcze mogę napisać. Napewno życzę ci weny i czasu abyś mogła dokończyć tą część oraz zacząć nową. Pozatym znów dziwnie się czuję z myślą, że do końca trzy rozdziały.
    Pozdrawiam ~ Rozstrojona Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cokolwiek postanowisz jestem z Tobą ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz proszę :) czytam wszystkie twoje wpisy na tym blogu, choć nie zawsze komentuję. Masz prawdziwy talent. czekam na więcej :)
    Pozdrawiam I.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie komentowałam przedtem ale teraz muszę to zrobić. To jest świetny blog i mam odczucie, że zakończenie będzie ciekawe i nie takie jak w reszcie takich historii. Trzymam kciuki! ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablony