czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 8

Jechałam samochodem i próbowałam skupić się na słowach piosenki, która leciała w radiu. Stwierdziłam, że nie będę się przejmować samochodem jadącym za mną. Jak coś do mnie ma to niech przyjedzie i powie. Miałam dość starania się o wszystko. Starałam się być dobrą córką, mieć dobre oceny, utrzymywać kontakt z bratem i być najlepsza w tym co robię, ale jak widać to ludziom nie wystarcza. Teraz postanowiłam usiąść i zaczekać aż ktoś zacznie się starać dla mnie, o mnie. Chociaż i tak w głębi wiedziałam, że długo nie wytrzymam i postanowiłam skorzystać z tej chwili, a także zabawić się osobą, która mnie śledzi.
-Jesteś nienormalna- mruknęłam do siebie i zaczęłam jechać w stronę centrum handlowego.
Powoli chodziłam koło sklepów do żadnego nie wchodząc. Po prostu chciałam coś porobić. Co jakiś czas mijałam zakochane pary, matki z małymi dziećmi i starszych ludzi idących pod rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Pochodziłam jeszcze chwilę, a potem pojechałam do parku. Usiadłam na pierwszej wolnej ławce, odsunęłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem. Nad tym co zrobię po liceum, po skończeniu osiemnastki i kiedy stanę się dorosła. Podobno człowiek staje się dorosłym, gdy uświadamia sobie, że kiedyś umrze. Jeśli to prawda, to zostałam dorosła przed nauczeniem się czytać.
-O czym tak myślisz?- spytałam znajomy głos.
Wzruszyłam ramionami nadal nie otwierając oczu.
-O wszystkim.
Chłopak usiadł obok mnie. I siedzieliśmy tak w ciszy. Gdzieś z dala było słuchać szum wody wylewającej się z fontanny, cichy szmer liści i śmiech dzieci.
-Nie powinieneś być w biurze?- pierwszy raz spojrzałam na chłopaka. Był to mój kolega Jared, który pracował w naszej firmie. Jak na ochroniarza oczywiście był wysoki i dobrze zbudowany. Na pierwszy rzut oka był groźnym typem, ale tak naprawdę to super chłopak. Sympatyczny i przyjacielski. Był cztery lata starszy ode mnie, ale czasami zachowywał się jak dziecko, w tych chwilach gdy nie pracował. Teraz był jakiś dziwny. Jego błękitne oczy były zamyślone, a sam on wydawał się jakiś przybity.
-Jest sobota, myślisz, że ktoś chce siedzieć cały czas w biurze i nic nie robić?- spytał retorycznie.
-Zawsze to lubiłeś. W soboty zazwyczaj ochroniarze są u ludzi, a reszta wykonuje swoją prace jak zwykle- ja postanowiłam odpowiedzieć na to pytanie.
Wziął głęboki oddech.
-A bo ja mam tego wszystkiego dość- wyrzucił z siebie i zakrył twarz dłońmi. Przysunęłam się do niego i poklepałam po ramieniu.
-Ej, nie martw się. Każdy ma taki czas, że ma dość tej roboty i chciałby być normalnym człowiekiem- szepnęłam próbując go pocieszyć.
-Tyle, że ja mam tak od dłuższego czasu. Wiem nie powinienem ci o tym mówić, jestem ochroniarzem i  płatnym zabójcą, a dodatkowo ty jesteś tak jakby moją szefową, ale na serio nie wytrzymuje.
Jeszcze w takim stanie go nie widziałam. Pracował u nas od ponad dwóch lat. Na początku na praktykach i takich tam małych zleceniach, ale teraz jest jak każdy inny z nas. Jasne, czasami miał jakiś problem, ale nie taki jak dzisiaj.
-A przede wszystkim jestem twoją przyjaciółką i możesz mi powiedzieć o co chodzi. Dobrze wiesz jaka jest sytuacja pomiędzy mną, a rodzicami- powiedziałam wzdychając.- Jeśli jest na serio tak źle to weź kilka dni wolnego, zabierz swoją dziewczynę i pojedź gdzieś. Ona też pewnie ma dość.
Chłopak spojrzał na mnie z ulgą.
