wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 14

To nie broń
To człowiek, który pociąga za spust 
Ma krew na rękach
I ucieka
To nie kłamstwo
Powoduje, że zaprzecza się prawdzie*
--------------
Przebrałam się w luźniejsze ciuchy i zeszłam na dół. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Maxa, ale nigdzie go nie widziałam. Zrezygnowana wyszłam z domu i wtedy znalazłam moją zgubę.
-Hej, jedziesz na przejażdżkę?- spytałam widząc, że wyciąga swojego czarnego ścigacza z garażu.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
-Bym cię zapytał czy chcesz, ale pewnie odmówisz- zaśmiał się.
-Ja i nie chcieć?- udałam, że się obrażam.
Max podał mi kask. Z niechęcią wzięłam go od niego.
-Na serio?- spojrzałam na niego krzywo, a ten kiwnął głową.- Max, ale ja nie mam dziesięciu lat. Nic mi się nie stanie.
Nagle stał się poważny, a ja zaczęłam żałować, że w ogóle się odezwałam.
-Dzisiaj łamiemy reguły, ale kask musisz mieć- powiedział poważnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Już nic nie powiedziałam , tylko włożyłam kask na głowę. Po chwili ruszyliśmy.
Uwielbiałam ten moment gdy adrenalina płynęła mi w żyłach, a obraz krajobrazu zlewał się w niewidoczną plamę. Choć nie wiedziałam z jaką prędkością jedziemy, domyślałam się, że to właśnie jest łamanie tych reguł. Max jechał dużo szybciej niż zwykle. Zawsze powtarzał, że musi na mnie uważać. Czasami miałam do niego o to pretensję, ale wiedziałam, że jeśli by tego nie robił, nie wiem co by się ze mną stało. Było pewne, że byłabym zupełnie inna.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się niedaleko plaży. Zeszłam z motocykla i ściągnęłam kask.
-Chodź- był wyraźnie zdenerwowany. Coś go męczyło, ale jak to on, nigdy nie lubił mówić o swoich problemach.
-Co się stało?- zapytałam idąc obok.
Wzruszył ramionami. Udawał, że wszystko jest okay, choć wiedziałam, że coś ukrywa.
-Ann mam do ciebie sprawę- zaczął po jakimś czasie, gdy spacerowaliśmy po jeszcze gorącym piasku.
-Tak?- spojrzałam na niego pytająco.
-Wiem, że nie lubisz go ruszać, gdy mnie nie ma- miał na myśli motocykl.- Ale jak wyjadę, zajmij się nim.
Czułam, że to dla niego ważne. Zastanawiało mnie o czym myśli.
-Jasne- odparłam posyłając mu delikatny uśmiech. Chciałam by wiedział, że zawsze może na mnie liczyć. Czasami jak patrzyłam na niektóre rodziny, to zastanawiałam się dlaczego my tacy nie jesteśmy. Czemu ciągle się nie kłócimy. Mogłam nazywać się szczęściarą mając takiego brata.
Chłopak objął mnie i szepnął ciche "dziękuje".
-Dobra to teraz mów jakie jest twoje największe marzenie- uśmiechnął się zachęcająco.
Spojrzałam na zachodzące słońce i zastanowiłam się przez chwilę.
-Żeby nic nas nie rozdzieliło- wyznałam szeptem.
-Okay- zaśmiał się, jednak słyszałam, że próbował tym ukryć zdenerwowanie.- A jakie jeszcze?
-A co bawisz się w magika, który spełni moje trzy życzenia?- spytałam.
Zamyślił się przez chwilę.
-Postaram się spełnić wszystkie twoje marzenia- znów był poważny.
Spojrzałam na ludzi, których mimo później pory, było nie mało. I wtedy uświadomiłam sobie jakie jest moje największe marzenie.
-Choć przez jeden dzień być normalnym człowiekiem- wątpiłam w to, że to marzenie może się spełnić.
Zdziwiła mnie reakcja brata.
-No, myślałem, że nigdy tego nie powiesz- na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.- Co ty na taki pomysł? Ja, ty i weekend spędzony na robieniu co się chce? Nic związanego z pracą, domem i szkołą.
Myślałam, że się przesłyszałam.
-Naprawdę?- upewniłam się.
