Czy
kochanie ciebie powinno boleć?
Czy
powinnam się czuć, tak jak się czuję?
Czy
powinnam zamknąć ostatnie, otwarte drzwi?
Moje
koszmary otaczają mnie*
----------------------
Gdy ciało Jamesa bezwładnie
opadło na ziemie, nie wiedziałam co robię. Chciałam zabić
Borysa, pragnęłam tego z całego serca, ale nie potrafiłam. Czy to
było takie dziwne, że nie potrafiłam zabić zdrajcy? A
jednocześnie osoby, którą uważałam za rodzinę. Jednak dla
zdrajców jest tylko jedna kara. Śmierć.
Zabijając Jamesa, dałam znak,
że nie zamierzamy się poddać, ale jednocześnie wydałam na nas
wyrok śmierci.
Chciałam wiedzieć, chciałam
wiedzieć, dlaczego ta wiedza miała tak wielką cenę i co skrywało
się za tą tajemnicą. Dlaczego nie dowiedziałam się od rodziców
o Alanie i czemu on zginął. Czy chciał zabić mojego brata, jak
wmawiali mi rodzice, czy chciał dostać prawdy? Cała moja wiedza,
wszystko co mi mówiono, mogło nie być prawdą, a wszystkie moje
przypuszczenia, właśnie tylko nimi były. Nic nie było pewne.
Stałam oparta plecami o plecy
Jareda i oboje ubezpieczaliśmy się. Rozejrzałam się kątem oka,
by dostrzec w jakim położeniu jest reszta ekipy. Zaskakujące było
to, że Jake nie uciekł, a pozostał tu i także zamierzał walczyć.
Poczułam dziwny uścisk w sercu, lecz musiałam go zignorować. To
pozostawiłam na później. Paul próbował się podnieść z ziemi,
ale za każdym razem obrywał od faceta, który go pilnował.
Zacisnęłam mocniej palce na
broni i nie wahałam się jej użyć. Wiedziałam, że choć Borys
wszystkiego mnie nauczył, to dzięki tej wiedzy jeszcze żyłam i
nie zamierzałam wyrzucić jej z umysłu, bo domyślałam się, że
właśnie na to liczył. Że chciał, bym stała się bezbronna i
poddała się, ale ja nie zamierzałam.
-Ann- szepnął cicho Jared,
tak, żebym tylko ja usłyszała. Wahał się, ale nie dlatego, że
zamierzał coś powiedzieć, on nie był pewny, czy byłam sobą. Ja
sama tego nie byłam pewna.- Pamiętaj, umieramy dla bliskich...
Nim skończył, nim dokończył
zdanie, jedno z ważniejszych, ja nie zamierzałam dodać drugiej
części. Nie potrzebowałam nawet sekundy, by domyślić się o co
chodzi i zamiast pozwolić, by kula zabiła mojego przyjaciela, ja
odepchnęłam go, co nie było zbyt trudne, ponieważ nie tego się
spodziewał. Sama jednak nie zdążyłam uciec od pocisku musnął
moje ramie przecinając boleśnie skórę i na szczęście nie
zatrzymując się w ciele. Jęknęłam przeciągle, gdy pistolet
wypadł mi z dłoni, a drugą przycisnęłam do rany.
-Ann!- krzyknął Jared i
strzelił w napastnika zanim ten oddał drugi strzał. Poruszyłam
szybko głową, dając mu znak, że wszystko dobrze i skryłam się
tuż za jednym z samochodów. Oddychałam jak kobieta przy porodzie,
bynajmniej próbowałam i dociskałam dłoń do rany. Nie miałam
czym zatamować krwawienia, a nie mogłam siedzieć tu bezczynnie,
gdy co chwilę jakaś kula przecinała powietrze, a oni mnie
potrzebowali.
Zmrużyłam oczy i wpatrzyłam
się w jednego faceta, który stał nieopodal, a jeszcze mnie nie
zauważył. Na czworaka przedostałam się na tył samochody, a
później skoczyłam na niego, wytrącając mu spluwę z rąk. Był
dwa razy większy ode mnie i tylko cud mógłby mi pomóc go pokonać.
Spróbowałam go kopnąć z półobroty, ten okazał się mieć
imponujący refleks i obronił się przed atakiem, a dodatkowo
chwycił moją nogę i przekręcił ją, a ja runęłam na ziemie,
przy okazji rozwalając sobie nos. Nie miałam siły się podnieść,
więc tylko przeturlałam się metr dalej i dopiero wtedy chwiejnym
krokiem wstałam, ocierając twarz z krwi. Lewą ręką sięgnęłam
do kostki, gdzie miałam ukryty nóż.
