Jak długo ciągnąć to mam, życie na linii ognia
Wygrana to twój cel*
-----------------------
Czytasz = Komentujesz
Wzięłam
kilka głębokich wdechów. Przymknęłam oczy i oparłam się o furtkę.
Stałam tak kilka minut, a potem zaczęłam iść w stronę firmy. W drodze
cały czas czułam, jakby ktoś mnie obserwował.Co chwilę nerwowo się
rozglądałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę do jakiego stanu ten ktoś
mnie doprowadzał. Ja nie funkcjonowałam normalnie. Ten ktoś chciał zniszczyć mnie psychicznie i to zaczynało mu się udawać.
Widząc budynek biura odetchnęłam z ulgą. Tu byłam bezpieczna. Chyba, bo już niczego nie mogłam być pewna.
Zauważyłam Jareda, który pośpiesznie wychodził z firmy. Mało na mnie nie wpadł.
-Uważaj jak chodzisz- mruknęłam do niego.
-Ann?- spojrzał na mnie zaskoczony, a zarazem zainteresowany.
Wywróciłam oczami próbując zamaskować zdenerwowanie.
-Ja...ja przyszłam na strzelnicę- oznajmiłam wskazując drzwi.
-Iść z tobą?- spytał przyglądając mi się.
Tak
wiem, wyglądam okropnie. Trzeba podziękować rodzicom, bez nich nie
wyszłabym nawet z pokoju. Mają sposoby, bym chciała znaleźć się jak
najdalej od niego.
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałabym by ktoś się nade mną litował i uważał mnie za dziecko, które sobie samo nie poradzi.
Przyznaj, że to prawda. Nie radzisz sobie i jest coraz gorzej.
-Muszę pobyć sama- wyjaśniłam.
-Kłótnia z rodzicami- stwierdził.
-Z współlokatorami- poprawiłam go.- Ja idę, nie będę cię zatrzymywać.
Chłopak kiwnął głową i odszedł na parking. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam ciężkie, szklane drzwi budynku.
Od razu udałam się do piwnicy, gdzie oprócz strzelnicy, były zapasy broni o których wojska mogą sobie pomarzyć.
Pomieszczenie
do którego się udałam nie różniło się zbyt bardzo od tych z filmów.
Kilka sektorów, ściany wyciszające, nauszniki i oczywiście broń.
-Kiedy ostatni raz strzelałam?- zapytałam samą siebie sięgając po pistolet.
Po
dwóch godzinach zmierzałam do mojego gabinetu. Pierwszy raz odkąd
miałam broń w ręku, wahałam się. Za każdym razem gdy pociągałam za
spust, widziałam przed oczami tamtą chwilę.
Gabinet
jak zwykle był zamknięty na klucz. W firmie bywałam chyba najrzadziej
ze wszystkich pracowników.Moimi finansami i wszystkimi tymi sprawami
zajmowali się rodzice i ich pomocnicy.
Kiedy
weszłam do gabinetu, przypomniał mi się dzień, w którym powoła tego
pomieszczenia zaczęła należeć do mnie. Było to po dwuletniej
nieobecności, wtedy zostałam już na prawdę przyjęta do tego miejsca.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale jednocześnie poczułam ukucie bólu.
-Nic
już nie będzie takie jak kiedyś- westchnęłam siadając na obrotowym
fotelu. Wygodnie się oparłam i przymknęłam oczy. Poczułam jak po
policzku płyną mi łzy.
Jesteś nikim. Nie jesteś dla nikogo ważna. Nie masz nikogo.
Zacisnęłam dłonie w pięści
-Ty nie mogłeś tak po prostu odejść- szepnęłam i zaczęłam przeszukiwać szuflady.
Każdą
rzecz oglądałam po dwa razy, ale nie było nic co by mi pomogło. Max
mówił, że też wpadł w kłopoty, więc do cholery gdzie są rzeczy, które na
to by wskazywały?
