wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 20

Szkoda, że nie przeżyję, nie zobaczę tego
Co było przede mną...*

------------------
-Pożegnaj się, bo to koniec- powiedział mężczyzna do słuchawki.
Ann otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Po chwili do jej uszu dotarło wiele rzeczy na raz, a ona zacisnęła powieki. Usłyszała jak kilka osób woła ją, wystrzał z pistoletu i odjeżdżający z piskiem opon samochód, a za nim drugi. Czekała na ból, ale on nie nastąpił. Otworzyła zdezorientowana oczy i zamrugała kilkakrotnie. Przez myśl jej przeszło, że to wszystko sobie wymyśliła. Rozejrzała się zdenerwowana i zamarła. 
-Max...!- głos ugrzązł w jej gardle.
W oczach pojawiły jej się łzy. Widziała jak blondyn upada na ziemię. To on dostał. Dziewczyna chciała do niego podbiec, jednak nie mogła. Na marne próbowała wykonać jakikolwiek ruch. Patrzyła zamglonym wzrokiem na to co się dzieje.
Z domu wybiegł zdenerwowany Robert Collins, a tuż za nim przerażona Victoria. Mężczyzna podbiegł do syna, a kobieta tak samo jak najmłodsza z rodziny, stała w miejscu. Starszy mężczyzna próbował ratować syna.
Ktoś zadzwonił po karetkę, która przyjechała niedługo potem. Jednak za późno by uratować blondyna. 
Siedemnastolatka musiała patrzeć jak najbliższą jej osobę pakują w czarny worek. Jakby osoba w nim była nic nie wartym śmieciem, które trzeba wyrzucić.
Dopiero teraz dziewczyna przypomniała sobie jak się poruszać. Zaczęła biec w stronę czarnego worka. Nie chciała wierzyć w to co widzi, nie chciała wierzyć, że jedyna osoba, która ją rozumiała, nie żyje, że nie żyje człowiek, który był dla niej wszystkim. Wiedziała, że to nie on powinien tam być, tylko ona. To ona powinna umrzeć.
Nim dobiegła do ciała, ktoś ją zatrzymał. Tłumaczył, że ma iść do domu. Nie słuchała. Wyrywała się z silnego uścisku do puki już nikogo nie było. Była tylko kałuża krwi, którą czymś posypano. Nic więcej nie było. Nie było już karetki, radiowozów. Była tylko pustka, która rozrywała serce dziewczyny na małe kawałki.