Facet patrzył na mnie lodowatym
wzrokiem, którego odwzajemniłam. W jego oczach dostrzegłam
dodatkowo błysk rozbawienia, znajdował się on tylko tam przez
sekundę, ale dał mi powód, by nie atakować jego, a osobę stojącą
za mną. Nie pomyliłam się, przecięłam koszulkę i brzuch innego
mężczyzny, a potem wbiłam go głęboko, mając nadzieję, że
uszkodzę jak największą ilość organów. Po sekundzie poczułam
jak mój nadgarstek zostaje unieruchomiony i mocne uderzenie w plecy,
po czym po raz kolejny spotkałam się z betonowym podłożem. Ktoś
przycisnął buta do moich pleców, przez co nie mogłam oddychać.
Nóż wypadł mi z dłoni wprost do wroga, a ten długo nie czekając
przejechał mi nim po drugiej ręce, od ramienia aż do łokcia. Choć
starałam się, nie potrafiłam powstrzymać krzyku. Pociągnął
mnie za włosy i odchylił głowę do tyłu, a zakrwawiony nóż
przyłożył do tętnicy. Z trudem przełknęłam ślinę. Zacisnęłam
zęby i modliłam się, by w oczach nie pojawiły mi się łzy.
Nie miałam już drogi ucieczki,
ale nie martwiłam się o siebie, ten dzień kiedyś miał nastać.
Może i nie dożyłam nawet osiemnastki, ale to nie miało znaczenia.
Bałam się o moją rodzinę. Nie mogłam rozejrzeć się, by
wiedzieć, czy są bezpieczni. Nie widziałam nawet Paula. Tuż przy
mojej twarzy znalazła się para bardzo drogich butów i skrawek
spodni od garnituru szytego na miarę.
-Podnieść ją- rozkazał
Borys. Nadal mogłam wyczuć ostrze noża tuż przy skórze, kiedy
szarpnięciem zmuszono mnie do wstania. Krew spływała mi po
ramionach i twarzy, a w ustach miałam jej metaliczny posmak. Obraz
przed oczami był odrobinę nie wyraźny, a ja ledwo utrzymywałam
się na nogach. Przygryzłam dolną wargę, kiedy ręce zostały
pociągnięte do tyłu, a tam związane sznurem, boleśnie wbijającym
mi się w skórę.
-Ojciec
wiedział, że żyjesz- zrobiłam krok w tył. Ojciec wiedział, że
on żył. Ojciec wiedział, że kilka lat temu pojadę za Maxem i
zabiję tamtego chłopaka.
Nagle
jakby zalała mnie fala olśnienia. Nie obchodził mnie teraz
psychopata, jego zrzuciłam na dalszy plan. Oni chcieli, bym zabiła
Alana . Nie. To nie ja go miałam zabić. To miał zrobić Max.
Miałam
mętlik w głowie. Słowa, które powiedział mi James były tylko
skrawkiem prawdy. Ja sama tego wszystkiego nie rozumiałam. Dlaczego
on wtedy chciał się spotkać z Maxem, skoro nie chciał go zabić.?
-Ty
chciałeś go zabić- wymamrotałam pierwszy raz bojąc się własnego
brata.
-Cholera
jasna!- wydarł się.- Jasne, że nie. Ann, dlaczego wymyślasz takie
bzdury?
-Bo
nikt mi nie mówi prawdy?- zadałam retoryczne pytanie.- Bo wszystko
przede mną ukrywacie? Dlaczego ojciec Lu wiedział, że mamy brata?
Dlaczego szantażował ojca, chciał, by jego syn mnie zranił? Bym
dostała się do Organizatora? On chciał mnie zranić, zemścić się
za śmierć jedynego syna, czy chciał bym dowiedziała się prawdy?
Dlaczego spotkałeś się z tym chłopakiem? On nie chciał cię
zabić, prawda? On tylko chciał prawdy, tak jak ja? Czy przez
prawdę, także umrę? Czy doszukując się prawdy, doszukam się
jedynie śmierci? Właśnie o to chodzi? Ty wiesz wszystko, nie?
Dlatego nie chcesz się ze mną spotykać. Dlatego mnie zostawiłeś,
bym była bezpieczna?
Widziałam
jak coś w nim pęka. Maska, którą miał, zanika. Po chwili
patrzyły na mnie dobrze mi znane brązowe oczy. Takie same jak moje.
Jego były pełne miłości, troski. Czułam, że w końcu do niego
dotarłam. Że mój braciszek wrócił.
-Nie
udało ci, się Max- po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Ból
był nie do zniesienia. Już nic nie miało sensu.- On mnie szuka.
Nie wiem kim jest, ale on zna prawdę. On zabił babcię, spowodował
wypadek Jake'a. On chce mnie.