-Jasne, dla ciebie wszystko. W końcu mam tylko jedną siostrę- pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się. Chłopak chwycił mnie na ręce i rzucił do wody. Wtedy rozpętała się wojna. Zachowywaliśmy się jak dzieci. Chlapaliśmy się wodą, biegaliśmy, a ludzie patrzyli na nas jak na wariatów. Ja miałam to gdzieś. Cieszyłam się, że mogę spędzić czas z bratem i choć przez chwilę nie myśleć o problemach. Około dziewiątej wróciliśmy do domu nadal w dobrych humorach. Umówiliśmy się, że ja jutro pojadę do Brownów i porozmawiam z nimi na temat wolnego, a Max zajmie się całą resztą.
Gdy byliśmy pod domem, rodzice już przyjechali. Weszliśmy po cichu do domu i udaliśmy się do swoich pokoi. Nie miałam ochoty na rozmowę z rodzicami, nie teraz, gdy byłam szczęśliwa.
Jak zwykle rano czekałam na Emily, która spóźniała się już dziesięć minut. Nerwowo stukałam w kierownicę. Po chwili z domu wybiegła dziewczyna i szybko wsiadła do samochodu. Zauważyła, że jestem wkurzona.
-Przepraszam Ann, budzik mi nie zadzwonił. Szczęście, że Paul mnie obudził- zaczęła wyjaśniać.
-Dobra już. Najwyżej nie pójdę na pierwszą lekcje- wzruszyłam ramionami.
-Naprawdę mi przykro.
Westchnęłam. Dziewczyna od razu się uciszyła.
-Twoi rodzice będą dzisiaj popołudniu?- spytałam po jakimś czasie.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę. Spojrzałam w lusterko by widzieć jej wyraz twarzy.
-Tak, powinni być.
Na tym skończyła się nasza poranna rozmowa. Na serio nie lubiłam się spóźniać.Nawet do szkoły.
Gdy nastała przerwa na lunch, udałam się na stołówkę. Chciałam pogadać z Camillą, która od imprezy u Jamesa widocznie mnie unika. Rozejrzałam się i znalazłam stolik przy którym siedziała razem z... Sarą. Zamrugałam kilka razy by upewnić się, że to nie moja wyobraźnia.
To sobie z nią pogadasz...
Jak zwykle moje pocieszające myśli się odzywają. Podeszłam do ich stolika.
-Cam możemy pogadać?- spytałam ignorując spojrzenie jej towarzyszki. Przez myśl mi przeszło by ją uderzyć, ale zdałam sobie sprawę, że miałabym na sobie jakąś tonę tapety, która spadłaby z jej twarzy.
Camilla spojrzała na mnie i przytaknęła głową. Spojrzałam znacząco na Sarę. Barbie z niechęcią wstała z krzesła, uśmiechnęła się do mnie szyderczo i odeszła.
-Uważaj, bo tapeta ci spadnie, gdy będziesz się tak szczerzyć- rzuciłam w jej kierunku i zajęłam miejsce na przeciwko blondynki. Usłyszałam ciche śmiechy przy stolikach obok.
-Cam co się stało?- spytałam spoglądając na dziewczynę.
-Najlepiej będzie jeśli skończymy ten teatrzyk nazywany przyjaźnią- stwierdziła, a w jej oczach zobaczyłam coś, co w pierwszej chwili nie umiałam rozpoznać.
Dopiero po chwili zrozumiałam sens tych słów.
-Chodzi o nich?- upewniłam się.
-Ann ja tak nie mogę- schowała twarz w dłoniach.- Nie mogę z nimi być wiedząc, że ich nienawidzisz, ale to moi przyjaciele. Ann oni ci nic nie zrobili, to co się stało wtedy nic nie znaczy. A ja nie mogę być rozdarta między tobą, a Jamesem i resztą.
-Wybierasz ich- było to stwierdzenie. Zabolało mnie to, ale nie chciałam pokazać swoich uczuć, dlatego powiedziałam to obojętnie.   
Kiwnęła głową.
-Przykro mi, że tak to się skończyło.
Prychnęłam pod nosem.
-Życzę powodzenia z nowymi przyjaciółmi- wstałam i zamierzałam odejść, ale powiedziałam coś jeszcze.- Tylko proszę cię, nie przychodź do mnie gdy nagle znudzą się tobą.
Nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z stołówki.
Kiedy wróciłam do domu nikogo nie było. Na stole w salonie była kartka od Maxa, że poszedł do biura. Westchnęłam  i udałam się do pokoju. Wyciągnęłam dżinsowe szorty i jakiś top, a potem poszłam do łazienki. Chłodny prysznic dał mi ulgę. Gdy byłam gotowa zeszłam na dół i zrobiłam sobie coś do jedzenia. W tej samej chwili do domu wrócił Max.
-Cześć, byłaś już u Brownów?- spytał podkradając mi tosta.
-Nie, zaraz będę szła-wyciągnęłam z lodówki sok i nalałam do dwóch szklanek.- Powinieneś to pić, a nie kawę.
Blondyn zaśmiał się.
-Siostrzyczko, powinnaś spróbować mocnej, czarnej kawy- oznajmił pijąc sok pomarańczowy.
Spojrzałam na niego krzywo. Czasami piłam kawę, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach i na pewno nie była czarna i mocna. Było wiadome, że u nas w rodzinie kawę pili wszyscy, a ja jak zwykle musiałam być wyjątkiem. Na szczęście mój brat nie spożywał kawę w ilościach hurtowych, jak to robił Jake. Na prawdę zaczynałam obawiać się o zdrowie tego drugiego.
Pokręciłam głową, wypiłam sok i całując brata w policzek, opuściłam kuchnie.
-Będę za niedługo- rzuciłam wychodząc.
Do Brownów jechałam powoli. Miałam nadzieję, że Emily nie kłamała i jej rodzice, a bynajmniej Jack Brown. Kiedy parkowałam przed ich domem ktoś do mnie zadzwonił.
-Jake nie mam teraz czasu- powiedziałam odbierając. Wiedziałam, że mój ton mu się nie spodoba.
-A co jest ważniejsze ode mnie?- spytał niby żartem. Słychać było, że ma dobry humor, jednak ja zaczynałam mu go psuć.
-Kochanie, niestety są takie rzeczy. Zadzwonię do ciebie później, teraz muszę coś załatwić- wyjaśniłam uśmiechając się.
-Mam nadzieję, że nie pakujesz się w kłopoty.
Zaśmiałam się.
-Mówi ten co na drugie imię ma kłopot- mruknęłam.
-Sugerujesz, że jestem twoim kłopotem?- mogłam sobie wyobrazić jak na jego twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech. Był zadowolony, że znalazł sposób by przytrzymać mnie przy telefonie.
-Może... Powrócimy do tego później, teraz naprawdę muszę kończyć- nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Oj, wkurzy się i to bardzo. Ale ty się tym nie przejmujesz, prawda? Najwyżej wyżyje się na  kimś bezbronnym, a gdy już skończy, to zadzwonisz do niego i będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w kierunku domu Brownów. Drzwi otworzył mi Paul, który widocznie nie był zadowolony z mojej wizyty.
-Jest twój ojciec?- spytałam próbując przybrać neutralny ton.
-A co? Aż tak bardzo lubisz starszych facetów?- spytał ironicznie. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek, który najchętniej bym mu starła. Miał szczęście, że nie biłam zwierząt. Choć dla niego mogłabym zrobić wyjątek.
-To nie twój interes z kim się spotykam- warknęłam.
Podniósł prawą brew jakby podważając moje słowa.
-To jest czy nie?- spojrzałam na niego pytająco.
Chłopak odsunął się bym mogła wejść.
-Jest u siebie- mruknął.
Zaczęłam iść w kierunku gabinetu Jacka.
-Dziękuje- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i spojrzałam zdziwiona na Paula.- Mówi się dziękuje.
Zaśmiałam się pod nosem.
-Proszę bardzo- udałam, że nie zrozumiałam jego słów.
Chłopak pokręcił głową i poszedł do salonu. Zapukałam w drzwi, a potem weszłam do gabinetu. Przywitałam się z mężczyzną i objaśniłam o co chodzi. Oczywiście nie wspominając o moim bracie. Powiedziałam, że chciałabym odpocząć. Bądźmy szczerzy, prędzej zawiozą mnie do psychiatryka przez Paula, niż coś mi się stanie w jakiejś akcji.
