Czy sekret wciąż sekretem jest, gdy nikogo nie obchodzi,
gdy wiedza, którą o mnie masz,
w żaden sposób nie zaszkodzi
temu, jak żyjesz – i czujesz – i jak oddychasz,
gdy to, co we mnie jest, spotykasz…*
--------------------
gdy wiedza, którą o mnie masz,
w żaden sposób nie zaszkodzi
temu, jak żyjesz – i czujesz – i jak oddychasz,
gdy to, co we mnie jest, spotykasz…*
--------------------
Siedziałam przy stole i
wpatrywałam się tempo w kran, z którego od kilku minut kapała
woda. W normalnym wypadku podniosłabym się i zakręciła go, ale
dzisiaj nie chciało mi się, a przede wszystkim nie przeszkadzało
mi to. Byłam tak zamyślona, że nawet nie słyszałam irytującego
dźwięku, którym było uderzanie kropel wody o powierzchnię
zlewozmywaka.
Byłam szczęśliwa. Tak
po prostu, jakby to była najbardziej naturalna rzecz w moim życiu.
A przecież jeszcze nie tak dawno pożegnałam kolejną osobę,
jednak to w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia.
Nawet nie zdawałam sobie
sprawy, że szczerzę się do tego kranu jak głupia. Nagle
usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak dopiero po chwili wstałam by
otworzyć. Miałam nadzieję, że to Leon otworzy, ale widocznie był
zbyt zajęty.
Spróbowałam przestać
się tak szeroko uśmiechać i otworzyłam drzwi, a mój uśmiech
mimowolnie jeszcze bardziej się poszerzył.
-Hej- Otworzyłam szerzej
drzwi by Paul mógł wejść.
Chłopak przywitał mnie
całusem w usta i jakby kogoś szukając rozejrzał się po domu.
Zmarszczyłam brwi i ruszyłam za brunetem nic z tego nie rozumiejąc.
Mieliśmy poniedziałkowy poranek i za chwilę Leon miał mnie
odwieźć do szkoły, a potem siedzieć pod nią kilka godzin.
Mój chłopak, nadal nie
umiałam się przyzwyczaić do takiego określenia, odwrócił się
niespodziewanie i już wiedziałam, że coś knuł. Uśmiechnął
się łobuzersko i już miał coś powiedzieć, gdy ujrzał coś,
bądź kogoś, za moim plecami.
-Idź do mojego
samochodu- szepnął mi do ucha kierując się w stronę Leona.
-Ale on się nigdy nie
zgodzi- zawołałam za nim.
Nie mając więcej
możliwość wzięłam torbę i ruszyłam w kierunku drzwi, przez
które przed chwilą wyszedł Leon, a za nim Paul.
Zrezygnowana westchnęłam
ciężko i stanęłam na ostatnim schodku nie wierząc w to co widzę.
Stali przy samochodzie
ochroniarza i widocznie się z czegoś śmiali. Naprawdę. Jeszcze
nigdy w swoim życiu nie widziałam, a tym bardziej nie słyszałam,
by rudzielec się śmiał.
Brown zauważył mnie i
machnął ręką, żebym do nich podeszła. Kiedy to zrobiłam,
wsiadłam do auta chłopaka i kilka minut później wyjeżdżaliśmy
z mojej ulicy.
-Jak ty to zrobiłeś?-
Nadal nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Ten facet nie znał
słowa kompromis, a gdy chciałam mu wytłumaczyć na czym on
polega, po prostu mnie zbywał i kazał wsiadać na tylne siedzenie.
-Ma się ten talent,
mała- Posłał mi ten pełen pewności siebie uśmiech i powrócił
do drogi.
-Chyba raczej szczęście-
mruknęłam jak zwykle się z nim drocząc i nasunęłam na nos
okulary przeciwsłoneczne.
-Kobieto- westchnął
teatralnie.- Jak ty możesz tak we mnie nie wierzyć?
-Oczywiście, że w
ciebie wierzę, tylko wiesz... - przerwałam znacząco.
-Głupi ma szczęście-
dokończył za mnie.