Zamarłam
widząc jedną kopertę. Było tam moje imię i nazwisko. Zaskoczona
wpatrywałam się w kopertę. Leżała przede mną, a ja bałam się ją ruszyć,
jakby w środku miała być bomba. Drżącymi rękami rozerwałam papier, a to
co znalazłam w środku jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
-On śledził mnie od dawna- jęknęłam zasłaniając usta dłonią.
Przeglądałam
fotografie, na których byłam ja. Te zdjęcia nie miały miesiąca albo
dwóch, niektóre z nich sięgały początku wakacji. Ten psychol pojechał za
mną nawet do Kanady.
Przerażona odrzuciłam zdjęcia na bok, a twarz schowałam w dłoniach. To były zdjęcia, o których nie miałam pojęcia.
Oni wszyscy mają racje. To moja wina. Jeśli byłoby inaczej, po co ktoś śledziłby mnie, robił zdjęcia?
Skuliłam się na fotelu.
-A pomyśleć, że kiedyś myślałam, iż zadawanie się z Paulem jest moim największym problemem.
Siedziałam
tak z pół godziny. Kiedy już miałam sprzątać ten bałagan, coś innego
przykuło moją uwagę. Od razu poznałam idealne pismo mojego brata.
Niebieska koperta od razu rzucała się w oczy, tylko nie mi.
Ostrożnie wyciągnęłam kartkę ze środka i ponownie zaczęłam płakać.
Jeśli jesteś Jaredem, radzę ci wyjść z mojego gabinetu!!
Delikatnie uśmiechnęłam się na przeczytane słowa. Pamiętałam jak na początku Jared ruszał wszystko co należało do Maxa. No, do dnia, aż nie dostał w łeb za to.
Jednak kolejne linijki listu już nie dawały powodu do uśmiechu.
Ann jeśli to czytasz, to ja pewnie już nie żyje.
Przepraszam,
że nie byłem z tobą szczery, że nie wspierałem cię tak jak kiedyś.
Zostawiłem cię z twoimi problemami, a sam wyjechałem. Zachowałem się jak
egoista, przepraszam.
Wróciłem
by cię chronić, jednak jak zwykle za późno. Wszystko potoczyło się za
szybko. Nie wiedziałem, że aż tak jesteś zagrożona. Zorientowałem się
dopiero w chwili, gdy zobaczyłem zdjęcia.
Wiedziałem o wszystkim, nie myśl, że nie próbowałem coś z tym zrobić, bo tak nie było.
Żałuje
jednego, że nie dowiedziałem się kto za wszystkim stoi. Szukałem osoby,
która chciałaby ci to zrobić. Nikogo nie znalazłem.
Zawsze
chciałem być taki, za jakiego mnie postrzegałaś. W rzeczywistości,
jesteś ode mnie lepsza. To ty nigdy się nie poddawałaś, dążyłaś do
spełnienia marzeń. Chciałaś żyć inaczej. Miałaś swój świat, który każdy
próbował ci odebrać. Twoje kłopoty, nigdy nie były spowodowane przez
ciebie.
Gdybym mógł cofnąć czas, nie pozwoliłbym ci zostać z rodzicami. Niestety nie mogę cofnąć czasu, ale mam dla ciebie prośbę.
Nie
poddawaj się, mała. Żyj tak jak chcesz. Nie pozwól by ten gnój
zrujnował ci życie, a rodzicom nie daj rządzić. Masz racje, oni na nas
nie zasłużyli. Nie zasłużyli by nazywać ciebie swoją córką.
Kiedyś to zrozumieją, ale jestem pewny, że wtedy będzie za późno.
Ann obiecuję, że nigdy nie będziesz sama. Mimo, że mnie nie będzie, nie pozwolę byś była sama. Przyrzekam ci to.
Kocham cię i zawsze będę przy tobie.
Max
-Ja ciebie też braciszku- szepnęłam wycierając łzy.- Ja ciebie też.