(…)
Naprawdę
jest w świecie żywych. Tylko się ukrywa, ukrywa do dnia, w którym
wszystko się ułoży. Do dnia, gdy prawda nie będzie oznaczała
śmierci. Kiedy będziemy bezpieczni.
-Prawda
oznacza śmierć- szepnęłam wpatrując się w oczy brata, bijące
przerażeniem. On również był otoczony, ale nie bał się o
siebie. Jego stan był dużo lepszy od mojego. Miał rozciętą wargę
i łuk brwiowy, ale to chyba były wszystkie jego rany. Bał się o
mnie, widziałam to w jego oczach.
-Pięć
lat- zaczął Borys zakładając dłonie z tyłu pleców i maszerując
tuż przede mną w tę i z powrotem.- Pięć lat po śmierci Alana
jego rodzeństwo zniknie z powierzchni ziemi.
Zaśmiał
się do siebie, jakby to był dobry żart. Zatrzymał się nagle i
popatrzył mi w oczy. Nie miał na sobie okularów
przeciwsłonecznych, nie miał kamiennej twarzy i nie dawał mi
kazania, że źle wykonałam swoją robotę. To nie był on.
-Czy
to nie żałosne, Anno?- prychnął.- Jak wiele są w stanie zrobić
rodzice, dla dobra dzieci. Jak wiele brat jest w stanie oddać, by
siostra była bezpieczna.
Nie
zamierzałam reagować na jego zaczepki, tylko tego chciał. Pozbawić
mnie honoru.
-Ale
ty byłaś niewdzięczna, prawda? Musiałaś zrobić na przekór im i
wchodzić w coś, co ciebie nie dotyczyło.
-A
ciebie może tak?- wywróciłam oczami, choć nawet to sprawiało mi
ból.
-Nie
byłaś tego warta- syknął.- Nie jesteś warta niczego, no bo kim
ty niby jesteś? Plamisz honor rodziny, firmy.
Wyrzucił
dłonie w powietrze oburzony moim postępowaniem, a kąciki moich ust
mimowolnie uniosły się ku górze.
Zacmokał
trzykrotnie zdegustowany.
-Nie
zasłużyłaś na to, by nazywać się Collins i należeć, ba
posiadać ją- warknął.
Nigdy
nie można być pewnym tego, co wydaje się właściwe. Bo to
zazwyczaj bywa zgubne.
Poruszyłam
się nieznacznie, lecz to spowodowało tylko jedno, że sznur
bardziej wbił mi się w skórę. Kosmyk włosów we krwi opadł mi
na twarz, nie zamierzałam wykonać czegokolwiek, by się go pozbyć.
-Pupilka
mafiozy- zaczął wyliczać z obrzydzeniem.- Najpierw twoja matka, a
później ty. A mówiłem Robertowi, by ją zostawił od razu po tym,
jak go zdradziła.
-To
ty- powiedziałam lodowatym tonem.- To ty byłeś tą osobą, która
o wszystkim wiedziała. To ty kazałeś ojcu pozostawić wszystko w
tajemnicy i to ty chciałeś śmierci Alana.
Prychnęłam,
za co oberwałam w policzek. Nie zamierzałam przestać mówić.
-Myślałeś,
że się nie dowiem, iż Max pojechał się z nim spotkać, prawda?
Nagadałeś Alanowi, że Max chce go zabić. Że jemu nic się nie
należy! Nie sądziłeś, że ja się tam pojawię.
-To
twój największy błąd- wysyczał przez zaciśnięte zęby.- A ich,
że kazali mi cię wyszkolić. Jesteś suką, zabiłaś własnego
brata.
Zakpił
ze mnie i próbował mnie zdenerwować. Jednak nic na mnie nie
działało, ze spokojem przyjmowałam tą wiedzę, wyczekiwałam tego
dnia od miesięcy i doczekałam się go. A że za chwilę miałam
umrzeć... To było co innego.
Podszedł
do mnie i wyszeptał do ucha.
-Dziwka
śmiecia.
Zrobił
to w taki sposób, by wyglądało, że tylko ja mam to usłyszeć,
ale powiedział to na tyle głośno, iż usłyszeli to wszyscy. Do
moich uszu dotarł dźwięk szurania, co oznaczało, że kilka osób
próbowało się wyrwać. Chwycił moją głowę dwoma palcami i
obrócił ją tak, bym zobaczyła Paula i Jake'a.
-Oni
zginął przez ciebie, wszyscy giną przez twoją osobę. Nie jesteś
tego warta, nikt cię nigdy nie będzie chciał. Jesteś śmieciem,
Anno. Błędem swoich rodziców, którzy ponieśli już konsekwencje.
