piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 22 (cz.2)

Zabierz mnie tam, gdzie kończy się walka
zmyj truciznę z mojej skóry
pokaż mi, jak być kompletnym*


-----------------------------------------
Patrzył na mnie przez chwilę, a w jego oczach zobaczyłam jakiś błysk. Kąciki ust delikatnie mu zadrżały. Nie interesowało mnie zdanie Maxa ani Jareda. Dawną Ann na pewno by interesowało, na pewno uzgodniłaby z nimi to, ale ja już nią nie byłam. Ona była przy Paulu, ona należała do niego.
Ja do niego należałam, ale to nie miało znaczenia. Musiałam jakoś zakończyć ten rozdział, musiałam naprawdę pokazać, że jestem snem. Jestem kimś, o kim się zapomina tuż po przebudzeniu. Jest uczucie, że powinno się pamiętać, ale po kilku godzinach, nawet o tym uczuciu się zapomina.
Możliwe, że w tym momencie wykorzystałam Jake. Ale on chyba o tym wiedział, znając go, nawet gdybym zaprzeczyła, zostałby. Nie pytał czy jestem pewna, czy naprawdę tego chcę i dobrze, bo te pytania należały do Paula. Jego spojrzenia, ton jaki odnosił się do mojej osoby, całkowicie różniły się od stylu Jake'a. On nie znał słowa „nie”. Byli jak ogień i woda, całkowicie inni. A każda z moich stron należała do innego.
Stanęłam na palcach i musnęłam ustami, wargi mężczyzny. Nie obchodziło mnie to, czy ktoś na nas patrzy. Czy przez to Max nie będzie chciał zabić go jeszcze bardziej. Nie zrobi tego, bo wie, że to mnie by zabolało.
On przyciągnął mnie do siebie i gwałtownie wbił swoje usta w moje wargi, nie pozwalając oddalić się nawet na minimetr. Pamiętałam, kiedy ostatni raz mnie pocałował, wtedy też został pobity przez mojego brata, a kilka dni później właśnie straciłam blondyna.
Wiedziałam, że długo czekał na ten pocałunek. Ale dla mnie nie znaczył tyle, ile dla niego. Nie potrafiłam się zmusić, by nie myśleć o brunecie, choć usilnie próbowałam wyrzuć go z swojej głowy. Dlatego, kiedy odsunęłam się od niego, byłam pewna, że to wyczuł.
-Chcesz tu mnie, czy jego?- warknął do mojego ucha tak cicho, bym tylko ja to usłyszała i opuścił halę.
Stałam chwilę w osłupieniu, tak samo jak pozostali. Nie czekając na ich reakcje, podążyłam za szatynem by go zatrzymać. On był moją jedyną nadzieją. Tylko on mógł sprawić, że zapomnę o Paulu.
Nie zapomnisz o nim nigdy.
Uciszyłam swoje myśli, musiałam zapomnieć. Dla bezpieczeństwa, dla lepszej przyszłości. I tu nie chodziło o mnie, tu chodziło o niego.
Nagle czyjaś dłoń chwyciła moją rękę i zatrzymała mnie. Obróciłam się w stronę brata i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
-Tego chciałeś, prawda?! Żebym przez Jake'a zaczęła myśleć o Paulu?!
-Ann...- próbował mnie uspokoić, ale to tylko bardziej mnie zdenerwowało.
-Nie udało ci się, Paul nie ma dla mnie żadnego znaczenia- krzyknęłam, by ukryć drżenie kłamstwa.- Wybrałam Jake i musisz się z tym pogodzić.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i odeszłam, a za mną zapanowała głucha cisza.
Powietrze na zewnątrz było świeże i przyjemne, a dodatkowo po kilku oddechach uspokoiło mnie. Czas nieubłaganie biegł i coraz mniej go pozostawało, a dodatkowo co chwilę dochodziły nowe problemy.
Stał oparty o drzewo, jakby niczym się nie przejmował, a w dłoni miał zapalonego papierosa, z którego wydobywał się szary dym.
Podeszłam do niego i założyłam dłonie na klatce piersiowej.
-Wiedziałem, że przyjdziesz- mruknął i zaciągnął się nikotyną.
Prychnęłam pod nosem.
-Specjalnie to zrobiłeś- udałam, że to mnie zdenerwowało, choć chciałam się zaśmiać.
-Nie.- Popatrzył mi prosto w oczy i widziałam w nich, że był urażony.- Jesteś moja, zawsze byłaś i nie interesuje mnie jakiś gówniarz.
Mówił całkowicie poważnie. Tak naprawdę nigdy nie byliśmy razem, ale wiedziałam, że on tylko czekał na moment, w którym na to pozwolę.
-Jednak nie będę znosił tego, że całując mnie, myślisz o nim- wyznał, a mnie to zaskoczyło. Takie niby banale zdanie, ale nie pasowało ono do niego. Czy on także zmienił się przez te kilka miesięcy? A może już wcześniej był inny, tylko ja na to nie zwracałam uwagi?
-Nie musisz- odparłam chłodno.- Paul już nic dla mnie nie znaczy.
Zielonooki podszedł do mnie.
-Lepiej, żeby tak było.

