Coś się we mnie zmieniło
Od dzisiaj mówię „dość”
Nie chcę trzymać się zasad
Które wymyślił ktoś*
Drugi rozdział już na Wattpad!
Zachęcam do czytania i komentowania.
PS. Z boku jest ankieta, proszę o wzięcie w niej udziału, ponieważ chciałbym wiedzieć ile osób tu jest.
PS. Z boku jest ankieta, proszę o wzięcie w niej udziału, ponieważ chciałbym wiedzieć ile osób tu jest.
Siedziały w małym
pomieszczeniu mającym dwa metry na trzy. Drzwi miały tyle zamków,
jakby nie więziły dwóch nastolatek, a skrywały za sobą kilka
miliardów dolarów. Małe okienko na jednej z ścian można było
otworzyć, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale było tak małe,
że jedynie ręka mogła przez nie przejść, a nawet nie to,
ponieważ tuż za oknem widniały kraty, jakby było to więzienie.
Żadna z nich nie
płakała. Żadna też nie ruszyła jedzenia, leżącego na metalowej
tacy. Nie były to jakieś śmieci, a normalne jedzenie,
przypominające śniadanie w normalnych amerykańskich rodzinach.
Jedyne co wzięły do ust, to woda, a to i tak po dokładnym jej
sprawdzeniu.
Siedziały na podłodze i
obie wpatrywały się w wyznaczone sobie punkty na ścianie. Były
kompletnie pogrążone w swoich myślach i tak naprawdę tylko one
wiedziały o czym myślały.
-Myślisz, że nas
zabiją?- uciążliwą ciszę przerwała drobna brunetka, a jej głos
był bliski płaczu. Nie skończyła nawet czternastu lat, a możliwe
było, że nie dożyje kolejnego tygodnia. Nie znała osoby, która
ją porwała. Ba. Ona nawet jej, bądź ich, nie widziała na oczy.
Zastanawiała się, dlaczego ktoś ją porwał i czy jej rodzice już
o tym wiedzą.
Muszą wiedzieć, oni
na pewno coś zrobią-
pocieszała się w myślach. To była jej ostatnia nadzieja, że ktoś
jej, a także dziewczynie z którą tu przebywa, pomoże.
Blondynka zerknęła w
stronę Emily i zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się nad
odpowiedzią, którą znała dokładnie. Jednak nie była pewna, czy
powinna ją mówić, czy raczej skłamać. Przypomniała sobie te
wszystkie chwile, kiedy James ją bił i poniżał. Kiedy groził jej
i zastraszał. Gdy ostatnim razem go widziała, dostrzegła w jego
oczach, coś czego tak dawno nie widziała. Dawnego Jamesa, blondyna
kochającego ją.
Przemyślała swoje
życie, gotowa na śmierć i stwierdziła, jak wiele rzeczy jeszcze
nie zrobiła. Pragnęła pogodzić się z Ann, ale teraz tak naprawdę
poważnie, bez świadków. Spróbować odbudować przyjaźń.
Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale chciała naprawić swoje
błędy. A teraz? Teraz miała zginąć z ręki człowieka, którego
jak sądziła, nawet nie znała. A może znała? W głowie miała
mętlik. Będąc z Jamesem widywała się z naprawdę nieciekawymi
typami, ale sama sądziła, że właśnie ci nieciekawi są
najbardziej bezpieczni. Najgorsi są ci, którzy w oczach ludzi są
dobrymi i pomagającymi ludźmi, a tak naprawdę nie mają serca i
zrobią wszystko, by dostać to, czego chcą.
-Potrzebują nas.- Jej
głos był również słaby, ale mocniejszy od młodszej dziewczyny.
Mówiła to z taką pewnością, jakby to wiedziała. Jakby była
tego pewna.- Inaczej już dawno by nas zabili.
Można było wyczuć
dystans pomiędzy dziewczynami. Obie niezbyt bardzo się znały, a
słyszały o drugiej tylko od kogoś. Cam znała Emily jako siostrę
Browna i kiedyś podopieczną Ann. A ta druga znała ją z opowieści
Anny i ogólnie z znajomości wszystkich nazwisk ludzi, którzy byli
bliżej jej brata.
