Proszę o skupienie i wczytanie się w ten rozdział.
Może na początek wydaje się błahy, ale mam cień nadziei, że taki nie jest.
----------------
Gdy ktoś, kto mi jest światełkiem
Gaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc, że
Los inny mi pisany jest *
Gaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc, że
Los inny mi pisany jest *
-----------------------
Druga szansa. Co
właściwie oznaczają te dwa słowa? Ludzie zawsze proszę o drugą
szanse innego człowieka, nigdy siebie. Robią tak, bo zależy im na
danej osobie, a czasami po prostu chcą poczuć się lepiej. Jednak
są zbyt tchórzliwi, by poprosić o szanse samego siebie. A to
właśnie w tym tkwi problem. Jak ktoś może nam wybaczyć, gdy sami
sobie nie umiem?
Często ludzie proszą o
drugą szanse, gdy popełnią błąd lub błędy. Ale to przecież
błędy pozwalają nam się zmienić, dostrzec nasze wady. Wtedy
zaczynamy nienawidzić się, właśnie przez te wady, a powinniśmy
robić na odwrót. Powinniśmy zaakceptować to, że jesteśmy tylko
ludźmi, że mamy wady i popełniamy błędy. Wtedy łatwiej byłoby
nam wybaczać.
-Gdyby to było takie
proste- mruknęłam siedząc w samochodzie.
Jutro miałam wyjechać z
Paulem na weekend. Nie miałam pojęcia gdzie, ale nie interesowało
mnie to. Ważne, że spędzę z nim czas. Zrobię coś dla niego, dla
siebie. Dla nas.
Byłam na terenie starej
fabryki, a budynek który stał obok, groził zawaleniem. Choć
obiecałam Paulowi, że przez ten tydzień nie będę robiła nic
głupiego, co narażałoby moje życie i ogólnie przestanę myśleć
o problemach, nie było to łatwe. Zwłaszcza gdy miałam jedyną
możliwość by spotkać się z Maxem.
Widziałam jak zaparkował
kawałek przede mną, po drugiej stronie zniszczonej drogi. Wysiadł
z samochodu i oparł się o jego maskę. Wydawał się zamyślony,
całkowicie nieświadomy mojej obecności. To nie ja tu miałam się
pojawić. Był umówiony z kimś innym. Ale teraz moja kolej mówić
Niespodzianka, zrobiliśmy z ciebie idiotę.
Lecz
nie było mi tak dobrze jak przypuszczałam. Widząc blondyna jak
zaczyna chodzić i kopie kamienie, jedyne czego chciałam to znów
znaleźć się w ramionach brata. By było tak jak wcześniej.
Mieliśmy zamieszkać razem w Nowym Yorku. Mieliśmy nie przejmować
się rodzicami, być rodziną. Miało być tak jak dawniej, ale o
wiele lepiej. Na naszych zasadach, warunkach i tam gdzie sami byśmy
sobie to wybrali. A było wręcz odwrotnie, było sto razy gorzej.
Powoli
chwyciłam za klamkę, dziękując w duchu, że Leon zgodził się na
moje „zakupy”, i wysiadłam.
Nadal
byłam niewidoczna dla chłopaka, co dało mi kilka dodatkowych
sekund. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jego stronę.
Dostrzegł mnie chwile potem. Nie spodziewał się mnie, był
zaskoczony i zły. Może nie spodziewałam się powitania z
fajerwerkami, ale to co zobaczyłam w jego oczach, spowodowało, że
zatrzymałam się w pół kroku.
Tyle
pytań miałam w głowie, nie tylko związanych z nowym psychopatą i
Markiem, ale też z nami. Zgranym rodzeństwem, którym kiedyś
byliśmy.
-Ann,
co ty znowu, do cholery, wymyśliłaś?!- chłód jego tonu
spowodował, że włoski na mojej skórze stanęły, a przez moje
ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czyli tak czuli się ludzie,
którzy go nie znali albo ci, którzy zaszli mu za skórę.
-Nie
przyszłam po pomoc- wyjaśniłam pewnym głosem szkoda, że tak się
nie czułam.
-Skąd
wiedziałaś, że tu będę?- Był wyraźnie niezadowolony z mojej
wiedzy. Gdzie się podział mój brat? Osoba, która broniła mnie i
była dla mnie bohaterem?
Ona nie żyje.
