czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 17 (cz.2)

Gdybym powiedział ci czym byłem, 
czy odwróciłbyś się ode mnie?
Jeśli nawet wydawałbym się niebezpiecznym
czy bałbyś się?
Odnoszę takie wrażenie, bo
wszystko czego dotknę jest za mało ciemne
Czy ten problem tkwi we mnie?
-----------------

Nowsza wersja pierwszego rozdziału, pierwszej serii już na wattpad!
Link pod notką.


W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, gdy chce porzucić zabawy i się ustatkować. Mieć dom z ogrodem, wziąć ślub, mieć dzieci... Nie wiadomo jakby człowiek się starał, w pewnym momencie zawsze przyjdzie taka potrzeba. Bez wyjątków.
Możliwe, że o tym w tej chwili właśnie myślała Juliet. Stała oparta o maskę swojego samochodu i trzymając w dłoni kubek kawy, wpatrywała się w swoje buty, jakby były najciekawszą rzeczą w całym tym miejscu. Nie były i Ju dobrze o tym wiedziała. Nie chciała już takiego życia, chciała mieć męża, który będzie rano budził ją pocałunkiem i który będzie ją kochał taką jaka jest, bez względu na to, że czasami, a raczej praktycznie zawsze, nie potrafi mówić o swoich uczuciach i nie pozwala zbliżyć się innemu człowiekowi do siebie.
Pragnęła czegoś, co jej zostało odebrane. Ciepłego domu, ale teraz zamiast krzątającej się po kuchni mamy, marzyła o dzieciach. Jednak ona nie miała nic. Nie miała męża, ba teraz to nawet nie miała partnera, nie miała małego domu z ogrodem, a tym bardziej nie miała dzieci. I wolała ich nigdy nie mieć, bo nie chciała, by musiały przechodzić przez taki los jak ona lub rodzeństwo Collinsów.
Odpaliła któregoś z kolei papierosa i przyłożyła go do ust, zaciągając się dymem.
Nie wyobrażała sobie, że w pewnym momencie mogłaby umrzeć, zostawiając na świecie małe dzieci. Zbyt bardzo znała uroki mieszkania w sierocińcu. Ludzie, którzy powinni wspierać, byli oschli i nie raz się zdarzyło, że jako dziecko Ju oberwała od wychowawcy, bo temu nie spodobała się najmniejsza rzecz. Również współlokatorki nie darzyły jej sympatią, a że była najmłodsza z dziewczyn, tamte utrudniały jej życie jak tylko mogły. Nie raz w swoim łóżku zastawała dżdżownice, a w butach nie odnalazła pastę do zębów. Jednak nie mogła się skarżyć, to nie było w jej naturze. Stawała prosto, naprzeciwko prześladowców i pokazywała, że to ona jest górą, że upór i chęć wygranej nie stanowi tylko części trudnego charakteru, a charakteru rudowłosej. W okresie największego buntu często dochodziło do bójek z jej udziałem. Dyrektor domu dziecka załamywał ręce na poczynania młodego rudzielca i nie raz ostrzegał, że przez swoje zachowanie może trafić w końcu do poprawczaka, o ile nie więzienia. Lecz zielonooka nigdy nie przejmowała się jego słowami, czuła, że musi trenować, że musi walczyć, by w chwili, gdy stanie oko w oko z mordercą jej rodziców, nie uciec jak płochliwa dziewczynka tam gdzie pieprz rośnie, a stanąć do walki. I stanęła. A była z tego dumna.