Nigdzie nie było śladu Jamesa i Isabell, ale nawet to i lepiej, chyba każdy wiedział, że sprowadzenie ich tutaj było największym błędem Jareda. Miałam nadzieję, że jest tego świadomy. Choć w stanie, w którym teraz był, wątpiłam, by cokolwiek do niego docierało, bo gapił się na motocykl Maxa jakby był ze złota, albo stałaby przed nim jakaś naga laska.
-Więc- zaczął, choć nadal gapił się na ścigacz, zauważyłam, że blondynowi zaczyna to nie pasować.- Jak jedziemy?
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie, jakby to wszystko zależało ode mnie, z czego byłam bardzo zadowolona, oczywiście nie dałam po sobie tego poznać. Przejechałam wzrokiem po wszystkich zebranych i wzruszyłam ramionami.
-Jadę sama, wy róbcie co chcecie.
Jedyne co było ważne to, to żeby odbić dziewczyny. Potem się nie liczyło, potem nie istniało.
-Nie ma opcji.- Blondyn gwałtownie podniósł się z miejsca, jakby chcąc mnie powstrzymać. Wiedziałam, że będzie próbował kogoś mi wcisnąć, ale ja nie zamierzałam na to się zgodzić. Może i powinnam, pewnie potrzebowałam kogoś, kto w razie czegoś zasiądzie za kierownicą, ale musiałam jechać sama, bo gdybym zginęła to tylko ja.
-Powiedziałam. Jadę sama- podkreśliłam wszystkie wyrazy i dodałam ton, którego mój brat tak bardzo nie znosił.
Toczyliśmy walkę na spojrzenia, ten który pierwszy odwróci wzrok, przegrywa. Widziałam, jak zaczyna się poddawać, już prawię wygrałam, kiedy ryk silników zwrócił uwagę wszystkich. Na ich twarzach widziałam zszokowanie.
-Jared!- krzyknęłam próbując przekrzyczeć ryk silników.- Broń.
Nie było już szans na ucieczkę, nie mieliśmy już szans by ich zaskoczyć, bo to oni zaskoczyli nas. Trzymając broń w dłoniach, udaliśmy, że się ich nie spodziewamy. Musieliśmy grać, bo czas został nam odebrany, a z nim szansa na uratowanie dziewczyn.
Stałam tyłem do wejścia i dopiero kiedy samochody wjechały do fabryki, niby od niechcenie obróciłam się w tamtą stronę. Zostaliśmy zdradzeni.
Były same mercedesy i jeden samochód terenowy. Zmarszczyłam brwi, bo tylko jedna znana mi osoba jeździła tą marką samochodową. Jednak to nie mogło być możliwe, nie ta osoba.
Z pojazdów wysiedli sami mężczyźni i zaczęli nas okrążać.
-Nie wiecie, że się puka?- spytał Jared przybliżając się do mnie.
-Trochę kultury, by nie szkodziło- mruknęła Juliet podnosząc się z miejsca.
Robili wszystko by zyskać na czasie, by mieć chociaż kilka minut. Oni nie celowali do nas, ale mieli przy sobie broń, stojący obok mnie Max wymienił ze mną porozumiewawcze spojrzenia. To była nasza broń. Naszej firmy.
-Ruda- zawołał brunet.- Oni chyba angielskiego nie rozumieją.
W innych okolicznościach zapewne wybuchnąłby śmiechem, ale nie teraz. Wyczuwałam w jego głosie lekkie poddenerwowanie, ale on robił wszystko by to zamaskować. Byliśmy otoczeni, każdy od każdego oddalony o kilka kroków. Nie mieliśmy zbyt dużo pola do manewru, a przede wszystkim było nas za mało. Ale nawet wtedy, kiedy serce biło mi dwa racy mocniej, krew zaczynała huczeć w uszach, nie zamierzałam się poddać. Wszystko co było teraz ważne, to się nie poddać. Przysięgałam, że będę walczyć do końca i zamierzałam tą obietnicę dotrzymać.
Wpatrywałam się obojętnym wzrokiem w dwa ostatnie samochody. Największą uwagę skupiłam na terenówce, z której jeden łysol wyciągał jakiegoś chłopaka. Ten szarpał się, a w pewnym momencie facet uderzył go z pięści w brzuch, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Chłopak schylił się, ale nadal nie mogłam dostrzec kim on jest, ponieważ stał tyłem i usilnie chował swoją twarz i wszystko co mogłoby zdradzić jego tożsamość.
Powinnam patrzeć na drugi samochód. Powinnam, ale tego nie zrobiłam, a teraz było za późno. Za późno, by nie zobaczyć kim jest chłopak.