Te
słowa obiły się o moją głowę powodując nie przyjemny ból. W
głowie i sercu. Te słowa były tak prawdziwe, że aż bolało.
Wszyscy dookoła mi to mówili, ale te słowa do mnie nie docierały.
Teraz je zrozumiałam. Max stracił tą swoją dobrą stronę, to co
było w nim najważniejsze. Coś co czyniło z niego najlepszą
osobę, jaką znałam. To, wraz z tamtym wypadkiem, umarło. Jest
teraz na cmentarzu.
-Wiedza
ma cenę- założyłam dłonie na klatce piersiowej, próbując ukryć
fakt, że jestem jedną, wielką galaretą.- To ja miałam zadawać
pytania.
-Co
chcesz wiedzieć?!- wyrzucił dłonie w powietrze.- Dlaczego cię
zostawiłem? Dlaczego zostałaś sama, czy gdzie jest twój Max?
Zabolały
mnie jego słowa. Zmrużyłam oczy gotowa wyprzeć się tego, ale
powstrzymałam się w ostatniej chwili. Skłamałabym.
-Na
te pytania nigdy mi nie odpowiesz- odparłam wymijająco.
-To
czego chcesz?
-Wiesz,
że babcia nie żyje?- spytałam ni stąd ni zowąd. To pytanie samo
wyleciało z moich ust.
Patrząc
jak wyraz jego twarzy się zmienia, łagodnieje miałam cichą
nadzieję, że Max się nie zmienił. Że tylko gra i za chwile
wybuchnie śmiechem mówiąc, że dałam się nabrać. Mogłabym w to
uwierzyć, gdyby nie fakt, że po chwili ostatnie oznaki mojego brata
zniknęły z twarzy mężczyzny. Zaskoczyłam go tylko pytaniem, nic
więcej.
-Kiedy?-
przejechał palcami po włosach wypuszczając głośno powietrze.-
Kiedy zmarła? Czemu? Przecież była zdrowa.
Prychnęłam
kręcąc głową.
-Została
zamordowana- te słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.
Jeszcze kilka miesięcy temu tak właśnie mówiłam o Maxie. Został
zamordowany, na moich oczach dostał kulkę w pierś. I choć logika
nie pozwala nawet pomyśleć, że tu stoi i żyje, tak właśnie
było. W innym przypadku pomyślałabym, że mam halucynacje. Ale on
naprawdę żył. A bynajmniej żyło to, co z niego pozostało.
Przed
oczami nagle pojawił mi się obraz leżącego Maxa w kałuży krwi.
Nie oddychającego, nie wykazującego żadnych ludzkich odruchów. To
wspomnienie było bolesne. Przyprawiało mnie o nudności, czułam
jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Ale nagle coś sobie
uświadomiłam, coś co umykało mi przez cały czas.
-Tata
był przy tobie- szepnęłam.- Kiedy dostałeś, był przy tobie.
Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę, że pominęłam tak ważną rzecz. Przez
ból zapomniałam kilka szczegółów, bo w głowie cały czas miałam
martwego Maxa. Kompletnie pominęłam ojca i matkę, która stała
kawałek dalej cała zapłakana.
-Ojciec
wiedział, że żyjesz- zrobiłam krok w tył. Ojciec wiedział, że
on żył. Ojciec wiedział, że kilka lat temu pojadę za Maxem i
zabiję tamtego chłopaka.
Nagle
jakby zalała mnie fala olśnienia. Nie obchodził mnie teraz
psychopata, jego zrzuciłam na dalszy plan. Oni chcieli, bym zabiła
Alana . Nie. To nie ja go miałam zabić. To miał zrobić Max.
Miałam
mętlik w głowie. Słowa, które powiedział mi James były tylko
skrawkiem prawdy. Ja sama tego wszystkiego nie rozumiałam. Dlaczego
on wtedy chciał się spotkać z Maxem, skoro nie chciał go zabić.?
-Ty
chciałeś go zabić- wymamrotałam pierwszy raz bojąc się własnego
brata.
-Cholera
jasna!- wydarł się.- Jasne, że nie. Ann, dlaczego wymyślasz takie
bzdury?
-Bo
nikt mi nie mówi prawdy?- zadałam retoryczne pytanie.- Bo wszystko
przede mną ukrywacie? Dlaczego ojciec Lu wiedział, że mamy brata?
