poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 18 (cz.2)

Coś się we mnie zmieniło
Od dzisiaj mówię „dość”
Nie chcę trzymać się zasad
Które wymyślił ktoś*

Drugi rozdział już na Wattpad!
Zachęcam do czytania i komentowania.
PS. Z boku jest ankieta, proszę o wzięcie w niej udziału, ponieważ chciałbym wiedzieć ile osób tu jest.


Siedziały w małym pomieszczeniu mającym dwa metry na trzy. Drzwi miały tyle zamków, jakby nie więziły dwóch nastolatek, a skrywały za sobą kilka miliardów dolarów. Małe okienko na jednej z ścian można było otworzyć, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale było tak małe, że jedynie ręka mogła przez nie przejść, a nawet nie to, ponieważ tuż za oknem widniały kraty, jakby było to więzienie.
Żadna z nich nie płakała. Żadna też nie ruszyła jedzenia, leżącego na metalowej tacy. Nie były to jakieś śmieci, a normalne jedzenie, przypominające śniadanie w normalnych amerykańskich rodzinach. Jedyne co wzięły do ust, to woda, a to i tak po dokładnym jej sprawdzeniu.
Siedziały na podłodze i obie wpatrywały się w wyznaczone sobie punkty na ścianie. Były kompletnie pogrążone w swoich myślach i tak naprawdę tylko one wiedziały o czym myślały.
-Myślisz, że nas zabiją?- uciążliwą ciszę przerwała drobna brunetka, a jej głos był bliski płaczu. Nie skończyła nawet czternastu lat, a możliwe było, że nie dożyje kolejnego tygodnia. Nie znała osoby, która ją porwała. Ba. Ona nawet jej, bądź ich, nie widziała na oczy. Zastanawiała się, dlaczego ktoś ją porwał i czy jej rodzice już o tym wiedzą.
Muszą wiedzieć, oni na pewno coś zrobią- pocieszała się w myślach. To była jej ostatnia nadzieja, że ktoś jej, a także dziewczynie z którą tu przebywa, pomoże.
Blondynka zerknęła w stronę Emily i zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, którą znała dokładnie. Jednak nie była pewna, czy powinna ją mówić, czy raczej skłamać. Przypomniała sobie te wszystkie chwile, kiedy James ją bił i poniżał. Kiedy groził jej i zastraszał. Gdy ostatnim razem go widziała, dostrzegła w jego oczach, coś czego tak dawno nie widziała. Dawnego Jamesa, blondyna kochającego ją.
Przemyślała swoje życie, gotowa na śmierć i stwierdziła, jak wiele rzeczy jeszcze nie zrobiła. Pragnęła pogodzić się z Ann, ale teraz tak naprawdę poważnie, bez świadków. Spróbować odbudować przyjaźń. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale chciała naprawić swoje błędy. A teraz? Teraz miała zginąć z ręki człowieka, którego jak sądziła, nawet nie znała. A może znała? W głowie miała mętlik. Będąc z Jamesem widywała się z naprawdę nieciekawymi typami, ale sama sądziła, że właśnie ci nieciekawi są najbardziej bezpieczni. Najgorsi są ci, którzy w oczach ludzi są dobrymi i pomagającymi ludźmi, a tak naprawdę nie mają serca i zrobią wszystko, by dostać to, czego chcą.
-Potrzebują nas.- Jej głos był również słaby, ale mocniejszy od młodszej dziewczyny. Mówiła to z taką pewnością, jakby to wiedziała. Jakby była tego pewna.- Inaczej już dawno by nas zabili.
Można było wyczuć dystans pomiędzy dziewczynami. Obie niezbyt bardzo się znały, a słyszały o drugiej tylko od kogoś. Cam znała Emily jako siostrę Browna i kiedyś podopieczną Ann. A ta druga znała ją z opowieści Anny i ogólnie z znajomości wszystkich nazwisk ludzi, którzy byli bliżej jej brata.
Brunetka po raz kolejny chciała o coś zapytać, ale zanim cokolwiek padło z jej ust, obie usłyszały charakterystyczny dźwięk przekręcanego zamka i zobaczyły, jak drzwi zostają otwarte, a w nich staje łysy mężczyzna.
Miał na sobie czarny garnitur, a pod spodem koszulę w idealnej bieli. Garnitur mógł wydawać się na drogi, co w rzeczywistości było prawdą, ponieważ jego były szef chciał, by ludzie którzy go reprezentują, wyglądali porządnie.
Camilla zmarszczyła brwi, jakby próbując rozpoznać mężczyznę przed sobą.
-Wstawać- wydał komendę głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Blondynka przyłożyła dłoń do ust, próbując nie krzyknąć bo oto właśnie już wiedziała, kto był odpowiedzialny za ich porwanie, a raczej kto dostał takie polecenie.
-Ludzie Organizatora- ledwo poruszyła ustami i wykonała polecenie. Wiedziała, że sam on nie żyje, ale przypuszczała, że ktoś inny zajął jego miejsce. Czuła, że całe jej ciało się trzęsie. Jednak nie ze strachu o własną osobę, teraz bała się o Ann, bo wiedziała, że to ona ma największe kłopoty. A one dwie mają ją tylko tu ściągnąć.

