wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 1 (część 2)

Wiesz jakie jest najgorsze uczucie, które mogę sobie wyobrazić? Nie ufać osobie, którą się kocha najbardziej na świecie.*
---------------------

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Pamiętam dzień, w którym on zginął tak dokładnie, jakby stało się to pół godziny temu. Jakby czas, który minął w ogóle nie istniał. Choć tyle razy słyszałam wystrzał z pistoletu, ten był inny. Bolał tak, jakbym to ja dostała. A może nawet bardziej?
Codziennie pragnęłam cofnąć czas i znaleźć się na jego miejscu. Nie byłam dość silna by coś sobie zrobić. Lub na odwrót nie zrobiłam nic, bo byłam zbyt silna. Tak naprawdę nie zrobiłam nic, by dowiedzieć się prawdy. Użalałam się nad sobą jak pięciolatek, który zgubił zabawkę. Byłam takim dzieckiem, zagubionym, samotnym w tłumie. 
Widziałam jak leży w trumnie, jak jest nieżywy. Jak mogłam dać się tak oszukać? Jakim cudem udało im się to zrobić?
Jedno pytanie, które było w mojej głowie. Dlaczego od razu stwierdziłam, że im? Ponieważ czułam, że wszyscy o tym wiedzieli oprócz mnie.
To chyba jedyne do czego doszłam. 
Stałam przed nim z bronią w dłoniach. Gotowa w każdej chwili pociągnąć za spust. 
To nie mógł być on, on nie żył. Widziałam jak umiera, widziałam jego pogrzeb. 
Byłaś zbyt blisko, by dostrzec prawdę.
On wyciągnął mi broń z dłoni i pociągnął za sobą. Nie chciałam za nim iść. Byłby to dowód, że zwariowałam. Sama przyznałabym, że jestem chora psychicznie, bo widzę swojego zmarłego brata. 
Bałam się. 
Chciałabym naprawdę być chora, jeśli to jedyny sposób by widzieć Maxa, to mogę być chora. 

Juliet stanęła przed siwiejącym mężczyzną, ubranym w jedynym ze swoich bardzo drogich garniturów. Na twarzy miał oznaki starzenia w postaci zmarszczek.
Mimo wszystko kobieta musiała przyznać, że facet nie wyglądał jak większość mężczyzn w jego wieku, którzy mają piwny brzuszek i okropnie się pocą. Nie, Organizator na pewno nie był taki. 
Był przystojny, dbał o siebie, miał kasę, ale najważniejsze był skurwysynem, który zabił rodziców rudowłosej. 
Lista osób tracących życie przez niego była bardzo długa. On sam pewnie nawet nie pamiętał kogo skazał na śmierć. Mógł zrobić to nawet ze zwykłym przechodnim, który go zdenerwował samym byciem.
Mężczyzna od zawsze był przeciwieństwem Roberta Collinsa, był jego największym wrogiem. Robert był tym dobrym, on tym złym. Jednak było coś co ich łączyło. Nie coś a raczej ktoś, najlepiej by rzec, że dwie osoby płci żeńskiej. 
Tak, Victoria i Anna Collins. 
Juliet znała prawdę, jednak nie zamierzała nikomu o niej powiedzieć. Sądziła, że to nie jej sprawa. Ona przyjechała tu, by wyrównać rachunki i zająć się wszystkim do puki jej chłopak nie wróci. Potem chciała zniknąć, tak szybko jak się pojawiła. Najlepiej jeszcze szybciej.
Odkąd skończyła osiemnaście lat, zaczęła mordercze treningi w oczekiwaniu na ten właśnie dzień. Gdy zmierzy się z człowiekiem, o ile tak go można nazwać, który odebrał jej rodzinę. 
Nie szukała tutaj czegokolwiek innego. Nie chciała przyjaźni, znajomych. Miała swoje mieszkanie w Nowym Yorku, Maxa i irytującą sąsiadkę, która co niedzielę przynosiła jej ciasto. 
Pierwszy raz odkąd znalazła się w Los Angeles, zatęskniła za domem. To dawało jeszcze większą motywację by jak najszybciej to zakończyć.
-Pamiętasz mnie- nie było to pytaniem, raczej stwierdzeniem oczywistych faktów. Nie planowała owijać w bawełnę, bo to jej nie wychodziło. Nie liczyła na sensowną odpowiedź, dlaczego postanowił skreślić jej rodziców z listy żyjących na świecie osób. Nie liczyła na nic, oprócz tego, że po jej wyjściu, Organizator nie będzie żył. 
Mężczyzna podniósł prawą brew, a na jego twarzy błąkał się uśmiech. Powstrzymywał się, by się nie śmiać. 
-Pewnie chcesz dowiedzieć się dlaczego twoi rodzice zginęli, co?
Pokręciła przecząco głową.
-A może spytać, czemu Max spoczywa na cmentarzu?- jego kpiący ton jej nie ruszał.
Teraz to ona musiała uważać by się nie uśmiechnąć. Gdyby to zrobiła, od razu dowiedziałby się, że blondyn żyje i, jak miała nadzieję, ma się dobrze.
-Przyszłam by poczuć się lepiej i zacząć od nowa- uśmiechnęła się jak zwykle bez radości.- Ale jedna osoba mi w tym przeszkadza.
Wyciągnęła pistolet i pociągnęła za spust by zadać śmiertelny strzał. Trafiła idealnie w miejsce między brwiami. Minutę później Organizator był martwą lalką pokrytą lepką cieczą.
Po chwili do zielonookiej doszedł odgłos drugiego wystrzału. Teraz był ostatni moment by się ewakuować. 
Ostatni moment by przeżyć.
Właśnie otwierała drzwi, gdy przed nimi stanął mężczyzna.
Pytanie jest jedno. Czy po raz pierwszy w swoim życiu popełniła błąd?

