piątek, 30 maja 2014

Rozdział 4 (część 2)

Wszystko co mam, co dał mi świat
Noszę  sobie by kiedyś Ci dać
Choć mówią że, nie mamy szans
Ciągle wierzę że jeszcze jest czas (...)
Oddam Ci więcej niż będziesz chciał
Jeszcze razem będziemy się śmiać
Z tego co  było, z grzechów i kłamstw (...)
Warto spróbować, pomimo ran
Nie pozwolę Ci więcej się bać
Zacząć od nowa chcesz ty i ja
Tylko proszę nie zostawiaj mnie tak*

-----------------------

DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY TO CZYTAJĄ



Jake...
Cała reszta...
Powinnaś odejść...
Popełniłaś największy błąd...
Zaufałaś
Pokochałaś
Zapomniałaś
Zostałaś

Jeszcze tylko przez kilka sekund stałam w tym samym miejscu. Każdy dźwięk dochodził do mnie z opóźnieniem. Nie rozumiałam poszczególnych słów, nie reagowałam na otoczenie. Nie poczułam kiedy komórka wypadła mi z rąk i uderzyła o podłogę.
Nie zauważałam nawet ojca, który chyba pierwszy raz się o mnie martwił. Patrzyłam na niego, ale tak jakbym go nie widziała. 
Pierwszy raz nie trzęsłam się ze strachu, nie wpadłam w panikę. Byłam tylko nieobecna. Tak, tak można było określić mój stan.
Zrobiłam kilka kroków w tył, sięgnęłam po kluczyki z samochodu i wybiegłam z domu, po drodze wymijając kogoś. 
Słyszałam za sobą, jak ktoś woła moje imię. Ale to do mnie nie docierało. Mnie już tu nie było. Jedyne co było ważne, to Jake. Musiałam wiedzieć co z nim, a potem... A potem zapewnię bezpieczeństwo moim bliskim. 
Nim wsiadłam do samochodu, poczułam czyjąś rękę na przedramieniu. Odruchowo obróciłam się i stanęłam na przeciwko Paula. W jego oczach widziałam zaniepokojenie i troskę, która nie była mi potrzebna. Bynajmniej tak sobie wmawiałam. 
-Co się stało?- Patrzył na mnie pytająco.
-Już nie musisz wiedzieć- odparłam dziwnie opanowanym głosem.- To nie twój świat.
Zmarszczył brwi.
-Jake mnie potrzebuje- dodałam po chwili. 
Wyrwałam się z jego uścisku i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i ostatni raz patrząc na chłopaka odjechałam. Teraz nie mogłam o nim myśleć. Później, jutro, kiedyś. Najlepiej nigdy.
Jadąc zrozumiałam, że nawet nie wiem, w którym szpitalu znajduje się Ronan. Chciałam sięgnąć po telefon do kieszeni, jednak ona była pusta. W myślach przywaliłam sobie.
-Nie wiem kim jesteś- mruknęłam do siebie.- Ale gdy się dowiem...
W głowie przypomniałam sobie miejsce, w którym doszło do wypadku. W obrębie tego miejsca był tylko jeden szpital i miałam nadzieję, że tam właśnie znajdę mężczyznę.
Przed oczami widziałam nasze ostatnie spotkanie. Jego oczy, które były szczęśliwe. Śmiech i to co dla mnie zrobił. Pomógł mi. Odsunął się w cień i pozwolił dalej żyć. 
Nie musiałam mu pomóc, wiem, że tego nie oczekiwał, a nawet pewnie nie chciał. Ale ja sama tego potrzebowałam i chciałam to zrobić. Tak naprawdę nie miał nikogo oprócz mnie... a ja nie miałam nikogo oprócz niego.
Paul był przy mnie, gdy go potrzebowałam, ale nie robiłby tego, gdyby nie jego układ z Maxem. Kochałam go, ale nie było to dobre. Nie mogłam pozwolić by coś mu się stało.
Będąc już w szpitalu podeszłam do pielęgniarki, która siedziała przy komputerze, a jednocześnie zapisywała coś w papierach.
-Dzień dobry.- Przywitała mnie wymuszonym uśmiechem, jakby musiała siedzieć tu za karę.
Kobieta była była niewiele starsza ode mnie. Pewnie dopiero zaczynała tutaj pracę. Blond włosy związane były w wysokiego koka. Ubrana była w klasyczny strój pielęgniarek, choć mogłabym stwierdzić, że był chyba trochę za krótki.
-Chciałabym się dowiedzieć kto zajmuje się Jake'm Ronanem i w której sali przebywa- stwierdziłam pewnym głosem, który nie znosił sprzeciwu.
-Kim pani jest?- tak teraz się zacznie.
Teraz miałam dwie opcje. Albo kłamać, że jestem jego siostrą, żoną lub cokolwiek, albo po prostu powiedzieć prawdę.
