sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 21 (cz. 2)

To było życie, którego nie chciałam porzucać.
To było życie, którego nie chciałam zapomnieć.
Jeszcze nie miałam dość.
Jeszcze było tak wiele do powiedzenia*

-------------------------------

Na wattpad kolejny rozdział.
Życzę miłego czytania

Niektórzy ludzie samym byciem powodują uśmiech na naszych twarzach. Nie muszą nic mówić ani robić, po prostu są przy nas i to daje nam niesamowitą radość.
Tacy ludzi zazwyczaj są dla nas bardzo ważni, uważamy ich za przyjaciół, członków rodziny, a czasami właśnie rodzina to ludzie, dzięki którym tak się czujemy. Kochamy ich, każdego na swój sposób i każdego inaczej, jednak gdyby trzeba było stanąć przed wszystkimi i wybrać osobę, której najbardziej nie chce się stracić, było by to bardzo trudne, bo każde odejście jest bolesne.
Są też ludzie, chcący za każdą cenę znaleźć twoją słabość, by potem móc cię zniszczyć, by móc odebrać ci wszystko co posiadasz i co sprawia, że czujesz, że żyjesz.
Więc skoro nie możesz wybrać tylko jednej osoby, nie potrafisz wybrać jednej osoby, co zrobisz? Zapomnisz o swoich uczuciach, twoje „ja” zniknie, by uratować bliskich. Poświęcisz się, by oni mogli żyć, będziesz ich widzieć, słyszeć, ale będą jakby za szybą, za murem, powodującym, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej, że będziesz sprawiać tylko wszystkim ból, choć nie tego się spodziewałeś. Nie chciałeś ich stracić, nie chciałeś by umarli, a sam spowodowałeś, że już nigdy nie będą przy tobie. Bo to ty odszedłeś. To ty ich zostawiłeś.
Stałam oparta o samochód, którym trzy godziny wcześniej wygrałam wyścig. Zastanawiające było jak w jednej chwili ludzie mogą zacząć się ciebie bać, chociaż chwilę wcześniej uważali cię za słabą osobę. Zrozumiałam, że jeśli nie wykazujesz żadnych uczuć, jesteś niepokonany. Jeśli nie masz uczuć, jeśli nikogo nie kochasz, nie masz czegoś, co twój wróg by ci odebrał.
-Wróciłem, skarbie.
Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam czyjś głos tuż obok siebie. Dopiero po chwili zorientowałam się do kogo należy ten głos. Poczułam kilka uczuć naraz, sprzecznych uczuć. Musiałam się wysilić, żeby znów opanował mnie chłód. Uczucia należały do Ann, a jej już nie ma. Jestem tylko ja.
-Jake- powitałam go chłodno.- Co tu robisz?
Na jego ustach uformował się dobrze mi znany kpiarski uśmiech, który jak zawsze nie sięgał jego oczu. Patrząc w nie, widziałam tylko pustkę zieleni, w której nie było nic żadnych uczuć, żadnego człowieczeństwa. Były takie same jak moje. Próbowałam się oszukać, że nie widzę w nich tego błysku, którego przez te wszystkie lata chyba jako jedyna dostrzegałam. Nie mogłam go dostrzec, bo on ukazywał tą ludzką część Ronana, a tą częścią byłam ja. Ta dobra ja.
-Uprzejma jak zwykle.
Założyłam dłonie na klatce piersiowej i odsunęłam się od maski samochodu, by móc stać prosto.
-Kochanie, chyba nie powiesz mi, że nie cieszysz się z mojego widoku?- Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni i poczęstował się jednym, przy tym uważnie mnie obserwował.
Patrzyłam na niego znacząco, nie odzywając się w ogóle. Ten tylko wywrócił oczami, ale ku mojemu niezadowoleniu nie schował papierosa, a wręcz przeciwnie. Odpalił go i przyłożył do swoich ust by zaciągnąć się nikotyną. Do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny dym papierosowy. Zakrztusiłam się odrobinę i powachlowałam dłonią powietrze, by odgonić od siebie to świństwo.
Wstrzymałam oddech, kiedy szatyn się do mnie zbliżył na niebezpieczną odległość. Przejechał dłonią po moim policzku, a ja przymknęłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści. Tak naprawdę moje serce krwawiło, było rozerwane na malutkie kawałeczki i chyba nic nie było w stanie ich posklejać. Moje serce należało do bruneta. Ja należałam do niego, ale jednocześnie tej mnie już nie było.
Dlatego pozwoliłam, by on mnie dotknął. Wiedziałam, że czekał na moment, aż w końcu mu na to pozwolę. Aż nie będę stawiać oporów przed jego dotykiem. Nawet nie wiedział, ile musiałam dać z siebie, by to zrobić.
Powoli uniosłam powieki i sięgnęłam dłonią po papierosa umieszczonego w jego drugiej dłoni. Wyrwałam mu go i rzuciwszy nim o beton, przydeptałam go swoim butem.
-Oto moje kochanie- zaśmiał się jakby z ulgą. Wywrócił oczami, ale widziałam, że był zadowolony z mojej reakcji.
-Zrozumiałam.- Patrzyłam mu prosto w oczy, czekając aż zorientuje się o co mi chodziło. Nie musiałam długo czekać.

