-----------------------------------
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Notka pod rozdziałem :)
Zaśmiałam się pod nosem. Tak, idealny plan. Gratulacje.
Spojrzałam na moją niedoszłą szwagierkę i ponownie się zaśmiałam. Na jej twarzy zauważyłam zirytowanie. Chciałam się jej spytać czy kiedykolwiek się uśmiecha, ale odrzuciłam ten pomysł. Sama mam tzw. doła, a to że właśnie się śmieje jest chyba oznaką tego, iż jest już ze mną gorzej.
-Mogę wiedzieć z czego ty się śmiejesz?!- ruda nerwowo stukała swoim obcasem o podłogę. Jej ręce były założone na klatce piersiowej, a niesforny kosmyk włosów wpadał jej do oczu.
Od razu spoważniałam. Poprawiłam się na łóżku i spojrzałam na nią sceptycznie.
-Ty chcesz sama zabić Organizatora?- upewniłam się.
Nawet w myślach te słowa brzmiały idiotycznie. Dobrze wiedziałam, że facet nigdzie nie chodzi bez ochrony. No, prawie nigdzie, ale to inna historia.
-Dopiero to powiedziałam- mruknęła siadając w fotelu.
-Wiesz, może jestem młodsza i może trochę głupsza, ale nawet ja wiem, że ten pomysł nie ma przyszłości- wyznałam.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Nie chciało mi się już jej tłumaczyć, że u mnie się nie pali.
Wywróciłam oczami.
-Nie chcesz odpłacić się mu?- spytała z tajemniczym uśmiechem na twarzy.- To niedaleko jego klubu prawie cię zgwałcono, a jak wiem, to dodatkowo twój były prowadzi z nim interesy.
Spojrzałam na nią zaskoczona, a ona tylko ukazała rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
Nadal bolały mnie miejsca, w które oberwałam od Jamesa. Wiedziałam, że jeśli nie zacznę pracować z zielonooką, to długo i tak nie pożyję. Albo oni mnie zabiją, albo sama popełnię samobójstwo.
Westchnęłam ciężko.
-Wiem jak możesz dostać się do Organizatora- stwierdziłam obojętnie.
-No widzisz, a mówiłaś, że ten pomysł nie ma przyszłości- dziewczyna uśmiechnęła się bez grama radości. Jej oczy nadal pozostawały obojętne.
Lucas, jako że nie opuszczał Ann chociaż na chwilę, od razu zauważył jej nowego gościa. Wcześniej jeden z ludzi Organizatora wspominał, że państwo Collins mieli gościa. Chłopak był pewny, że to ta sama osoba, która teraz zajmuje czas jego byłej. Zastanawiał się tylko, kim jest rudowłosa dziewczyna. Jednak długo nie zajmował się zgadywankami, których jak zresztą nie znosił, ponieważ chwilę po przyjeździe pod dom brunetki, zadzwonił James z prośbą spotkania.
Z lekko irytacją chłopak odpalił sinik i wyjechał z ulicy, na której mieściła się posiadłość jego wrogów. Po niespełna dwudziestu minutach pojawił się pod starymi, opuszczonymi magazynami w biedniejszej części miasta. Jego kuzyn już tam na niego czekał, a jednocześnie popijał jakiś napój energetyczny.
-Czego chciałeś- warknął starszy chłopak.
-Spokojnie, Lucas- z ust Jamesa wydobył się roześmiany głos.
Niebieskooki wywrócił oczy widząc stan kuzyna, który najwidoczniej był pod wpływem. Zacisnął dłonie w pięści i czekał aż jego rozmówca zacznie mówić. Jednak temu drugiemu nie spieszyło się do wyjawienia powodu ich spotkania.
-Dowiedziałem się trochę informacji o nowej osobie w Los Angeles- w końcu naćpany chłopak zaczął mówić.
-I...?- pośpieszył go Lu.
-Nazywa się Juliet Deutch, ma dwadzieścia dwa lata, wychowała się w domu dziecka w Nowym Yorku- mruknął James.
-Coś jeszcze o niej wiesz?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Podobno jej rodziców zabił Organizator, ale to nic pewnego. Pytałem się, ale każdy zbywał mnie, żebym się nie wtrącał w interesy szefa.
