Wstań by
biec, bo istnieć nie znaczy żyć*
----------------
No więc...
----------------
Zeszłam z motocykla i ściągnęłam kask.
Gdy go tak trzymałam w dłoniach, przypomniała mi się ostatnia
przejażdżka z Maxem. Przed jazdą kłóciłam się z nim właśnie
o ten kask. Jeszcze kilka miesięcy temu gdybym miała sama nim
pojechać, kask pewnie zostałby w domu.
Westchnęłam ciężko i przeniosłam wzrok na
wejście do klubu. Przy drzwiach stało dwóch ochroniarzy, którzy
najprawdopodobniej nie będą chcieli mnie wpuścić. Przez moje
ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz na samą myśl, żeby tam
wejść. Naprawdę nie miałam ochoty wchodzić do klubu gdzie prawie
nagie dziewczyny tańczą przed napalonymi idiotami. Tak, to na pewno
nie było miejsce dla mnie, ani dla jakiejkolwiek dziewczyny. No
chyba, że tu pracowała. O ile można takie coś nazwać pracą.
Po raz kolejny z moich ust wydobyło się
westchnięcie i ruszyłam w kierunku wejścia.
Chciałam wejść, ale czyjaś dłoń znalazła się
na moim ramieniu, tym samym uniemożliwiając wstęp.
-Przyszłam do szefa- warknęłam strzepując dłoń
bruneta i spojrzałam mu pewnie w oczy.
-Szef już nie przyjmuje, sorry mała. Innym razem-
parsknął śmiechem.
Wywróciłam oczami. Ten facet miał więcej mięśni
niż rozumu. Ciekawiło mnie czy obstawa Howl'a także jest tak mało
rozumna.
-Bardzo śmieszne- burknęłam.- Nie stać cię na
oglądanie panienek, to stwierdziłeś, że będziesz robił za
"ochroniarza"?
Założyłam dłonie na klatce piersiowej. Mężczyzna
od razu przestał się śmiać i wysłał mi ostrzegawcze spojrzenie,
które po prostu zignorowałam.
-Wpuścisz mnie do swojego szefa, czy już teraz
możesz iść szukać nowej pracy. A obiecuję, że długo jej nie
znajdziesz.
-Co ty możesz?- prychnął.- Jesteś chociaż
pełnoletnia?
-Wszystko- syknęłam.- Nazywam się Collins,
słyszałeś o takich?
Facet wpuścił mnie natychmiastowo do środka i
zaoferował zaprowadzenie. Nie chcą zgubić się, zgodziłam się.
Po kilku minutach szłam korytarzem nad klubem, a chwilę później
wchodziłam do gabinetu Howl'a.
-Szefie, ktoś do szefa- wyjaśnił brunet, który
najwyraźniej nie był już w tak dobrym humorze jak wcześniej.
-Kto?- usłyszałam nieprzyjemny męski głos.
-Podobno masz kontakt z Maxem Collinsem, nieprawdaż-
wyszłam zza ochroniarza, a ten po chwili się ewakuował.
Mark Howl był trzydziestoparoletnim facetem, który
podobno kilka lat temu robił interesy z Organizatorem. Ale jak
wiadomo, z nieżyjącym już facetem nie należy współpracować, a
więc ten pierwszy otworzył swój klub. Tyle, że z striptizem. Mark
jednak nie miał tak mocnej reputacji jak jego przeciwniki i można
było rzec, że śmierć konkurenta tylko mu pomogła.
Facet zaśmiał się sztucznym śmiechem.
-Jesteś niepoinformowana, złotko.
-Nie złotkuj mi tutaj- warknęłam opierając się
o jego biurko.- Gadaj jak skontaktować się z Maxem, albo skończysz
tak jak Organizator.
Mark podniósł prawą brew do góry i oparł się o
oparcie krzesła, na którym siedział.
-Max nie żyje- odparł zapalając cygara.- Szkoda,
był dobry w tym co robił.
Czułam, jak w środku zaczyna mi coś tykać.
Najprawdopodobniej była to bomba, która za chwile miała wybuchnąć.
-Wiesz, kto zabił mojego wroga?- spytał
zaciekawiony.
Mogłam wykorzystać moje informacje w zamian za
kontakt do Maxa. Jednak wiedziałam, że taka informacja jest cenna,
a ludzie Organizatora robią wszystko, by dowiedzieć się kto stoi
za zabójstwem ich szefa. Przyjrzałam się dokładnie mężczyźnie.
On pracował z Maxem. Jego wrogiem był Organizator, a Max pracował
w firmie. A jeśli? Jeśli mój brat, nie był tą osobą, za którą
się podawał? Co jeśli mam przed sobą zabójcę mojej babci i
człowieka odpowiedzialnego za wypadek Jake'a. Ale czy Max mógłby
na to pozwolić?