Wszyscy zebrali się tuż przy samochodach. Oczywiście James stał jak najdalej Maxa, który w każdej chwili mógł wyskoczyć i zaatakować blondyna. Że go nienawidził, to małe niedopowiedzenie. Stał oparty o swój samochód i choć powinien słuchać słów przyjaciela, był myślami całkowicie gdzieś indziej. Co chwilę zaciskał i rozluźniał dłonie, a w jego głowie co jakiś czas pojawiał się obraz Jamesa z złamanym nosem i możliwe, że jego nie żyjącego „bliźniaka” nienawidził bardziej, to i tak miał mu ochotę przyłożyć. Za to wszystko co zrobił jego siostrzyczce, za to że zwiał, zanim Max zdążył się z nim policzyć. Jednak nie mógł tego zrobić, nie potrafił, ponieważ wiedział, co jego ojciec mu zrobił. Wiedział, że Robert Collins odebrał ojca Jamesowi. Powinien zabić ojca Lucasa, ale tego nie zrobił. Pozbawił ojca tego drugiego, by pokazać kto tu tak naprawdę rządzi i że z Collinsami się nie zadziera. Nie za dobrze mu to wyszło, bo dwa lata później jego dzieci miały na głowie nie tylko rozwścieczonych bliźniaków, którzy sami nic nie znaczyli, ale jednego z największych mafiozów w całej Kalifornii. Ot co zrobił.
Oprócz Jamesa pojawiła się też nikomu, oprócz Jaredowi i Jamesowi, nieznana, wysoka dziewczyna o białych włosach i szarych oczach. Wyglądała na góra osiemnaście lat, a tak naprawdę miała dwadzieścia jeden, choć wielu ludzi nie chciało w to uwierzyć dopóki nie pokazywała im dowodu osobistego. Było to zarazem jej przekleństwo jak i atut, ponieważ nikt nie brał jej na poważnie, a to dawało jej większy zasięg możliwości. Jeśli ktoś musiał się czegoś dowiedzieć nie wzbudzając przy tym podejrzeń, ona była taką osobą.
Od samego początku było widoczne, że rudowłosa i białowłosa nie będą za sobą przepadać. Dlatego tak samo jak James i Max, one również były oddzielone jak największą powierzchnią. Blondi była pomiędzy Jaredem a Jamesem, za to Juliet znalazła sobie miejsce między swoim byłym chłopakiem, a czarnoskórym, którego imię brzmiało Tom. I choć nie uśmiechało jej się przebywanie tak blisko Maxa, zwłaszcza po ostatniej rozmowie, to i tak wolała siedzieć tam i pilnować tego co jej, niż być chociaż o pół metra bliżej Isabell, bo tak nazywała się blondyna.
-Kim ona jest i co tutaj robi, Jared?- W końcu ktoś zadał to pytanie, a tą dobroduszną osobą okazał się Max, tak samo niezadowolony z wizyty białowłosej, jak Ju. - To nie przedszkole ani plac zabaw, zabierz to dziecko, proszę cię, jak najszybciej stąd.
Wywrócił oczami ironizując słowo „proszę cię”, tak naprawdę był to rozkaz, wydany bardziej luźnym tonem. Nie dość, że musiał znosić obecność Jamesa, to dodatkowo, jak przypuszczał, jego panienki.
-Jest starsza od Ann- zaprzeczył Jared robiąc krok w stronę przyjaciela.- I jest dobra.
-Niby w czym?- prychnęła Juliet zakładając dłonie na piersi i rzuciła znaczące spojrzenie Maxowi, który skinął lekko głową.
-Umiem dobrze jeździć- odezwała się osoba odpowiadająca za to całe zamieszanie. Jej szare oczy wpatrywały się z nieskrywaną niechęcią w Juliet, która i tak nic sobie z tego nie robiła.
-Dobrze nie wystarczy.- Max dzisiaj był naprawdę drugim wcieleniem siebie i nie zamierzał tak łatwo popuścić dziewczynie.
-Motocykl czy samochód?- zadał pytanie Tom, jako jedyny nie pokazując niechęci do dziewczyny. Możliwe, że jej nie miał. A możliwe, że po prostu ukrywał ją za maską obojętności.
-Samochód.- Rzuciła spojrzenie w stronę Jamesa, którego usta przybrały zadowolony uśmiech z domieszką kpiny.
-No to sobie dziewczynko poigrałaś- zacmokała zielonooka przyglądając się swoim paznokciom, jak gdyby nigdy nic.
Nawet Jared musiał zgodzić się z tymi słowami, bo kto jak kto, ale on doskonale znał osobę, jeżdżącą najlepiej z nich wszystkich właśnie samochodem. Gdyby Isy wybrała motocykl, najprawdopodobniej musiała by się zmierzyć z Maxem, a tak musiała z...