Byłam w miejscu, w którym zostawiliśmy z Jardem nasze pojazdy. Znajdowałam się tu sama, no może oprócz moich omamów, które uparcie twierdziły, że są prawdziwe. A raczej, że jest prawdziwy, bo Bogu dzięki, nie widziałam go podwójnie. 
Minęło dziesięć minut, a po Juliet i Jaredzie nie ma ani śladu. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby ich złapali. To oznaczałoby tylko jedno, że już nie żyją. 
-Wsiadaj na ten cholerny motocykl i jedź do domu- próbowały zmusić mnie omamy.
-Nie jesteś prawdziwy!- wydarłam się.- Ty nie żyjesz.
Postać spróbowała do mnie podejść, ale odsunęłam się wysuwając ręce w górę. 
-Nie podchodź do mnie- sapnęłam przerażona.
W oczach miałam łzy. Cały ból, który gromadził się od śmierci/nie śmierci Maxa właśnie teraz dał o sobie znać. Wcześniej nawet dłonie całe we krwi mnie nie bolały, bo tamten ból je zagłuszał. Myślałam wtedy, że nie ma większego bólu.   Teraz wiedziałam, jak bardzo się myliłam. 
-Ja żyję, mała- powiedział cicho, jakby sam w to nie wierzył.- A teraz musisz uciec.
-Cały czas to robię- warknęłam bezsiły.- Cały czas uciekam przed życiem. Dodatkowo zostawiłeś mnie w chwili, gdy najbardziej cię potrzebowałam.
Mówiłam, musiałam to z siebie wyrzuć, nawet jeśli miało się potem okazać, że jednak jestem chora.
-Zawsze mogłam tylko na ciebie liczyć- wyznałam.- A ty sprawiłeś, że zostałam sama, w dodatku każdy kłamał, bo ty tak chciałeś. Zmusiłeś Paula, by się mną zajmował, by udawał, że jest moim przyjacielem. Kazałeś Juliet zajmować się mną, jakbym była małym dzieckiem. Rodzice mnie znienawidzi, chcieli bym to ja zmarła. Podniosłam się z tego, a ty wróciłeś. 
-Bo niektóre sny wracają, mała. I nikt nie ma na to wpływu- odparł, jakby zawiedziony. 
-Nie jestem o to zła- oznajmiłam szczerze.- Kocham cię, braciszku najbardziej na świecie, ale boję się, że znów odejdziesz, a ja tego nie wytrzymam. 
Podeszłam do niego i przytuliłam się. Tego potrzebowałam, za tym tęskniłam.

