wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 5 (część 2)

Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni*
-----------------

-Powinnaś wrócić do domu- stwierdził Paul.
Był tu ze mną już od dwóch godzin i nadal siedział. Co chwilę prosił, byśmy wrócili już do domu. Jednak ja nie mogłam, czułam, że jeśli sobie pójdę już nigdy nie zobaczę Jake'a. Cichy głosik mówił mi, że przecież Jake to twardziel, wszystko zniesie. Wiedziałam to, ale się bałam. Bałam się o mojego przyjaciela, to chyba normalne, prawda?
Pokręciłam głową i wzięłam łyk ohydnej kawy. Nie lubię kawy, a właśnie teraz jestem w połowie drugiego kubka. Przełknęłam odrobinę gorzkiego napoju i skrzywiłam się mimowolnie. 
-Jake uwielbia kawę- wyznałam.- Uwielbia czarną, mocną kawę. Może pić ją litrami, zupełnie jak Max, a nawet jeszcze więcej. Znam go od ponad dwóch lat i nadal nie umiem tego zrozumieć.
-Wiesz, że zaraz zejdziesz na zawał, jeśli wypijesz choć jedną kawę- uświadomił mnie chłopak.
Spojrzałam na niego kontem oka i wzruszyłam ramionami. Co mogę mi zrobić dwie mocne, przypomnijmy ohydne, kawy? No właśnie, nic.
-Ann on jest po operacji, dzisiaj nikt cię do niego nie wpuści- osiemnastolatek zaczął się irytować.- Chodź do domu, jutro tutaj przyjedziemy.
-Chcesz, to idź- mruknęłam.
Czułam na sobie jego spojrzenie. Wywróciłam oczami i przeniosłam na niego wzrok.
-No co?
-Chodź. Do. Domu.- Oddzielał każde słowo.
-Nie mogę go zostawić, on mnie potrzebuje- próbowałam obstawać przy swoim.
-Właśnie- potwierdził, a ja poczułam, że wygrałam. Nie długo cieszyłam się.- Potrzebna jesteś mu ty, a nie twoje zwłoki.
Patrzyłam mu w oczy wiedząc, że ma racje. Czemu tylko zawsze ja się mylę? 
-Nie potrafię- spuściłam głową.- Boję się go tu zostawić. 
-Mała, on nie jest aż w tak ciężkim stanie. Mogło być o wiele gorzej- próbował mnie przekonać.
Niepewnie podniosłam się z miejsca i ostatni raz spojrzałam na drzwi. Wpatrywałam się w nie mając nadzieję, że zaraz pojawi się w nich Jake i powie jeden z tych jego tekstów. Powie, te swoje "kochanie", które mnie denerwuje i wyciągnie paczkę papierosów chcąc zapalić.
Paul prawie siłą wyciągnął mnie ze szpitala, wsadził na miejsce pasażera w moim samochodzie, a sam usiadł za kółkiem.
-Jak tu przyjechałeś?- spytałam marszcząc brwi.
-Taksówka- westchnął.
Po jakimś czasie siedziałam w gabinecie ojca, który był obok sypialni rodziców. Mężczyzna siedział na skórzanym krześle obrotowym i przeglądał papiery. 
Dawno nie rozmawiałam z tatą tak normalnie. Aż dziwne się czuję wiedząc, że zaraz odbędzie się nasza dyskusja. 
-Jak się domyślam- zaczął opierając się o krzesło i patrząc mi prosto w oczy.- Wypadek tego mężczyzny nie był przypadkiem i ty o tym wiesz, prawda Anno?
Nie odwróciłam wzroku, próbowałam wytrzymać jego ciężki wzrok. Był zły, zawiedziony, niezadowolony. Dużo można byłoby wymienić przymiotników. Jedyne co mnie zastanawiało to dlaczego dopiero teraz? 
Halo, Tato! Potrzebowałam cię jakiś czas wcześniej. Wtedy gdy ty chciałeś, bym była na miejscu Maxa.
-Anno- wymówił moje imię zbyt spokojnie.- Od dzisiaj nigdzie się nie ruszasz bez Leona.
Co?
-Tato, jestem ochroniarzem, nie potrzebuję ochrony- westchnęłam.
-Max mówił to samo.- Więc jednak naprawdę nie wiedzą, że on żyje.
-Ale- nagle sobie dokładnie uświadomiłam, co mój ojciec powiedział.- Ty chyba nie masz na myśli tego łysego osiłka, prawda?!
-Leon, Ann- poprawił mnie zirytowany.- Leon.
-Równie dobrze Borys może mnie znów pilnować!- wyrzuciłam dłonie w powietrze.
Patrzył na mnie ostrzegawczo. Tato, naprawdę? Akurat teraz?
No to sobie poszukałaś Maxa, Ann. Poszukałaś.
-Nie zgadzam się, wiesz, że za pół roku kończę osiemnaście lat, nie?- Zaczęłam nerwowo chodzić po gabinecie.
-Do tego czasu będzie ci towarzyszyć Leon. Albo normalnie będziesz z nim pracować, albo facet się narobi i będzie cię śledził.
Ktoś zapukał do drzwi i w środku pojawił się mój ochroniarz. Zmierzyłam go wzrokiem. Tak naprawdę nie był łysy, jego włosy były kasztanowe, a w słońcu widać było rude pasma, które były krótko przystrzyżone. Był w wieku Jake'a i pracował u nas od sześciu lat, mnie zawsze traktował jakbym nic nie potrafiła. 