-Anna Collins, w tej chwili chcę wiedzieć, w której sali leży ten pacjent, rozumiesz?!- powiedziałam to stanowczo zbyt głośno, więc kilka osób odwróciło się. Mówiłam też jednocześnie wystarczająco groźnym tonem by w oczach kobiety zobaczyć lekki strach.
-Proszę się uspokoić, bo będę musiała wezwać ochronę- ostrzegła próbując mnie przestraszyć.
Zaśmiałam się z dużą dozą kpiny.
-Mówisz o tych dwóch emerytach, którzy nie wiedzą jak wygląda prawdziwa praca ochroniarza?- spytałam retorycznie- Jestem córką Roberta Collinsa i albo w tej chwili powiesz mi, gdzie leży Ronan, albo od razu możesz szukać nowej pracy.
-Co się tutaj dzieje?- podszedł do nas starszy mężczyzna, jeśli pamięć mnie nie myliła, był to ordynator.
-Ta pani nie chcę się uspokoić- kobieta posłała mi złośliwy uśmiech.
Mężczyzna spojrzał na mnie zainteresowany. 
-Jak się pani nazywa i o co chodzi?
-Anna Collins- zauważyłam jak mężczyzna znieruchomiał na chwilę.- Chciałabym się dowiedzieć gdzie leży mój przyjaciel, a pani nie chcę mi wyjawić tego.
Kiwnął głową wyraźnie będąc myślami gdzieś indziej. Powiedział coś pielęgniarce, a ta z niezadowoloną miną zaczęła szperać w komputerze.
-Jake Ronan jest w tej chwili operowany, będzie mogła pani się więcej dowiedzieć po operacji- mruknęła jeszcze nazwisko lekarza i wróciła do swoich spraw.
Wywróciłam oczami i ruszyłam pod salę operacyjną. Usiadłam na jednym z krzeseł i wzięłam głęboki oddech. Dopiero teraz zaczęło to wszystko do mnie docierać.
Po kilku godzinach siedzenia, chodzenia wreszcie ktoś wyszedł z sali. Był to na oko trzydziestoparoletni blondyn. Miał na sobie niebieski strój i w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi.
-Przepraszam- zawołałam za nim.
Facet obrócił się w moją stronę.
-Tak, o co chodzi?
-Chciałabym się dowiedzieć co z Jake'm Ronanem i kiedy będę mogła go zobaczyć- wyjaśniłam.
-Pan Ronan właśnie przeszedł operację. Stracił bardzo dużo krwi i jak na razie jest w śpiączce- oznajmił.- W czasie wypadku doszło także do wstrząśnienia mózgu, pacjent ma pęknięte dwa żebra oraz złamaną prawą rękę. Do tego rozległa rana na brzuchu, liczne zadrapania. Jednak pani chłopak miał dużo szczęścia, że przeżył i nie jest w takim stanie jak drugi mężczyzna. 
-Kiedy... będę mogła go zobaczyć- wydusiłam z siebie czując jak moje całe ciało zaczyna drżeć.
-Dzisiaj to niemożliwe, proszę przyjść jutro może wtedy.- Mężczyzna dotknął mojego ramienia.- Proszę być dobrej myśli.
-Nie może mnie jednak pan zapewnić, że jego stan się nie pogorszy, prawda?
Pokręcił przecząco głową. Musiałam usiąść, bo nie byłam pewna czy ustoję na nogach. Lekarz odszedł, a ja zostałam sama. Zakryłam twarz dłońmi, nie mogłam być pewna czy doktor czegoś jeszcze mi nie powiedział. Jake mógł mieć o wiele więcej obrażeń. Modliłam się tylko by z tego wyszedł. 
Po jakimś czasie ktoś podał mi plastikowy kubek. Podniosłam wzrok. Paul stał przede mną i wyciągał w moim kierunku ten właśnie kubek.
-Twój ojciec poprosił mnie, bym przyjechał do ciebie i zabrał  cię do domu- stwierdził zajmując miejsce obok mnie.
-Teraz będziesz pracował z moim ojcem?- spytałam oskarżycielskim tonem nie biorąc od niego napoju.
-Rozmawialiśmy już o tym - westchnął.- Co z nim?
Prychnęłam pod nosem.
-Dobrze wiem, że chciałbyś jak cała reszta- warknęłam.- By z tego nie wyszedł.
Przejechałam dłonią po włosach i poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. 
-Dlaczego? Powiedz mi, co on wam do cholery zrobił, że każdy go znienawidził?- spojrzałam mu w oczy.- On mi pomógł, a każdy go uważa za potwora.  Nie ma nikogo oprócz mnie.
Nie odpowiedział mi. 
-Wiesz, kto za tym stoi?- zapytał po jakimś czasie. 
-To nie James- wyprzedziłam jego kolejne pytanie.- Nie wiem, ale chyba wiem, kto może wiedzieć.
-Kto?- zainteresował się.
-Max i Juliet- stwierdziłam pewnie.- Muszę ich odnaleźć.