Obudziłam się z koszmaru. Czułam się tak, jakby w ogóle nie spała. Jakim cudem mogły mi się śnić tak straszne rzeczy? Było to takie realistyczne. Jednak nie mogło być możliwe. Po prostu nie mogło.
Wyczołgałam się spod pościeli i zdałam sobie sprawę, że jestem w tym samym co wczoraj. 
-Musiałam zasnąć na kanapie- mruknęłam podchodząc do szafy. 
Wybrałam ciuchy i poszłam do łazienki. Chłodny prysznic pobudził moje komórki do życia.Wytarłam się puszystym ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Po pół godzinie zeszłam na dół. 
Zauważyłam, że moi rodzice siedzą przy stole w ciszy. Stanęłam zaskoczona ich widokiem. Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie sen. Momentalnie w oczach pojawiły mi się łzy. Nie mogłam do siebie dopuścić tej myśli. To nie mogła być prawda. Patrzyłam na rodziców, a oni na mnie. W ich oczach widziałam wszystko.
To ja powinnam umrzeć, nie on. To moja wina, że to się zdarzyło. Ja zawsze wpakowywałam się w kłopoty.
Widziałam w ich oczach, że to samo myśleli co ja. 
-Usiądź- usłyszałam cichy głos matki.
Delikatnie wytarłam łzy i powoli ruszyłam w kierunku stołu. Zajęłam miejsce na przeciwko ojca. Siedziałam tak kilka minut. Mężczyzna wpatrywał się we mnie.
-Powiedz to- spojrzałam na niego mówiąc łamliwym głosem.- Powiedz, że wolałbyś, bym to ja była na jego miejscu.
Nie zauważyłam nawet grama zaskoczenia w jego oczach. Tak jakby czekał aż to ja to powiem. Po chwili nie wytrzymałam spojrzenia ojca i głośno wstałam z miejsca.
-Uwierz mi, ja też!- krzyknęłam zalewając się łzami.
Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi trzaskając. Skuliłam się na łóżku i pozwoliłam by łzy spływały mi po policzkach. Z trudem łapałam każdy oddech, modląc się by następny był moim ostatnim. Za każdym razem gdy zamykałam oczy, widziałam tamten moment. Czarny worek i kałuża krwi, to mnie prześladowało. Widziałam jak Max leży nieruchomo na chodniku w kałuży krwi. Zaciskałam dłonie w pięści i gryzłam do krwi wargę, na ten widok. 
Widziałam tyle śmierci, jednak żadna nie mogła się równać z tym widokiem. 
Zabiorę ci wszystkich, na których ci zależy.
-I zabrałeś- jęknęłam cicho i ponownie zagryzłam wargę z bólu. 
Chciałam umrzeć. Tak bardzo chciałam umrzeć. 
Wstałam z łóżka i zaczęłam uderzać pięściami w ścianę. Nie patrzyłam na ból, który i tak był mały w porównaniu z tym, którym odczuwałam. Nie zwracałam uwagi na krwawiące dłonie. 
W pewnym momencie ktoś odciągnął mnie od ściany. Nawet się nie rzucałam, pozwoliłam by ktoś przejął kontrolę nad moim ciałem.
-Ciiii....- usłyszałam szept.
-On zginął- wychlipałam.- On przeze mnie zginął.  To moja wina.
Silne ramiona otuliły moje ciało. Wtuliłam się mocno w ciało bruneta i zacisnęłam dłonie na jego koszulce. Czułam jak krew spływa po mojej skórze i z cichym odgłosem uderza o podłogę.
-To nie przez ciebie- szepnął Paul po jakimś czasie. 
Spojrzałam na jego twarz. Widziałam, że on też wcześniej płakał.  Przyłożyłam głowę do jego torsu.
-Oni mnie nienawidzą. Nie mam nikogo, rozumiesz? On był jedyną osobą, którą miałam. Dla której miałam po co żyć.
Chłopak objął mnie mocniej. Zacisnęłam powieki.
-Nie chcę żyć bez niego-wyznałam cicho.
Usłyszałam dźwięk telefonu. Odsunęłam się powoli od Paula i podeszłam do stolika. Zamarłam widząc ukryty numer.
-Ha...Halo?- jęknęłam odbierając komórkę.
Śmiech po drugiej stronie spowodował, że moja dłoń zacisnęła się w pięść. 
-Kiedy pogrzeb?- w słuchawce nadal rozbrzmiewał rozbawiony głos.
-Za... zabiję cię, rozumiesz?- obiecałam.- Znajdę cię i cię zabije. Zabiję każdego na kim ci zależy...
Każde słowo oddzielałam próbą zaczerpnięcia powietrza. Na końcu mówiłam szeptem. Ostatnie słowo było tylko ruchem moich warg. Nie słyszanym wyrazem. 
-Jesteś zbyt słaba. Nie masz już nikogo. Nikt ci nie pomoże i nikt cię nie uratuje. Jesteś małą dziewczynką, która nic nie potrafi.
Zaciskałam mocno zęby. Wiedziałam, że to co mówi jest prawdą. Jestem nikim. Nawet moi rodzice tak myślą. 
-Zdecydowałem, że jednak jeszcze trochę poznęcam się nad tobą- znów ten szyderczy śmiech, który doprowadzał mnie do szaleństwa.- Za niedługo się odezwę. Nie myśl, że przede mną uciekniesz.
Stałam chwilę w miejscu. Z bezsilności rzuciłam telefonem o najbliższą ścianę. Jedyne czego pragnęłam, to umrzeć.
-On chce mnie zniszczyć- wyrzuciłam zakrywając twarz dłońmi.