-Już wolałabym by Natalie mnie pilnowała- założyłam dłonie na klatce piersiowej.
-Zostaw nas samych- rozkazał ojciec.- Od jutra znów zaczynam normalnie pracę, ale Leon na czas twoich ferii się do nas wprowadzi.
-Jasne... Tato.- Ruszyłam w kierunku drzwi.- Idę do.. siebie.
Idąc po schodach coś zrozumiałam. Oni nie robili tego dla mojego bezpieczeństwa. Chcieli coś ukryć i dlatego postanowili dać mi ochroniarza. 
Długo ci to zajęło.
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Będąc przy oknie wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer do Jamesa.
-Czego chcesz, Collins- warknął do słuchawki.
-Mieliśmy umowę- przypomniałam lodowatym tonem. 
-Gdzie i kiedy?- zapytał po dłuższej chwili wyraźnie niezadowolony.
-Właśnie tu mamy problem- wypuściłam powietrze.- Ojciec załatwił mi ochronę.
Kiedy po pół godzinie zeszłam na dół, Leon właśnie zwiedzał dom.
-Chcę sprawdzić twój pokoju- stwierdził jak gdyby nigdy nic. 
Prawie udławiłabym się sokiem. 
-Sorry, nie będziesz przeszukiwał moich rzeczy osobistych- zaprzeczyłam.- Nie podłożysz mi żadnego podsłuchu w pokoju, zboczeńcu.
Mężczyzna stał osłupiały, gdy w tym samym czasie ja go wyminęłam.  Wiedziałam, że nie o to mu chodzi, lecz nie zamierzałam ułatwiać mu pracy. Sama umiałam się sobą zająć i nie potrzebowałam niańki.
Poszłam do garażu, mając nadzieję, że rudzielec za mną nie pójdzie. Szczerze powiedziawszy wolałam rudowłosą Juliet od niego. Choć z tamtą często nie dawało się wytrzymać. 
Zeskoczyłam z dwóch schodków i zapaliłam światło. Rozejrzałam się w około i uśmiechnęłam na widok motocykla. Przechodząc obok niego przejechałam palcami po lakierze, a potem jak najciszej otworzyłam garaż. 
Miałam szczęście, że Paul zaparkował tuż przy samym garażu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam zostawiając faceta- idiotę w domu.
Po kilkunastu minutach okrężnej jazdy zaparkowałam pod domem Bakerów. Drzwi otworzyła mi zdezorientowana Cam. 
-Jest już?- spytałam chłodno patrząc prosto w jej oczy i dając do zrozumienia kto tu rządzi.
Skinęła głową i wpuściła mnie do środka. James siedział rozwalony na kanapie w salonie i popijał piwo z butelki. Skrzywiłam się.
-Gadaj- zażądałam, a on leniwie poprawił się na sofie.
-Pamiętasz jak zabiłaś tego gościa?- spytał.- Ojciec Lucasa nie wiedział kim dokładnie jest. Był świadomy tego, że jest dobrym zabójcą i to mu wystarczało, podobno. Szczerze nie przeszkadzał mu twój brat, nawet nie chciał go zabić.
Prychnęłam pod nosem, ale pozwoliłam mówić mu dalej. Coś mówiło mi, że to co on powie, będzie prawdą.
-Wiesz, Lu nic do ciebie nie miał. Jego ojciec był trochę zły, ale chodziło o coś innego- blondyn spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się kpiąco.- O prawdę. Chciał by twój stary powiedział ci prawdę. A że tego nie zrobił, to wujek kazał synowi zranić ciebie i to tak porządnie. Byś trafiła do Organizatora.
-Jaką prawdę?- podniosłam prawą brew do góry.
-Dojdziemy do tego, trochę cierpliwości- mruknął.
-Jakbyś miał ogon, też byś jej nie miał- warknęłam.
-Collins się wkurzył, coś musiało jeszcze się stać i postanowił usunąć przeszkody. Szkoda tylko, że nie zabił tego brata co trzeba- ostatnie zdanie powiedział z goryczą w głosie.- Oprócz naszych rodziców ktoś jeszcze wie o prawdzie. Ta sama osoba, która chciała zabić Jake'a.
-Wiesz kim jest ten facet?- spytałam z nadzieją.
Niebieskooki pokręcił przecząco głową i odpalił papierosa.
-Chłopak, który chciał zabić twojego brata został porzucony przez matkę- oznajmił.- Wychowywał go  jeden z najgorszych ludzi w Los Angeles...
Nie musiał kończyć. Znałam odpowiedź.
-Organizator- jęknęłam.
-Gdyby żył mielibyście wiele wspólnego Collins- zaśmiał się jakby był to najśmieszniejszy żart.- Wspólną matkę. Zabiłaś swojego brata.
On kłamał. Musiał kłamać. Ojciec by mi... Nie, nie powiedziałby mi. Czy to jest to o czym mówiła Juliet? Czy to prawda, że moja matka miała drugiego syna, a ja go... Zabiłam?