-Ty to powiedziałeś-
zaprzeczyłam.
Paul chwycił moją dłoń
i ścisnął ją lekko. Nim się zorientowałam, byliśmy już na
parkingu przed szkołą. Jęknęłam cicho, co natychmiast zwróciło
uwagę chłopaka.
-Co jest?- spytał
przyglądać mi się uważnie.
-Nie możemy zrobić
sobie wagarów?- Spróbowałam go przekonać robiąc minę rodem z
jednej bajki Disneya.
Zamyślił się na chwilę
jakby przetwarzał słowa, które powiedziałam i które całkowicie
zaskoczyły samą mnie. Jeszcze rano nawet ten pomysł nie przyszedł
mi do głowy, może dlatego, iż byłam pewna, że nie mam ani grama
szans by się udał, a teraz byłam gotowa pójść na wagary.
-Bardzo chętnie, ale
jest jeden problem.- Wskazał głową samochód, który właśnie
parkował kilka miejsc dalej od nas.
Wywróciłam oczami.
Brunet pocałował mnie w czoło i wysiadł.
-No mała, idziemy-
stwierdził uśmiechając się szeroko.
Niechętnie opuściłam
pojazd i założyłam torbę na ramię. Paul podszedł do mnie i
objął w pasie.
-Nie mów do mnie mała-
warknęłam cicho.
-Uwielbiam jak się
złościsz, mała- odparł i ruszyliśmy do wejścia szkoły
jednocześnie wzbudzając zainteresowanie otoczenia.
-Nie lubię cię-
burknęłam, jednak i tak nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Spojrzał na mnie
niedowierzająco. Tak, wiedziałam, nie uwierzył mi. Sama sobie bym
nie uwierzyła. Jakie dziwne to było, jeszcze kilka tygodni temu
umiałam to powiedzieć z pokerowym wyrazem twarzy, a teraz nawet
uśmiechu nie umiałam powstrzymać.
Nie mogłam zrozumieć,
jak to wszystko mogła zmienić jedna moja decyzja. Jedyna chwila,
która spowodowała, że teraz nie byliśmy tylko przyjaciółmi.
Gdyby nie to, dzisiaj byłby taki sam dzień jak cztery, pięć dni
temu. Teraz niby też było tak samo, a jednak lepiej.
-Nie umiesz kłamać-
zaśmiał się.
-Właśnie, że umiem-
Podeszliśmy do mojej szafki.- I nawet nie będziesz wiedział, kiedy
to wykorzystam.
W tamtej chwili nie
sądziłam, że kiedykolwiek tą obietnicę spełnię. Nie sądziłam,
że będzie to coś więcej niż głupi żart. Jak bardzo się
myliłam.
-Pomarzyć możesz-
Puścił mi oczko i oddalił się w stronę gdzie miał lekcje.
Popołudniu wybrałam się
do kawiarni, gdzie kilka miesięcy temu spotkałam się z Jakiem. Tym
razem to nie on miał na mnie tam czekać, a raczej Jared z którym
musiałam poważnie porozmawiać. Oczywiście nie obyło się bez
obecności Leona i miałam ochotę zadzwonić do Paula by jakoś go
przekonał, lecz w ostatniej chwili zrezygnowałam. Nie byłam aż
tak zdesperowana by posuwać się do takich kroków. A poza tym nie
mogłam dawać brunetowi zbyt wielu powodów do satysfakcji. Gdybym
do niego zadzwoniła, musiałabym przyznać, że ma niesamowity urok
osobisty, który jakimś cudem działa na mojego ochroniarza. Czyżbym
miała zacząć być zazdrosna?
Przygryzałam wargę by
powstrzymać śmiech i otworzyłam drzwi lokalu. Od razu uderzył we
mnie zapach świeżo zmielonej kawy i gorącej czekolady, która była
chyba tutaj najlepsza w całym mieście.
Rozejrzałam się po
wnętrzu i zobaczywszy Jareda skierowałam się w jego stronę.
Wpatrywał się w filiżankę jednak ja wiedziałam, że niewidocznie
obserwuje wszystkich ludzi.