-Paul wiedział, że żyjesz?- spytałam po jakimś czasie rozglądając się uważnie.
Cisza.
Obróciłam się w stronę brata, by być pewna, że nadal tam stoi. Podniosłam prawą brew i spojrzałam na niego wyczekująco.
Kiwnęłam głową znając odpowiedź. Nim chłopak zareagował, włożyłam kask i wsiadłam na motocykl, który należał do niego.
-Nie jedź do niego- rozkazał.- Jedź do domu.
Nie słuchając go, odpaliłam silnik i słysząc przyjemny ryk silnika, zatraciłam się w jeździe. Byłam przepełniona bólem, wściekłością, a przede wszystkim byłam zawiedziona. Myślałam, że coś dla niego znaczę, a on znów mnie okłamał.
Jakaś część mnie miała nadzieję, że brunet mi zaprzeczy. Powie, że nie miał o tym pojęcia.
Zatrzymałam się pod jego domem. Ściągnęłam kask i wyciągnęłam komórkę. Wybrałam jego numer i czekałam aż odbierze. A gdy to zrobił, kazałam mu zejść i mi otworzyć.
Wpuścił mnie na posesję, a potem otwierając drzwi, stanął przede mną. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam czy jestem bardziej wściekła, czy zawiedziona.
-Powiedz, że to nieprawda- błagałam.
Ciemnooki miał na sobie tylko dresowe spodnie, a jego wygląd pokazywał, że przerwałam mu w spaniu.
-Ann- powiedział cicho jakby nie słysząc moich słów.
-Proszę, powiedz, że nie wiedziałeś.
-O czym?- spytał zdezorientowany. Ale przecież mógł udawać.
-O tym, że Max żyje.
Odwrócił wzrok, a ja stałam cała roztrzęsiona. Już nie musiał mówić.
Idiotka.
 -Super- stwierdziłam sarkastycznie.- Powinieneś zostać aktorem. Kolejny raz mnie okłamałeś, nie powiedziałeś mi prawdy, czy jak tam wolisz to nazwać.
Chłopak chwycił mnie za nadgarstki.
-Nie chciałem cię okłamywać- patrzył mi prosto w oczy, ale ja mu nie ufałam.- Wiele razy chciałem ci to powiedzieć, ale nie mogłem.
Kłamie. Jak każdy. Kłamie jak Paul Brown. Czekaj, to on nim jest.
-Zakochałam się w tobie, wiesz?
Co ty noc wyznań masz?
-Cholera! Nienawidzę siebie za to- łzy płynęły po moich policzkach.- Myślałam, że się zmieniłeś. Nawet po tym co mi zrobiłeś, nadal wierzyłam, że się zmieniłeś... że naprawdę zależy Ci na mnie...
Wzruszyłam ramionami.
-Tyle, że ja chyba naprawdę jestem tępą idiotką. To co wierzyłam, było nieprawdą. Oszukałeś mnie. Tyle razy to robiłeś, a ja za każdym razem znów zaczynałam ci ufać. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że nie chciałam stracić jedynej osoby, która przy mnie została. Tylko ty byłeś przy mnie, a ja chyba za bardzo bałam się samotności.
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku ścigacza. Byłam wykończona, ale jakoś musiałam wrócić do domu. Najwyżej po drodze zginę. Może było by lepiej.
Nagle chłopak przytulił mnie od tyłu, tym samym nie dając możliwości bym poszła dalej.
-Nie zostawiaj mnie- szepnął.
-Nie mogę zostać- odparłam.
-Nie możesz odejść.
Dobrze wiedzieliśmy, że nie chodzi o chwilę obecną. Oboje wiedzieliśmy, że chodzi o coś więcej.
-Kocham cię- wyznał.
-A co jeśli kłamiesz?- spytałam.
-Nie wierzysz w to- stwierdził pewnym głosem.
-Skąd ta pewność?
Obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał mi w oczy
-Bo wierzę w to, co kocham. Ty robisz to samo.

---------------------
*C. Clare "Miasto kości"

No to mamy pierwszy rozdział drugiej części. Co sądzicie o tym rozdziale? Czekam na wasze opinię.
A tak w innym temacie, czytał może ktoś "Morze Spokoju"? Jejku, chciałabym pisać jak ta kobieta.
Polecam książkę.
Do napisania.

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się :'))

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wyszedł Ci wspaniale <3
    Szkoda mi Ann ona strasznie cierpi,bo wszyscy ją okłamują...
    Ja i tak uważam,że dziewczyna ma nerwy ze stali,tylko szkoda że zawiodła się na tylu ludziach,a szczególnie na Paul...
    I skąd się wziął tam Max?
    Mam nadzieję,że Juliet nic nie jest,chodz nie darze ją zbytnio sympatią,no ale nie zasługuję na śmierć:)
    A co do Paula i Ann mam nadzieję,że uda im się zejść kiedyś
    Ps.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny :)
    Szkoda mi Ann, bo kolejny raz odkryła kłamstwo w swoim otoczeniu. Mam nadzieję że ułoży jej się wszystko.
    Ciekawe co z Juliet, czy uda jej się z tamtąd wyjść.
    I co łączy Victorię i Anne z Organizatorem?
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Miłej nocy :)
    S.

    P.S. Bardzo mi się podoba również Twój pomysł z dodawaniem cytatów, słów na początku rozdziałów. ; )

    OdpowiedzUsuń

Szablony