Jak patrzysz w lustro, to kogo tam widzisz
wroga czy przyjaciela?*
--------
Zastanawiałam się dlaczego po prostu nie przyłożę mu pistoletu do tego durnego łba i nie powiem mu, że ma się tak grzecznie ode mnie odwalić. Ach... no tak. Na niego nawet to by nie podziałało.
Wywróciłam oczami.
-Twój brat do mnie dzwonił- oznajmił i dopiero w tej chwili zorientowałam się, że pali papierosa. A mówił, że nie pali... Kolejne kłamstwo.
Spojrzałam na bruneta i pomyślałam w którym momencie mnie podszedł i zdobył moje zaufanie.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie okłamuje Maxa, jest jedynym facetem, który zasługuje na moje zaufanie- spojrzałam na niego znacząco.
-Co ja ci zrobiłem?- spytał wyrzucając resztki papierosa.
-Okłamałeś mnie Paul. A ja straciłam do ciebie zaufanie- powiedziałam patrząc wszędzie, tylko nie w oczy chłopaka.
-Ale ty mi nigdy nie ufałaś- zaczynał się irytować.
Pokręciłam głową i spróbowałam dostać się do samochodu, ale ten nadal mi to uniemożliwiał.
-To nawet lepiej. A tak poza tym pozdrów swojego kolegę, który się z tobą założył- rzuciłam.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i wystraszony. Założyłam dłonie na klatce piersiowej i podniosłam prawą brew.
-Myślałeś, że nigdy się nie dowiem- zaśmiałam się cicho.
-Ann to nie tak- spróbował do mnie podejść, ale odsunęłam się.
-Paul nie rób ze mnie idiotki!- podniosłam ton.
Chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił mi telefon.
-Halo?- nawet nie spojrzałam kto to.
-Dawno się nie widzieliśmy, prawda?- na początku nie wiedziałam z kim rozmawiam.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Kochanie, no ja cię proszę tylko mi nie mów, że mnie nie pamiętasz- był rozbawiony.
-Jak mogłabym cię zapomnieć- powiedziałam słodko.- Kochanie czyżbyś coś dla mnie miał?
-Czy kiedykolwiek dzwoniłem do ciebie bez powodu?- spytał retorycznie, ale ja chciałam mu odpowiedzieć.
-Tak... Gdy chciałeś wymyślić powód- odparłam poważnie, na co mężczyzna kolejny raz się zaśmiał.
-Tam gdzie zawsze?
-Będę za dwie godziny- rozłączyłam się.
Paul spojrzał na mnie pytająco.
-Co?- udałam głupią.
-Kochanie?- podniósł lewą brew. Czyżby był zazdrosny?
-Chyba nie myślałeś, że od dwóch lat z nikim się nie spotykam?- była to prawda, jednak w moim świecie czasami trzeba poudawać.
Paul zamyślił się na chwilę. Ta chwila wystarczyła mi by wsiąść do samochodu i odjechać.
-Jeśli Jake jest w mieście to oznacza, że musiałam wpaść w niezłe kłopoty- stwierdziłam przerażona.
Gdy odwiozłam Emily do domu, szybko pojechałam do siebie. Wbiegłam do domu i miałam zamiar iść do swojego pokoju, ale coś mnie zaciekawiło. Po cichu weszłam do salonu i zobaczyłam jak Max z Jaredem oglądają jakiś film sensacyjny.
-Hej- przywitałam się.
-Hej młoda- rzucili nie odrywając wzroku od telewizora.
-Faceci- westchnęłam i ruszyłam w kierunku schodów.
Wzięłam szybki prysznic, a potem ubrałam się w czarne rurki, tunikę i czarne szpilki. Zrobiłam mocniejszy makijaż i zeszłam na dół. Otwierałam już drzwi, gdy nagle ktoś za mną zaczął kaszleć. Obróciłam się w stronę chłopaków i zrobiłam niewinną minę. Obaj stali identycznie. Ręce mieli założone na klatce piersiowej, a wyraz twarzy poważny i pytający. Mimowolnie zaczęłam się śmiać.