Na pewnym biurku leżał notes. W nim nazwiska poukładane w nielogicznej kolejności. Nielogicznej dla wszystkich prócz jednej osoby. 
Lista nazwisk nie liczyła zbyt dużo osób. A może wręcz przeciwnie, było na niej ich za dużo. Każda z tych osób coś znaczyła. Była dla kogoś ważna. Niektórzy mieli rodziny, inni tylko partnera lub partnerkę, a jeszcze inni grono przyjaciół. Byli tam ludzi z pracą, zwykli uczniowie. Po prostu zwykli ludzie. Niektórzy nawet się nie znali. Jednak coś ich łączyło. A raczej ktoś.
Długopis zawisł w powietrzu i osoba zrobiła znaczek przy jednym z nazwisk. To była jej kolejna ofiara. To była kolejna osoba, której miało się coś stać.

-----------------
*Justyna Steczkowska "Wracam do domu"

W tym rozdziale bardziej chciałabym byście wgłębili się w cytat przed notatką. Sam rozdział może nie jest najlepszy, ale mam nadzieję, że wam się podoba. Dodałam dzisiaj ten rozdział, ponieważ jutro nie będzie mnie w ogóle w domu i nie miałabym możliwości dodać czegokolwiek.
Chciałabym byście byli bardziej aktywni. Jeśli wam się coś nie podoba, to piszcie. 
Jeśli macie jakieś pytania to tu ---------> ASK 
Czekam na wasze opinię.
Do napisania 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

7 komentarzy:

  1. Nigdy nie komentowałam, bo konto mam dopiero od dziś,a z anonima nie lubię pisać.
    Przeczytałam każdy rozdział twojego opowiadania, czytam też twój drógi blog. Obydwa mi się podobają. Szczerze mówiąc nigdy nie mam na nic czasu, więc powinnam być zła że umiesz wciągać czytelnika w ''swój świat" bo czasem potrafiłam zaglądać tu codziennie :P
    Jak już mówiłam czytam też twój drugi blog i chyba nie powinnam zaczynać, bo co tu dużo mówić trafiłaś w mój gust i czasu mam jeszcze mniej. Opowiadanie masz świetne :)
    Pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Jake z tego wyjdzie. Ann nie może ciągle wybaczyć Paul'owi. Jestem ciekawa czy będą razem? I znowu kłopoty, swoją droga ciekawe kto za tym stoi. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Dobrej nocy ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :* Przepraszam, że nie skomentowałam ostatni rozdział, ale po prostu nie miałam czasu :c Ostatnio jakoś mi go brakuje ;/ no i czasem dostępu do internetu też, ale to taki szczegół xd
    Przeczytałam ten, jak i poprzedni. Oczywiście bez zastrzeżeń ;) Naprawdę, nie mam się do czego doczepić, choć bym chciała :< Wiem ^^ jestem wredna xd albo zazdrosna, że moje rozdziały nie są tak dobre? Wracając do rozdziału, i pomijając moje problemy, nw czy zapomniałam, pominęłam, ale było coś wspomniane o Jaku( nw jak to się odmienia)? Mam nadzieję, że wyjdzie z tego, bo widać, że zależy jej na nim. No i Paul... ten zaczął mnie teraz wkurzać :< a tak im kibicowałam... A co do Maksa, mam nadzieję, że wróci, bo przecież nie może tak porzucić swojej siostry, tylko dlatego, że zaangażował swoją śmierć. Ja mojego bym za to zabiła xd Liczę na nowy rozdział i to szybko, bo zżera mnie ciekawość! Kto znowu chce ją zniszczyć? Czy też zranić... Oby szybko znalazła swojego brata i żeby ten wiedział kto to jest.
    Pozdrawiam
    Seo :*
    PS. Na koniec zdałam sobie sprawę, że znalazłam jeden minus tego rozdziału! Jest zdecydowanie za krótki : <

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem trochę przesadza z karaniem Paula za to, że robił to co mu Max kazał. To nie była jego decyzja o nie wyjawieniu prawdy o "zabiciu" Maxa i Ann powinna to zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na moje blogi i przepraszam za spam :
    - http://mysweetgraphic.blogspot.co.uk/
    - http://oto-moja-historia.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ten koleś nie może dać dla niej już spokoju? Nie wystarczy mu,że wystarczająco namieszał w jej życiu? Co do Paul'a to sama nie wem. Mimo wszytsko jego uczucie do Ann wydaje się praedziwe i na prawdę się o nią martwi. Kocha. Na bank kocha. Tak samo jak ona. Oboje się pogubili. Paul nawet gdyby chciał to przecież nie mógł jej powiedzieć prawdy. Ann nie chce aby mu coś się stało. Nie chce aby był kolejną ofiarą. Powinna mu o wszystkim powiedzieć. On ją bardzo dobrze rozumie.
    Szkoda mi Jake . Mam nadzieję,że wyjdzie z tego . Twardziel z niego heheh...
    Czekam nn
    Życzę dużo weny
    Eli..

    OdpowiedzUsuń

Szablony