niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 7

Powoli i z niechęcią wstałam z łóżka. Najlepsze było to, że dzisiaj sobota, a ja wstałam o szóstej.
-Co ty chcesz?- mruknęłam sama do siebie.- Godzinę później niż zwykle.
Ruszyłam w kierunku łazienki, a później zeszłam na dół. O czternastej miałam być u Brownów, bo Emily chciała iść na noc do koleżanki. Gdy przygotowywałam sobie śniadanie, zadzwoniła mi komórka.
-Halo?- spytałam nalewając soku do szklanki.
-To co zdecydowałaś się?- usłyszałam głos Camilli.
-Nie idę- warknęłam.
Cam od wczorajszego dnia próbuje mnie przekonać do pójścia na imprezę. Ja stanowczo odmawiam, a ona nadal próbuje mnie przekonać. Zresztą jak zawsze. Gdy była jakaś impreza, Cam do mnie dzwoniła czy idę. Po kilkukrotnych telefonach w końcu godziłam się, ale teraz nie zamierzałam iść. No proszę cię bardzo, ja i nasza elita szkoły? Nie, to by nie wypaliło.
-Dlaczego?- Camilla również była już zdenerwowana.
-Cam dobrze wiesz, dlaczego nie zamierzam tam pójść, więc proszę cię bardzo zostaw mnie w spokoju- mogłam doskonale wyobrazić sobie jej niezadowoloną minę. No cóż, dzisiaj nawet to nie robiło na mnie wrażenia.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego tak bardzo nienawidzisz tych ludzi?- to pytanie zaskoczyło mnie jak żadne inne. Cam broniąca ludzi, których jeszcze tydzień temu nazywała pustymi? Wiedziałam kto mógł zmienić jej punkt widzenia.
-Jeszcze tydzień temu znałaś odpowiedź- powiedziałam oschle i rozłączyłam się.
Oparłam się o blat mebli i wzięłam głęboki oddech. Wszystkie wspomnienia wróciły. Jednak ja nie chciałam o nich pamiętać. Nie chciałam pamiętać, jak w wieku trzynastu lat zabiłam człowieka, by on nie zabił mojego brata. Wtedy przestałam być dzieckiem. Dwa lata później poznałam chłopaka, który był synem człowieka wydającego wyrok na mojego brata. To on zlecił zabicie Maxa. Dlatego nigdy nie zamierzałam zadawać się z elitą szkoły. Bo ten chłopak do niej należał. Był tak samo pusty i zapatrzony w siebie jak cała reszta.
Zamknęłam oczy, jednak to tylko nasiliło wspomnienia. Jak najszybciej wybiegłam z domu. Pragnęłam uciec, chociaż na chwilę od wspomnień, od tego co zrobiło ze mnie osobę, która nikomu nie ufa.
Około czternastej pojechałam do Brownów. Otworzyła mi matka Emily i powiedziała, że dziewczyna jest w ogrodzie. Powoli ruszyłam w kierunku tarasu.  Jednak gdy tylko wyszłam na zewnątrz, zatrzymałam się i nie wiem dlaczego, ale na mojej twarzy zagościł uśmiech. Patrząc na Paula i Em grających w piłkę nożną, przypomniałam sobie chwile, gdy robiłam to samo z moim bratem. Em, kiedy tylko zauważyła, że przyszłam, od razu do mnie podbiegła.
-Zagrasz z nami?- spytała uśmiechając się.
Spojrzałam na nią, a później na Paula i pokręciłam przecząco głową.
-Raczej nie. Przyjechałam tu, bo miałam cię odwieźć do koleżanki.
Dziewczyna westchnęła niezadowolona.
-Koleżanka nie ucieknie, a ty potem będziesz jak zwykle sama siedziała w domu- przeszywała mnie wzrokiem. Spojrzałam na nią zdziwiona i zdałam sobie sprawę, że ona więcej wie, niż ja mówię. W tej samej chwili podszedł do nas Paul.
-Co, boisz się, że przegrasz?- spytał z pewnym siebie uśmieszkiem.
Zaśmiałam się.
-Oczywiście, że nie- stwierdziłam podchodząc do chłopaka. Wyciągnęłam broń i całą amunicję, jaką na pierwszy rzut oka nie było widać, choć miałam na sobie tylko szorty, top i buty. Gdy wszystko położyłam na stoliku, na twarzy rodzeństwa widniała taka sama mina. Niedowierzanie.
-Ja wolę z tobą nie zadzierać- stwierdziła zdziwiona dziewczyna, nadal patrząc na pistolety i całą resztę.
-To co gramy?- przeszłam obok nich jak gdyby nigdy nic. Na mnie to nie robiło już wrażenia. Broń to broń. Na pewno to nie zabawka o czym nie którzy nie wiedzieli. Dopiero po chwili znów zachowywali się normalnie. Em stwierdziła jednak, że ona jest już zmęczona i idzie odpocząć.
A to mała kombinatorka.