Mężczyzna zgodził się bez wahania.
-Ale mam do ciebie małą prośbę- stwierdził gdy zamierzałam wyjść.
-Jaką?
-Dzieciaki jadą w piątek do wesołego miasteczka i chciałbym, żebyś z nimi pojechała. Emily pewnie by się ucieszyła, a my bylibyśmy pewniejsi, że jest bezpieczna.
Jakoś nie uśmiechało mi się spędzenie całego dnia z Paulem, ale zgodziłam się. Cóż innego mogłam zrobić?
-Oczywiście- odparłam z uśmiechem.
Jedynym pocieszeniem było to, że sobotę i niedzielę spędzę z Maxem. Pożegnałam się z mężczyzną, a potem wyszłam z ich domu.
Późnym wieczorem zdecydowałam się na mały spacer. Wzięłam kurtkę i opuściłam dom. Musiałam pogadać z Jakiem, a w domu było duże prawdopodobieństwo, że Max się dowie o tej rozmowie. Kiedyś obiecałam mu, że będę trzymać się od Jake'a z daleka. To jedyna obietnica, której nie dotrzymałam. Max wściekłby się, gdyby dowiedział się, że Jake jest w mieście, a dodatkowo ja utrzymuje z nim kontakt.
-Halo?- usłyszałam głos szatyna.
-Cześć, obiecałam, że do ciebie zadzwonię- oznajmiłam spokojnie.
Przez chwilę nic nie mówił.
-Wiesz jak nie lubię gdy ktoś się kończy rozmowę nie dając dojść mi do słowa?- odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że mi by nic nie zrobił, jednak byłam też świadoma do czego jest zdolny.
-Bardzo- wywróciłam oczami.
-Wiem co teraz zrobiłaś- powiedział łagodnie.
-A co bawisz się w Grey'a i ukarzesz mnie za przewrócenie oczami?- spytałam, a po chwili usłyszałam, że się śmieje. W takich chwilach wiedziałam, że pod tą skorupą złego człowieka, jest coś dobrego. Żałowałam, że taki jest tylko w stosunku do mnie. Jednak wiedziałam, że sama się oszukuję. Co ja chcę od człowieka bez duszy, który w oczach ma tylko pustkę? Przecież dobrze wiedziałam, że on nie ma uczuć. Tyle, że ja dużo wiedziałam, ale nie zawsze robiłam rzeczy na pozór oczywiste dla normalnych ludzi. Przepraszam, ja to robiłam zawsze.
-Ciebie? Nigdy- poczułam, że znów wracamy do tego tematu.
-Jake proszę, nie wracaj do przeszłości- westchnęłam.
-Nadal nie umiem zrozumieć dlaczego tak to się potoczyło- stwierdził.
-Dobrze wiesz, że zakończyło się to tak jak powinno. Jedyna rzecz, którą zrobiłam jak normalny człowiek.
-Zmieniłem się, Anno- musiałam zamknąć oczy. Dlaczego musiał wszystko komplikować? Dlaczego w stosunku do mnie nie mógł być taki jak do innych?
-To nic nie zmienia. Jake dziękuje, że mi pomagasz, ale lepiej będzie jeśli odejdziesz z mojego życia raz na zawsze- mówiłam z trudem.
-Nigdy tego nie zrobię- zdenerwował się. Ponownie. Po chwili się rozłączył.
 Jeszcze kilka minut trzymałam komórkę przy uchu, a później schowałam telefon. Szłam zamyślona. Nawet nie zorientowałam się, kiedy jakiś samochód się koło mnie zatrzymał. Nie zwróciłam na niego uwagi do chwili gdy chłopak się nie odezwał.
-Wsiadaj- usłyszałam głos Paula.
Spojrzałam na niego, a później ruszyłam dalej. Chłopak zaczął powoli jechać.
-Nie wygłupiaj się, wsiadaj. Jest już późno, a to niezbyt okolica dla ciebie. Jeszcze ktoś cię zgwałci.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Na przykład ty- zamyśliłam się na chwilę.- A przepraszam, zapomniałam, że nie masz czym.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Widząc, że samochód już za mną nie jedzie, spokojnie szłam dalej.
-Czy ty coś sugerujesz?- usłyszałam za sobą głos bruneta. Obróciłam się. Chłopak przyglądał mi się z podniesioną prawą brwią.