-Niunia, możemy pogadać?- Jej rozmyślenia przerwał głos Maxa, który trzymał w ręce dwa kubki kawy. Z jednego właśnie napił się kawy, a drugi podał Deutch. Kobieta poczuła lekki dreszcz, przechodzący przez jej ciało, w chwili gdy przez przypadek palce blondyna musnęły jej dłoń.
-Nie mamy o czym rozmawiać- odparła spokojnym, ale niepozbawionym uczuć głosem.- I ty o tym dobrze wiesz, Max.
Collins wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata. Uwielbiał jej duże, kocie oczy, w których zawsze panował chłód, pulchne usta zazwyczaj pomalowane szminką, białą cerę, długie, zgrabne nogi i rude włosy, podkreślające trudny charakter tej młodej kobiety. Patrzył w jej oczy, pragnąc przekazać jak bardzo cierpi po tym rozstaniu, choć sam uważał, że ich rozstanie nie było prawdą. On musiał się ukryć, nie mógł pokazywać się w towarzystwie dwudziestoparolatki, lecz nigdy nie zrezygnował z ich związku. Był pewien, że to ona jest kobietą jego życia. To z nią chciał wziąć ślub i mieć dzieci. I choć minęły trzy miesiące od ich ostatniego spotkania, jego uczucia się nie wypaliły. Kochał ją tak samo mocno, jak na początku znajomości, a może i nawet bardziej. Pragnął zapewnić jej bezpieczeństwo, pokazać cały świat i dać jej to, czego nie miała. Rodzinę.
-Niunia, proszę- szepnął cicho podchodząc do niej bliżej.- Kiedy to wszystko się skończy...
Ju zerwała się z miejsca i odeszła na kilka kroków wrzucając przy tym dłonie w powietrze.
-Nie, Max- zaprzeczyła.- To się nigdy nie skończy, zawsze będzie ktoś, kto znajdzie coś na waszą rodzinę. Teraz dzieje się to wszystko przez twoich rodziców, bo ukrywali fakt, że matka miała drugiego syna! Max, on zginął, bo chciał się dowiedzieć, dlaczego matka go porzuciła! Jak ty byś się czuł, na jego miejscu?! No, do cholery, jak? Wiesz jak to jest nie mieć rodziców? Pragnąć się dowiedzieć, dlaczego ich nie ma przy tobie? Nie wiesz, Max. Nie wiesz.
Brązowooki podszedł do niej i schował jej dłonie w swoich. Nie wiedział jak to jest. Jednak był pewien, że rudzielec mówił prawdę. To miało się nigdy nie skończyć. Przez całe życie miały się za nimi ciągnąć kłopoty przez głupotę ich rodziców. Lecz sądził, że każdą przeszkodzę można pokonać jeśli ma się przy sobie bliskich. Jeszcze pół roku w to nie wierzył, jak zwykle ochrzaniłby Ann za takie myślenie, ale to właśnie jego siostra i rudowłosa, mu to udowodniły. Jego siostra nie była może optymistką, ale wierzyła w niego, wierzyła w siłę rodzeństwa.
-Proszę- szepnął.- Nie zostawiaj mnie.
Wyrwała się mu i spojrzała na niego lodowato. Zabolał go fakt, że ukrywała przed nim uczucia.
-To ty mnie zostawiłeś, Collins- rzuciła odchodząc pewnym krokiem.- Pamiętaj o tym.
Przyglądał się jej do momentu, w którym zniknęła za drzwiami, będącymi kiedyś wyjściem ewakuacyjnym.
-Ej ludzie!- Otrzeźwił go krzyk Jareda.- Mam dwie sprawy.
Obrócił się w stronę bruneta i można było przysiądź, że przez chwilę jego źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu, bo oto do tej fabryki tuż obok Jareda wjechały trzy samochody. Widział zadowolenie na twarzy przyjaciela, on też uśmiechnął się. Do chwili gdy nie zobaczył pewnej osoby. Jamesa.