-Można wiedzieć gdzie idziesz?- spytał Max.
-Do Camilli- wymyśliłam na poczekaniu.
Nie uwierzyli.
-Ann ostatni raz widzieliśmy cię taką gdy szłaś na spotkanie z Jakiem. Dwa lata temu- przypomniał Jared.
Spróbowałam nie pokazać po sobie, że trafili w dziesiątkę.
-Dwa lata temu omal nie zginęłam, ratując temu debilowi życie i wy myślicie, że ja bym się z nim spotkała?- zastosowałam tę samą taktykę co z Paulem.
Wiedziałam, że wygrałam.
Max podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
-Dobra, siostra. Przepraszam cię- szepnął, a ja czułam się podle. Bo oni mieli racje, a ja jak zwykle postanowiłam postawić na swoim. Czasami nie wiedziałam, czy jestem swoim przyjacielem czy wrogiem.
-Nic się nie stało. Cieszę się, że się o mnie martwicie. Przynajmniej wy- odsunęłam się od brata powstrzymując się od płaczu.- Będę za niedługo.
Wzięłam swoją skórzaną kurtkę i wyszłam z domu.
-W końcu ktoś cię zabije- mruknęłam sama do siebie.
Wsiadłam do samochodu i odjechałam spod domu.
Jake był dwudziestosiedmioletnim mężczyzną, z którym kiedyś wdałam się w pewien układ. Po tym jak dowiedziałam się z jakiego powodu spotykał się ze mną lider elity, miałam małe załamanie. Pewnego dnia postanowiłam wybrać się na nielegalne wyścigi. Ich organizator był moim znajomym, a Jake brał w nich udział i przegrał. Tyle, że nie miał kasy, więc czekała go śmierć. A kto się wtedy pojawił. No oczywiście, że ja. Teraz jednak nie chciałam pamiętać tamtego układu.
Powracając do Jake'a. To typ od którego trzeba trzymać się z daleka. Gdzie on, tam kłopoty, a gdzie kłopoty tam ja. Miał ciemne, prawie czarne włosy i puste zielone oczy. Jego ciało zdobiły liczne tatuaże. Był zły, ale nigdy tak zły by mnie zabić. By zabić kogoś na kim mi zależy. Jedynym powodem dlaczego nie był aż tak zły, to ja. Niestety ja.
Powoli otworzyłam drzwi kawiarni i poczułam zapach kawy. Niezauważalnie rozejrzałam się po wnętrzu by sprawdzić, czy nie ma żadnego nieproszonego świadka, który mógłby powiadomić Maxa o naszym spotkaniu. Przy okazji dostrzegłam szatyna, który siedział w jednym z boksów. Wyprostowałam się i ruszyłam w jego kierunku. Siedział zamyślony i popijał kawę. Kawa była jego uzależnieniem, chyba nawet bardziej niż narkotyki. Miał na sobie czarny podkoszulek i ciemne dżinsy. Podniósł wzrok na mnie i przyjrzał mi się dokładnie.Uśmiechnął się pod nosem.
-Piękna jak zawsze- stwierdził. Udałam, że tego nie słyszę.
Usiadłam na przeciwko niego, mając nadzieję, że tak samo udaje jak ja. Błagałam by nie powracał do przeszłości, tylko udawał, że spotykamy się tu jako para. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok.
-Nie mówiłaś, że przyjdziesz z obstawą- powiedział zaciskając dłonie w pięści i patrząc na osobę, która była na drugim końcu pomieszczenia. Uśmiechnęłam się do niego.
-Nigdy nie chodzę z obstawą- warknęłam.
Kiwnął głową i zaczął się śmiać niby z jakiegoś żartu, którego tak na prawdę nikt z nas nie powiedział.
-Więc co kochanie zamawiasz?- spytał obejmując moją dłoń swoimi i składając na niej pocałunek.
-Kawę- oznajmiłam i niby niechcący odsunęłam swoją dłoń od niego. Posłał mi groźne spojrzenie.
Pochylił się nad stołem i szepnął:
-Zmieniłaś się w ciągu tych dwóch lat- stwierdził z wyrzutem.