-Dobra. Pierwszy raz na coś się przydałeś- westchnął Lucas.- Weź zmniejsz dawkę.
Chłopak zmierzył go wzorkiem po raz ostatni i ruszył w kierunku swojego samochodu. Sam też lubił coś zapalić albo wciągnąć, ale nigdy nie doprowadzał się do takiego stanu jak jego młodszy kuzyn. Czasami dziwił się, że z nim się zadaje, ale później stwierdzał, iż lepiej z nim, niż z kimś kto może go wydać.
-Ćpun- mruknął pod nosem i wsiadł do samochodu. Po chwili został po nim tylko unoszący się w powietrzu kurz.
Po godzinie Juliet opuściła dom Anny jednocześnie jak zwykle paląc papierosa. Gdy oddaliła się od jej domu, wybrała numer do Jareda i czekała aż ten łaskawie odbierze.
Chwilę wcześniej ustaliła z Ann plan zabicia Organizatora, tyle że musiały też coś wymyślić na temat "bliźniaków" i oczywiście całej reszty. Juliet dobrze wiedziała, że będzie jej potrzebny też plan b, o którym, rzecz jasna, Ann miała nie wiedzieć. Była przekonana, że brunetka i tak niczego się nie domyśli. Zastanawiała się jak ktoś taki jak siostra Maxa, może wykonywać tak odpowiedzialny zawód. Jedyne co ją mile zaskoczyło to, to że brunetka jak na razie nie wykonuje swojej pracy. Z drugiej jednak strony ruda mogłaby wtedy wejść bez przeszkód do firmy. Na szczęście miała jeszcze rodziców Ann, którzy widocznie nie chcieli się przyznać do błędu jaki popełnili jakiś czas temu.
-Halo?- dziewczyna usłyszała głos bruneta.
-Za dziesięć minut tam gdzie zawsze, zabierz ze sobą sługę Maxa- powiedziała oschle i nim chłopak zdążył coś powiedzieć, ta już chowała telefon.
Po piętnastu minutach Juliet weszła do pobliskiego baru, gdzie już czekali na nią dwaj bruneci. Dziewczyna dosiadła się do ich stolika jednocześnie zamawiając, tu o dziwo, tylko zwykłą, gazowaną wodę.
Dwudziestoparolatka przyglądała się uważnie Paulowi, który udawał, że wszystko jest w porządku.
Tak naprawdę sam miał już dość tej sytuacji. Żałował, że dał się w to wszystko wciągnąć. Jednak czasu nie mógł cofnąć.
-Żyje?- spytała kobieta młodszego bruneta.
Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy i niepewnie przytaknął głową. Sam nie mógłby w to uwierzyć, gdyby nie wiedział o wszystkim od początku.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Świadomość, że jej ukochana osoba nadal żyje powodowała, że jeszcze bardziej była chętna do zabicia Organizatora. Domyślała się, że jeśli wszystko to zakończy, jej ukochany do niej wróci, a ona będzie mogła żyć w spokoju.
-Gdzie jest?- kolejne pytanie padło z jej ust.
Paul wzruszył tylko ramionami.
-Wyjechał, powiedział tylko, że Ann ma o niczym nie wiedzieć.
Dziewczyna pierwszy raz spojrzała na Jareda.
-Dobra, teraz powiedz jak wy to zrobiliście- wpatrywała się w niego.- Podobno Ann widziała jego śmierć.
-Bo to prawda- przyznał chłopak popijając colę.- Widziała śmierć... zagraną śmierć.
Wieczorem, gdy siedziałam przy biurku i spoglądałam w okno, zastanawiałam się jakby to było, gdybym wyszła z domu kilka minut później. Gdybym wtedy to ja dostała, a nie Max. On pewnie na moim miejscu teraz poradziłby sobie dużo lepiej. A bynajmniej rodzice by mu pomogli.
Spojrzałam na pustą walizkę, która stała w kącie pokoju. Gdyby wtedy Paul mi nie powiedział prawdy, teraz siedziałabym w Nowym Yorku, w mieszkaniu, które wynajęłaby moja babcia. Popijałabym ciepłą, gorącą czekoladę w towarzystwie wiecznie pijącego kawę Jake'a.