Wychodząc z łazienki zauważyłam, że Paul stał przy oknie. Podeszłam do niego, by sprawdzić co aż tak ciekawego znajdowało się na pustej ulicy w środku nocy. Właśnie, była pusta. Podniosłam głowę, by spojrzeć na twarz chłopaka. Ten objął mnie jednym ramieniem i przyciągnął do siebie bliżej, a potem złożył krótki pocałunek na moich ustach.
-Kocham cię, Ann- szepnął patrząc mi prosto w oczy. Kochałam jego, tą barwę ciemnej czekolady, ten błysk w oku, który zmieniał się w zależności od sytuacji. Raz był to błysk szczęścia, innym razem bardziej łobuzerski, pożądania. Jednak nie mogłam zapominać też o tych chwilach, kiedy w jego oczach nie dostrzegałam nawet cienia nadziei i panował w nich tylko smutek i ból. A czasem nawet złość i rozczarowanie. Wiedziałam, że od jutrzejszego dnia ludzie będą widzieć tylko te „złe” emocje. A to wszystko znowu przeze mnie. Po raz kolejny go zranię, może niektórzy powiedzieli mi, że on też mnie ranił. Były takie momenty, ale nie myślałam o nich, życie było zbyt krótkie by o nich myśleć, kochałam Paula, a on mnie i to było najważniejsze. Bynajmniej do tej pory. Bo teraz musiałam zostawić osobę, którą kochałam najmocniej. Mężczyznę, z którym chciałam dzielić przyszłość do końca życia. Wiedziałam, że on był tym jedynym, że już nigdy nie pokocham nikogo tak bardzo jak jego, że już nigdy nie pokocham nikogo w ogóle. O ile to przeżyję.
-Tak bardzo cię kocham- odszepnęłam wtulając się w jego ciało. Nie znałam lepszego miejsca od jego ramion, bezpieczniejszego. Jednak nie mogłam pozwolić by coś mu się stało. Musiałam go chronić.
To było takie dziwne, bo jeszcze we wrześniu uważałam, że go nienawidzę, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Gdyby tak było, byłoby o wiele prościej. Nie czułabym tego potwornego bólu w klatce piersiowej na samą myśl o rozstaniu. Tyle, że nigdy nie poznałabym jak to jest być naprawdę kochaną, jak to jest zasypiać przy ukochanym mężczyźnie z poczuciem bezpieczeństwa.
-Cokolwiek się stanie będziemy razem- nadal szeptał, a ja tak bardzo pragnęłam by te słowa były prawdą. -Nie pozwolę ci odejść. Nigdy.
Po tej deklaracji czułam się jeszcze gorzej. Jednak nie mogłam pozwolić sobie na płacz, nie mogłam się teraz rozkleić, bo to wzbudziłoby uwagę bruneta. On miał zasnąć spokojny i obudzić się w pustym łóżku, a na poduszce miał znaleźć list. Jego obietnica miała się spełnić. Nie zamierzałam odejść, zamierzałam tylko uratować jego siostrę. Trzymałam się nadziei, że przeżyję. A jeśli nadal będę żyć, że on mi to wybaczy.
-Wiem- jedyne słowo jakie mogłam powiedzieć. Bo wiedziałam.
Kiedy byłam pewna, że chłopak śpi, wysunęłam się z jego ramion, które za nic nie chciały mnie wypuścić. Brunet mruknął coś pod nosem, na szczęście dalej spał. Po cichu wyciągnęłam torbę spod łóżka, dałam ją tam, gdy ciemnooki brał prysznic. Poszłam na chwilę do łazienki by się przebrać, a kiedy byłam gotowa z trudem położyłam list na poduszce, na której jeszcze pół godziny wcześniej leżałam. Stojąc przy drzwiach, zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na niego. Przygryzłam wargę aż poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Wyszłam, zamykając cicho pokój.
Będąc już na dworze dałam upust emocją i pozwoliłam, by łzy swobodnie spływały mi po policzku.
-Ann- szepnęłam.- Robisz to dla niego. On zrozumie.
Wsiadłam do samochodu i odjechałam spod domu. Jak na zrządzenie losu, w radio właśnie zaczęła lecieć nowa piosenka, jednego z zespołu, mówiąca o tym, że wokalista ma w środku swojego potwora i pyta się, czy bliska mu osoba, z nim zostanie mimo tego. Teraz się czułam tak, jakbym sama była potworem.
-------------
Imagine Dragons "Monster"
No to jestem. Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam na niego weny. Mam nadzieję, że Wam się podoba, chociaż patrząc na ilość ostatnich komentarzy, zaczynam w to wątpić. Mam nadzieję, że pod tym postem będziecie aktywniejsi.
Tutaj jest link do wattpada i proszę każdą osobę, posiadającą konto na nim o komentarz z opinią. To naprawdę ważne.
wattpad.com/user/TaMroczna
Do napisania!
 

4 komentarze:

  1. Nie wierzę, że Ann znowu go zostawiła :c Przecież mógłby jej pomóc... Razem na pewno daliby radę. Mam nadzieję, że Paul znajdzie ją, nim będzie za późno :* No i Max wróci do Juliet, bo według mnie są świetną parą *.*
    Pozdrawiam
    Seo :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A układało się już tak fajnie. Mam nadzieję, że Paul jej to wybaczy i znajdzie sposób żeby jej pomóc. Dla Ann ta decyzja zresztą tez nie była łatwa. Kibicuje również Juliet i Max'owi. Z niecierpliwością czekam na następna część.
    Trzymaj się ;*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział. Jestem ciekawa, czy Ann i Max znowu się spotkają. Liczę, że Paul wszystko zrozumie i wybaczy Ann.
    Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Czytałam wattpada i podobała mi się przeróbka 1 rozdziały pierwszej części tylko nie mam konta, więc nie komentuje.

      Usuń

Szablony