Brunetka po raz kolejny
chciała o coś zapytać, ale zanim cokolwiek padło z jej ust, obie
usłyszały charakterystyczny dźwięk przekręcanego zamka i
zobaczyły, jak drzwi zostają otwarte, a w nich staje łysy
mężczyzna.
Miał na sobie czarny
garnitur, a pod spodem koszulę w idealnej bieli. Garnitur mógł
wydawać się na drogi, co w rzeczywistości było prawdą, ponieważ
jego były szef chciał, by ludzie którzy go reprezentują,
wyglądali porządnie.
Camilla zmarszczyła
brwi, jakby próbując rozpoznać mężczyznę przed sobą.
-Wstawać- wydał komendę
głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Blondynka przyłożyła
dłoń do ust, próbując nie krzyknąć bo oto właśnie już
wiedziała, kto był odpowiedzialny za ich porwanie, a raczej kto
dostał takie polecenie.
-Ludzie Organizatora-
ledwo poruszyła ustami i wykonała polecenie. Wiedziała, że sam on
nie żyje, ale przypuszczała, że ktoś inny zajął jego miejsce.
Czuła, że całe jej ciało się trzęsie. Jednak nie ze strachu o
własną osobę, teraz bała się o Ann, bo wiedziała, że to ona ma
największe kłopoty. A one dwie mają ją tylko tu ściągnąć.
Wszyscy zebrali się tuż
przy samochodach. Oczywiście James stał jak najdalej Maxa, który w
każdej chwili mógł wyskoczyć i zaatakować blondyna. Że go
nienawidził, to małe niedopowiedzenie. Stał oparty o swój
samochód i choć powinien słuchać słów przyjaciela, był myślami
całkowicie gdzieś indziej. Co chwilę zaciskał i rozluźniał
dłonie, a w jego głowie co jakiś czas pojawiał się obraz Jamesa
z złamanym nosem i możliwe, że jego nie żyjącego „bliźniaka”
nienawidził bardziej, to i tak miał mu ochotę przyłożyć. Za to
wszystko co zrobił jego siostrzyczce, za to że zwiał, zanim Max
zdążył się z nim policzyć. Jednak nie mógł tego zrobić, nie
potrafił, ponieważ wiedział, co jego ojciec mu zrobił. Wiedział,
że Robert Collins odebrał ojca Jamesowi. Powinien zabić ojca
Lucasa, ale tego nie zrobił. Pozbawił ojca tego drugiego, by
pokazać kto tu tak naprawdę rządzi i że z Collinsami się nie
zadziera. Nie za dobrze mu to wyszło, bo dwa lata później jego
dzieci miały na głowie nie tylko rozwścieczonych bliźniaków,
którzy sami nic nie znaczyli, ale jednego z największych mafiozów
w całej Kalifornii. Ot co zrobił.
Oprócz Jamesa pojawiła
się też nikomu, oprócz Jaredowi i Jamesowi, nieznana, wysoka
dziewczyna o białych włosach i szarych oczach. Wyglądała na góra
osiemnaście lat, a tak naprawdę miała dwadzieścia jeden, choć
wielu ludzi nie chciało w to uwierzyć dopóki nie pokazywała im
dowodu osobistego. Było to zarazem jej przekleństwo jak i atut,
ponieważ nikt nie brał jej na poważnie, a to dawało jej większy
zasięg możliwości. Jeśli ktoś musiał się czegoś dowiedzieć
nie wzbudzając przy tym podejrzeń, ona była taką osobą.
Od samego początku było
widoczne, że rudowłosa i białowłosa nie będą za sobą
przepadać. Dlatego tak samo jak James i Max, one również były
oddzielone jak największą powierzchnią. Blondi była pomiędzy
Jaredem a Jamesem, za to Juliet znalazła sobie miejsce między swoim
byłym chłopakiem, a czarnoskórym, którego imię brzmiało Tom. I
choć nie uśmiechało jej się przebywanie tak blisko Maxa,
zwłaszcza po ostatniej rozmowie, to i tak wolała siedzieć tam i
pilnować tego co jej, niż być chociaż o pół metra bliżej
Isabell, bo tak nazywała się blondyna.
