piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 6

Zrezygnuj z tego zlecenia, bo pożałujesz. 
Chodziłam lekko zdenerwowana po pokoju, mając nadzieję, że nie obudzę śpiącej Cam. Byłam pewna, że powinnam zignorować ten telefon. Po prostu komuś nie podoba się, że inny ktoś ma ochronę. Wiem, to w moim świecie normalne. Jednak ten telefon nie dawał mi spokoju. Wszystko nie dawało mi spokoju. Dziwne zachowanie Jacka Browna, róże od nieznanego nadawcy i dodatkowo ten telefon. Powoli podeszłam do okna. Na dworze było pusto. Prawie pusto. Po drogiej stronie mojego domu stał dobrze mi znany samochód.
A co jeśli chodzi im o ciebie, a nie o nią? Może sprowadzasz na nią niebezpieczeństwo?
Jeszcze te głupie myśli. Spojrzałam na zegarek. Czwarta rano, nie mam po co już się kłaść i tak pewnie nie zasnę. Wzięłam moją komórkę i chciałam do kogoś zadzwonić. Chciałam się komuś wygadać, powiedzieć o rzeczach, o których nawet Cam nie może wiedzieć. Tak bardzo tego potrzebowałam, jednak wiedziałam, że nie ma takiej osoby oprócz mojego brata. Wybierałam już jego numer, gdy zorientowałam się, że on też nie ma łatwo. Max też ochrania ludzi i on nigdy nie narzekał, choć czasem nawet powinien. Nie robił tego, bo wiedział, że sam musi sobie z tym poradzić. Ja także musiałam. Jednak wtedy nie wiedziałam, że kiedyś będę tego żałować.
Minęło kilka dni. Ja nikomu nie powiedziałam o tym telefonie. Więcej się nie powtórzył. Do dzisiejszej nocy. Później znów nie spałam. Kiedy rano wstałam, stwierdziłam, że powiem rodzicom o tych telefonach.
-Mamo?- zawołałam schodząc po schodach.
-Tak?- zobaczyłam matkę z walizką.
No to już nic im nie powiesz.
-Jedziesz gdzieś?- spojrzałam zdziwiona na walizkę.
Chwilę poczekałam aż odpowie.
-Córeczko, przepraszam, ale zapomniałam ci powiedzieć, że jedziemy z twoim ojcem na małe wakacje- powiedziała to z taką łatwością, że aż zabolało.
-Wakacje? W środku października?- nie umiałam uwierzyć.
-Oj, Ann nie zaczynaj. My całe lato siedzieliśmy w pracy, gdy ty byłaś u babci.
W oczach pojawiły mi się łzy. Jasne, jak zwykle ja zaczynam.
-Okay- spróbowałam ukryć łzy.- Mogliście chociaż uprzedzić, że wyjeżdżacie.
-Wiem, ale w pracy było tyle spraw... Dopiero dzisiaj Robert przypomniał mi, że mieliśmy jechać.
Kiwnęłam głową. Wcześniej moje urodziny, teraz to.
-Poradzisz sobie, prawda? W końcu masz już szesnaście lat- matka spróbowała się do mnie uśmiechnąć, ja rzuciłam jej lodowate spojrzenie.
-Siedemnaście.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Mamo pięć dni temu skończyłam siedemnaście lat- jakimś cudem nie zaczęłam krzyczeć.
-No to dobrze. Tym bardziej poradzisz sobie sama. Tylko pamiętaj, chodź do szkoły, opiekuj się Emily i nie zniszcz domu. Wiesz gdzie co jest, więc pa- pocałowała mnie w policzek i tak po prostu wyszła z domu.
Ja stałam zszokowana na środku pomieszczenia. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że na dobre się rozpłakałam.
-Jak ona tak mogła?- spytałam samą siebie.
Ty miałaś nadzieję, że zareaguje jakoś? No proszę cię. Znasz ich od siedemnastu lat.
Tym razem zgodziłam się z moimi myślami. Zastanawiałam się czy mają dzieci, bo się kochali i chcieli mieć rodzinę, czy tylko po to, żeby miał kto później odziedziczyć ich firmę.
Powoli wróciłam do pokoju rezygnując z porannych biegów.
-Hej- przywitała się Emily wsiadając do samochodu.
-Cześć- zapaliłam silnik i odjechałam.
-Coś się stało?- spytała po chwili.
Pokręciłam przecząco głową do lusterka.
-Nie umiałam spać w nocy- posłałam jej blady uśmiech.
-Widać- uśmiechnęła się.- Pojedziesz dzisiaj ze mną na zakupy?
Zaśmiałam się pod nosem.
-Jasne. Po szkole możemy od razu pojechać- odparłam.
-Dzięki.