-Blondi, jedna, mała zasada- odezwał się Max ostro.- Nigdy nie rzucaj wyzwania jej w wyścigach.
Nagle wzrok wszystkich przeniósł się na część tego dużego pomieszczenia, które było zaciemnione i przez chwilę nie było kompletnie widać kto tam tak właściwie stoi. Wyszła z cienia trzymając w dłoni pistolet, a palce jej drugiej dłoni muskały jego lufę. Miała na sobie ciemne bojówki, czarną bokserkę i motocyklowe buty, a jej włosy były związane w wysokiego kucyka. Na biodrach miała zapięty pas z pochwą na pistolet, a wokół prawego nadgarstka związana była czarna bandamka. Twarz miała opanowaną, ale ironiczny uśmiech pod nosem wskazywał kłopoty.
Nagle blondynka pobladła na twarzy, o ile to było możliwe, bo skórę miała równie jasną co włosy, a sama ona zrobiła odruchowo krok w tył. Tom wciągnął głośno powietrze, jakby nie wierząc własnym oczom. Jared uśmiechnął się szeroko, a James spiął się. Nawet Juliet zareagowała, ponieważ uśmiechnęła się pod nosem. Za to Max pozostał niewzruszony. Jako jedyny chyba zauważył pojawienie się swojej młodszej siostry, chociaż każdy powinien być czujny.
Brunetka podniosła głowę i spojrzała każdemu w oczy po kolei. Jej oczy były dziwnie puste, jakby pozbawione wszelkich uczuć, co bardzo zaniepokoiło Jareda i Maxa, bo znali to spojrzenie. Wiedzieli, kiedy takim zaszczycała ludzi. Kiedy była pod opieką Organizatora.
-Lilith- Isabell przyłożyła dłoń do ust, jakby te słowo było zakazane. Jakby nie można było go wymawiać, bo przynosiło nieszczęście.
Ann nawet nie drgnęła, słysząc przydomek, którego nikt nie użył od ponad dwóch lat. To był dawny rozdział w jej życiu. Tamta ona już nie istniała, chociaż patrząc w oczy brunetki można było mieć co do tego wątpliwości.
-Kim jesteś, że ośmielasz się tak do mnie mówić?!- spytała tak obojętnym, a przy tym lodowatym głosem, że nawet Max poczuł ciarki na ciele. Nie poznawał swojej siostry, nie wiedział co się stało, ale był pewien, że to coś poważnego. Chciał ją przytulić i szepnąć, że wszystko będzie dobrze, jednak był świadom, że tym czynem tylko pogorszyłby sytuację.
-J... Ja...Nie..chciałam..ja...- Była w tak wielkim szoku, iż nie potrafiła skleić poprawnie jednego, prostego zdania.
-Och, zamknij się- warknęła do niej Juliet wywracając oczami i sięgając po swój kubek kawy, a jednocześnie odpalając papierosa.
Collins zrobiła kilka kroków na przód i stanęła tuż przed blondynką. Patrzyła jej prosto w oczy wyczekując odpowiedzi.
-Pytałam, kim jesteś?!- Znów ten ton, przyprawiający o gęsią skórkę. To nie była Ann. To było jej mroczne wcielenie. To była jej zła strona. To było coś, co zawsze jej towarzyszyło, ale siedziało w cieniu. Teraz, teraz postanowiło się wydostać i wszyscy, którzy znali dziewczynę, dobrze to wiedzieli.
Białowłosa opuściła wzrok, jakby nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Czuła respekt do młodszej dziewczyny i choć wszyscy ci ludzie mogli w każdej chwili ją zabić, to właśnie młodej Collins najbardziej się obawiała. Widziała w niej, że ma coś z szatana. Słyszała, ilu ludzi straciło życie w okresie, kiedy była blisko Organizatora i uważała, że brunetka była dużo groźniejsza, niż już nieżyjący mężczyzna.
-Zostaw ją, Ann- westchnął Jared. Ale w jego westchnięciu był niepokój. Można było rzec, że była to prośba.
Collins zmierzyła wzrokiem Isabell i na chwilę przeniosła wzrok na przyjaciela. Potem odwróciła się i wyszła wyjściem awaryjnym. Dopiero wtedy białowłosa wypuściła powietrze i podniosła wzrok. Nigdy wcześniej nie spotkała Lilith, ale stojąc tak przy niej, czuła bijająca z niej moc i już nie potrafiła się śmiać z ludzi, którzy kiedyś się jej bali. Nie potrafiła.
-------------------
"Defying Gravity" z musicalu Wicked
Po prostu, czekam na Wasze opinię i zapraszam na Wattpad.
wattpad.com/user/TaMroczna
Do napisania!