Kazał ci patrzeć na swoją śmierć. Do
wszystkiego jest zdolny.
To nie mogła być prawda. Ktoś inny musiał za tym
wszystkim stać. Ale im dłużej tak stałam, tym bardziej
przekonywałam się, iż chyba dowiedziałam się prawdy.
-Ta informacja jest cenna- wzruszyłam
ramionami próbując nie pokazać, co odkryłam. Miałam jeszcze małą
nadzieję, że się mylę.- A ja chcę tylko kontakt do Maxa.
Pokręcił głową wyraźnie rozbawiony.
-Dziecko w jakim języku mam do ciebie mówić,
skoro po angielsku nie rozumiesz? Max Collins nie żyje, jego siostra
może to potwierdzić.
Przygryzłam wargę, ale nie w geście zawstydzenia.
Powstrzymywałam się by, na mojej twarzy nie pojawił się szeroki
uśmiech. Naprawdę było to trudne do zrealizowania. Oto siedzę
przed możliwym psychopatą, który nie zdaje sobie sprawy kim
jestem? Czy to jest dowód, iż się myliłam i jednak kimś innym
jest ten psychol?
-Znam ją osobiście- wyjawiłam.- Nawet z nią
mieszkam i dzielę pokój.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie moich słów.
-To jak?- pochyliłam się nad biurkiem.- Zaczniesz
współpracować?
Kiedy wprowadzałam motocykl do garażu, było już
grubo po drugiej w nocy. Jako, że mówiłam wszystkim, iż wybieram
się na imprezę, nie mogłam przecież wrócić przed północą,
prawda? Przez ponad dwie godziny jeździłam po drogach
szybkiego ruchu i co jakiś czas wyjeżdżałam z miasta, a potem
wracałam. Dzięki później porze ruch nie był tak duży jak w
dzień, więc nie martwiłam się samochodami.
Patrząc na ścigacza stwierdziłam, że przydałoby
mu się mycie i zapamiętałam, iż muszę zrobić to jeszcze w tym
tygodniu.
-Mogę wiedzieć gdzie byłaś?- Przestraszona
opuściłam kask i odruchowo chwyciłam za broń, którą ostatnimi
czasy znów noszę przy sobie.
Obróciłam się niepewnie i odetchnęłam z ulgą.
Ulgą, która nie trwała zbyt długo. Paul stał oparty o jedną ze
ścian i przyglądał mi się uważnie. Zastanawiałam się co tutaj
robi w środku nocy. Powinien być u siebie, a poza tym gdy
wjeżdżałam do garażu, nie widziałam jego samochodu. Czyżby mnie
śledził?
Odgoniłam od siebie tą myśl. Zaczynałam popadać
w paranoję, jeszcze tego brakowało, żebym osądzała Paula, o
takie coś. Pochyliłam się by podnieść kask i opóźnić
konieczność odpowiedzi.
-Szukałam Maxa- wzruszyłam ramionami i zamierzałam
wyjść z garażu.
Byłam zmęczona, chciało mi się spać i
potrzebowałam ciepłej kąpieli. Miałam dość tego całego
tygodnia. A przede wszystkim tego dnia. Cały czas miałam w głowie
tą durną myśl, która mówiła, że Howl za tym wszystkim stoi, a
Max o tym wie. Bałam się tej myśli i nie chciałam by mnie
dręczyła. Nie chciałam nawet myśleć, że mogłaby być to
prawda. Wszyscy mogliby za tym stać, tylko nie mój brat. Nie mógłby
zdradzić firmy i patrzeć bezczynnie na to. Mimo wszystko zawsze mi
pomagał, był przy mnie. A to, że przez ostatnie miesiące było
inaczej, nie mogło tego wszystkiego skreślić. Byliśmy rodzeństwem
i mieliśmy tylko siebie. Jeśli całkowicie przestanę mu ufać, już
nigdy nie zaufam nikomu.
-Co tu robisz?- mruknęłam, gdy brunet ruszył za
mną.
-Byliśmy umówieni, pamiętasz?- Jego ton pełen
pretensji na chwilę rozjaśnił mi umysł.
Zatrzymałam się w pół kroku i zdałam sobie
sprawę, że kompletnie o tym zapomniałam. Miałam ochotę walnąć się czymś w łeb, a najlepiej zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wychodzić.
-Leon stwierdził, że pojechałaś na imprezę-
dodał.- Więc gdzie byłaś?
Nie miałam odwagi, by odwrócić się w jego
stronę. Bałam się tego, co mogłabym zobaczyć w jego spojrzeniu.
Wznowiłam marsz i zatrzymałam się dopiero przed drzwiami mojego
pokoju.
Tu nie chodziło o zwykłą randkę, mieliśmy iść
na koncert, na który kupiłam bilety i wręczyłam mu jako prezent
urodzinowy. Były to bilety na koncert jego ulubionego zespołu. Wiedziałam, że zwykle "przepraszam" tutaj
zdziała niewiele.