-Czy ty naprawdę chcesz umrzeć?- nie wytrzymałam.- Debilu, trzymam się od ciebie z daleka, bo obiecałam to Maxowi i nie chcę by coś ci się stało, a ty masz do mnie wyrzuty o to, że nie chcę byś mnie całował? Jake, ja chcę zacząć normalnie żyć. Chcę skończyć szkołę, pójść na studia, a później żyć jak normalny człowiek z tym, że moją pracą będzie ochranianie innych ludzi.
-Dobrze wiesz, że nigdy nie będziesz normalnie żyć. 
-Muszę iść- wyminęłam go.
-Zaczekam, aż w końcu to zrozumiesz- powiedział za mną. 

-Chcesz, bym wrócił?- spytał nagle, wprowadzając mnie w małe zakłopotanie. Nie wiedziałam, co kryje się pod tym pytaniem i próbowałam to rozgryźć, jednak nie mogłam kazać mu długo czekać na odpowiedź.


-Nic o nim nie wiecie.- Ruszyłam w kierunku schodów.
-Wracaj.- Usłyszałam za sobą głos brata. Zignorowałam go.
-Ann, wracaj- powtórzył.- Nie pamiętasz, co się stało wtedy?
Przed oczami znów miałam tamtą chwilę. Ich szydercze śmiechy. Zacisnęłam oczy.
-To nie była jego wina- jęknęłam.
-On jest nikim, Ann. To śmieć. Chcesz przez niego zacząć brać?- Brat jak zwykle mówił do mnie spokojnie.
-Skończył z tym- broniłam go.
-I ty mu uwierzyłaś?
Obróciłam się w stronę brata.
-On tobą manipuluje, Ann.- Blondyn patrzył na mnie z troską.- Dlaczego wierzysz w każde jego słowo? Dobrze wiesz kim on jest i nie zmieni się dla ciebie. Taką dziewczynę jak ty, ma w każdym mieście. Znajduję dziewczynę, która wierzy w każde jego słowo, a później to wykorzystuje. Czy ty tego nie widzisz?

Po raz kolejny przymknęłam oczy, próbując inaczej zinterpretować te wspomnienie. Zastanowić się, co bym zrobiła, gdybym miała tą wiedzę co teraz, jednocześnie zastanowiłam się, co pomyślę w przyszłości o tej chwili, gdy będę miała jeszcze więcej wiedzy.
-Co tu robisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ja go tu sprowadziłem.- Do moich uszu dotarł głos Maxa przepełniony troską. Nie potrafiłam znieść tej troski, bo kazała mi ona przestać udawać, kazała przytulić się do brata i poprosić go o pomoc, a tego nie mogłam zrobić.
Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Miałam mętlik w głowie, a za kilka godzin musieliśmy wyjeżdżać. To nie był temat na tą chwilę. Nie mogłam stanowczo powiedzieć Jake'owi, że nie chcę by wrócił, ale nie mogłam też go poprosić o to, aby nie odchodził. To co do niego czułam, tego praktycznie nie było. Jedyną osobę jaką naprawdę kochałam był Paul i tylko on się liczył, ale wiedziałam, że przy mnie nigdy nie byłby bezpieczny, że zawsze groziłoby mu niebezpieczeństwo. Z Ronanem było wręcz przeciwnie, on mimo że sprowadzał same kłopoty i on sam je oznaczał, nie groziło mu aż takie niebezpieczeństwo.
Co miałam wybrać? Chłopaka, który był dla mnie wszystkim, ale przeze mnie mógł nawet zginąć, czy mężczyznę, z którym coś mnie łączyło, którego mogłabym wyciągnąć z bagna, ale będąc przy nim nigdy nie zapomniałabym o Paulu?
Czy miałam zachować się egoistycznie i mieć przy sobie Paula, czy pozwolić mu żyć normalnie i tak jak na to zasługiwał?

