sobota, 15 marca 2014

Rozdział 17

Pod wszystkim, przypuszczam, że zawsze marzyłam
Że mogłabym być jedyną, która zabierze cię od tego całego zmarnowanego cierpienia
Ale nie mogę ocalić cię przed samym sobą* 

----------------------


Pierwszy raz bałam się Jake'a. Chłopak podszedł do mnie i złapał mocno za nadgarstek. Poczułam ból.
-Nie oddam cię jakiemuś gówniarzowi- wysyczał przez zęby.
Opuściłam głowę na dół i zamknęłam oczy.
-To boli- szepnęłam, a w oczach pojawiły mi się łzy. Szatyn natychmiastowo mnie puścił. Odsunęłam się od niego o kilka kroków.
Spojrzałam na chłopaka. Ręce miał zaplecione za szyją, a oczy zamknięte. Widziałam, że próbuje się uspokoić. Nie tylko on. Myślałam, że serce zaraz mi wskoczy z klatki piersiowej.
-Nie chcę by ktoś cię skrzywdził- wyznał Jake po jakimś czasie.
Dlatego on musiał to zrobić.
-Paul mnie nie skrzywdzi- zdziwiła mnie pewność głosu, gdy to mówiłam- To mój przyjaciel.
Szatyn wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni dresów i poczęstował się jednym. Po chwili zaczął wciągać nikotynę do płuc. Staliśmy w ciszy.
-Max zaraz przyjedzie- oznajmiłam, gdy Jake wyciągał kolejnego papierosa.
Chłopak wzruszył ramionami.
-Chętnie na niego zaczekam.
Spojrzałam na niego niedowierzająco.
-Po co wróciłeś?- zaskoczyłam go tym pytaniem.- Nie masz nic co by mi pomogło, więc po jaką cholerę wróciłeś do Los Angeles?!
-Do ciebie, skarbie- odparł jak gdyby nigdy nic.
-Jake...
-Nie udawaj, że nie zależy ci na mnie- zgasił papierosa.
-Zależy- mruknęłam.- Dlatego nie chcę by Max się dowiedział, że wróciłeś.
Jake podszedł do mnie i objął ramionami. Przytuliłam się do niego i skrzywiłam się, gdy poczułam zapach nikotyny. Przymknęłam oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniłam. Tęskniłam za tym gnojem. Czy go kochałam? Na pewno nie, ale on był dla mnie ważny. Chłopak odsunął mnie od siebie i pocałował. Nagle usłyszałam jak jakiś samochód hamuje z piskiem. Szybko odsunęłam się od Jake'a.
Kłopoty Ann, kłopoty...
Z samochodu wysiadł wściekły Max, a za nim Jared. Blondyn powiedział coś do drugiego, a ten ruszył w moją stronę.
-Pogadamy w domu- rzucił do mnie brat.
Jared podszedł do mnie i zaczął prowadzić do środka.
-A ty kurwa, wsiadaj- warknął do szatyna.
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie zrobiłam nic, tylko pozwoliłam, żeby Jared zaprowadził mnie do domu. A powinnam. Powinnam jakoś powstrzymać mojego brata. Jednak wiedziałam, że nic by to nie dało. Możliwe, że tylko pogorszyło by sytuację.
Skuliłam się na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Jared nic nie mówił. Nie musiał, Max to zrobi. Miałam tylko nadzieję, że nic się nie stanie.
On go zabije, Ann. Zabije.
-Zrób coś- szepnęłam do Jareda. - Błagam cię, zrób coś, bo on go zabije.
-Ostrzegał go- odparł obojętnie.
Łzy płynęły mi po policzkach.
Płaczesz przez kogoś, kto na to nie zasługuje. On nie ma uczuć, Ann. 
-No i co z tego?!-krzyknęłam.
-Nie będę się wtrącać- odpowiedział spokojnie.- Max poprosił mnie, żebym cię zaprowadził do domu. Powinnaś się cieszyć, że nie powiedziałem jemu o reszcie.
Wstałam zrezygnowana.
-Nic o nim nie wiecie- ruszyłam w kierunku schodów.
-Wracaj- usłyszałam za sobą głos brata.
Zignorowałam go.
-Ann, wracaj- powtórzył. - Nie pamiętasz co się stało wtedy?
Przed oczami miałam tamtą chwilę. Ich szydercze śmiechy. Zacisnęłam oczy.
-To nie była jego wina- jęknęłam.
-On jest nikim Ann. To śmieć. Chcesz przez niego zacząć brać?- brat jak zwykle mówił do mnie spokojnie.
-Skończył z tym- broniłam go.
-I ty mu uwierzyłaś?
Obróciłam się w stronę brata.