Dlaczego szantażował ojca, chciał, by jego syn mnie zranił? Bym
dostała się do Organizatora? On chciał mnie zranić, zemścić się
za śmierć jedynego syna, czy chciał bym dowiedziała się prawdy?
Dlaczego spotkałeś się z tym chłopakiem? On nie chciał cię
zabić, prawda? On tylko chciał prawdy, tak jak ja? Czy przez
prawdę, także umrę? Czy doszukując się prawdy, doszukam się
jedynie śmierci? Właśnie o to chodzi? Ty wiesz wszystko, nie?
Dlatego nie chcesz się ze mną spotykać. Dlatego mnie zostawiłeś,
bym była bezpieczna?
Widziałam
jak coś w nim pęka. Maska, którą miał, zanika. Po chwili
patrzyły na mnie dobrze mi znane brązowe oczy. Takie same jak moje.
Jego były pełne miłości, troski. Czułam, że w końcu do niego
dotarłam. Że mój braciszek wrócił.
-Nie
udało ci, się Max- po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Ból
był nie do zniesienia. Już nic nie miało sensu.- On mnie szuka.
Nie wiem kim jest, ale on zna prawdę. On zabił babcię, spowodował
wypadek Jake'a. On chce mnie.
Ostatni
zdanie było tylko ruchem warg. Nie potrafiłam wypowiedzieć ich na
głos. Patrzyłam na brata i wiedziałam, że on także zna prawdę.
Wcześniej myślałam, że to ja ją znam. Kolejny błąd. Kolejna
pomyłka w moim życiu. Max nie był zdrajcą. Mark nie był
psychopatą. Był mafiozom, który lubi wykorzystywać ludzi. Ale nie
psychopatą. Znów zalazłam się w ślepym zaułku. Czując się tak
bezradnie, jak wtedy pod klubem. Otoczona bólem, strachem i
niepewnością. Wtedy nie wiedziałam, czy oni tylko mnie zgwałcą,
czy też zamordują. Teraz było pewne, że każdy krok może
oznaczać śmierć. Prawda oznaczała śmierć. Moje życie oznaczało
śmierć.
-Nie
mogę ci powiedzieć. Do puki nie wiesz, jesteś bezpieczna.
-Gówno
prawda!- wydarłam się tak, że ptaki na pobliskich drzewach
odleciały. Słyszałam jak echo roznosi się po okolicy.- On zabije
każdego, kogo kocham, słyszysz? Zabije każdego na kim mi zależy.
Nie wiem kim jest, nie oczekuję pomocy, chcę prawdy.
-Przykro
mi- powiedział szczerze.- Ode mnie się tego nie dowiesz.
Ruszył
w kierunku samochodu. Pobiegłam za nim i chwyciłam go za rękę.
Obrócił się i westchnął ciężko. Nie mogłam pozwolić mu
odejść. Był moją ostatnią nadzieją, ostatnią osobą, która
zna prawdę. Czy tak wiele wymagałam? Czy tak wiele wymagali ci,
którzy zginęli dla prawdy?
-Proszę-
powiedziałam zalana łzami. Nienawidziłam siebie za to, że byłam
taka miękka, że tak łatwo było mnie przejrzeć, że byłam taka
słaba. Bezużyteczna. Niepotrzebna. Wszystko było przeze mnie.
-Jadąc
za mną popełniłaś błąd, siostrzyczko- pocałował mnie w
czoło.- Wpakowałaś się w coś, co ciebie nigdy nie powinno
dotyczyć.
-Max-
wychlipałam.- Nie zostawiaj mnie. Proszę, nie zostawiaj mnie.
Byłam
gotowa błagać go o to. Potrzebowałam go.
-Ojciec
zwolnił Jareda- oznajmiłam.- Nie może się do mnie zbliżać, Max
jestem sama. Paul mi nie pomoże, jest tylko zwykłym człowiekiem,
którego wpakowaliśmy to.
-Którego
ja wpakowałem- poprawił mnie ze smutkiem.- Nie ostrzegając, że to
nie będzie zabawa.
Byłam
cała we łzach.
-Nie
mogę- szepnął.
-Jeśli
mnie zostawisz, nie dam rady- chwytałam się wszystkich możliwych
sposobów.- Jeśli teraz odjedziesz, już cię nigdy nie zobaczę.
Max, kocham cię. Jesteś moim jedynym bratem. Zawsze działaliśmy
razem, dlatego byliśmy niepokonani.