-Ja? Skądże, tylko stwierdzam fakty- na mojej twarzy nadal był zadowolony uśmiech.
-Chcesz się przekonać?- spytał z głupim uśmieszkiem.
Westchnęłam i spróbowałam odejść, ale mnie złapał.
-Żartowałem, weź się nie obrażaj. Złość piękności szkodzi.
Ponownie na niego spojrzałam.
-Kłamstwa powodują większą złość- odparłam mając na myśli zakład.- A tak w ogóle to myślisz, że jak mnie podwieziesz, to pomogę wygrać ci zakład?
Chłopak odwrócił wzrok i wypuścił moją rękę.
-Chciałem cię tylko podrzucić do domu- powiedział po chwili widocznie zamyślony. -Idziesz?
Rozejrzałam się po okolicy. Wtedy zdałam sobie sprawę jak daleko zaszłam. Nie miałam ochoty przemierzać tej drogi jeszcze raz by móc być w domu. Powoli ruszyłam w kierunku jego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i zaczekałam na Paula.
Gdy jechaliśmy, próbowałam nie zwracać uwagi na chłopaka siedzącego obok. Patrzyłam w szybę niezbyt interesując się drogą. Jednak do czasu. Gdy zorientowałam się, którą drogą jedziemy, momentalnie skuliłam się na fotelu, a wspomnienia wrócili.
-Paul, proszę jedź inną drogą- szepnęłam roztrzęsiona.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Nie mógł się dowiedzieć jak bardzo pragnęłam cofnąć czas. Jednak jak miałam wyjaśnić mu moje zachowanie?

----------------------------
*James Arthur "Suicide"

Co sądzicie o nowym rozdziale? Dzięki za wszystkie komentarze, które zostawiacie po sobie. Jeśli są jakieś błędy to przepraszam. Do napisania :).

5 komentarzy:

  1. Omom jazda na szybkiej czarnej bestii. Lubię to! :D
    Coś mi się wydaje, że Max ukrywa coś ważnego, i boi się, że coś mu się stanie, dlatego chce jak najwięcej spędzić czasu z Ann.
    To co zrobiła Camilla było nie fair, jak ona tak mogła :/
    Jestem ciekawa co takiego Jake w przeszłości zrobił Ann? Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. :)
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Trzymaj się ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jazda na poskromionej czarnej besti <3 opowiadanie jak zawsze Zajebiste ;3 Max musi coś ukrywać przed Ann. A Camilia zachowała sie jak suka a nie jak przyjaciółka która chce załączyć przyjaźń ;3
    N.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też chcę takiego brata. :-D
    Camilla nazywała się jej przyjaciółką? Chociaż by się nie ośmieszała w oczach Ann. Ponoć to co oferujemy innym wraca do nas. Tylko co ona wtedy zrobi jak jej "przyjaciele" ozostawią ją?
    Paul to jedna wielka zagadka. Ale jednego jestem pewna,że on musi coś czuć do Ann. Jest dla niego chamska ,arogancka a on mimo wszystko nie odpuszcza. Jest zawsze ,gdy nie ma nikogo. Czy oby on już nie stał się jej przyjacielem? Tylko Ann nie zdaje sb z tego sprawy.
    Jack to dla mnie jedna wielka pomyłka. Dlaczego ona nie umie zakończyć tej znajomości?
    Rozdział cudny.Juz nie mogę doczekać się kolejnego. :-)
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział niezły :) Motory... trafiłaś w mój czuły punkt- uwielbiam je ♥
    I co ja mam teraz myśleć o Paulu? Jake wydaje się być spoko, ale może coś kręcić. Cam nie jest warta miana przyjaciółki. Która normalna dziewczyna najpierw nienawidzi danych osób, później się z nimi zaprzyjaźnia aż wreszcie zostawia swoją wcześniejszą przyjaciółkę dla płytkich osób. To po prostu żałosne. Liczę, że Ann mimo wszystko się nie załamie. Jak ona kocha Maxa :) To wręcz dziwne O.o Ale on coś planuje....
    Pozdrawiam Luar ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Camilla szmata.
    Podoba mi się ten wątek;)
    Całość bardzo fajna, jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń

Szablony