czy odwróciłbyś się ode mnie?
Jeśli nawet wydawałbym się niebezpiecznym
czy bałbyś się?
Odnoszę takie wrażenie, bo
wszystko czego dotknę jest za mało ciemne
Czy ten problem tkwi we mnie?
-----------------
Nowsza wersja pierwszego rozdziału, pierwszej serii już na wattpad!
Link pod notką.
W
życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, gdy chce porzucić
zabawy i się ustatkować. Mieć dom z ogrodem, wziąć ślub, mieć
dzieci... Nie wiadomo jakby człowiek się starał, w pewnym momencie
zawsze przyjdzie taka potrzeba. Bez wyjątków.
Możliwe,
że o tym w tej chwili właśnie myślała Juliet. Stała oparta o
maskę swojego samochodu i trzymając w dłoni kubek kawy, wpatrywała
się w swoje buty, jakby były najciekawszą rzeczą w całym tym
miejscu. Nie były i Ju dobrze o tym wiedziała. Nie chciała już
takiego życia, chciała mieć męża, który będzie rano budził ją
pocałunkiem i który będzie ją kochał taką jaka jest, bez
względu na to, że czasami, a raczej praktycznie zawsze, nie potrafi
mówić o swoich uczuciach i nie pozwala zbliżyć się innemu
człowiekowi do siebie.
Pragnęła
czegoś, co jej zostało odebrane. Ciepłego domu, ale teraz zamiast
krzątającej się po kuchni mamy, marzyła o dzieciach. Jednak ona
nie miała nic. Nie miała męża, ba teraz to nawet nie miała
partnera, nie miała małego domu z ogrodem, a tym bardziej nie miała
dzieci. I wolała ich nigdy nie mieć, bo nie chciała, by musiały
przechodzić przez taki los jak ona lub rodzeństwo Collinsów.
Odpaliła
któregoś z kolei papierosa i przyłożyła go do ust, zaciągając
się dymem.
Nie
wyobrażała sobie, że w pewnym momencie mogłaby umrzeć,
zostawiając na świecie małe dzieci. Zbyt bardzo znała uroki
mieszkania w sierocińcu. Ludzie, którzy powinni wspierać, byli
oschli i nie raz się zdarzyło, że jako dziecko Ju oberwała od
wychowawcy, bo temu nie spodobała się najmniejsza rzecz. Również
współlokatorki nie darzyły jej sympatią, a że była najmłodsza
z dziewczyn, tamte utrudniały jej życie jak tylko mogły. Nie raz w
swoim łóżku zastawała dżdżownice, a w butach nie odnalazła
pastę do zębów. Jednak nie mogła się skarżyć, to nie było w
jej naturze. Stawała prosto, naprzeciwko prześladowców i
pokazywała, że to ona jest górą, że upór i chęć wygranej nie
stanowi tylko części trudnego charakteru, a charakteru rudowłosej.
W okresie największego buntu często dochodziło do bójek z jej
udziałem. Dyrektor domu dziecka załamywał ręce na poczynania
młodego rudzielca i nie raz ostrzegał, że przez swoje zachowanie
może trafić w końcu do poprawczaka, o ile nie więzienia. Lecz
zielonooka nigdy nie przejmowała się jego słowami, czuła, że
musi trenować, że musi walczyć, by w chwili, gdy stanie oko w oko
z mordercą jej rodziców, nie uciec jak płochliwa dziewczynka tam
gdzie pieprz rośnie, a stanąć do walki. I stanęła. A była z
tego dumna.
-Niunia,
możemy pogadać?- Jej rozmyślenia przerwał głos Maxa, który
trzymał w ręce dwa kubki kawy. Z jednego właśnie napił się
kawy, a drugi podał Deutch. Kobieta poczuła lekki dreszcz,
przechodzący przez jej ciało, w chwili gdy przez przypadek palce
blondyna musnęły jej dłoń.
-Nie
mamy o czym rozmawiać- odparła spokojnym, ale niepozbawionym uczuć
głosem.- I ty o tym dobrze wiesz, Max.
Collins
wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata. Uwielbiał jej duże,
kocie oczy, w których zawsze panował chłód, pulchne usta
zazwyczaj pomalowane szminką, białą cerę, długie, zgrabne nogi i
rude włosy, podkreślające trudny charakter tej młodej kobiety.
Patrzył w jej oczy, pragnąc przekazać jak bardzo cierpi po tym
rozstaniu, choć sam uważał, że ich rozstanie nie było prawdą.