Kilka dni później

Na pogrzebie był tłum ludzi. 
Gdzie oni wszyscy byli, gdy potrzebowaliśmy pomocy?
Wszyscy płakali, a na mnie patrzyli jak na zabójcę. Dobrze wiedziałam, że to moja wina, nie musieli mi tego jeszcze udowadniać. Pierwszy raz nie płakałam. Chciałam w dniu pożegnania być silna. Taką jaką chciał bym była. Tylko pojedyncza łza wypłynęła mi na policzek, gdy zobaczyłam lodowate ciało blondyna w trumnie. Jego skóra była blada, a ciało lodowate. Był taki nie podobny do siebie.
Kiedy trumna zniknęła w ziemi, słyszałam szepty ludzi na mój temat.
-To jej wina... Patrzcie nawet nie czuje się winna.... To ona tam powinna być.... Nie wiem jak może jeszcze spać...
Bolały mnie te słowa. Nie mówili to ludzie z firmy, tylko ci, którzy tak naprawdę nas nie znali. Ludzie, którzy nas znali nigdy nie powiedzieliby takich słów. Chociaż... Gdy spojrzałam na moich rodziców ich wzrok mówił sam za siebie. 
Przy samym grobie było mało ochroniarzy, większość stała rozmieszczona na cmentarzu, gdyby ktoś chciał zaatakować. Na początku myślałam, że to rodzice tak chcieli, ale to nie oni, tylko Jared, który teraz wytrwale stał przy mnie i obejmował.  
Gdy wszystko się zakończyło, chłopak zaczął mnie odprowadzać. Widziałam jak morderczym wzrokiem patrzy na ludzi, którzy mnie obgadywali. Ja szłam z pochyloną głową. 
Pierwszy raz od miesięcy zaczęło padać. Widząc wielkie krople deszczu już nie powstrzymywałam się od płaczu. 
Gdyby Max był, zaczęlibyśmy się wygłupiać. Nie często zdarza się deszcz w Los Angeles, dlatego zawsze gdy padało, byliśmy na zewnątrz. Teraz już nigdy nie miało się powtórzyć. Moje życie już nigdy nie miało być takie jak teraz.
Przez kilka kolejnych dni w ogóle nie ruszałam się z mojego pokoju. Nie jadłam, piłam tylko gdy ktoś mnie zmusił ( czytaj: Paul lub Jared). Wiele razy przykładałam sobie broń do skroni i chciałam pociągnąć za spust. Jednak coś mnie powstrzymywało. Byłam zbyt słaba by to zrobić. A może zbyt silna? 
Wiele razy próbowałam także wyjść z pokoju. Podchodziłam do drzwi, otwierałam je, ale tylko gdy miałam przekroczyć próg, wycofywałam się. Co noc budziłam się z wystraszona, a kilka minut później dzwonił do mnie nieznany numer. 
Wiedziałam, że jeśli coś z tym nie zrobię, to za niedługo wyląduje w psychiatryku. Może byłoby nawet lepiej. I tak nikt mnie tu nie potrzebuje.
Rodzice długo nie cierpieli. Już następnego dnia po pogrzebie widziałam jak ich samochody odjeżdżają w tylko im znanym kierunku. Potem się dowiedziałam, że jechali do firmy.
Dzisiaj jak zwykle siedziałam w swoim pokoju i wpatrywałam się tempo w jeden punkt na ścianie, gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie spojrzałam na gościa nawet przez sekundę.
-Musimy porozmawiać- oznajmił ojciec.
-A co chcecie jeszcze bardziej mnie uświadomić, że to moja wina?- spytałam nie poruszając się nawet o minimetr.
-Powinnaś wrócić do szkoły- usłyszałam głos matki.
Pochyliłam głowę i oparłam czoło o kolana. 
-Nie zamierzacie szukać zabójcy Maxa- stwierdziłam z wyrzutem. 
-Policja go szuka.
Zaśmiałam się szyderczo i jednocześnie poczułam jak ból przybrał na silę. Skrzywiłam się. Policja nie miesza się w takie sprawy. Oni boją się zadrzeć z kimkolwiek, a co dopiero z takim zabójcą.
Obróciłam się w ich stronę.
-Wrócę do szkoły- obiecałam, ale po chwili dodałam.- No chyba, że prędzej się zabije. Ale bylibyście zadowoleni, prawda?
Ojciec do mnie podszedł i dał mi z liścia. Syknęłam z bólu i potarłam dłonią czerwony policzek. Spojrzałam wściekłym wzrokiem na ojca.
-To przez was Max nie żyje, to wy spowodowaliście, że go nie ma. Nienawidzę was!- wykrzyknęłam i wybiegłam z pokoju, a później z domu.