-Wiem,
mała- dotknął mojego policzka.- Jednak zostając tu, sprowadzę na
ciebie jeszcze więcej kłopotów. Nawet nie wiesz jakim ludziom
zaszedłem za skórę.
Mówił
do mnie powoli i cicho, jak do małego dziecka, którym zresztą się
czułam.
-Proszę
– powtórzyłam błagalnie.
Widziałam
w jego oczach jak toczy walkę. Walkę z tym co powinien, a co chce
zrobić. Wiem, że wymagałam od niego niemożliwego. Jeśliby
został, byłoby to początkiem kolejnych kłopotów. Zachowywałam
się egoistycznie, ale w tej sytuacji nie potrafiłam inaczej. Nie
potrafiłam odsunąć się i pozwolić mu odejść. Powinnam to
zrobić, ale nie mogłam.
Chłopak
przyciągnął mnie do siebie i objął mocno. Wtuliłam się w
brata, czując jak bardzo mi tego brakowało. To tak jakby odnaleźć
zagubioną część siebie i wiedzieć, że za chwile znów zniknie.
-Pamiętaj,
że cię kocham, mała. Nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził-
szeptał.
-Więc
zostań ze mną- upierałam się.
-Nie.
To
jedne słowo, było jak ostrze wbite w serce.
-Więc
zabierz mnie ze sobą- zaczynałam wariować.
Zaśmiał
się, ale nie był to szczery śmiech. Bardziej jak nieudolna wersja
śmiechu.
-Nie
możesz uciec.
-Nie
ucieknę- sprzeczałam się.- Pojadę tylko z moim bratem.
Wzruszyłam
ramionami, nie odrywając się od Maxa. Bałam się, że jeśli to
zrobię, on zniknie. Rozpłynie się w powietrzu, zostawiając
ogromną dziurę w sercu. Już raz to przeżyłam, drugi raz nie
chciałam.
-Uparta
jak zawsze- mruknął.- Wracaj do domu i nikomu nie mów o tej
rozmowie. Rozumiesz? Nikomu, nawet Paulowi.
Kiwnęłam
głową. Przegrałam. Nie mogłam nic zrobić, by go zatrzymać.
Chciałabym powiedzieć coś, lub zrobić by go zatrzymać. Ale każda
inna opcja byłaby kłamstwem. Każda próba zatrzymania go, nie była
zbyt silna by zadziałać. Wtedy poczułam jeszcze większą
nienawiść do ludzi, którzy nam to zrobili. Którzy zabrali mi
najważniejszą osobę w życiu. Paul nie miał racji. Nie mogłam
uważać, że Max nie żyje. Musiałam codziennie przypominać sobie,
że on żyje. Naprawdę jest w świecie żywych. Tylko się ukrywa,
ukrywa do dnia, w którym wszystko się ułoży. Do dnia, gdy prawda
nie będzie oznaczała śmierci. Kiedy będziemy bezpieczni.
Ale
czy taki dzień nadejdzie? Czy cały czas będzie ktoś, kto będzie
chciał nas zabić? Rodzice wybrali dla nas najgorszą przyszłość
jaką można sobie wyobrazić. Niektórzy nie mają pieniędzy,
samochodu i nie mieszkają w wielkim domu. Ale mają coś, co nigdy
my nie posiadaliśmy. Poczucie bezpieczeństwa. I oni mają rodzinę,
my mieliśmy tylko siebie i nawet to zaczyna znikać.
Nagle
poczułam jak coś spada z nieba. Po chwili zerwała się ulewa. Tak,
prawdziwa ulewa i choć deszczu nie widziałam od dobrych kilku
miesięcy, nie przyniósł on takiego skutku jak zawsze. Kiedyś
cieszyłam się na widok deszczu, na zapach po nim. Dziś czułam, że
oznacza on coś złego.
-Pamiętaj-
zaczął.- Po deszczu zawsze przychodzi słońce...
-Po
nocy, zawsze przyjdzie świt- dokończyłam, a kolejne łzy płynęły
mi po policzkach mieszając się z kroplami deszczu.
-Wrócę-
szepnął.- A wtedy zabiorę cię w bezpieczne miejsce, gdzie nic nie
będzie ci grozić.
-Będę
czekać- obiecałam.