On musiał się ukryć, nie mógł pokazywać się w towarzystwie
dwudziestoparolatki, lecz nigdy nie zrezygnował z ich związku. Był
pewien, że to ona jest kobietą jego życia. To z nią chciał wziąć
ślub i mieć dzieci. I choć minęły trzy miesiące od ich
ostatniego spotkania, jego uczucia się nie wypaliły. Kochał ją
tak samo mocno, jak na początku znajomości, a może i nawet
bardziej. Pragnął zapewnić jej bezpieczeństwo, pokazać cały
świat i dać jej to, czego nie miała. Rodzinę.
-Niunia,
proszę- szepnął cicho podchodząc do niej bliżej.- Kiedy to
wszystko się skończy...
Ju
zerwała się z miejsca i odeszła na kilka kroków wrzucając przy
tym dłonie w powietrze.
-Nie,
Max- zaprzeczyła.- To się nigdy nie skończy, zawsze będzie ktoś,
kto znajdzie coś na waszą rodzinę. Teraz dzieje się to wszystko
przez twoich rodziców, bo ukrywali fakt, że matka miała drugiego
syna! Max, on zginął, bo chciał się dowiedzieć, dlaczego matka
go porzuciła! Jak ty byś się czuł, na jego miejscu?! No, do
cholery, jak? Wiesz jak to jest nie mieć rodziców? Pragnąć się
dowiedzieć, dlaczego ich nie ma przy tobie? Nie wiesz, Max. Nie
wiesz.
Brązowooki
podszedł do niej i schował jej dłonie w swoich. Nie wiedział jak
to jest. Jednak był pewien, że rudzielec mówił prawdę. To miało
się nigdy nie skończyć. Przez całe życie miały się za nimi
ciągnąć kłopoty przez głupotę ich rodziców. Lecz sądził, że
każdą przeszkodzę można pokonać jeśli ma się przy sobie
bliskich. Jeszcze pół roku w to nie wierzył, jak zwykle
ochrzaniłby Ann za takie myślenie, ale to właśnie jego siostra i
rudowłosa, mu to udowodniły. Jego siostra nie była może
optymistką, ale wierzyła w niego, wierzyła w siłę rodzeństwa.
-Proszę-
szepnął.- Nie zostawiaj mnie.
Wyrwała
się mu i spojrzała na niego lodowato. Zabolał go fakt, że
ukrywała przed nim uczucia.
-To
ty mnie zostawiłeś, Collins- rzuciła odchodząc pewnym krokiem.-
Pamiętaj o tym.
Przyglądał
się jej do momentu, w którym zniknęła za drzwiami, będącymi
kiedyś wyjściem ewakuacyjnym.
-Ej
ludzie!- Otrzeźwił go krzyk Jareda.- Mam dwie sprawy.
Obrócił
się w stronę bruneta i można było przysiądź, że przez chwilę
jego źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu, bo oto do tej fabryki
tuż obok Jareda wjechały trzy samochody. Widział zadowolenie na
twarzy przyjaciela, on też uśmiechnął się. Do chwili gdy nie
zobaczył pewnej osoby. Jamesa.
Wychodząc
z łazienki zauważyłam, że Paul stał przy oknie. Podeszłam do
niego, by sprawdzić co aż tak ciekawego znajdowało się na pustej
ulicy w środku nocy. Właśnie, była pusta. Podniosłam głowę, by
spojrzeć na twarz chłopaka. Ten objął mnie jednym ramieniem i
przyciągnął do siebie bliżej, a potem złożył krótki pocałunek
na moich ustach.
-Kocham
cię, Ann- szepnął patrząc mi prosto w oczy. Kochałam jego, tą
barwę ciemnej czekolady, ten błysk w oku, który zmieniał się w
zależności od sytuacji. Raz był to błysk szczęścia, innym razem
bardziej łobuzerski, pożądania. Jednak nie mogłam zapominać też
o tych chwilach, kiedy w jego oczach nie dostrzegałam nawet cienia
nadziei i panował w nich tylko smutek i ból. A czasem nawet złość
i rozczarowanie. Wiedziałam, że od jutrzejszego dnia ludzie będą
widzieć tylko te „złe” emocje. A to wszystko znowu przeze mnie.
Po raz kolejny go zranię, może niektórzy powiedzieli mi, że on
też mnie ranił. Były takie momenty, ale nie myślałam o nich,
życie było zbyt krótkie by o nich myśleć, kochałam Paula, a on
mnie i to było najważniejsze. Bynajmniej do tej pory. Bo teraz
musiałam zostawić osobę, którą kochałam najmocniej. Mężczyznę,
z którym chciałam dzielić przyszłość do końca życia.