-Kim ona jest i co tutaj
robi, Jared?- W końcu ktoś zadał to pytanie, a tą dobroduszną
osobą okazał się Max, tak samo niezadowolony z wizyty białowłosej,
jak Ju. - To nie przedszkole ani plac zabaw, zabierz to dziecko,
proszę cię, jak najszybciej stąd.
Wywrócił oczami
ironizując słowo „proszę cię”, tak naprawdę był to rozkaz,
wydany bardziej luźnym tonem. Nie dość, że musiał znosić
obecność Jamesa, to dodatkowo, jak przypuszczał, jego panienki.
-Jest starsza od Ann-
zaprzeczył Jared robiąc krok w stronę przyjaciela.- I jest dobra.
-Niby w czym?- prychnęła
Juliet zakładając dłonie na piersi i rzuciła znaczące spojrzenie
Maxowi, który skinął lekko głową.
-Umiem dobrze jeździć-
odezwała się osoba odpowiadająca za to całe zamieszanie. Jej
szare oczy wpatrywały się z nieskrywaną niechęcią w Juliet,
która i tak nic sobie z tego nie robiła.
-Dobrze nie wystarczy.-
Max dzisiaj był naprawdę drugim wcieleniem siebie i nie zamierzał
tak łatwo popuścić dziewczynie.
-Motocykl czy samochód?-
zadał pytanie Tom, jako jedyny nie pokazując niechęci do
dziewczyny. Możliwe, że jej nie miał. A możliwe, że po prostu
ukrywał ją za maską obojętności.
-Samochód.- Rzuciła
spojrzenie w stronę Jamesa, którego usta przybrały zadowolony
uśmiech z domieszką kpiny.
-No to sobie dziewczynko
poigrałaś- zacmokała zielonooka przyglądając się swoim
paznokciom, jak gdyby nigdy nic.
Nawet Jared musiał
zgodzić się z tymi słowami, bo kto jak kto, ale on doskonale znał
osobę, jeżdżącą najlepiej z nich wszystkich właśnie
samochodem. Gdyby Isy wybrała motocykl, najprawdopodobniej musiała
by się zmierzyć z Maxem, a tak musiała z...
-Blondi, jedna, mała
zasada- odezwał się Max ostro.- Nigdy nie rzucaj wyzwania jej w
wyścigach.
Nagle wzrok wszystkich
przeniósł się na część tego dużego pomieszczenia, które było
zaciemnione i przez chwilę nie było kompletnie widać kto tam tak
właściwie stoi. Wyszła z cienia trzymając w dłoni pistolet, a
palce jej drugiej dłoni muskały jego lufę. Miała na sobie ciemne
bojówki, czarną bokserkę i motocyklowe buty, a jej włosy były
związane w wysokiego kucyka. Na biodrach miała zapięty pas z
pochwą na pistolet, a wokół prawego nadgarstka związana była
czarna bandamka. Twarz miała opanowaną, ale ironiczny uśmiech pod
nosem wskazywał kłopoty.
Nagle blondynka pobladła
na twarzy, o ile to było możliwe, bo skórę miała równie jasną
co włosy, a sama ona zrobiła odruchowo krok w tył. Tom wciągnął
głośno powietrze, jakby nie wierząc własnym oczom. Jared
uśmiechnął się szeroko, a James spiął się. Nawet Juliet
zareagowała, ponieważ uśmiechnęła się pod nosem. Za to Max
pozostał niewzruszony. Jako jedyny chyba zauważył pojawienie się
swojej młodszej siostry, chociaż każdy powinien być czujny.
Brunetka podniosła głowę
i spojrzała każdemu w oczy po kolei. Jej oczy były dziwnie puste,
jakby pozbawione wszelkich uczuć, co bardzo zaniepokoiło Jareda i
Maxa, bo znali to spojrzenie. Wiedzieli, kiedy takim zaszczycała
ludzi. Kiedy była pod opieką Organizatora.
-Lilith- Isabell
przyłożyła dłoń do ust, jakby te słowo było zakazane. Jakby
nie można było go wymawiać, bo przynosiło nieszczęście.
Ann nawet nie drgnęła,
słysząc przydomek, którego nikt nie użył od ponad dwóch lat. To
był dawny rozdział w jej życiu. Tamta ona już nie istniała,
chociaż patrząc w oczy brunetki można było mieć co do tego
wątpliwości.