A co jeśli to wszystko co powiedział Paul było kłamstwem? Skoro przez tyle tygodni potrafił mnie okłamywać, czy teraz mogłam mieć pewność, ze mówi prawdę? A może wszystko wymyślił?
Pokręciłam głową kompletnie wykończona tym wszystkim.
Powoli wstałam z krzesła i wyszłam z pokoju udając się na dół. Zdziwiłam się widokiem rodziców, którzy jak gdyby nigdy nic siedzieli w salonie i rozmawiali. Wiedziałam, że dzisiaj wrócili, ale byłam pewna, że jak zwykle będą do późna w pracy. Z resztą wywnioskowałam to po zostawionych w holu walizkach.
Udając, że ich nie widzę, poszłam do kuchni by przygotować sobie kolację. Po kilku minutach poczułam czyjąś obecność w pomieszczeniu. Odwróciłam się i zobaczyłam rodziców, którzy dziwnie mi się przyglądali.
-O co chodzi?- mruknęłam.
-Jak było dzisiaj w szkole?- spytała matka uśmiechając się przyjaźnie.
Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam im się niedowierzająco. Może byłam głupia, ale swoich rodziców trochę znałam i wiedziałam kiedy coś ode mnie chcą, a raczej chcą się upewnić, że czegoś nie wiem.
-Nawet dobrze- przytaknęłam głową zaczynając grać.- A wy? Jak tam sprawy biznesowe?
Zauważyłam, że stali się jeszcze bardziej spięci. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-A... dobrze- matka zaśmiała się aktorsko.- Może poznałaś kogoś? Jakąś nową koleżankę, albo chłopaka.
O... tu was mam.
-Nie- westchnęłam ciężko. A po chwili dodałam radośnie.- Ale mam dla was niespodziankę.
Patrzyli na mnie zaskoczeni czekając aż dokończę.
-Będziemy mieli gościa na kolacji- na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po chwili za nimi zobaczyłam rudowłosą wspólniczkę.
-Witam, jestem Juliet Deutch. My się nie znamy, prawda?- usłyszałam nutkę ironii w jej głosie.
Mina moich rodziców była niewyobrażalnie satysfakcjonująca. Teraz byłam pewna, że dziewczyna mojego nieżyjącego brata wie coś, co moi rodzice najchętniej nigdy by mi nie powiedzieli. Nie mogłam się doczekać aż dowiem się co to takiego.
-----------------------
Hey- "Moja i twoja nadzieja"
Mam kilka ważnych spraw do ogłoszenia. Po pierwsze chciałabym was przeprosić, że w tamtym tygodniu był tylko jeden rozdział, który w ogóle mi się nie podobał. Po drugie w tym tygodniu też niestety jest to jedyny rozdział ze względu na święta, a także to, że wyjeżdżam i nie będę miała możliwości dodania czegoś jeszcze. Po trzecie zbliżamy się niestety do końca "nienawiści". Do trzydziestki powinnam dobić + epilog.
Dobra koniec smutnych wiadomości. Za niedługo zabieram się do pisania kolejnego opowiadania, które mam nadzieję będziecie czytać. Kiedy już założę nowego bloga i opublikuję prolog, oczywiście poinformuję was.
A teraz chciałabym wam życzyć rodzinnych, wesołych świąt Wielkanocnych, smacznego jajka i mokrego Lanego Poniedziałku.
PS. Tam z boku jest ankieta. Prosiłabym byście wzięli w niej udział.
PS.2 Mam nadzieję, że do czasu aż dodam kolejny rozdział będzie tu przynajmniej piętnaście komentarzy.
Do napisania.
Spojrzałam na moją niedoszłą szwagierkę i ponownie się zaśmiałam. Na jej twarzy zauważyłam zirytowanie. Chciałam się jej spytać czy kiedykolwiek się uśmiecha, ale odrzuciłam ten pomysł. Sama mam tzw. doła, a to że właśnie się śmieje jest chyba oznaką tego, iż jest już ze mną gorzej.
-Mogę wiedzieć z czego ty się śmiejesz?!- ruda nerwowo stukała swoim obcasem o podłogę. Jej ręce były założone na klatce piersiowej, a niesforny kosmyk włosów wpadał jej do oczu.