Wiedziałam, że on był tym jedynym, że już nigdy nie pokocham
nikogo tak bardzo jak jego, że już nigdy nie pokocham nikogo w
ogóle. O ile to przeżyję.
-Tak
bardzo cię kocham- odszepnęłam wtulając się w jego ciało. Nie
znałam lepszego miejsca od jego ramion, bezpieczniejszego. Jednak
nie mogłam pozwolić by coś mu się stało. Musiałam go chronić.
To
było takie dziwne, bo jeszcze we wrześniu uważałam, że go
nienawidzę, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Gdyby tak
było, byłoby o wiele prościej. Nie czułabym tego potwornego bólu
w klatce piersiowej na samą myśl o rozstaniu. Tyle, że nigdy nie
poznałabym jak to jest być naprawdę kochaną, jak to jest zasypiać
przy ukochanym mężczyźnie z poczuciem bezpieczeństwa.
-Cokolwiek
się stanie będziemy razem- nadal szeptał, a ja tak bardzo
pragnęłam by te słowa były prawdą. -Nie pozwolę ci odejść.
Nigdy.
Po
tej deklaracji czułam się jeszcze gorzej. Jednak nie mogłam
pozwolić sobie na płacz, nie mogłam się teraz rozkleić, bo to
wzbudziłoby uwagę bruneta. On miał zasnąć spokojny i obudzić
się w pustym łóżku, a na poduszce miał znaleźć list. Jego
obietnica miała się spełnić. Nie zamierzałam odejść,
zamierzałam tylko uratować jego siostrę. Trzymałam się nadziei,
że przeżyję. A jeśli nadal będę żyć, że on mi to wybaczy.
-Wiem-
jedyne słowo jakie mogłam powiedzieć. Bo wiedziałam.
Kiedy
byłam pewna, że chłopak śpi, wysunęłam się z jego ramion,
które za nic nie chciały mnie wypuścić. Brunet mruknął coś pod
nosem, na szczęście dalej spał. Po cichu wyciągnęłam torbę
spod łóżka, dałam ją tam, gdy ciemnooki brał prysznic. Poszłam
na chwilę do łazienki by się przebrać, a kiedy byłam gotowa z
trudem położyłam list na poduszce, na której jeszcze pół
godziny wcześniej leżałam. Stojąc przy drzwiach, zatrzymałam się
na chwilę i spojrzałam na niego. Przygryzłam wargę aż poczułam
metaliczny posmak krwi w ustach. Wyszłam, zamykając cicho pokój.
Będąc
już na dworze dałam upust emocją i pozwoliłam, by łzy swobodnie
spływały mi po policzku.
-Ann-
szepnęłam.- Robisz to dla niego. On zrozumie.
Wsiadłam
do samochodu i odjechałam spod domu. Jak na zrządzenie losu, w
radio właśnie zaczęła lecieć nowa piosenka, jednego z zespołu,
mówiąca o tym, że wokalista ma w środku swojego potwora i pyta się, czy bliska mu osoba, z nim zostanie mimo tego. Teraz się czułam tak, jakbym
sama była potworem.
-------------
Imagine Dragons "Monster"
No to jestem. Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam na niego weny. Mam nadzieję, że Wam się podoba, chociaż patrząc na ilość ostatnich komentarzy, zaczynam w to wątpić. Mam nadzieję, że pod tym postem będziecie aktywniejsi.
Tutaj jest link do wattpada i proszę każdą osobę, posiadającą konto na nim o komentarz z opinią. To naprawdę ważne.
wattpad.com/user/TaMroczna
Do napisania!
Nie wierzę, że Ann znowu go zostawiła :c Przecież mógłby jej pomóc... Razem na pewno daliby radę. Mam nadzieję, że Paul znajdzie ją, nim będzie za późno :* No i Max wróci do Juliet, bo według mnie są świetną parą *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Seo :*
A układało się już tak fajnie. Mam nadzieję, że Paul jej to wybaczy i znajdzie sposób żeby jej pomóc. Dla Ann ta decyzja zresztą tez nie była łatwa. Kibicuje również Juliet i Max'owi. Z niecierpliwością czekam na następna część.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;*
S.
Fajny rozdział. Jestem ciekawa, czy Ann i Max znowu się spotkają. Liczę, że Paul wszystko zrozumie i wybaczy Ann.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czekam na następny rozdział :)
PS Czytałam wattpada i podobała mi się przeróbka 1 rozdziały pierwszej części tylko nie mam konta, więc nie komentuje.
Usuń