-Kim jesteś, że
ośmielasz się tak do mnie mówić?!- spytała tak obojętnym, a
przy tym lodowatym głosem, że nawet Max poczuł ciarki na ciele.
Nie poznawał swojej siostry, nie wiedział co się stało, ale był
pewien, że to coś poważnego. Chciał ją przytulić i szepnąć,
że wszystko będzie dobrze, jednak był świadom, że tym czynem
tylko pogorszyłby sytuację.
-J...
Ja...Nie..chciałam..ja...- Była w tak wielkim szoku, iż nie
potrafiła skleić poprawnie jednego, prostego zdania.
-Och, zamknij się-
warknęła do niej Juliet wywracając oczami i sięgając po swój
kubek kawy, a jednocześnie odpalając papierosa.
Collins zrobiła kilka
kroków na przód i stanęła tuż przed blondynką. Patrzyła jej
prosto w oczy wyczekując odpowiedzi.
-Pytałam, kim jesteś?!-
Znów ten ton, przyprawiający o gęsią skórkę. To nie była Ann.
To było jej mroczne wcielenie. To była jej zła strona. To było
coś, co zawsze jej towarzyszyło, ale siedziało w cieniu. Teraz,
teraz postanowiło się wydostać i wszyscy, którzy znali
dziewczynę, dobrze to wiedzieli.
Białowłosa opuściła
wzrok, jakby nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Czuła respekt do
młodszej dziewczyny i choć wszyscy ci ludzie mogli w każdej chwili
ją zabić, to właśnie młodej Collins najbardziej się obawiała.
Widziała w niej, że ma coś z szatana. Słyszała, ilu ludzi
straciło życie w okresie, kiedy była blisko Organizatora i
uważała, że brunetka była dużo groźniejsza, niż już nieżyjący
mężczyzna.
-Zostaw ją, Ann-
westchnął Jared. Ale w jego westchnięciu był niepokój. Można
było rzec, że była to prośba.
Collins zmierzyła
wzrokiem Isabell i na chwilę przeniosła wzrok na przyjaciela. Potem
odwróciła się i wyszła wyjściem awaryjnym. Dopiero wtedy
białowłosa wypuściła powietrze i podniosła wzrok. Nigdy
wcześniej nie spotkała Lilith, ale stojąc tak przy niej, czuła
bijająca z niej moc i już nie potrafiła się śmiać z ludzi,
którzy kiedyś się jej bali. Nie potrafiła.
-------------------
"Defying Gravity" z musicalu Wicked
Po prostu, czekam na Wasze opinię i zapraszam na Wattpad.
wattpad.com/user/TaMroczna
Do napisania!
Znów nic nie rozumiem... Jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńNigdy nie spodziewałam się mrocznej strony Ann. Mam nadzieję, że jednak ta bardziej znana ona, kiedyś wróci...
Kim jest Isabell? Kto zastąpił organizatora?
Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi... i za to cię lubię!
Rzadko komentuje, ale regularnie czytam :) Jak będę miała dostęp do komputera to zobaczę ankietę.
Pozdrawiam ~ Luar Princesa ♥
Ps. Ile planujesz rozdziałów do końca?
Podoba mi się ta mroczna strona Ann...
OdpowiedzUsuńMoje klimaty
ŁAŁ, teraz to się dopiero zacznie dziać. Nienawiść wkracza w fazę ostateczną. Mroczna strona Ann bardzo mi do niej pasuje, tylko żeby teraz się w tym nie zatraciła i rozsądnie postępowa.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Życzę dużo weny i czekam na następne rozdziały.
Pozdrawiam :*
Boski rozdział <3
OdpowiedzUsuńNie cierpliwie czekam na kolejny!
Czytałam wattpada, fajnie przerabiasz rozdziały :)
Wow, wow, wow ten rozdział jest po prostu boski, a druga twarz Ann jest genialna czekam na następną część
OdpowiedzUsuńO kurcze, no to się porobiło. Nie rozumiem dlaczego Ann zawitała tam, przecież miała ratować Emily i Cam. Rozdział mi się podoba.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następną część.
Dobranoc :*
S.