--------------------
*"Oskar i pani Róża"

Rozdział trochę chaotyczny. Postaram się w kolejnych rozdziałach bardziej rozjaśnić tą sprawę.
Do Małej Jędzy: Tak, darmowo wstawia się opowiadania na quku.pl, ale trzeba poczekać 48 godzin by mógł ktokolwiek je przeczytać.
Na moim drugim blogu dodałam rozdział, na który zapraszam.
CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE.
Do napisania

6 komentarzy:

  1. No ja mam Nadzieję, że to rozwiniesz ;)
    Dzięki :)
    Gdybyś miała ochotę zajrzyj do mnie, rozdziały będę dodawać najpóźniej w odległości 3-4 dni od ostatniego, chyba, że mi odwali i dodam wcześniej :)
    Aktualnie opublikowany jest już drugi, a dwa kolejne mam w roboczych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz dalej! Nie mogę się doczekać następnych części ;))

    Pozdrawiam i życzę weny~Asia ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. super :D czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam wszystkie rozdziały i bardzo mi się podobają. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem przepraszam że dopiero dzisiaj ale mam urwanie głowy w szkole . rozdział Zajebisty ale ann zachowuje się tak jakby zakochała się w jakeu (nie wiem jak napisać jake ) a nie paulu a ona ma być z paulem !!!!jutro nowy rozdział u mnie mnie zapraszamb:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, czekam na więcej rozdziałów z Paulem i Ann :)

    OdpowiedzUsuń

Szablony