Patrzyłam
jak chłopak wsiada do samochodu, włącza światła i zapala silnik,
przez przednią szybę widzę jak patrzy na mnie. Jakby chciał mnie
zapamiętać. Ja robię to samo. Oboje wiemy, że te obietnice mogą
się nie spełnić. Oboje wiemy, że w każdej chwili możemy zginąć.
Odjechał,
a ja jeszcze stałam jakiś czas w strugach deszczu. Przemoknięta do
suchej nitki. Dopiero gdy zaczęłam trząść się z zimna, a
samochodu Maxa już dawno nie było widać, wracam do auta. Włączyłam
ogrzewanie i odjechałam
Mój
brat jednak żyje. Mój brat nadal jest sobą. A jednak. Jednak nadal wszystko jest źle.
-----------------------
*Perfect "Niepokonani"
Do napisania....
Cuuudooo!
OdpowiedzUsuńRozdział jest smutny, na miejscu Ann dawno znienawidziłabym wszystkich za to, że nie mówią jej prawdy.
Czekam na next
Rozdział posiada głębszą treść i nie wystarczy tylko go przeczytać, lecz uważniej na niego spojrzeć. Dostrzec to, co gołym okiem nie jest widzialne. Ann dużo wycierpiała, cierpi i pewnie będzie cierpieć. Spotkanie z Maxem było dobrym rozwiązaniem, ale tylko bardziej ją pogrążyło. Nie zna prawdy i nie może się jej dowiedzieć, bo to oznacza koniec. Dosłownie JEJ KONIEC. W dalszym ciągu osoba ścigająca dziewczynę się nie ujawniła.
OdpowiedzUsuńCzekam na 15. Życzę dużo weny i nowych pomysłów. Powoli dobiega zakończenie NIENAWIŚCI i wszystko będzie stawać się jaśniejsze.
PS Mam pytanie czy zakończysz całego bloga na drugiej części, czy masz zamiar jeszcze kontynuować pisanie?
Rozdział jest... po prostu brak mi słów żeby go opisać pokazuje wiele popełnionych błędów ale także po prostu nie wiem nie umiem tego napisać!;c jest inny niż poprzednie rozdziały ma w sobie "To coś" ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na 15 i 9 ♡
Aaa zapomniała bym xd ile rozdziałów przewidujesz do końca "nienawiści" i czy rozważasz pisanie 3 cz. Czy wszystko zakończy sie w 2 cz. ?;>
Pozdr:* Do Napisania / Weraa^^;*
Jejku cudny ten rozdział , chociaż strasznie smutny ,aż się Poryczalam .Ann dużo wycuerpiala i dalej musi cierpieć. Może też już nigdy nie zobaczyć brata. Pokazuje błędy które popełnili. Chce za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy ale to oznacza śmierć dlatego Max nie chce jej nic powiedzieć . O jejusiu wspaniały ten rozdział . Chciałabym żeby Ann poznała prawdę ale też żeby przeżyła i była szczęśliwa , ale jeżeli takie coś wogóle nastąpi to pewnie będzie koniec opowadania. Dziękuje za nominację ale odpowiem na nią jak wrócę teraz jestem zakrecona pakowanie itp. Buziaki :* rozdział na dajszansemilosci jest dodany tylko że przed informacja. Serdecznie zapraszam i proszę o opinię :*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, szkoda, że krótki :(
OdpowiedzUsuńBiedna Ann, współczuję jej...
Czy prawda powinna wyjść na jaw? i tak zle i tak nie dobrze :(
weny ;:*:*
Rozdział robi wrażenie. Świetnie opisałaś uczucia Ann i oddałaś klimat całej tej sytuacji, a to nie lada wyczyn. Czekam na kolejną część oraz życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Parabola :)
Rozdział cudny i daje do myślenia. Świetnie ukazane są ich uczucia. Ann wiele wycierpiała, ale myślę, że to spotkanie i nadzieja, że kiedyś wszystko się ułoży doda jej sił.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następną część i życzę dużo weny.
Trzymaj się ♥
S.
Świetny ;). Musiałam troszkę nadrobić i naprawdę bardzo dobrze się czyta ;) Życzę dużo weny i zapraszam do mnie: http://miloscitaniecpasja.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny ;) czekam na nexta :D pzdr ruda ;)
OdpowiedzUsuńHej. Mam pytanie, poleciłabyś założenie bloga na blogspot.com?
OdpowiedzUsuń