Łysol rzucił go kawałek od moich stóp. Nie liczyło się to, że przyniosło to ze sobą wspomnienia, bo ten sam facet rzucił kiedyś tak Jakiem, to się nie liczyło. Chodziło o coś innego. On spróbował podnieść się z ziemi, a gdy jego wzrok natrafił na moją osobę, zdusiłam w sobie krzyk, bo oto u moich stóp leżał...
-Paul...
-Miłość jest dla słabych, nieprawdaż.
Czułam, że moi ludzie, moja rodzina przysuwa się do mnie, choć w rzeczywistości nie ruszyli się nawet o krok. Ale czułam ich obecność, wiedziałam, że chcieli wymazać ten obraz z mojej pamięci, ale nie mogli. Mogli tylko stać i być przy mnie. Walczyć u mego boku.
Max poruszył się nerwowo i ruszył, by mnie zasłonić, ale nie pozwoliłam mu na to, bo było za późno. Nie musiałam widzieć Go, żeby wiedzieć, kto nas zdradził. Kolejny cios prosto w serce. Nie wiedziałam, że bliskie osoby, rodzina, mogą cię zdradzić i to w taki sposób. Tak bardzo okrutny sposób, niszcząc cię psychicznie i zabierając bliskich. Moje ciało drżało z nienawiści, tak to właśnie to uczucie zaczęło mną panować. Zaciskałam dłoń na miejscu, w którym znajdował się mój pistolet. Mogłam się rozpłakać, tak jak kiedyś. Mogłam zasypać go pytaniami, dlaczego to zrobił, ale nie potrafiłam. Nie mogłam zrobić im tego, bo oni wierzyli we mnie.
Mężczyzna ruszył w moją stronę, a obok mnie rozniósł się odgłos odbezpieczanej broni. Nawet nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, że to moi.
-Nie ruszaj się- warknął Jared wymierzając do niego z karabinu. Jednak on nie przejął się tym widokiem.
W tym samym momencie ponownie usłyszałam dźwięk broni, oni mieli jej więcej. Kolejny dowód, że jest nas mniej i możliwe, że jesteśmy słabsi.
-Max, miło cię znowu widzieć- Zaśmiał się, ale nadal patrzył na mnie. Nie wydawał się zbytnio zaskoczony widokiem mojego brata, więc już wcześniej ktoś musiał poinformować go.
Nie dawałam po sobie poznać, że cokolwiek mnie ruszyło. Mogłam się założyć, że na twarzy miałam taki sam wyraz, jak wtedy, kiedy pierwszy raz się tu pojawiłam.
-Odłóż broń, Anno- patrzył mi prosto w oczy z wyraźnym rozbawieniem, lecz dostrzegałam w nich małe zaskoczenie, moją postawą. I dobrze, niech się boi. Ma się bać, to on wszystkiego mnie nauczył, ale nie wiedział, że dając mi wiedzę, daje mi też możliwość by poznać jego słabości. Tak jak on moje.
-Borys- wyplułam te słowo, jakby były największą obelgą. Ktoś wciągnął powietrze. Jednak nie odwróciłam wzroku. Jeśli bym to zrobiła, ujrzałabym twarz Paula, który był pobity. Ten widok by mnie złamał, pragnęłam tylko podbiec do niego i wtulić się w jego ciało, wdychając znajomy zapach. Cóż za ironia, bo to właśnie dla jego bezpieczeństwa go zostawiłam, a kilka godzin wcześniej obiecałam innemu, że nic nie poczuję na jego widok. Jednak było to kłamstwo. Bo z nim były wszystkie moje uczucia.
I teraz nie ważne było to, że osoba, którą uważałam za drugiego ojca, zdradziła mnie. Teraz będę musiał wybierać. Między rodziną, a Paulem, choć jeszcze kilka godzin wcześniej zaliczyłam ich do jednej grupy. Jednak znajdowałam się pośrodku, między Jakiem, a brunetem. Między Lilith, a Anną. Między tym, czy uczucia mają istnieć, czy też nie. Między miłością, a bezpieczeństwem.
Wybrałam.
-Ty sukinsynu!- Wiedząc o konsekwencjach swojego czynu pociągnęłam za spust i trafiłam między oczy Jamesa, stojącego za Borysem. Ten upadł na kolana, a w jego twarzy wyprysła krew brudząc go i podłogę obok niego. Wziął ostatni oddech, jego gałki oczne wywrócił się i zmarł. Dopiero teraz miało rozpętać się piekło.
 --------------------------------
Linkin Park "Casstle of glass"
Nie podoba mi się ten rozdział, ogólnie miał on kompletnie inaczej wyglądać. Ale cóż, opinię pozostawiam Wam.
Za kilka dni szkoła, rozdziały najprawdopodobniej będą nadal dwa razy w tygodniu, tak jak to było w roku szkolnym. 
Zastanawiam się i także pytam Was o zdanie. Nowe opowiadanie chcielibyście, żebym umieszczała tutaj, czy żebym utworzyła nowego bloga?
Czekam na Wasze odpowiedzi.
Do napisania.