Więc musiałam grać z Paulem sama. Pierwszy raz widziałam go całkowicie innego. Tak jakby ktoś pokazał mi całkowicie innego człowieka i powiedział, że to nowy Paul Brown. Ja sama przy grze zmieniłam się na chwilę. Poczułam się jak zwykła nastolatka grająca z kolegą w nogę, która nie ma drugiego życia.
Nie grałam od ponad roku, więc na początku niezbyt mi to wychodziło. Co mnie najbardziej zaskoczyło, to zachowanie Paula, który dawał mi fory.
Po jakimś czasie zorientowałam się, że mamy publiczność w postaci rodziców Paula i Emily. Uzgodniliśmy, że był remis. Śmiejąc się podeszliśmy do nich.
Nie no, nie wierzę. Ty śmiejesz się z Paulem Brownem? A gdzie zasada, że trzymasz się od nich z daleka? A przede wszystkim od niego?
Ta myśl przyprowadziła mnie do porządku. Wzięłam broń i spojrzałam na Emily.
-Jesteś gotowa?- spytałam.
-Tak, jasne.
-Mogę pojechać z wami?- Paul spojrzał na mnie pytająco.
-Po co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Wzruszył ramionami. Zostawiłam to bez odpowiedzi. To, że przez chwilę zagrałam z nim w piłkę nożną, nie oznacza, że nasze stosunki się ociepliły. Poszłam do samochodu i tam zaczekałam na Emily.
Po kilku minutach wyszła z domu z Paulem. Westchnęłam gdy zajął miejsce obok mnie.
-Zawsze musisz postawić na swoim?- spytałam zapalając silnik.
-Tak- odparł i uśmiechnął się zadowolony.
W jeden dzień nazywa mnie egoistką i małolatą, a w drugi gra ze mną w piłkę nożną i jedzie ze mną samochodem. Zaczynałam się bać o jego stan psychiczny.
Ty robisz to samo
Jak zwykle pomocne myśli przyszły w odpowiednim momencie.
-Wiesz, wcale nie uważam cię za małolatę- oznajmił Paul, gdy Emily już wysiadła.
-Och, ulżyło mi- użyłam sarkazmu.- Naprawdę ciężko było mi z myślą, że uważasz mnie za małolatę.
Chłopak spojrzał na mnie widocznie rozbawiony.
-Ale nadal uważam, że jesteś egoistką- ciągnął, a ja mimowolnie zaciskałam dłonie na kierownicy.
-W ogóle mnie nie znasz- odpowiedziałam spokojnie.
-Ty mnie też nie, a odkąd mnie znasz, nienawidzisz mnie- spojrzałam na niego, był całkowicie poważny.
-Już taka jestem.
-Nie- zaprzeczył.- Udajesz. Udajesz, bo kiedyś musiało ci się coś stać i teraz nie chcesz by się powtórzyło.
Po raz kolejny zdziwił mnie zakres jego wiedzy o mojej osobie.
-Teraz sam przyznałeś, że nie jesteśmy tacy sami i nigdy nie będziemy- powiedziałam zatrzymując się przed jego domem. Wysiadł, obszedł cały samochód i pochylił się w moją stronę.
-Nie, to tylko przekonuje mnie, że powinnaś zmienić zdanie na mój temat- szepnął i odszedł.
Zdezorientowana zapaliłam silnik i odjechałam.  Kiedy byłam w drodze do domu,  zorientowałam się, że  ten samochód znów za mną jedzie.. .
******
Moim zdaniem ten rozdział jest trochę nudny. Na razie akcja trochę przystopowała, ale za kilka rozdziałów to się zmieni. Po prostu nie chcę by w opowiadaniu działo się za szybko. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Dzięki za wszystkie komentarze. Do napisania










5 komentarzy:

  1. Paul to jedna wielka zagadka. Mówiąc ,że są tacy sami nie pomylił się. Oboje są skryci. Wydaje mi się,że Paula też ktoś kiedyś skrzywdził,dlatego taki jest . Fajna byłaby z nich para.

    Rodział bardzo fajny. Jak zawsze czekam nn.
    /Eli..
    P.S. Życzę dużo weny. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje talentu <3 pozazdroscic ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fajny.
    Dokładnie Paul to jedna wielka zagadka, ale fajna z niego postać, tak samo jak z Anny.
    Już nie mogę się doczekać następnej części
    Pozdrawiam
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział a Paul jest zagadkowy ale jednocześnie coraz fajniejszy. Nie wydaje się pusty.
    Jestem ciekawa co za samochód jedzie za dziewczyną :( mam nadzieję, że to skończy się dobrze.
    Czekam na następny.
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten samochód... jest przerażający.

    OdpowiedzUsuń

Szablony