Usiadłam naprzeciwko
niego i postukałam w stolik by w końcu zwrócił na mnie uwagę.
-Myślałam, że jesteśmy
przyjaciółmi- zaczęłam chłodno.
Nigdy nie pomyślałabym,
że niebieskooki ot tak zerwie ze mną kontakt. I to w chwili gdy
potrzebowałam kogoś by ze mną był. Wiem, że też zawiniłam.
Kiedy dowiedziałam się, że Max żyje, na jakiś czas odcięłam
się od ludzi. W święta także chciałabym pozostać sama, ale no
przepraszam bardzo, to było ponad miesiąc temu.
-Jesteśmy, Ann-
odpowiedział po kilku minutach i przetarł dłonią oczy.
Odsunęłam od siebie
dumę i przyjrzałam mu się dokładnie. Chciałam dowiedzieć się
co u niego, co się stało, że przestał odbierać moje telefony.
Choć przyszłam tutaj z zamiarem dowiedzenia się czegoś o Max'ie,
teraz nie miało to znaczenia. Jared był moim przyjacielem, znaliśmy
się nie od miesiąca, a od kilku lat. Max mu ufał, a jeszcze do
niedawna, ja ufałam wszystkim, którzy zasłużyli na jego zaufanie.
Dotarło do mnie, że to się zmieniło, że już nie ufam tak
własnemu bratu jak kiedyś. Nie widzę już w nim tego wzoru,
przestał być moim autorytetem. Wiem, że robił to dla mnie, ale
mógł coś zrobić, dać mi jakiś znak. Nawet teraz, gdy
teoretycznie wszystko się uspokoiło, nie odezwał się do mnie ani
słowem.
-Twój ojciec chce mnie
zwolnić- wyrzucił.- Ba, on to już zrobił. Wyrzucił mnie na zbity
pysk. Bo twierdzi, że to ja jestem zdrajcą, że to ja wynoszę
tajemnice firmy.
Zaskoczona
znieruchomiałam. Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Dlaczego
nikt mi o tym nie powiedział?
-Kiedy?
-Po wypadku tego skur...
Odchrząknęłam, a on
nie dokończył.
-Ale...- zaczęłam bojąc
się odpowiedzi.- To nie ty, prawda? Proszę, powiedz, że to nie ty.
Spojrzał na mnie
widocznie dotknięty moimi słowami.
-Ann. Co bym z tego miał,
hm? Obiecałem Maxowi, że będę przy tobie. Jednak mam zakaz
zbliżania się do ciebie.
-Masz kontakt z Maxem?-
spytałam zmieniając temat. Czułam, że gdybyśmy dalej rozmawiali
o tamtym, ja wyjawiłabym mu wszystko, co dotychczas się
dowiedziałam, a nie chciałam tego zrobić. Mimo wszystko Jared
swoim zachowaniem spowodował, że moja ufność względem jego osoby
trochę osłabła, a ja sama stałam się bardziej czujna. Każdy
mógł być moim wrogiem, nawet przyjaciel.
Pokręcił przecząco
głową. Tym razem mu nie uwierzyłam. Musiał się kontaktować
chociaż z Juliet. To było pewne, a ja zamierzałam wydobyć z niego
te informacje. Czy tego chciał czy nie.
-Ale wiem kto może ci
pomóc- dodał, a potem podrapał się po szyi.- Tyle, że miejsce w
którym się spotkacie raczej nie pasują do dziewczyn. No chyba, że
jesteś homo.
-Kto i gdzie- warknęłam
zaczynając się irytować.
-Mark Howl- parsknął
śmiechem.- Właściciel klubu ze striptizem.
Zacisnęłam palce na
krańcu stoliku i zamknęłam oczy. No zajebiście. Jak nie
organizator nielegalnych wyścigów, to właściciel klubu ze
striptizem, ja to normalnie mam szczęście.
-Żartujesz?- spytałam
przez zaciśnięte zęby.
Pokręcił głową.
-Daj mi adres- mruknęłam,
a chłopak podał mi już gotową karteczkę. Podniosłam się.-
Załatwię twoją sprawę. W środę wrócisz do pracy.