-On tobą manipuluje, Ann- blondyn patrzył na mnie z troską.- Dlaczego wierzysz w każde jego słowo? Dobrze wiesz kim on jest i nie zmieni się dla ciebie. Taką dziewczynę jak ty ma w każdym mieście. Znajduję dziewczynę, która wierzy w każde jego słowo, a później to wykorzystuje. Czy ty tego nie widzisz?
Usiadłam na schodach. Blondyn usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Nic mu nie zrobiłem- szepnął.- Gdybym go zabił, nie byłbym lepszy od niego.
Przytuliłam się do niego.
-Nie kłam- poprosiłam.- Wiem, że coś mu zrobiłeś.
-Musiałem mu pokazać gdzie jego miejsce- westchnął.- Nie wiem czy do niego dotarło, ale przez jakiś czas będzie miał kolorową twarz.
Nie miałam sił by cokolwiek powiedzieć. Nie wiedziałam co myśleć. Zastanawiałam się komu mam uwierzyć. Jake'owi czy całej reszcie. Jake tak naprawdę wyciągnął mnie z tego gówna, on nie chciał bym w tym siedziała, ale dobrze też wiedziałam jakim jest człowiekiem. Dla niego nie liczyło się życie innych. Spojrzałam na mojego brata. Jeśli się dla niego nie liczyło, to dlaczego mój brat nie miał żadnych obrażeń? Nawet gdyby nie chciał go skrzywdzić, to przecież powinien się bronić.
Miałam mętlik w głowie.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy Jared wyszedł. Razem z Maxem siedzieliśmy tak na schodach jakiś czas.
-Max dlaczego opowiadasz o mnie Paulowi?- podniosłam na niego wzrok, a on zrobił niewinną minę.
Chłopak podrapał się nerwowo po karku.
-O czym mu powiedziałem?
Pokręciłam głową i z westchnieniem wstałam.
-Idę do siebie- mruknęłam i ruszyłam na górę.
W nocy budziłam się kilka razy. Śniło mi się, że Max chce zabić Jake'a.
Po kolejnej dawce tego samego snu spojrzałam na zegarek, który wskazywał piątą rano. Przeczesałam palcami włosy.
-Dlaczego ja?- szepnęłam do siebie.
Poprawiłam sobie poduszkę i spróbowałam zasnąć. Jednak nic nie wskazywało na to, że ponownie zasnę.
Po tym co stało się w piątek, stwierdziliśmy z Maxem, że nie mamy ochoty na jakieś większe wypady i zostaliśmy oboje w domu. Rodzice w sobotę pracowali, a w niedziele poszli do teatru, a potem na kolację, więc jak zwykle nie było ich w domu. Nam to nie przeszkadzało.
Sobotę spędziliśmy w ogrodzie. Graliśmy w piłkę nożną, a później opalaliśmy się. Na później zaplanowaliśmy sobie noc filmów z pizzą i innymi dodatkami. Za to niedziele spędziliśmy na spaniu.
Dawno nie spędzałam tak czasu. Nie martwiłam się o pracę czy szkołę. Po prostu dobrze się bawiłam i nie martwiłam się o kogoś kto chce zrujnować mi życie. To nie miało znaczenia.
W poniedziałek wypoczęta i szczęśliwa podjechałam pod budynek szkoły. Od razu zauważyłam Paula, który przebywał w gronie swoich znajomych i obejmował Sarę.
Nie cały tydzień i znów są razem. Romantyczne, prawda?
Przewróciłam oczami na te myśli. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku wejścia. Gdy szłam, Paul musiał mnie zauważyć, bo zaczął iść w moim kierunku. Westchnęłam. Zawsze gdy zaczynałam mu ufać, on powodował, że powracałam do punktu wyjścia. Chyba lubił moją chamską wersję. Jednak to powoli zaczynało robić się nudne. Paul miły, Paul debil. Paul, któremu mogę powiedzieć wszystko i Paul, który się o mnie zakłada. No kto normalny to zrozumie? No kto?
-Co, przegrałeś zakład i nie miałeś z kim iść do łóżka, więc wróciłeś do Sary?- spytałam retorycznie.
Powoli zmierzałam do mojej szafki.
-Nie wróciłem do niej.
-Tak wierzę ci, to co zobaczyłam pod szkołą było wymysłem mojej bujnej wyobraźni.
Brunet mruknął coś pod nosem. Rozejrzał się po pustym korytarzu, a potem przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta w pocałunku. Całował mnie delikatnie ale stanowczo. Na początku chciałam się wyrwać, ale po chwili zaczęłam odwzajemniać pocałunek i przyciągnęłam chłopaka do siebie bliżej.
Gdy nasze usta się rozłączyły staliśmy jakiś czas w ciszy. Nie umiałam uwierzyć w to co przed chwilą się stało.