Spojrzałam na niego lodowato.
-Nie zapominaj komu zawdzięczasz życie- warknęłam, a później uśmiechnęłam się do niego sztucznie, mając nadzieję, że mój obserwator nie zauważy prawdy.
-Nigdy nie zapomnę, Anno- szepnął, a ja przymknęłam oczy.
-Co masz dla mnie?- powoli otworzyłam oczy.
Mężczyzna uśmiechał się delikatnie.
-Już raz ci pomogłem- przypomniał.- Tym razem robię to ze względu na naszą przyjaźń.
Przejechał opuszkami palców po moim policzku.
-Szkoda, że nie dałaś nam szansy- szepnął.
-Gdybyś na nią zasługiwał, to byś ją dostał- powiedziałam wbijając wzrok w swoje dłonie.
-Dobrze wiesz, że zasługiwałem. Nie chciałaś tylko tej myśli dopuścić do siebie- zaśmiał się cicho.- Zawsze tak masz. Nawet jeśli byś znała prawdę to i tak w nią nie wierzyłaś, bo się bałaś.
W tej chwili pomyślałam o chłopaku, który się o mnie założył. Co by się stało gdybym zrobiła wyjątek i uwierzyła? Nie chciałam o tym myśleć. Spojrzałam na mężczyznę, który siedział na przeciwko mnie.
On powoli wstał i zaczął iść w kierunku wyjścia.
Westchnęłam.
-Kochanie, ale ja naprawdę mam ochotę na tą kawę- znów zaczęłam grać swoją role. Widziałam jak zaśmiał się i zmienił kierunek, teraz zmierzał do kasy.
-Tą co zwykle?- spytał.
-Tak- choć dobrze wiedziałam, że nie wie czy w ogóle piję kawę. Wstałam i podeszłam do niego, właśnie płacił za napój. Uśmiechnęłam się do niego. Mężczyzna delikatnie objął mnie, a kelnerka spojrzała na nas z zazdrością. Nie tylko ona nam się przyglądała. Jake zabrał kawę i udaliśmy się do wyjścia. Wychodząc spojrzałam w stronę Paula, który patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Gdy tylko wsiedliśmy do mojego samochodu zażądałam.
-Dobra, gadaj co wiesz- wpatrywałam się w przednią szybę. Jake nie śpiesząc się z odpowiedzią, pił spokojnie "moją" kawę.
-Od dawna nie wpakowałaś się w takie gówno. A raczej nigdy- oznajmił.
Westchnęłam teatralnie. Doskonale o tym wiedziałam.
-Ale nie tylko ty- dodał wyciągając paczkę papierosów.
-Tu się nie pali- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Wywrócił oczami i schował papierosy do kieszeni.
-Przewrażliwiona jesteś, kochanie- mruknął.
Spojrzałam na niego znacząco.
-Musisz jak najwięcej pokazywać tą zwykłą siebie. Nawet nie próbuj węszyć, bo oni to zauważą. Dziwi mnie, że teraz nie masz ogona.
Zaczęłam nerwowo stukać w kierownicę.
-Oni czyli kto?- zapytałam.
-Tego nikt nie wie. Oni nie istnieją. A nawet jeśli to pod innymi nazwiskami- odparł.
Westchnęłam zrezygnowana.
-Ale- ciągnął.- Mam sposób dla ciebie.
Uśmiechnął się.
-Jaki?
-Musisz siedzieć cicho. Im mniej będziesz robiła tym więcej zyskasz.
Kiwnęłam głową.
-W końcu sami popełnią błąd- Jake kiwnął głową.
-Ty ich nie popełnisz, bo nic nie będziesz robić. Prosta zasada- napił się gorącego napoju.- Nadal nie rozumiem, jak możesz nie pić kawy.
Spojrzał na mnie. Wzruszyłam ramionami.
-Pijesz ją za nas dwoje. Mówię ci, w końcu serce ci stanie- udałam troskę.
Zaśmiał się cicho.
-Nie martw się. Nic mi się nie stanie.
Pochylił się nade mną i zanim zdążyłam zareagować, pocałował mnie. Nie odepchnęłam go, a powinnam.
