To było życie, którego nie chciałam zapomnieć.
Jeszcze nie miałam dość.
Jeszcze było tak wiele do powiedzenia*
-------------------------------
Na wattpad kolejny rozdział.
Życzę miłego czytania
Niektórzy
ludzie samym byciem powodują uśmiech na naszych twarzach. Nie muszą
nic mówić ani robić, po prostu są przy nas i to daje nam
niesamowitą radość.
Tacy
ludzi zazwyczaj są dla nas bardzo ważni, uważamy ich za
przyjaciół, członków rodziny, a czasami właśnie rodzina to
ludzie, dzięki którym tak się czujemy. Kochamy ich, każdego na
swój sposób i każdego inaczej, jednak gdyby trzeba było stanąć
przed wszystkimi i wybrać osobę, której najbardziej nie chce się
stracić, było by to bardzo trudne, bo każde odejście jest
bolesne.
Są
też ludzie, chcący za każdą cenę znaleźć twoją słabość, by
potem móc cię zniszczyć, by móc odebrać ci wszystko co posiadasz
i co sprawia, że czujesz, że żyjesz.
Więc
skoro nie możesz wybrać tylko jednej osoby, nie potrafisz wybrać
jednej osoby, co zrobisz? Zapomnisz o swoich uczuciach, twoje „ja”
zniknie, by uratować bliskich. Poświęcisz się, by oni mogli żyć,
będziesz ich widzieć, słyszeć, ale będą jakby za szybą, za
murem, powodującym, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej, że
będziesz sprawiać tylko wszystkim ból, choć nie tego się
spodziewałeś. Nie chciałeś ich stracić, nie chciałeś by
umarli, a sam spowodowałeś, że już nigdy nie będą przy tobie.
Bo to ty odszedłeś. To ty ich zostawiłeś.
Stałam
oparta o samochód, którym trzy godziny wcześniej wygrałam wyścig.
Zastanawiające było jak w jednej chwili ludzie mogą zacząć się
ciebie bać, chociaż chwilę wcześniej uważali cię za słabą
osobę. Zrozumiałam, że jeśli nie wykazujesz żadnych uczuć,
jesteś niepokonany. Jeśli nie masz uczuć, jeśli nikogo nie
kochasz, nie masz czegoś, co twój wróg by ci odebrał.
-Wróciłem,
skarbie.
Wzdrygnęłam
się, kiedy usłyszałam czyjś głos tuż obok siebie. Dopiero po
chwili zorientowałam się do kogo należy ten głos. Poczułam kilka
uczuć naraz, sprzecznych uczuć. Musiałam się wysilić, żeby znów
opanował mnie chłód. Uczucia należały do Ann, a jej już nie ma.
Jestem tylko ja.
-Jake-
powitałam go chłodno.- Co tu robisz?
Na
jego ustach uformował się dobrze mi znany kpiarski uśmiech, który
jak zawsze nie sięgał jego oczu. Patrząc w nie, widziałam tylko
pustkę zieleni, w której nie było nic żadnych uczuć, żadnego
człowieczeństwa. Były takie same jak moje. Próbowałam się
oszukać, że nie widzę w nich tego błysku, którego przez te
wszystkie lata chyba jako jedyna dostrzegałam. Nie mogłam go
dostrzec, bo on ukazywał tą ludzką część Ronana, a tą częścią
byłam ja. Ta dobra ja.
-Uprzejma
jak zwykle.
Założyłam
dłonie na klatce piersiowej i odsunęłam się od maski samochodu,
by móc stać prosto.
-Kochanie,
chyba nie powiesz mi, że nie cieszysz się z mojego widoku?-
Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni i poczęstował
się jednym, przy tym uważnie mnie obserwował.
Patrzyłam
na niego znacząco, nie odzywając się w ogóle. Ten tylko wywrócił
oczami, ale ku mojemu niezadowoleniu nie schował papierosa, a wręcz
przeciwnie. Odpalił go i przyłożył do swoich ust by zaciągnąć
się nikotyną. Do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny dym
papierosowy. Zakrztusiłam się odrobinę i powachlowałam dłonią
powietrze, by odgonić od siebie to świństwo.
Wstrzymałam
oddech, kiedy szatyn się do mnie zbliżył na niebezpieczną
odległość. Przejechał dłonią po moim policzku, a ja przymknęłam
oczy i zacisnęłam dłonie w pięści. Tak naprawdę moje serce
krwawiło, było rozerwane na malutkie kawałeczki i chyba nic nie
było w stanie ich posklejać. Moje serce należało do bruneta. Ja
należałam do niego, ale jednocześnie tej mnie już nie było.