-Ja już nie wiem, Ann- odezwał się po chwili.-
Rozumiem, że chcesz dowiedzieć się kto zabił ci babcię, ale tak
nie możesz przecież żyć! Ciągle żyjesz tylko tym, nie
zauważyłaś tego?
Chłopak zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.
Widziałam w nich ból i zawód, ale także miłość i troskę. Ja
go wystawiłam, a on nadal się o mnie martwił.
-Przepraszam- szepnęłam.- Masz rację. Za bardzo
próbuję naprawić, coś czego nie da się poskładać. Ale nie
wiem, czy umiem inaczej. Jak mogę normalnie żyć, gdy boję się,
że obudzę się kolejnego dnia i znowu kogoś stracę?
-Ann, nie znam się na tym- przyznał.- Ale zdaję
mi się, że jemu o to właśnie chodzi. Chce cię wykończyć
psychicznie, tak jak Lucas. A ty mu na to pozwalasz.
-Nie chcę tego.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie i mocno
przytulił. Wzięłam głęboki wdech, wciągając znajomy zapach.
-Nie jesteś na mnie zły?- spytałam niepewnie i
nawet na minimetr nie odsunęłam się od niego.
-Byłem- pocałował mnie w czoło.- Byłem
cholernie wściekły, ale nie na ciebie. Bolało mnie, że nie
przyszłaś, ale nie byłem na ciebie zły.
Czułam się okropnie. Zraniłam go. Znowu.
-Zrobisz coś dla mnie?- poprosił.
Podniosłam głowę by spojrzeć mu w oczy i
delikatnie skinęłam głową.
-Pojedź gdzieś ze mną w przyszły weekend-
patrzył mi w oczy i uśmiechał się.
Gdyby nie to co się stało, na pewno zaczęłabym
się z nim droczyć. Ale chciałam wynagrodzić mu dzisiejszy dzień.
I sama chciałam z nim spędzić też czas. Nie interesowało mnie
to, czy ojcu to się spodoba, czy też nie. Skoro byłam na tyle
dorosła by mieć swoją firmę, to mogłam też jeździć na weekend
gdzie tylko chcę i z kim.
-Jasne- odparłam i stanęłam na palcach, by go
pocałować.
---------
Lemon "Nice"
Pisanie tego rozdziału było dla mnie niezwykle trudne, ponieważ cały czas mi ktoś przeszkadzał, albo coś ode mnie chciał, więc przepraszam, że wyszedł jaki wyszedł, ale naprawdę. Jak nic nie robię, to mnie nikt nie potrzebuję, a jak już coś zacznę, to non stop czegoś chcą.
Jak tam zakończenie roku? Jutro już koniec i dwa miesiące wakacji.
Mamy chyba połowę. Będzie jeszcze dziesięć, góra piętnaście rozdziałów. Ale bardziej obstawiam dziesiątkę.
Czekam na wasze komentarze i opinie.
A tak tam znalazłam...
Do napisania
Bardzo fajny post. Ciekawie zapowiada się weekend Ann z Paulem. Szybko ucieka to opowiadanie....Masz zamiar skończyć na dwóch częściach NIENAWIŚCI, czy napiszesz trzecią? Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Pozdrawiam i życzę miłego pisania :)
OdpowiedzUsuńŚwietny!ciekawe jak będzie wyglądał wyjazd paula z ann . Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział . A co do zakończenia roku to bym sobie w łeb strzeliła , zawalilam egzaminy , babka z geografii mnie nie trawi i gówno z tego że dobrze napislam egzamin 6/7 punktów to 4 mi nie da , do tej klasy co ja się chce dostać jest o 10 osób za dużo a w każdej innej za mało , zlozylam tylko jeden wybór bo mi tak dpradzili że mnie predzej przyjmą , dodatkowo wyjeżdżam kiedy będą wywieszone listy kto się gdzie dostał więc nawet podejść tam nie będę mogła . Jednym słowem zajebiscie . Masakra znowu się nakrecilam . Rozdział zajebisty :*
OdpowiedzUsuńrozdział świetny :) długo nie komentowałam ale chyba czas to zmienić. Zaglądam tu codziennie i liczę że dalsze części będą również super, fajnie że piszesz je dość długie a co najważniejsze dodajesz je tak często :) Co tu więcej pow.. Nic dodać nic ująć. Weny życzę ;>
OdpowiedzUsuńŚwietny. Fajny prezent mu dała na urodziny, tylko szkoda, że tak wyszło. No zapowiada się ciekawie, tylko mam nadzieję, że nic nie popsuje weekendowych planów.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;)
S.
Super rozdział ;) pzdr ruda :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny: )/infinia
OdpowiedzUsuńkiedy dodasz następny rozdział ?
OdpowiedzUsuń