-Tęskniłem za tym- szepnął odsuwając się.- Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Powinieneś już iść. Obiecałam Maxowi, że wrócę szybko.
Mężczyzna westchnął.
-Nadal mnie nienawidzi- bardziej stwierdził niż zapytał.
-Sprowadziłeś na mnie niebezpieczeństwo. On ci tego nigdy nie wybaczy.
-A ty?- spytał, a w jego oczach widać było nadzieję.
-Muszę jechać- nie chciałam odpowiadać mu na to pytanie, nie teraz.
Ponownie westchnął, a później wysiadł z samochodu.
-Do zobaczenia Anno.
-Do zobaczenia Jake.
Zapaliłam silnik i odjechałam. Nawet nie wiem kiedy po policzku spłynęła mi łza. Jedna jedyna łza, pokazująca, że rozdziały, które uważałam za zamknięte, wcale takie nie są.
Pod domem zauważyłam Paula, opierającego się o maskę swojego samochodu. Próbując nie zwracać na niego uwagi, zaczęłam iść w stronę drzwi. On jednak szedł za mną.
-Chcę porozmawiać- oznajmił.
Weszłam do środka, a on za mną.
-Nie mamy o czym- odparłam.
-A ten facet w kawiarni?
Szybko obróciłam się w jego stronę i zakryłam mu usta dłonią.
-Max zabije mnie jeśli się dowie- powiedziałam z prośbą w oczach.
Chłopak kiwnął głową.
-Ann z kim rozmawiasz?- dobiegł mnie głos Maxa.
-Chodź- westchnęłam i ruszyłam w kierunku schodów.
Max właśnie schodził z góry. Spojrzał na Paula morderczym wzrokiem.
-Byłaś z nim?- spytał przez zaciśnięte zęby.
-Nie, Paul czekał na mnie pod domem- westchnęłam.
Chwyciłam dłoń bruneta i wyminęłam blondyna.
-Skrzywdzisz ją, a cię zabije- te słowa skierował do Paula.
Wepchnęłam osiemnastolatka do swojego pokoju, a potem zamknęłam drzwi. Przymknęłam oczy.
Ostatnio otaczasz się samymi facetami.
-Dobra, mów co chcesz- otworzyłam oczy i powiedziałam do Paula, który stał na środku mojego pokoju.
-Kim był ten facet w kawiarni?- spytał.
-Moim znajomym- wyminęłam go i rzuciłam się na łóżko.
-Jesteś z nim?
-A nawet jeśli, to co? Ty mi się nie spowiadasz z swoich "przyjaciółek".
Wstałam i podeszłam do niego.
-A tak w ogóle, to jakim prawem się o mnie założyłeś?- spojrzałam na niego wyczekująco.
Brunet westchnął.
-Spierdoliłem wszystko.
-Nie zaprzeczę- nadal przyglądałam się chłopakowi. Patrzył na mnie smutnymi oczami i przygryzał wargę.
-Przepraszam- szepnął przeczesując palcami włosy.
Prychnęłam.
-Lepiej będzie jak już pójdę- stwierdził i zaczął cofać się w stronę drzwi.
-Czyli nie wyjaśnisz mi dlaczego to zrobiłeś?- nie będę ukrywać, że nie zabolało mnie to. Zabolało i to bardzo.
-Chętnie bym to zrobił, ale i tak mi nie uwierzysz- wzruszył ramionami.- Powodzenia z znajomym.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nie zatrzymywałam go, bo i po co. Nie miałam powodu by to zrobić. Stało się to co chciałam, dał mi święty spokój. Tylko czy aby na pewno teraz tego chce?
------------------
*Bob one "W co wierzysz"
No więc, mamy nowego bohatera. Czy będzie krótko, czy może zostanie na dłużej, to się okaże.Wiadome jest, że namiesza w życiu głównej bohaterki. Wiem, że tego nie lubicie, ale proszę jeśli czytacie to komentujcie. Naprawdę to dla mnie ważne, bo chcę znać waszą opinię na temat rozdziałów. Jak zwykle przepraszam za błędy. Do napisania :)