Dlatego
pozwoliłam, by on mnie dotknął. Wiedziałam, że czekał na
moment, aż w końcu mu na to pozwolę. Aż nie będę stawiać
oporów przed jego dotykiem. Nawet nie wiedział, ile musiałam dać
z siebie, by to zrobić.
Powoli
uniosłam powieki i sięgnęłam dłonią po papierosa umieszczonego
w jego drugiej dłoni. Wyrwałam mu go i rzuciwszy nim o beton,
przydeptałam go swoim butem.
-Oto
moje kochanie- zaśmiał się jakby z ulgą. Wywrócił oczami, ale
widziałam, że był zadowolony z mojej reakcji.
-Zrozumiałam.-
Patrzyłam mu prosto w oczy, czekając aż zorientuje się o co mi
chodziło. Nie musiałam długo czekać.
-Czy
ty naprawdę chcesz umrzeć?- nie wytrzymałam.- Debilu, trzymam się
od ciebie z daleka, bo obiecałam to Maxowi i nie chcę by coś ci
się stało, a ty masz do mnie wyrzuty o to, że nie chcę byś mnie
całował? Jake, ja chcę zacząć normalnie żyć. Chcę skończyć
szkołę, pójść na studia, a później żyć jak normalny człowiek
z tym, że moją pracą będzie ochranianie innych ludzi.
-Dobrze
wiesz, że nigdy nie będziesz normalnie żyć.
-Muszę
iść- wyminęłam go.
-Zaczekam,
aż w końcu to zrozumiesz- powiedział za mną.
-Chcesz,
bym wrócił?- spytał nagle, wprowadzając mnie w małe
zakłopotanie. Nie wiedziałam, co kryje się pod tym pytaniem i
próbowałam to rozgryźć, jednak nie mogłam kazać mu długo
czekać na odpowiedź.
-Nic
o nim nie wiecie.- Ruszyłam w kierunku schodów.
-Wracaj.-
Usłyszałam za sobą głos brata. Zignorowałam go.
-Ann,
wracaj- powtórzył.- Nie pamiętasz, co się stało wtedy?
Przed
oczami znów miałam tamtą chwilę. Ich szydercze śmiechy.
Zacisnęłam oczy.
-To
nie była jego wina- jęknęłam.
-On
jest nikim, Ann. To śmieć. Chcesz przez niego zacząć brać?- Brat
jak zwykle mówił do mnie spokojnie.
-Skończył
z tym- broniłam go.
-I
ty mu uwierzyłaś?
Obróciłam
się w stronę brata.
-On
tobą manipuluje, Ann.- Blondyn patrzył na mnie z troską.- Dlaczego
wierzysz w każde jego słowo? Dobrze wiesz kim on jest i nie zmieni
się dla ciebie. Taką dziewczynę jak ty, ma w każdym mieście.
Znajduję dziewczynę, która wierzy w każde jego słowo, a później
to wykorzystuje. Czy ty tego nie widzisz?
Po
raz kolejny przymknęłam oczy, próbując inaczej zinterpretować te
wspomnienie. Zastanowić się, co bym zrobiła, gdybym miała tą
wiedzę co teraz, jednocześnie zastanowiłam się, co pomyślę w
przyszłości o tej chwili, gdy będę miała jeszcze więcej wiedzy.
-Co
tu robisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ja
go tu sprowadziłem.- Do moich uszu dotarł głos Maxa przepełniony
troską. Nie potrafiłam znieść tej troski, bo kazała mi ona
przestać udawać, kazała przytulić się do brata i poprosić go o
pomoc, a tego nie mogłam zrobić.
Nie
wiedziałam, co miałam zrobić. Miałam mętlik w głowie, a za
kilka godzin musieliśmy wyjeżdżać. To nie był temat na tą
chwilę. Nie mogłam stanowczo powiedzieć Jake'owi, że nie chcę by
wrócił, ale nie mogłam też go poprosić o to, aby nie odchodził.
To co do niego czułam, tego praktycznie nie było. Jedyną osobę
jaką naprawdę kochałam był Paul i tylko on się liczył, ale
wiedziałam, że przy mnie nigdy nie byłby bezpieczny, że zawsze
groziłoby mu niebezpieczeństwo. Z Ronanem było wręcz przeciwnie,
on mimo że sprowadzał same kłopoty i on sam je oznaczał, nie
groziło mu aż takie niebezpieczeństwo.
Co
miałam wybrać? Chłopaka, który był dla mnie wszystkim, ale
przeze mnie mógł nawet zginąć, czy mężczyznę, z którym coś
mnie łączyło, którego mogłabym wyciągnąć z bagna, ale będąc
przy nim nigdy nie zapomniałabym o Paulu?