----------------------------------
*Jula- "Byłam"

I teraz takie pytanie: Co ja najlepszego zrobiłam?
Śmierć Maxa była zaplanowana od samego początku, jednak dopiero gdy miałam pisać ten rozdział, zrozumiałam co robię. Kilka razy próbowałam zacząć go pisać. Za każdym razem wybuchałam płaczem i tyle z tego wyszło. A wyszło co wyszło.
Nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Przepraszam, że jest krótszy niż zwykle, ale nie dałam rady więcej napisać. Mam nadzieję, że będę mogła poznać wasze opinię.
Do napisania.

13 komentarzy:

  1. Czytałam kiedyś na quku.org dosyć podobne opowiadanie, chłopak ubiega się o dziewczynę, ona jest blisko z bratem, a ten umiera. Po tym zdarzeniu przestałam je czytać.
    Bardzo bym chciała, abyś obróciła jakoś sytuację, np. że Anna budzi się w szpitalu i to wszystko "wyobrażała" sobie w śpiączce, a Jake jest psycholem i to on wynajął tego zabójcę czy coś podobnego. Tylko proszę niech Max przeżyje!:c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o jakie opowiadanie ci chodzi. Jeśli chodzi o śmierć Maxa, to było to zaplanowane na samym początku. Chyba właśnie ten pomysł śmierci spowodował, że zaczęłam pisać to opowiadanie. Mogę ci obiecać, że to opowiadanie nie jest takie jak tamto. Może widzisz w tym podobieństwo, ale przez najbliższe rozdział akcja dojdzie do momentu, który jest bardzo ważny. Mam nadzieję, że nie zniechęcisz się do tego opowiadania. Zamierzam wszystkich jeszcze zaskoczyć.

      Usuń
    2. Mam taką nadzieję!
      Zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział i wierzę w twoją twórczość i zapał, bo pokazałaś już, że masz ogromny talent.
      Pozdrawiam i wyczekuję szybkiej kontynuacji!:)

      Usuń
  2. O kurde xd
    Zaskoczyłaś mnie tym... Zdążyłam polubić Maa, a tu już trzeba się z nim żegnać... Nie ukrywam, że płakałam czytając to xd
    Na prawdę potrafisz wzruszyć człowieka :D
    Jestem ciekawa gdzie ona teraz pójdzie no i o co wgl w tym wszystkim chodzi xd Paul w jakimś stopniu też jest w to zamieszany, ale wciąż zastanawia mnie ten jego zakład... I to jak ona mu to wszystko wybaczyła ( chociaż nie do końca, że wybaczyła :D )
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*
    seo