8 komentarzy:

  1. Cudnie :)
    Nowe opowiadanie powinno być na nowym blogu, przynajmniej według mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega rozdział!!
    Już nie mogę doczekać się kolejnego.
    Zasiałaś we mnie ciekawość co wydarzy się dalej. Co prawda zawsze to robiłaś, ale dzisiaj wyjątkowo mocno udało Ci się to zrobić.
    Uważam, że dwa razy na tydzień to dobre rozwiązanie.
    A co do nowego bloga, to według uznania, ale koniecznie podaj link :P
    Pozdrawiam Madzia

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny!
    Moim zdaniem nowe opowiadanie powinno być na nowym blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział. Najbardziej ranią bliscy, masakra. Ciekawa jestem jak to wszystko się potoczy. Mam jednak nadzieję, że Ann, Paul i ich bliscy wyjdą z tego cali. Z niecierpliwością czekam na następna część.
    Co do nowego opowiadanie myślę, że lepiej gdyby było na nowym blogu.
    Pozdrawiam ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak dla mnie rozdział był fajny. Tylko co Ann wybrała?
    Ja co do miejsca nowego bloga się nie wypowiadam, bo i tak trafi do mojej '' specjalnej'' zakładki :D
    Weny Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrobilam ! Masakra dawno mnie tu nie było , jejku jak tu się pogmatfalo !
    Masakra niech to wszystko się już skończy . Niech Ann będzie szczęśliwa z Paulem . Niech odbija dziewczynki ! Niech wyjdą z tego cało :*
    PS.
    Zapraszam do mnie na dajszansemilosci.blogspot.com na rozdziały i jedno parta nie mojego autorstwa który okazał się dwupartem xD buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdzial ! Ha! Teraz to dopiero robi sie mega ciekawie. Przyznam sie ze czekalam na to od początku. Co do nowego opowiadania to jestem za tym żeby było ono na tym blogu. Czekam na ciąg dalszy. Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń

Szablony