Czy
miałam zachować się egoistycznie i mieć przy sobie Paula, czy
pozwolić mu żyć normalnie i tak jak na to zasługiwał?
-Wyjechałaś
z Los Angeles, tak?- spytał retorycznie.
-Tak,
a przed tobą stoi moja siostra bliźniaczka- odparłam
sarkastycznie.
Zaśmiał
się, ale nagle mina mu zrzedła.
-To ten gówniarz, z którym
wtedy byłaś- bardziej stwierdził niż zapytał.
Obróciłam się i zauważyłam
Paula, który szedł w naszą stronę. Gdy chłopak podszedł,
widziałam jak obaj mierzą się wzrokiem. Nagle brunet objął mnie
i spostrzegłam, że uśmiecha się zadowolony do Jake'a.
-Przedstawisz mnie swojemu
koledze?- spytał Jake wpatrując się w Paula morderczym wzrokiem.
-Chłopakowi- poprawił go
Paul nadal mając na twarzy zadowolony uśmiech. Jake za to zacisnął
dłonie w pięści.
Coraz bardziej przestawało
mi się to podobać. Niepewnie spojrzałam w oczy Jake'a.
-Powiedz, że kłamie-
wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Teraz też spojrzałam niepewnie
w oczy mężczyzny. Paul. On nie był tylko moim chłopakiem, a w tej
chwili niestety już byłym, ale także przyjacielem, bratnią duszą
i najważniejsze. Moją normalnością, moją dobrą stroną. Tyle,
że ja nigdy nie miałam prawa być normalna. Nie miałam prawa
normalnie żyć, a nawet o tym marzyć.
Tym razem znów musiałam
skłamać.
-Chcę byś został-
powiedziałam z pewnością w głosie.- Chcę byś został ze mną i
dla mnie.
Dziewczyny na kilka godzin przed
podróżą zostały rozdzielone i zamknięte w osobnych
pomieszczeniach. W czasie kiedy one w samotności topiły się w
swoich myślach, pracownicy faceta przygotowali pojazd, którym
dziewczyny zostaną przetransportowane.
Mężczyzna był pewien, że
wtedy Ann będzie chciała ich zaatakować i właśnie tego chciał.
Był też świadomy, że nie przyjdzie sama, nie wiedział kogo
weźmie do pomocy skoro jej brat nie żył, a przyjaciel miał zakaz
zbliżania się do niej, ale dla niego nie było to ważne. Wiedział,
że i tak nikt go nie powstrzyma. Chciał tylko zwabić brunetkę do
siebie i tam dokończyć to, czego chciał. Każdą osobę, którą
zamordował, miał tylko zwabić Collins do niego. Dwie dziewczyny,
które za chwilę miałby być zaprowadzone do furgonetki, nie miały
być zakończeniem. Zamierzał zabić jeszcze inne osoby, bardzo
ważne dla niej osoby, o ile nie najważniejsze.
-------------------------Maggie Stiefvater Trylogia "Drżenie"
Już dawno nie było rozdziału z perspektywy Ann, więc stwierdziłam, że dzisiaj będzie dobry moment by pokazać, co dziewczyna tak naprawdę czuje, a nie to co pokazuje innym. Jeśli ktoś będzie chciał zamordować mnie za ten rozdział, to z góry przepraszam.
Czekam na Wasze KOMENTARZE i opinie.
Do napisania.
PS. Wszystkie fragmenty pisane pochyłym drukiem są fragmentami z pierwszej części opowiadania i są takie same jak tam, nie dodałam do nich żadnych dodatkowych opisów i nic nie zmieniałam.
No no no szykuje sie dużo akcji i adrenaliny. Na to właśnie czekam! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej z Ann czy też z Lilith i która z nich wygra. Ogólnie jestem nastawiona pozytywnie i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~Jo
ALE ROZDZIAŁ.
OdpowiedzUsuńAnn naprawdę musiała skłamać żeby Jake z nią został.....
Czekam na kontynuację i już nie mogę się doczekać następnych postów :*
Ciekawe jak to się teraz potoczy ^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Jake troszkę dłużej zostanie ale cóż, wszystko zależy od Ciebie ;)
Zamordować moge tylko dlatego, że wciąż chce więcej i więcej ;P
Cierpliwie czekam na następny rozdział :D
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńNie lubię Jacka, ale no cóż... taka kolej rzeczy.
Bardzo bym chciała, żeby normalna Ann wróciła i byłą z Paulem :)
Czekam na więcej.
Rozdział świetny jak zawsze!
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a ^^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem wszystko się wali, ale mam nadzieję, że Ann/Lilith sobie z tym poradzi. Już nie mogę się doczekać następnej części i tego która strona Ann zwycięży.
Miłego dnia! ^^
S.