Pod
jeden z najlepszym klubów w LA, podjechał właśnie czarny, sportowy
samochód. Wysiadł z niego wysoki blondyn. Chłopak rozejrzał się dookoła,
jednocześnie przeczesując palcami włosy. Powoli ruszył w kierunku
wejścia ignorując kolejkę. Kiwnął głową w stronę ochroniarza, a ten bez
jakichkolwiek zastrzeżeń go przepuścił. Wszedłszy do środka, stanął
lekko zaskoczony. Był to chyba najlepszy klub w jakim kiedykolwiek był,
a trzeba było przyznać, że bywał w wielu. Oprzytomniał wiedząc, że nie
jest tu prywatnie, a raczej służbowo. Nigdy jakoś nie przeszkadzało mu
balowanie w pracy, jednak teraz miał ważne spotkanie, na którym nie
powinien być piany.
-Więc
tu ta suka się bawiła- zaśmiał się do siebie i ruszył w kierunku baru.
Barman przyjął zamówienie jednocześnie informując blondyna, gdzie może
znaleźć szukaną osobę.
Starszy
mężczyzna siedział w cichszym miejscu, mając na oku wszystkich
balujących nastolatków. W okół niego znajdowało się kilku umięśnionych
oraz łysych ochroniarzy, którzy w każdej chwili byli zdolni zabić
bezbronnego człowieka, gdy ten nie spodobał się mężczyźnie.
Blondyn
wypił jeden kieliszek wódki na odwagę. Chłopak nigdy się nie bał, ale
przed osobą z którą miał się spotkać, każdego oblatywał strach. Pewnym
krokiem ruszył w kierunku stolika.
-Spóźniłeś się- głos mężczyzny był spokojny, a to oznaczało kłopoty.
Chłopak wywrócił oczami i zajął miejsce na przeciwko mężczyzny.
-Zadzwoniłeś do mnie dziesięć minut temu, nie rozdwoję się- warknął.
W
tym samym momencie jeden z łysoli niebezpiecznie zaczął zbliżać się do
niego. Starszy facet jednak dał mu znak, że ma się nie zbliżać.
-Gdzie teraz jest?- spytał popijając whisky.
-Pierwszy raz wyszła z domu- zaśmiał się młody mężczyzna.
-Pytałem gdzie jest, a nie co zrobiła!
-W firmie. Siedzi tam od dwóch godzin. Nikogo z nią nie ma- szyderczy śmiech ponownie wydobył się z ust blondyna.
-Zaczyna nudzić mnie ta zabawa- stwierdził drugi.- Masz doprowadzić ją do stanu, że będzie błagała o śmierć, rozumiesz?
-Ona
już marzy o śmierci. Nie zabierze mi zbyt wiele czasu, by całkowicie
oszalała. Jej rodzice nieumyślnie nam pomagają. Zresztą jak zawsze.
Po
chwili można było usłyszeć śmiech obu mężczyzn. Każdy wiedział, że z
nimi się nie zadziera. Nikt nie próbował tego robić. Prawie nikt.
Znalazła się taka drobna osoba, która postanowiła mieć za wrogów
wszystkich najgorszych ludzi w stanach i to niestety jej się udało.
W
gabinecie siedziała bardzo długo. W pewnym momencie spojrzała na
zegarek i pomyślała, że ma halucynacje. Zegar wskazywał, że godzina
druga w nocy dawno minęła.
Wzięła
komórkę, by zadzwonić po taksówkę, ale w tym samym momencie ktoś zaczął
dzwonić. Poczuła na czole drobinki potu, zaczęła ciężej oddychać, a jej
serce nie równo bić. Drżącymi rękami odebrała.
-Proszę...- jęknęła.- Proszę, daj mi spokój. Co ja ci zrobiłam?
Usłyszała szyderczy śmiech po drugiej stronie.
-Nienawidzisz
mnie, prawda?- ten głos powodował ciarki na jej ciele. To co odczuwała,
słysząc go nie można było nazwać strachem, bo to było wielkie
niedopowiedzenie. Każde słowo usłyszane z ust nieznanego rozmówcy
powodował, coraz większe przerażenie.