6 komentarzy:

  1. Znów nic nie rozumiem... Jesteś niesamowita!
    Nigdy nie spodziewałam się mrocznej strony Ann. Mam nadzieję, że jednak ta bardziej znana ona, kiedyś wróci...
    Kim jest Isabell? Kto zastąpił organizatora?
    Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi... i za to cię lubię!
    Rzadko komentuje, ale regularnie czytam :) Jak będę miała dostęp do komputera to zobaczę ankietę.
    Pozdrawiam ~ Luar Princesa ♥
    Ps. Ile planujesz rozdziałów do końca?

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta mroczna strona Ann...
    Moje klimaty

    OdpowiedzUsuń
  3. ŁAŁ, teraz to się dopiero zacznie dziać. Nienawiść wkracza w fazę ostateczną. Mroczna strona Ann bardzo mi do niej pasuje, tylko żeby teraz się w tym nie zatraciła i rozsądnie postępowa.
    Świetny rozdział. Życzę dużo weny i czekam na następne rozdziały.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział <3
    Nie cierpliwie czekam na kolejny!
    Czytałam wattpada, fajnie przerabiasz rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, wow, wow ten rozdział jest po prostu boski, a druga twarz Ann jest genialna czekam na następną część

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, no to się porobiło. Nie rozumiem dlaczego Ann zawitała tam, przecież miała ratować Emily i Cam. Rozdział mi się podoba.
    Z niecierpliwością czekam na następną część.
    Dobranoc :*
    S.

    OdpowiedzUsuń

Szablony