-Nigdy więcej tego nie rób- szepnęłam do Paula.- Nie jestem kolejną dziewczyną, która pójdzie z tobą do łóżka.
Powoli odsunęłam się od chłopaka i odeszłam.
-Co się z tobą dzieje?- mruknęłam sama do siebie.
Gdy była przerwa na lunch, wyszłam przed szkołę i usiadłam na murku opierając się o ścianę budynku. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzykę. Nadal nie wiedziałam dlaczego Paul mnie pocałował. Jednak wiedziałam, że była tylko jedna możliwość. Znów się założył. Patrząc na ludzi zastanawiałam się, kiedy wszyscy o tym się dowiedzą.
Pewnie już wiedzą.
-Collins czemu nie jesteś na lunchu?!- usłyszałam głos dyrektorki. Spojrzałam na nią obojętnie. Zeskoczyłam z murku i ruszyłam w kierunku mojego samochodu. Kobieta wołała za mną, ale mnie to nie interesowało. I tak nic mi nie mogła zrobić, jedynie to zadzwonić do rodziców, których i tak nie interesuje to czy jestem na zajęciach czy też nie. A jeśli by mieli jakieś pretensje, to mogę usprawiedliwić się pracą.
Wsiadałam do samochodu i wyjechałam z parkingu. Muzykę z słuchawek zamieniłam na tą z radia i w spokoju oddałam się jeździe.  
Pojechałam do pobliskiego sklepu i zrobiłam małe zakupy. Wzięłam chipsy, dwa batony i coś do picia. Po kilku minutach byłam pod szkołą Emily. Wyciągnęłam z schowka jakąś książkę i otworzyłam chipsy. Siedziałam tak pół godziny, a później zadzwonił mi telefon.
-Co chcesz?- mruknęłam do Paula.
-Gdzie jesteś?
-W burdelu. Akurat mam klienta- odparłam poważnym tonem.
-Jesteś na mnie zła?- spytał.
Spojrzałam na swoją dłoń i nie odzywałam się przez chwilę.
-Jeśli to była zemsta za przegrany zakład, to nie udała ci się. W ogóle mnie to nie ruszyło- mówiłam obojętnie nadal wpatrując się w paznokcie.
Chłopak westchnął.
-To powiesz mi gdzie jesteś?
Wywróciłam oczami.
-Chcę być sama. Pozwolisz mi na to?- zapytałam.
-Nie rób nic głupiego.
-Nie bój się. Nie popełnię samobójstwa- zanim zdążył coś powiedzieć, rozłączyłam się.
Wzięłam książkę by dalej czytać, ale nie umiałam skupić się na treści, więc odrzuciłam ją na bok.
-Nie rób nic głupiego- mruknęłam.
Siedziałam i wpatrywałam się w ulicę przede mną. W tle leciała muzyka, a ja siedziałam zamyślona. Nawet nie wiem kiedy Emily wsiadła do samochodu.
-Hej- przywitała się.
-Cześć. Łap- rzuciłam w jej stronę batona.
-Dzięki. Długo tu siedzisz?- spytała zaciekawiona.
Spojrzałam na zegarek. Siedziałam tu prawie dwie godziny, a i tak nic nie wymyśliłam. Zorientowałam się, że dziewczyna czeka na moją odpowiedź.
-Nie- mruknęłam.
-Za miesiąc święta, cieszysz się?
-Jasne, że tak- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Fajnie by było gdybyś była z nami w święta- stwierdziła.
-Święta spędza się z rodziną.
-Ale ty jesteś moją rodziną- dziewczyna stawała przy swoim.- i Paula też.
Uśmiechnęłam się do niej.
-Nie wiem czy będę na święta w mieście- oznajmiłam.- Może pojadę do babci do Kanady, dawno nie spędzałam z nią świąt.
-Do Kanady?- zdziwiła się.- Tam jest śnieg.
Zaśmiałam się.
-Jak byłam mała co roku jeździliśmy na święta do Kanady. Niesamowity widok. Śnieg w święta. Chociaż normalnie nie lubię śniegu, w święta pięknie wygląda.
-Ja tam wolę święta tutaj- wyznała.- A dlaczego dawno nie spędzałaś świąt z babcią?
Uśmiech z mojej twarzy zniknął.
-Rodzice się z nią pokłócili, a potem ja miałam małe kłopoty- powiedziałam.
-Ale przecież święta trzeba spędzać z rodziną- powtórzyła po mnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Ja jestem niepełnoletnia, więc nie mogę sama jechać do niej kiedy chcę. A poza tym moją jedyną rodziną jest mój brat.
-A rodzice?- dziewczyna dopytywała.
-To dla mnie obcy ludzie. Oni... oni nie są moją rodziną- stwierdziłam gorzko.