Od razu spoważniałam. Poprawiłam się na łóżku i spojrzałam na nią sceptycznie.
-Ty chcesz sama zabić Organizatora?- upewniłam się.
Nawet w myślach te słowa brzmiały idiotycznie. Dobrze wiedziałam, że facet nigdzie nie chodzi bez ochrony. No, prawie nigdzie, ale to inna historia.
-Dopiero to powiedziałam- mruknęła siadając w fotelu.
-Wiesz, może jestem młodsza i może trochę głupsza, ale nawet ja wiem, że ten pomysł nie ma przyszłości- wyznałam.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Nie chciało mi się już jej tłumaczyć, że u mnie się nie pali.
Wywróciłam oczami.
-Nie chcesz odpłacić się mu?- spytała z tajemniczym uśmiechem na twarzy.- To niedaleko jego klubu prawie cię zgwałcono, a jak wiem, to dodatkowo twój były prowadzi z nim interesy.
Spojrzałam na nią zaskoczona, a ona tylko ukazała rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
Nadal bolały mnie miejsca, w które oberwałam od Jamesa. Wiedziałam, że jeśli nie zacznę pracować z zielonooką, to długo i tak nie pożyję. Albo oni mnie zabiją, albo sama popełnię samobójstwo.
Westchnęłam ciężko.
-Wiem jak możesz dostać się do Organizatora- stwierdziłam obojętnie.
-No widzisz, a mówiłaś, że ten pomysł nie ma przyszłości- dziewczyna uśmiechnęła się bez grama radości. Jej oczy nadal pozostawały obojętne.
Lucas, jako że nie opuszczał Ann chociaż na chwilę, od razu zauważył jej nowego gościa. Wcześniej jeden z ludzi Organizatora wspominał, że państwo Collins mieli gościa. Chłopak był pewny, że to ta sama osoba, która teraz zajmuje czas jego byłej. Zastanawiał się tylko, kim jest rudowłosa dziewczyna. Jednak długo nie zajmował się zgadywankami, których jak zresztą nie znosił, ponieważ chwilę po przyjeździe pod dom brunetki, zadzwonił James z prośbą spotkania.
Z lekko irytacją chłopak odpalił sinik i wyjechał z ulicy, na której mieściła się posiadłość jego wrogów. Po niespełna dwudziestu minutach pojawił się pod starymi, opuszczonymi magazynami w biedniejszej części miasta. Jego kuzyn już tam na niego czekał, a jednocześnie popijał jakiś napój energetyczny.
-Czego chciałeś- warknął starszy chłopak.
-Spokojnie, Lucas- z ust Jamesa wydobył się roześmiany głos.
Niebieskooki wywrócił oczy widząc stan kuzyna, który najwidoczniej był pod wpływem. Zacisnął dłonie w pięści i czekał aż jego rozmówca zacznie mówić. Jednak temu drugiemu nie spieszyło się do wyjawienia powodu ich spotkania.
-Dowiedziałem się trochę informacji o nowej osobie w Los Angeles- w końcu naćpany chłopak zaczął mówić.
-I...?- pośpieszył go Lu.
-Nazywa się Juliet Deutch, ma dwadzieścia dwa lata, wychowała się w domu dziecka w Nowym Yorku- mruknął James.
-Coś jeszcze o niej wiesz?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Podobno jej rodziców zabił Organizator, ale to nic pewnego. Pytałem się, ale każdy zbywał mnie, żebym się nie wtrącał w interesy szefa.
-Dobra. Pierwszy raz na coś się przydałeś- westchnął Lucas.- Weź zmniejsz dawkę.
Chłopak zmierzył go wzorkiem po raz ostatni i ruszył w kierunku swojego samochodu. Sam też lubił coś zapalić albo wciągnąć, ale nigdy nie doprowadzał się do takiego stanu jak jego młodszy kuzyn. Czasami dziwił się, że z nim się zadaje, ale później stwierdzał, iż lepiej z nim, niż z kimś kto może go wydać.
-Ćpun- mruknął pod nosem i wsiadł do samochodu. Po chwili został po nim tylko unoszący się w powietrzu kurz.
Po godzinie Juliet opuściła dom Anny jednocześnie jak zwykle paląc papierosa. Gdy oddaliła się od jej domu, wybrała numer do Jareda i czekała aż ten łaskawie odbierze.
