Nic nie jestem wart
I nie wierzysz w żadne moje słowo*
--------------
Nikt nie pytał mnie o zdanie, w jakiej drużynie mam być. Myślałam, że panuję nad swoim życiem, jednak ktoś inny ma mój los w swoich rękach. Nie wiem do czego do doprowadzi, ale wiem, że powinnam się tego bać. I boję się. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko było prostsze. A teraz? Już nawet nie mogę wierzyć faktom, bo one też mogą okazać się kolejnym kłamstwem.
Spojrzałam w niebo. Za niedługo świt, a ja nadal stoję w tym samym miejscu co pół godziny temu. Nie płaczę, czuję tylko zaschnięte łzy na policzkach i okropny ból w sercu. Spoglądam w niebo i nie widzę gwiazd. Niebo jest bezchmurne, ale światła miasta nie dopuszczają ich widoku. Bez nich czuję się jeszcze bardziej samotna.
Zacisnęłam dłonie w pięści i wpuściłam powietrze, które nieumyślnie trzymałam w płucach. Przeniosłam wzrok na chłopaka.
Paul siedział na schodkach i wpatrywał się w ziemie. Nic nie mówi, ja zresztą też. Nie mam pojęcia co jeszcze tu robię, powinnam już dawno siedzieć w domu i jak najprędzej zapomnieć o poprzednim dniu i tej nocy.
Obróciłam się na pięcie i powoli wyszłam z posesji Brownów. On mnie nie zatrzymał, nadal siedział tam w tej samej pozycji. Odchodząc usłyszałam tylko ciche westchnienie, które mogło być wytworem mojej wyobraźni.
Popatrzyłam na motocykl i stwierdziłam, że nie powinnam nim teraz jechać. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i trzymałam ją chwilę w dłoni. Nie miałam do kogo zadzwonić. Przycisnęłam telefon do wargi i spróbowałam coś wymyślić.
Po dwóch minutach westchnęłam ciężko. Jedyną opcją było pójście pieszo. Wróciłam pod furtkę, chciałam przekazać Paulowi, że przyjadę po południu po motocykl, ale już go nie było.
-Pięknie- mruknęłam.- Po prostu pięknie.
Rozejrzałam się w okół i ruszyłam w stronę domu. Po chwili usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Kątem oka sprawdziłam kto za mną idzie.
-Gdzie idziesz?- spytałam cicho nie zatrzymując się.
Nie dostałam odpowiedzi. Byłam świadoma, że mógł nie usłyszeć pytania, lub po prostu mógł mnie zignorować.
Ulice Los Angeles w nocy były szczególnie niebezpieczne, zwłaszcza te biedniejsze. Codziennie można było usłyszeć strzelaninę. Była to sprawka gangów, lub nas. Jednak nigdy nie bałam się chodzić po nocy może dlatego, że mieszkałam w jednej z bogatych dzielnic, a może dlatego, że tak naprawdę nigdy nie bałam się śmierć. Bałam się samotności, ale nie śmierci.
-Kiedy wyjeżdżasz?- usłyszałam nagle.
Podniosłam wzrok na bruneta. Wyrównał ze mną kroku. Nie patrzył na mnie, patrzył prosto przed siebie, ale nie na mnie.
Właśnie, co z wyjazdem? Było pewne, że na święta jadę do babci, ale co dalej? Nie chciałam dalej żyć w tym świecie, ale chyba to jeszcze nie czas na odejście. Nie teraz, gdy dowiedziałam się, że Max żyje i nie teraz, bo jeszcze nie dowiedziałam się prawdy.
-Miałam jutro lecieć do Kanady- wzruszyłam ramionami.- Na święta, a dopiero po nich miałam się wyprowadzić. Teraz nie wiem.
Znów zapanowała między nami cisza. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Nie powiedziałem jej, że wyjeżdżasz- znów przerwał ciszę.
-Powinieneś- odparłam chłodniej niż chciałam.
-Ty chcesz wyjechać, więc ty jej to powiedz.
-Będzie lepiej jeśli mnie już nie zobaczy- ponownie wzruszyłam ramionami.
-Dla kogo?- spytał z wyrzutem.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam dalej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy. Bo po co? By sprawdzić kto wygra? To on wszedł do mojego życia bez zaproszenia, nie prosiłam go o to. Od początku mówiłam, żeby trzymał się ode mnie z daleka. Gdyby posłuchał mnie, oboje mielibyśmy lepiej. A teraz cierpimy.
-Już dawno przestałam być jej ochroną, nie muszę się spowiadać, że wyjeżdżam, kiedy i gdzie- warknęłam i kopnęłam kamień, który leżał na mojej drodze. A po chwili dodałam.- Tak naprawdę, nigdy nią nie byłam. I szczerze nigdy nie chciałam być.
-Ona ci nic nie zrobiła.
Podchodziliśmy pod mój dom. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się.
-Właśnie- kiwnęłam głową.- Wam też nie, a posłużyliście się nią, byś mógł się do mnie zbliżyć.
-Znasz tylko nic nieznaczące rzeczy, a obwiniasz wszystkich w okół- nieznacznie podniósł ton.
Prychnęłam pod nosem.
-To nie moja wina, że wszyscy mnie okłamują- syknęłam.
Chciałam odejść, ale mnie zatrzymał.
Pokręciłam głową.
-Tym razem już nie dam się nabrać na twoje gierki.
Wyrwałam swoją rękę i mimo iż chciałam z nim zostać, otworzyłam drzwi. Wchodząc zawahałam się.
-Daj mi ostatnią szanse- poprosił.
Przymknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Weszłam do środka i zatrzasnęłam drzwi.
Przed drzwiami stał Jared, który najwyraźniej się denerwował. Juliet objęła wzrokiem całą jego osobę i zastanowiła się, dlaczego chłopak tak panikuje.
-Max tu jest- mruknął przez zaciśnięte zęby.
Oczy kobiety rozszerzyły się na sekundę, ale po chwili znów były charakterystycznie przymrużone. Wywróciła oczami i rozglądając się dokładnie, opuściła pokój. Kiwnęła głową w stronę chłopaka i ruszyła w kierunku schodów. Już miała wpaść na dwóch ochroniarzy, gdy w ostatniej chwili wycofała się i schowała za ścianą. Podniosła prawą brew.
Jared dał jej znak, że ma wejść do pomieszczenia, które jej wskazał. Pokój na szczęście był pusty. Jared po wejściu zamknął go na klucz, a w tym samym czasie rudowłosa otworzyła okno i wychyliła się przez nie.
-Jak skoczysz w tych butach, to będzie cud jeśli tylko będziesz jeździć na wózku- mruknął brunet.
-Zamknij się- syknęła zielonooka i zaczęła ściągać szpilki.
Otworzyła szerzej okno i wyszła przez nie na parapet, a potem zeskoczyła. Padając na ziemię, poczuła ból w kostce przez co przewróciła się.
Jared zaśmiał się pod nosem i powtórzył jej wyczyn, jednak z innym zakończeniem, ponieważ jemu nic się nie stało.
Juliet cicho przeklinała pod nosem i spojrzała znacząco na towarzysza.
-Może byś tak łaskawie mi pomógł niż nas znajdą, hm?- oznajmiła dorzucając do tego jeszcze parę wyzwisk.
Podszedł do niej i jednym zgrabnym ruchem przerzucił ją sobie przez ramię. Mimo, że teraz zmywali się z miejsca zbrodni, on nie umiał powstrzymać się od uśmiechu na twarzy. Nie przepadał za dziewczyną swojego przyjaciela, a każdy jej błąd liczył jako swój sukces.
Kiedy się obudziłam, miałam nadzieję, że wczorajsza doba była tylko snem. Wyczołgałam się spod pierzyny i podreptałam do łazienki.
Nie chciałam schodzić na dół, mając przeczucie, że coś tam na mnie czeka. Dlatego przeciągałam moment pojawienia się na parterze do granic możliwości.
Na dole był Max. Przestraszyłam się, że ktoś mógł go zobaczyć. Nie wiedziałam, czy rodzice wiedzą, że żyje, jednak nie chciałam ryzykować.
Blondyn siedział w towarzystwie Juliet, której lewa noga była obandażowana, Jareda i Paula. Ten ostatni siedział na fotelu, zamyślony i pewnie nie był zadowolony, że tutaj jest.
-Rodzice też wiedzieli- bardziej stwierdziłam niż spytałam.
-Nie- zaprzeczył blondyn.- Usiądź.
Przesunęłam wzrokiem po całej czwórce jednak nie zrobiłam nawet kroku. Założyłam dłonie na klatce piersiowej.
-Czy to ty ostrzegłaś Jamesa?- Jared patrzył na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
Przygryzłam dolną wargę.
-Dlaczego ty żyjesz?- zignorowałam bruneta i wbiłam wzrok w brata.- Widziałam twoją śmierć, nie powinieneś żyć.
-Mamy piętnaście minut, naprawdę chcesz przeznaczyć je na takie pytania?- patrzył na mnie sceptycznie.
Nie widziałam w nim mojego brata. Teraz wydawał się taki obcy, inny.
Westchnęłam ciężko. Miałam milony pytań, a zarazem nie umiałam wymyślić żadnego by zacząć. W końcu zdecydowałam.
-Albo powiesz mi całą prawdę, albo od razu wyjdź i zapomnij, że miałeś siostrę.
Te słowa samą mnie bolały, ale on nie dał mi innego wyjścia.
-Dobra- wypuścił powietrze.- Powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć. A potem zniknę.
Jak to zniknie?!
--------------------
*Bracia- "Nad przepaścią"
Co sądzicie o tym rozdziale? Czekam na wasze komentarze.
Do napisania
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNo to się pomieszało w związku z Ann i Paul'em. Dobrze, że Juliet wyszła z tego żywa. Ciekawe czy Max znowu zniknie?
Już nie mogę się doczekać następnej części.
Pozdrawiam ;)
S.
Ciekawie się zapowiada :'))
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy xD
OdpowiedzUsuńświetnie ;) czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńZniknie?! Czemu? Gdzie? Jak?!
OdpowiedzUsuńAch, i co ja mam myśleć? Że rozdział jest świetny i wprost boski to zapewne wiesz... prawda? Ja mam nadzieję, że tak ^^
Miesza się pomiędzy Ann a Paulem... buu...
Jestem ciekawa czy James narobi im kłopotów. Ale o tym pozastanawiam się później :)
Tak więc- rozdział ci się udał i mi bardzo się podoba =>
Pozdrawiam Luar Princesa ♥
dlaczego max chce zniknąć ?? super rozdział czekam na następny <3:-*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nową część na dajszansemilosci.blogspot.com dawna nazwa spodziewajsieniespodziewanego.blogspot.com musiałam zmienić nazwę :*
OdpowiedzUsuńTroche mi się poplątało co i jak sie dzieje ale kocham opowiadanie i cb tym bardziej. Jest super!!!!
OdpowiedzUsuń