-Dzięki Ann- przytulił mnie do siebie. Zaśmiałam się cicho.
-Nie ma za co- uśmiechnął się do mnie.
-To powiesz mi, co tu robisz?- spytał spoglądając na mnie pytająco. Przygryzłam wargę.
-Chciałam zastanowić się nad wszystkim- kolejny raz wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niego uspokajająco.
-Nie dziwię się. Jesteś bardzo zżyta z Maxem, a informacja o tym, że nie przyjeżdża na święta musiała cię wnerwić.
Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego zdziwiona. Max nie przyjeżdża na święta. Nie będzie mojego braciszka na świętach. Będę sama z rodzicami. Z tymi ludźmi, którzy w ogóle się mną nie interesują i mają mnie gdzieś.
-Że co?!- podniosłam ton.
-To ty nie wiedziałaś?- chłopak dopiero po chwili sobie to uświadomił.- No tak, wczoraj dzwonił do firmy i powiedział, że nie da rady przyjechać na święta, bo facet którego ochrania jedzie do Europy.
Poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Komu jak komu, ale Max zawsze mówił mi o zmianach planów. Zawsze. Nawet nie zorientowałam się kiedy po policzku zaczęły płynąć mi łzy. Cholerne łzy.
-Kurde, co ja taka ostatnio wrażliwa się robię- warknęłam do siebie zapominając o obecności  Jareda.
-Pewnie się zakochałaś- mruknął Jared odwracając wzrok.
Spojrzałam na niego zza przymrużonych powiek. Ja i miłość. Ha. Ha. Ha.
-Jak wiem to przed pięcioma minutami miałeś dość swojego życia- powiedziałam znaczącym tonem.
-Mówię tylko co widzę. Ostatnio się zmieniłaś i każdy to widzi tylko nikt nie chce mówić. Nie którzy myślą, że to przez nowe zlecenie. Podobno ochraniasz siostrę przywódcy elity z twojej szkoły, tak?
Wstałam z ławki zła przez Maxa, wnerwiona Jaredem i zirytowana moimi myślami.
-Ja się wcale nie zakochałam- powiedziałam powoli bardziej do siebie niż do chłopaka siedzącego obok mnie.
Jared był widocznie rozbawiony. Przyglądał mi się z przekrzywioną głową na bok.
-Ty pewnie nawet o tym nie wiesz- powiedział chłopak po chwili i zaczął się śmiać.
Myślałam, że go zamorduję...
Posiedziałam jeszcze chwilę z Jaredenem, a potem pojechałam do domu. Spojrzałam w lusterko i nie zauważyłam tego samochodu.
-Pewnie znudziło go czekanie na mnie pod parkiem- mruknęłam do siebie zadowolona. Zaczęłam pod nosem nucić piosenkę lecącą w radiu, gdy ktoś do mnie zadzwonił. Numer zastrzeżony.
-Halo?
-Daję ci ostatnią szanse. Zostaw to zlecenie, bo inaczej odbiorę ci wszystkich, na których ci zależy- rozłączył się.
W coś ty się wpakowała dziewczyno?
Ten głos. Był znajomy. Jednak zbyt znajomy by go poznać. Nie umiałam dopasować go do żadnej z osób. To jeszcze bardziej mnie martwiło.
-Ann w coś ty się wpakowała?- powtórzyłam słowa, które przed chwilą usłyszałam w głowie.
Po kilku minutach spostrzegłam, że jestem już pod domem. Wysiadłam powoli z samochodu i drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się. Pierwszy raz cieszyłam się, że jestem już w domu. Pierwszy raz czułam, że tutaj jestem bezpieczna. Powoli usiadłam na podłodze, wyłączyłam komórkę i zamknęłam powieki.
-Potrzebuję cię tu- szepnęłam nie wiedząc do kogo mówię. W tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.

******
Udało mi się znaleźć czas by dodać rozdział. No to mogę wam wyznać, że za dwa rozdziały coś się stanie. Może nie będzie to od razu coś bardzo niebezpiecznego, no ale na Annę czeka niespodzianka. Nic więcej nie zdradzę. Dzięki za komentarze i czekam na następne. Do napisania:)

1 komentarz:

Szablony