    OdpowiedzUsuń
  3. Umiesz nieźle operować emocjami... Jak to czytałam, to parę razy musiałam przestać, bo się popłakałam. Współczuję Ann, bo chyba największym jest bólem stracić bliską osobę. Jeszcze do tego jej rodzice, zachowują się jak ludzie bez serca, zamiast ją wspiera, mają ją gdzieś, dobrze, że przynajmniej ma Jared'a i Paul'a. Ten ból zmieni Ann i to jest pewne...
    Trzymaj się
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW! *.* To jest świetne, a emocje, które się pojawiają podczas czytania..no masakra..czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział <3 Strasznie płakałam ... Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <3 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak wiem jestem beznadziejnym czytelnikiem :(
    Moim jedynym wytłumaczeniem jest to, że przez ostatni czas nigdzie się nie udzielałam. Lecz teraz kiedy jestem chora nadrabiam swoje ulubione opowiadania.
    Przeczytałam dziś 6 rozdziałów i jestem zaskoczona. Oczywiście pozytywnie.
    Cieszę się, że pomiędzy Paulem a Ann coś się zmieniło. Byłam zszokowana kiedy chłopak ją pocałował. Może dziewczyna w końcu dostrzeże, jaki on jest naprawdę. Tak bardzo lubię tą dwójkę kiedy są razem. Fajnie ukazujesz ich rozmowy. Pytanie Paula czy Ann jest dziewicą strasznie mnie rozśmieszyło.
    W tych częściach przeraził mnie Jake, zachowuje się co najmniej dziwnie. Niech Anna trzyma się od niego z daleka.
    A teraz ten straszny rozdział. Jest mi bardzo przykro, że Max nie żyje. W tak piękny sposób pokazałaś relacje między nim a Ann, no było to rodzeństwo idealne. Sama kochałabym takiego brata, choć nie mogę narzekać na swojego :p
    Głównej bohaterce musi być ciężko, cieszę się, że ma wsparcie w Jaredzie lub w Paulu. Co do jej rodziców to brak słów, nienawidzę tych ludzi. Najlepiej by było jakby Ann uciekła z domu, ooo najlepiej z Paulem i żyli długo i szczęśliwie.
    No ale wiem, że dużo jeszcze namieszasz.
    Cały czas jestem ciekawa kto za tym wszystkim stoi.
    Czekam na kolejne części i jeszcze raz przepraszam za moje opóźnienie.
    Mam nadzieję, że Anna nie załamie się za bardzo, choć wiem, że jest teraz w trudnej sytuacji.
    Pozdrawiam
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
      http://wystarczy-zapomniec-o-tym-co-bylo.blogspot.com/

      Usuń
  7. Jak czytałam to cały czas łezka kręciła mi się w oku. Szkda mi jej. Została sama. Zabrano jej najważniejszą osobę w jej życiu. Jej rodzice nie powinni nawet nazywać się opiekunami a co tu mówić rodzicami. Jak można obwiniac 17 latke o śmierć brata?? Tym bardziej,że to nie była jej wina,że jakiś psychol chce zatruć jej życie. Najlepiej zrzucic wine na najslabsza osobe. Nie cierpie takich ludzi. Oni pewnie nawet nie odczuli jego smierci az tak jak ona. Rozdzial cudny ;-)
    Życze duzo weny. Czekam nn.
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest cudowne ! <3 nawet na lekcji zaczęłam płakać jak czytałam te 2 rozdziały :'(
    Bardzo szkoda mi jej... Została teraz sama. A rodzice jej sie o wszystko czepiają.. Jak można ja obwiniać o śmierć brata ? Jak jakiś powalony psychol chciał żeby ona cierpiała.. A teraz cierpi i jeszcze nie dal jej spokoju. / Nikola

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam taki małą propozycję, można by było, że na końcu jak już znaleźli by tych zabójców mogłoby się okazać, że to był ktoś podłożony, ale nie MAx ;C Szkoda mi go i płakać mi się chce ;'(

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytalam to ze lzami w oczach Dlaczego Max musial umrzec dlaczego ? Nie da sie tego zmienic ? Prosze :)

    OdpowiedzUsuń

Szablony