Chwilę wcześniej ustaliła z Ann plan zabicia Organizatora, tyle że musiały też coś wymyślić na temat "bliźniaków" i oczywiście całej reszty. Juliet dobrze wiedziała, że będzie jej potrzebny też plan b, o którym, rzecz jasna, Ann miała nie wiedzieć. Była przekonana, że brunetka i tak niczego się nie domyśli. Zastanawiała się jak ktoś taki jak siostra Maxa, może wykonywać tak odpowiedzialny zawód. Jedyne co ją mile zaskoczyło to, to że brunetka jak na razie nie wykonuje swojej pracy. Z drugiej jednak strony ruda mogłaby wtedy wejść bez przeszkód do firmy. Na szczęście miała jeszcze rodziców Ann, którzy widocznie nie chcieli się przyznać do błędu jaki popełnili jakiś czas temu.
-Halo?- dziewczyna usłyszała głos bruneta.
-Za dziesięć minut tam gdzie zawsze, zabierz ze sobą sługę Maxa- powiedziała oschle i nim chłopak zdążył coś powiedzieć, ta już chowała telefon.
Po piętnastu minutach Juliet weszła do pobliskiego baru, gdzie już czekali na nią dwaj bruneci. Dziewczyna dosiadła się do ich stolika jednocześnie zamawiając, tu o dziwo, tylko zwykłą, gazowaną wodę.
Dwudziestoparolatka przyglądała się uważnie Paulowi, który udawał, że wszystko jest w porządku.
Tak naprawdę sam miał już dość tej sytuacji. Żałował, że dał się w to wszystko wciągnąć. Jednak czasu nie mógł cofnąć.
-Żyje?- spytała kobieta młodszego bruneta.
Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy i niepewnie przytaknął głową. Sam nie mógłby w to uwierzyć, gdyby nie wiedział o wszystkim od początku.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Świadomość, że jej ukochana osoba nadal żyje powodowała, że jeszcze bardziej była chętna do zabicia Organizatora. Domyślała się, że jeśli wszystko to zakończy, jej ukochany do niej wróci, a ona będzie mogła żyć w spokoju.
-Gdzie jest?- kolejne pytanie padło z jej ust.
Paul wzruszył tylko ramionami.
-Wyjechał, powiedział tylko, że Ann ma o niczym nie wiedzieć.
Dziewczyna pierwszy raz spojrzała na Jareda.
-Dobra, teraz powiedz jak wy to zrobiliście- wpatrywała się w niego.- Podobno Ann widziała jego śmierć.
-Bo to prawda- przyznał chłopak popijając colę.- Widziała śmierć... zagraną śmierć.
Wspomnienie
-Halo?- Max odebrał swój telefon, który od dziesięciu minut trzymał w oczekiwaniu w dłoni.
-Właśnie wyszedłem z waszego domu- oznajmił spokojnie Paul.- Jared ma się pojawić za piętnaście minut, a tamci za dwadzieścia. Ann wybiegnie z domu za jakiejś pięć.
Blondyn słuchał uważnie każdego słowa chłopaka. Był świadomy tego, że jeśli coś się nie uda, będzie to ostatni raz gdy zobaczy swoją młodszą siostrę.
Mężczyzna mruknął tylko do telefonu, że zrozumiał i rozłączył się.
Wytarł dłonie w jednorazowe ręczniki i powoli wyszedł z garażu. Zobaczył Ann siedzącą na schodach i ruszył w jej kierunku. Usiadł obok niej i zaczął rozmowę. Było mu ciężko słuchać jak jego siostra nie daje sobie rady. W tamtej chwili najchętniej odwołałby całą akcje i razem z brunetką gdzieś uciekł. Jednak ich wrogowie już byli w drodze do domu Collinsów.
Zaczął pocieszać siostrę, a gdy ta postanowiła pójść się przejść, niewidocznie odetchnął z ulgą. Brunetka ruszyła, a chwilę później Max wyszedł na chodnik. Widział oddalającą się siostrę, a gdy ta przyłożyła telefon do ucha, powiedział cicho "przepraszam".
Teraz tylko musiał czekać aż dostanie kulką w samą klatkę piersiową, na której miał kamizelkę i parę torebek z sztuczną krwią.