-------------------------
Evanescene - "Disappear"

Kolejny rozdział dodany. Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa, gdy zauważyłam, że komentujecie. Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będziecie równie aktywni jak pod poprzednim. Czekam na wasze opinię.
Do napisania








11 komentarzy:

  1. Super! Nie mogę się doczekać kolejnej części!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejną część!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 Świetne ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju jejuuuuuuuu kocham Cie Mrocznaa ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie! Coraz lepiej piszesz i dowiadujemy się nowych faktów o Ann. Akcja się rozkręca, ale ten Jake jest trochę dziwny. I ten pocałunek Paul... co on sobie wyobraża?! Jedyne co mi pozostaje to czekać na kolejną część :) Pozdrawiam
    Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiaszczeeee /- S. ;333

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku jak ja dawno tu nie byłam, zapomniałam o tym blogu a on jest naprawdę świetny, obiecuję, że teraz będę aktywna ^^ Ciesze się, że mi się przypomniał bo nie przeżyłabym bez tego <3 JEST G E N I A L N Y ! ! !

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze Paul <3 a Jake O.o dziwny typek a Jamse :/ nie lubię typa Max ^^ taki kochany ;3 A ten pocałunek czekałam na niego ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy dalejjj swietneee ;33

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam właśnie wszystkie rozdziały <3 i nie mogę się doczekać kolejnę części

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudnie. Już sama nie wiem o co chodzi dla Paula. Jedno jest pewne,ze Jack jest jakis nie zrownowazony. Denerwuje mnie -_-
    Życze weny .
    Czekam nn
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń

Szablony