-Nie
słuchaj go- zawołał Max, przymknęłam oczy by nie widzieć jak za
to obrywa. Usłyszałam natomiast jak się zakrztusił.
Najprawdopodobniej krwią.
Krew
kapała na beton, a ja byłam coraz słabsza. Rany zapewne nadawały
się do szycia.
-To
naprawdę przykre, że jesteś aż tak zazdrosny- zaśmiałam się i
również zakrztusiłam krwią. - Do niczego nie doszedłeś w życiu,
Borys. Organizator miał pozycję w mieście, ba w Kalifornii lepszą
od ciebie. Miał władze, pieniądze i reputacje. Mój ojciec ma
więcej od ciebie i doszedł dalej niż ty, bo ty po tylu latach nie
miałeś nawet własnego zastępcy.
Popatrzyłam
mu pewnie w oczy.
-Ja
miałam więcej od ciebie, nawet Juliet ma więcej. I już nie ważne
są pieniądze, firma czy cokolwiek innego. My mamy rodzinę i nawet
jeśli mnie zabijesz, nic nie zyskasz.
Po
raz kolejny oberwałam w twarz, do tego stopnia mocno, że głowa
obróciła mi się w bok.
-Nigdy
więcej nie waż się tak do mnie mówić- wydarł się na mnie.
-Nigdy
więcej nie próbuj grozić mojej rodzinie- odparłam całkowicie
spokojnie, nie wzruszona jego słowami.
-Jeśli
jeszcze nie zrozumiałaś, to ja jestem górą- dał jakiś znak, a
potem zobaczyłam, jak jeden z facetów wymierza z broni w Paula i
przestrzela mu nogę. Zaparło mi dech w piersiach i przez kilka
sekund nie potrafiłam oddychać. Widziałam grymas bólu malującego
się na jego twarzy, kiedy zaciskał dłonie, by nie krzyknąć. To
było jak wbicie sztyletu prosto w serce, nie potrafiłam znieść
widoku jego w tym stanie, bo chciałam go chronić, ale przez to
stała mu się jeszcze większa krzywda.
Musiałam
szybko coś wymyślić.
-Nie
zależy ci na ich śmierci- stwierdziłam.- Chcesz tylko dopaść
mnie, więc śmiało. Zamierz mnie, ale ich wypuść.
To
nie była prośba, to był rozkaz. Ostatni rozkaz w moim życiu.
Ostatnia misja, którą musiałam zakończyć. Ostatni rozdział.
-Dobra
decyzja- potarł ręce, a potem na powrót spoważniał.
-Zabrać
ją.
----------------
Gdybym
mówił językami ludzi i aniołów,
a
miłości bym nie miał,
(…)
byłbym niczym
Miłość
cierpliwa jest,
łaskawa
jest.
Miłość
nie zazdrości,
nie
szuka poklasku,
nie
unosi się pychą;
(…)
nie unosi się gniewem,
nie
pamięta złego;
(…)
Wszystko znosi,
wszystkiemu
wierzy,
we
wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko
przetrzyma.
Miłość
nigdy nie ustaje,
-------------------
Evanescence "All That I'm Living For"
"Hymn o miłości"
Nie mam pojęcia, co mam Wam napisać. Może powinnam przeprosić za to, że dopiero teraz ukazał się nowy rozdział, ale naprawdę nie z powodu tego, że mi się nie chciało. Internet mi nawalał i dopiero wczoraj jako tako zaczął współpracować choć nie do końca, bo jedna strona otwiera mi się minimum dziesięć minut, i naprawdę nie przesadzam. A dodatkowo telefon mi się zepsuł, a tam miałam większość rzeczy na bloga, nie tyle tego co na Świat bez tolerancji oraz trzeciego, który dopiero ma powstać. I mało mnie szlak nie trafił, bo telefon mam od dziesięciu miesięcy.
Czy trzecie opowiadanie będzie na nowym blogu czy na tym? Sama jeszcze tego nie wiem, większość z Was wolałaby na nowym, natomiast ja się nadal waham, bo jeśli miałoby ono być dodawane tutaj, zmieniłabym szablon i dodała podstronę gdzie byłby linki do wszystkich rozdziałów NIENAWIŚCI i opisy obu części.
Jeżeli ktoś chciałby być poinformowany o rozpoczęciu pracy nad trzecią cześcią, to byłoby miło jakby poinformował mnie o tym w komentarzu i napisał gdzie ewentualnie mam tę wiadomość zamieścić. Trzecia część jeżeli będzie, zacznę ją dodawać za kilka miesięcy, może w grudniu? Z tym również nie jestem pewna.
Kolejny rozdział najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.
Do napisania.