Tym
bardziej teraz, gdy była sama w wielkim budynku i nie mogła nikogo
poprosić o pomoc. Ale przecież nawet w swoim domu tej pomocy by nie
dostała. Była sama nawet pośród tłumu.
-Odpowiedz mi!- jej rozmówca zaczął się denerwować.
-Proszę...
-Kurwa, masz mi odpowiedzieć!
-Tak-
starała się by jej głos brzmiał pewniej.- Nienawidzę cię za to co
robisz, za to że zabrałeś mi Maxa! Człowieku, ja cię nawet nie znam, a
ty zdecydowałeś się zniszczyć mi życie, to chore!
Na końcu jej głos się załamał.
-Nie zgodziłbym się z tobą- znów ten przerażający śmiech.- Znasz mnie lepiej niż myślisz.
Po chwili usłyszała sygnał informujący o zakończonej rozmowie. Zmęczona psychicznie opadła na skórzany fotel i przymknęła oczy.
-Nie poddam się. Nie mogę się poddać- szepnęła próbując się przekonać do tego.
Sabotaż to twoja broń, chcesz zniszczyć mnie (...)
Sabotaż to twoja broń, więc patrz- nie poddam się.*
-----------------------------
Honey - "Sabotaż"
W
przyszłym tygodniu możliwe, że pojawi się tylko jeden rozdział.
Przepraszam, ale nie będę miała czasu na dwa. Zapewne pojawi się w
środę.
Co do rozdziału, macie może podejrzenia, kto stoi za tym wszystkim? Czekam na wasze propozycje kto to może być.
W
tym rozdziale pisane jest też z perspektywy trzeciej osoby. Mam
nadzieję, że spodoba się to wam. Oczywiście będę pisała z perspektywy
pierwszoosobowej, ale dzisiaj pozwoliłam sobie napisać trochę inaczej.
Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie.
Do napisania.
myslę ze za wszystkim stoi ten niby Organizator wyścigów :)
OdpowiedzUsuńfajna część :)
Super część! Będę czekała niecierpliwie na kolejną część!
OdpowiedzUsuńSqietnaaa totalnaa zagadka kim on jest wyfawalo mi sie ze Jared [¿] ale trudno powiedziec ^.^
OdpowiedzUsuńJared
OdpowiedzUsuńHej na poczatku wydawalo mi sie ze to James w koncu dowuedzial sie od Camili co Ann kiedys robila a wydaje mi sie ze ten blondyn to organizator . Jednak teraz wydaje mi sie ze zrobil to Jared wiedzial ze ann jest w biurze. Mama nadzieje ze tym chlopakiem nie.okaze sie Paul. Prosze dziewczyna teraz zaczela mu ufac.
OdpowiedzUsuńDobrze ze Max wiedzial o tym psycholu. Szkida ze go nie znalazl.
Typuje tych dwoch chlopakow a blagam aby to nie byl Paul.
Czekam na kolejna czesc.
Rozdział jest świetny <3 A co do tego kto to może być myślę,że Jared,ale nie wiem poczekamy zobaczymy...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że to Jared i pewnie Maks coś podejrzewał z tond ten początek listu... ale na pewno nie Paul ponieważ on jest brunetem a ten jej prześladowca powiedział, że zna go doskonale i jest blondynem, tak to na 100% JARED Od początku koleś działa mi na nerwy ;/
OdpowiedzUsuńJejuś :c czytam i ciągle mi mało, wspaniałe :c myślałam, że Jared jest wart zaufania.. czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńPierwszy na myśl przyszedł mi ten organizator wyścigów, Jared też może mieć w tym swój udział, bo chce ją zdobyć, a gdyby się załamała, pozwoliłby sie jej wypłakać na ramieniu, i wtedy by mogła być z nim
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część
Trzymaj się :)
S.
Myślę że za tym stoi Jered
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńZajebiste !<3 Myślę że to Jared ;3
OdpowiedzUsuń