Nasza poranna rozmowa dobiegła końca. Z jednej strony cieszyłam się, że nie zasypuje mnie pytaniami, z drugiej strony wolałabym, żeby to robiła, bynajmniej zapomniałabym chociaż na chwilę o problemach.
Kiedy odwiozłam ją do szkoły, stwierdziłam, że ja dzisiaj do swojej nie pojadę. W końcu mam siedemnaście lat i umiem sobie sama radzić. A skoro to umiem, to znaczy, że sama mogę zdecydować czy pójdę do szkoły czy też nie. Wybrałam tą drugą opcję.
Weszłam do jak zwykle pustego domu i westchnęłam. Włączyłam telewizor i poszłam do kuchni. Nalałam soku, zrobiłam coś do jedzenia i wróciłam do salonu.
-To co wybieramy? Komedie, horror czy coś innego?- spoglądałam na płyty rozwalone na stoliku. W końcu dla odmiany wybrałam bajkę.
-Ależ to dziecinne zachowanie, oglądać bajki, panno Collins- nawijałam sama do siebie.
Gdy stwierdziłam, że już czas pojechać po Em, wyłączyłam telewizor, posprzątałam po sobie i wyszłam z domu.
Siedząc w samochodzie pod jej szkołą ktoś do mnie zadzwonił. Camilla.
-Halo?
-Cześć Ann, czemu nie było cię w szkole?- spytała zaniepokojonym głosem, w tym samym momencie do samochodu wsiadła Emily.
-Musiałam coś załatwić- znów ją okłamujesz.
-Jasne, spoko. To wpadnę do ciebie za chwilę.
-Tyle, że nie ma mnie w domu- westchnęłam.
-A o której będziesz?
-Jakoś wieczorem- odpowiedziałam wiedząc, że z zakupów nie wrócę szybko.
Tym razem to ona westchnęła.
-Ja nie mogę wieczorem... Idę z Jamesem do kina- czekała na moją reakcję.
Spojrzałam na Emily.
-Dobra przyjdź za pół godziny- mruknęłam.
-Okay, pa- słyszałam w jej głosie ulgę.
Rozłączyłam się. Zapaliłam silnik i odjechałam.
-Możemy trochę później pojechać na te zakupy?- spytałam.
-Spoko- uśmiechnęła się.
-Dzięki. Nie było mnie w szkole i kumpela chce przynieść mi książki- wyjaśniłam.
Odwiozłam Emily i szybko wróciłam do domu. Camilla już przed nim czekała, a gdy parkowałam pomachała do mnie radośnie.
-Hejka- przywitałam się.
-Cześć.
Weszłyśmy do domu i zaczęło się. Camilla opowiadała mi wszystko jakby nie było mnie tydzień, a nie jeden dzień. Dodatkowo pomijając to, że co drugie słowo to James. Nie żebym była zazdrosna czy coś, kiedyś nawet lubiłam tego gościa, jednak od jakiegoś czasu coś mi w nim nie pasuje. Po godzinie nie wytrzymałam i trochę niezbyt grzecznie poinformowałam przyjaciółkę, że się śpieszę. Na szczęście zgodziła się ze mną. Zaczekałam aż przyjedzie po nią James, a potem już w spokoju pojechałam do domu Brownów.
Drzwi otworzył mi Paul, a ja powitałam go westchnieniem.
-Każdego tak witasz?- spytał retorycznie wpuszczając mnie do środka.
-Nie, tylko jedną grupę osób. Gdzie Emily?- rozejrzałam się.
-Kazała ci przekazać, że pojechała z mamą i jej szoferem. Dzwoniła do ciebie, ale nie odbierałaś.
Spojrzałam na telefon. Rozładowany. No tak, jak mogłam odebrać?
-A co do tej grupy, to może ty zazdrosna jesteś?
Prychnęłam.
-A o co miałabym być zazdrosna, jeśli mogę wiedzieć?- chłopak przyglądał mi się dokładnie.
-O to, że nie jesteś w tej grupie.
Zaśmiałam się.
-Musiałabym na głowę upaść, żeby chcieć do was dołączyć, kretynie- podkreśliłam ostatnie słowo.
-Odezwała się małolata.
-Skoro jestem małolatą, to czemu ze mną rozmawiasz?- spojrzałam na niego pytająco. W  jego oczach pojawiło się zdziwienie.
-Bo jesteś pieprzoną egoistką, taką jak ja- tego było za wiele. Mógł obrazić mnie w każdy możliwy sposób, ale mówiąc, że jestem egoistką jeszcze dodatkowo taką jak on, przesadził.
-Bynajmniej nie jestem rozpuszczonym bachorem bez uczuć- krzyknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Wyszedł za mną i zanim wsiadłam do samochodu powiedział spokojnie:
-Jesteśmy tacy sami. Kiedyś się o tym przekonasz.
-Wolę umrzeć niż tego dożyć- syknęłam.
Wzruszył ramionami.
-Tylko potem nie mów, że nie uprzedzałem- obrócił się i wszedł do domu.
Wsiadłam do samochodu i walnęłam w kierownicę.
-Gnojek jeden- mruknęłam.