Po chwili zobaczył nadjeżdżający samochód, a sekundę później stracił przytomność upadając na chodnik.
Koniec wspomnienia
Spojrzałam na pustą walizkę, która stała w kącie pokoju. Gdyby wtedy Paul mi nie powiedział prawdy, teraz siedziałabym w Nowym Yorku, w mieszkaniu, które wynajęłaby moja babcia. Popijałabym ciepłą, gorącą czekoladę w towarzystwie wiecznie pijącego kawę Jake'a.
A co jeśli to wszystko co powiedział Paul było kłamstwem? Skoro przez tyle tygodni potrafił mnie okłamywać, czy teraz mogłam mieć pewność, ze mówi prawdę? A może wszystko wymyślił?
Pokręciłam głową kompletnie wykończona tym wszystkim.
Powoli wstałam z krzesła i wyszłam z pokoju udając się na dół. Zdziwiłam się widokiem rodziców, którzy jak gdyby nigdy nic siedzieli w salonie i rozmawiali. Wiedziałam, że dzisiaj wrócili, ale byłam pewna, że jak zwykle będą do późna w pracy. Z resztą wywnioskowałam to po zostawionych w holu walizkach.
Udając, że ich nie widzę, poszłam do kuchni by przygotować sobie kolację. Po kilku minutach poczułam czyjąś obecność w pomieszczeniu. Odwróciłam się i zobaczyłam rodziców, którzy dziwnie mi się przyglądali.
-O co chodzi?- mruknęłam.
-Jak było dzisiaj w szkole?- spytała matka uśmiechając się przyjaźnie.
Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam im się niedowierzająco. Może byłam głupia, ale swoich rodziców trochę znałam i wiedziałam kiedy coś ode mnie chcą, a raczej chcą się upewnić, że czegoś nie wiem.
-Nawet dobrze- przytaknęłam głową zaczynając grać.- A wy? Jak tam sprawy biznesowe?
Zauważyłam, że stali się jeszcze bardziej spięci. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-A... dobrze- matka zaśmiała się aktorsko.- Może poznałaś kogoś? Jakąś nową koleżankę, albo chłopaka.
O... tu was mam.
-Nie- westchnęłam ciężko. A po chwili dodałam radośnie.- Ale mam dla was niespodziankę.
Patrzyli na mnie zaskoczeni czekając aż dokończę.
-Będziemy mieli gościa na kolacji- na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po chwili za nimi zobaczyłam rudowłosą wspólniczkę.
-Witam, jestem Juliet Deutch. My się nie znamy, prawda?- usłyszałam nutkę ironii w jej głosie.
Mina moich rodziców była niewyobrażalnie satysfakcjonująca. Teraz byłam pewna, że dziewczyna mojego nieżyjącego brata wie coś, co moi rodzice najchętniej nigdy by mi nie powiedzieli. Nie mogłam się doczekać aż dowiem się co to takiego.
-----------------------
Hey- "Moja i twoja nadzieja"
Mam kilka ważnych spraw do ogłoszenia. Po pierwsze chciałabym was przeprosić, że w tamtym tygodniu był tylko jeden rozdział, który w ogóle mi się nie podobał. Po drugie w tym tygodniu też niestety jest to jedyny rozdział ze względu na święta, a także to, że wyjeżdżam i nie będę miała możliwości dodania czegoś jeszcze. Po trzecie zbliżamy się niestety do końca "nienawiści". Do trzydziestki powinnam dobić + epilog.
Dobra koniec smutnych wiadomości. Za niedługo zabieram się do pisania kolejnego opowiadania, które mam nadzieję będziecie czytać. Kiedy już założę nowego bloga i opublikuję prolog, oczywiście poinformuję was.
A teraz chciałabym wam życzyć rodzinnych, wesołych świąt Wielkanocnych, smacznego jajka i mokrego Lanego Poniedziałku.
PS. Tam z boku jest ankieta. Prosiłabym byście wzięli w niej udział.
PS.2 Mam nadzieję, że do czasu aż dodam kolejny rozdział będzie tu przynajmniej piętnaście komentarzy.
Do napisania.