-Nie masz takiej władzy-
zaprzeczył zrezygnowany.
Fakt, nie miałam takiej
władzy. Ale zawsze mogłam spróbować przekonać ojca do tego. Nie
zamierzałam pozostawić Jareda na lodzie, on nie zostawił mnie
kiedyś. Teraz moja kolej by oddać dług.
-Jeszcze nie tak dawno
myślałam, że widząc czyjąś śmierć nie mogę się mylić.-
Wzruszyłam ramionami.- Okazało się, że właśnie tak było.
Wszystko jest możliwe.
-Dzięki- powiedział
cicho.
-Jeszcze nic nie
zrobiłam- pożegnałam się i opuściłam kawiarnię.
Leon czekał na mnie w
samochodzie, więc poprosiłam go by zawiózł mnie do firmy. Może
już nie dostawałam zleceń, ale nadal byłam częścią tamtego
miejsca i nawet ojciec nie mógł mnie tego pozbawić. Przede
wszystkim on. Bo to nie on wprowadził mnie do tego świata i choć
znalazłam się w nim przez głupotę matki i swoje nieposłuszeństwo,
jedyną osobą, która mogła mnie stąd wyrzuć był Max. A on. On
już nie żył. Bynajmniej tak powinnam myśleć. Nie dał mi wyboru,
choć wiedział jakie będą tego skutki.
Kiedy znaleźliśmy się
pod budynkiem firmy, szybko wysiadłam i weszłam do budynku Nie
zwracając uwagi na otaczających mnie ludzi ruszyłam do windy.
Mogli myśleć, że zaczęłam się czuć ważniejsza od innych. Tak
nie było, nawet sekretarki uważałam za ważne osoby, bo nie
pracowały jak inne osoby na takim stanowisku w innych firmach.
Byliśmy rodziną, ale nawet w rodzinie są zdrajcy.
Bez pukania weszłam do
gabinetu ojca, który właśnie rozmawiał przez telefon. Widząc
mnie szybko zakończył rozmowę i już chciał coś powiedzieć, gdy
mu przerwałam.
-Musimy porozmawiać.
-W pełni się z tobą
zgadzam, Anno- kiwnął głową i wskazał krzesło.
------------------------
*Trylogia Drżenie "Niepokój"
Mam nadzieję, że Wam się podoba. Jeśli mi się uda, kolejny rozdział ukarze się w niedzielę.
Mam nadzieję, że będziecie aktywni. Wiem, że wam się nie chce komentować, ale dla mnie każdy komentarz jest dodatkową dawką weny, każe mi usiąść i pisać.
Czekam na wasze opinię.
Do napisania
Mam nadzieję, że będziecie aktywni. Wiem, że wam się nie chce komentować, ale dla mnie każdy komentarz jest dodatkową dawką weny, każe mi usiąść i pisać.
Czekam na wasze opinię.
Do napisania
Super :)) czekam na następny :))
OdpowiedzUsuńŁał. To już 11 rozdział drugiej części Nienawiści. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko mija to opowiadanie. Wracając do rozdziału, to super, że Ann jest teraz z Paulem. Zastanawiam się nad rozmową Ann z ojcem. Pozdrawiam i czekam na 12 :)
OdpowiedzUsuńszybko leci , roździał świetny z niecierpliwością czekam do niedzieli i jest szansa że dzisiaj pojawi się jeszcze 7 rozdział na twoim drugim blogu /Weraa^^;>
OdpowiedzUsuńCoś tak patrze, że od jakiegoś czasu Ann się zmienia i nie mówię, że są to zmiany na gorsze :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. A kiedy pojawi się kooejny rozdział w ,,Świat bez tolerancji``
OdpowiedzUsuńświetny ;) czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńWow *.* megaa :* czekam na 12 i na 7 /Nikki;*!
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńCiekawe o czym ojciec chce porozmawiać z Ann?
Już nie mogę się doczekać następnej części.
Buziaki ;)
S.
super... pisz dalej :D
OdpowiedzUsuń