*****
Kolejny rozdział napisany :). Mam nadzieję, że spodobał się wam. Jak zwykle przepraszam za błędy jeśli jakieś są i dzięki za wszystkie komentarze. Dodają mi weny na pisanie. Teraz to mam jej dużo, ale mało czasu. Szkoła :( Jeśli mi się uda, to kolejny rozdział będzie w niedzielę, ale nie obiecuję. Do napisania :)

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział dalej jestem ciekawa co to był za telefon.
    KURDE JAK MOŻNA BYĆ TAKĄ MATKĄ!!! Grrr... podeszłabym i ją walnęła, niech się kobieta otrzęsie.
    Zastanawia mnie też postać James'a boję się, że to on może być zaplątany w tą całą strawę.
    Jestem ciekawa wątku Ann i Paula.
    Czekam na kolejny.
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział fajny.
    Taa nie ma co rodzice "bardzo" się o nią troszczą -.-
    Kurcze, ciekawe co z tymi tajemniczymi telefonami? Już nie mogę się doczekać next'a. :)
    Pozdrawiam
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt rodziców ma "kochanych" . Jest bardzo silna jak na swój wiek.
    Jestem ciekawa co kombinuje Paul? Na zakochanego nie wygląda ,ale pozory mylą.
    Nie mogę doczekać się kolejnej części.
    P.S. jesteś bardzo zdolną osóbką. ;-)
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie napisałaś rozdział i zobrazowałaś kolejną cechę u Ann - wrażliwość i niecierpliwość, czego przykładem jest płacz z powodu wyjazdu ( nie zapominajmy, że ma 17 lat ! ) i zniecierpliwienie gadaniem przyjaciółki..
    W każdym razie fajnie się zapowiada, a szczególnie zainteresowały mnie słowa Paula " Jesteśmy tacy sami. Kiedyś się o tym przekonasz. "
    Czekam na NN <3
    I zapraszam do mnie na drugi rozdział : )
    http://lostterroristhasfoundherprince.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietne ;3 przeraza mnie ten samochód ktory ja sledzi...
    Ale rozdzial swietny :*~S.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przerażający i trzymający w napięciu. Wspaniały♥

    OdpowiedzUsuń

Szablony