Świetne ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny <3
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko,że nie długo skończysz pisać te opowiadanie,ale mam nadzieję,że wszystko dobrze się skończy...
Ja również składam Ci życzenia Żeby śmiały się pisanki,uśmiechały się baranki,mokry ,śmigus zraszał skronie,dużo szczęścia i takiej weny do pisania.Pozdrawiam
Kurczę rozdział jak najbardziej na TAK!!!
OdpowiedzUsuńWiesz, co najbardziej mnie cieszy?
Max żyje :D Max, Max, Max lalalal on żyje on żyje :D Najlepsza wiadomość :D
Teraz będę tylko czekać, aż pokaże się Ann :))
Zastanawiam się jaki plany wymyśliła Juliet i Ann na Organizatora, mam nadzieję, że wszystko pójdzie po ich myśli.
Kurczę tak bardzo chcę aby główna bohaterka w końcu zaznała spokoju, jej nerwy są już mocno zszargane. Biedna, tak bardzo jej współczuję.
Mimo to wieżę, iż w kolejnych rozdziałach wszystko się zacznie układać, a ona będzie z Paulem.
Jestem strasznie ciekawa, co stanie się w kolejnych rozdziałach. Kurczę szkoda, że zostało już tak mało do końca, bo jest to najlepsze opowiadanie kryminalne jakie czytałam :D
Mogę ci jedynie obiecać, że będę czytać kolejne Twoje dzieła.
Pozdrawiam
Kilulu.
P.S Tobie także życzę udanych, ciepłych i rodzinnych świąt :)
Zajebisty, nie mogę się doczekać kiedy następny :')
OdpowiedzUsuńNo to sie porobiło. Z jednej strony rozumiem Max'a a z drugiej nie. Ann została sama i nie wiem czy był to do końca dobry pomysł. Współczuję jej. Ma rodziców a jest sama. Do tego dochodzi Paul,który okazał się fałszywy . Jest bardzo silna. Mam nadzieję,że nie wpakuje sę w nic gorszego. Najlepiej byłoby chyba ,gdyby szukał wyjaśnień , do czego tak naprawę dąży Juliet. Jedno jest pewne ,że musi załatwić sprawę z Organizatorem i jej byłym. Inaczej nie będzie mogła żyć spokojnie. A tak wracając jeszcze do Paula to może i na początku nie dażył jej sympatią (lekko powiedziawszy) to później to się zmieniło.
OdpowiedzUsuńSzkoda,że to już praktycznie końcówka.Jasne,że będę czytała kolejne opowiadanie ( tylko proszę nie fantazy ) .
Czekam nn
Życzę dużo weny
/Eli..
P.S. Wesołych świąt spędznonych w gronie rodzinnym, mokrego Lanego Poniedzialku.
O nie.
OdpowiedzUsuńKoniec mojej nienawiści? ;c
Rozdział bardzo ciekawy, zastanawiam się jak zakończysz to wszystko ;)
Równocześnie chcę Cię zapewnić, że na pewno będę czytać twoje kolejne opowiadanie.
*Wesołych świąt Wielkanocnych! ;)
~Martyśka Sobie
bawsiebaw.blogspot.com
Wow, to się porobiło, rozdział genialny.
OdpowiedzUsuńKurcze szkoda że tak szybko chcesz to zakończyć.
Już nie mogę doczekać się next'a.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świat ! :*
S.
Jej boskie ^^ Kocham <3 Wiedziałam, że on żyje :3 Jejku niech zabiją tego dupka, a nawet 3 :/ nie lubię ich... Czekam na next ^^ Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJezuu, kocham to *.*
OdpowiedzUsuńPisz dalej ;)
Oh, mam nadzieję że Ann będzie z Paulem :>
OdpowiedzUsuńSiwtnyy chce dalj <3
OdpowiedzUsuńZajebisteeee o<3 nioo koxham :-P
OdpowiedzUsuńNie czytałam lepszego kryminalnego opowiadania na blogerze.
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana intrygą jaką wymyśliłaś :D
Czekam na więcej! Mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny rozdział :)
Pozdrawiam
Kubek
kiedy next? c:
OdpowiedzUsuńChyba napisała, że weekend?
UsuńNiby gdzie?
UsuńNiesamowicie wciąga.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa zakończenia :)