-Wyjechałaś z Los Angeles, tak?- spytał retorycznie.
-Tak, a przed tobą stoi moja siostra bliźniaczka- odparłam sarkastycznie.
Zaśmiał się, ale nagle mina mu zrzedła.
-To ten gówniarz, z którym wtedy byłaś- bardziej stwierdził niż zapytał.
Obróciłam się i zauważyłam Paula, który szedł w naszą stronę. Gdy chłopak podszedł, widziałam jak obaj mierzą się wzrokiem. Nagle brunet objął mnie i spostrzegłam, że uśmiecha się zadowolony do Jake'a.
-Przedstawisz mnie swojemu koledze?- spytał Jake wpatrując się w Paula morderczym wzrokiem.
-Chłopakowi- poprawił go Paul nadal mając na twarzy zadowolony uśmiech. Jake za to zacisnął dłonie w pięści.
Coraz bardziej przestawało mi się to podobać. Niepewnie spojrzałam w oczy Jake'a.
-Powiedz, że kłamie- wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Teraz też spojrzałam niepewnie w oczy mężczyzny. Paul. On nie był tylko moim chłopakiem, a w tej chwili niestety już byłym, ale także przyjacielem, bratnią duszą i najważniejsze. Moją normalnością, moją dobrą stroną. Tyle, że ja nigdy nie miałam prawa być normalna. Nie miałam prawa normalnie żyć, a nawet o tym marzyć.
Tym razem znów musiałam skłamać.
-Chcę byś został- powiedziałam z pewnością w głosie.- Chcę byś został ze mną i dla mnie.

 
Dziewczyny na kilka godzin przed podróżą zostały rozdzielone i zamknięte w osobnych pomieszczeniach. W czasie kiedy one w samotności topiły się w swoich myślach, pracownicy faceta przygotowali pojazd, którym dziewczyny zostaną przetransportowane.
Mężczyzna był pewien, że wtedy Ann będzie chciała ich zaatakować i właśnie tego chciał. Był też świadomy, że nie przyjdzie sama, nie wiedział kogo weźmie do pomocy skoro jej brat nie żył, a przyjaciel miał zakaz zbliżania się do niej, ale dla niego nie było to ważne. Wiedział, że i tak nikt go nie powstrzyma. Chciał tylko zwabić brunetkę do siebie i tam dokończyć to, czego chciał. Każdą osobę, którą zamordował, miał tylko zwabić Collins do niego. Dwie dziewczyny, które za chwilę miałby być zaprowadzone do furgonetki, nie miały być zakończeniem. Zamierzał zabić jeszcze inne osoby, bardzo ważne dla niej osoby, o ile nie najważniejsze.
-------------------------
Maggie  Stiefvater Trylogia "Drżenie"

Już dawno nie było rozdziału z perspektywy Ann, więc stwierdziłam, że dzisiaj będzie dobry moment by pokazać, co dziewczyna tak naprawdę czuje, a nie to co pokazuje innym. Jeśli ktoś będzie chciał zamordować mnie za ten rozdział, to z góry przepraszam.
Czekam na Wasze KOMENTARZE i opinie.
Do napisania.
PS. Wszystkie fragmenty pisane pochyłym drukiem są fragmentami z pierwszej części opowiadania i są takie same jak tam, nie dodałam do nich żadnych dodatkowych opisów i nic nie zmieniałam.

7 komentarzy:

  1. No no no szykuje sie dużo akcji i adrenaliny. Na to właśnie czekam! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej z Ann czy też z Lilith i która z nich wygra. Ogólnie jestem nastawiona pozytywnie i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam~Jo

    OdpowiedzUsuń
  2. ALE ROZDZIAŁ.
    Ann naprawdę musiała skłamać żeby Jake z nią został.....
    Czekam na kontynuację i już nie mogę się doczekać następnych postów :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe jak to się teraz potoczy ^^
    Mam nadzieję, że Jake troszkę dłużej zostanie ale cóż, wszystko zależy od Ciebie ;)
    Zamordować moge tylko dlatego, że wciąż chce więcej i więcej ;P
    Cierpliwie czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super!
    Nie lubię Jacka, ale no cóż... taka kolej rzeczy.
    Bardzo bym chciała, żeby normalna Ann wróciła i byłą z Paulem :)
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny jak zawsze!
    Czekam na next'a ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :)
    Jednym słowem wszystko się wali, ale mam nadzieję, że Ann/Lilith sobie z tym poradzi. Już nie mogę się doczekać następnej części i tego która strona Ann zwycięży.
    Miłego dnia! ^^
    S.

    OdpowiedzUsuń

Szablony