piątek, 7 marca 2014

Rozdział 15

Że zmieniamy dwa odbicia w jedno
Ponieważ to jest tak, jakbyś Ty była moim lustrem
Moim odbiciem wpatrującym się we mnie*
--------------
Paul gwałtownie zahamował i ponownie spojrzał na mnie. Zamknęłam oczy. Nie chciałam, by wspomnienia powróciły. Jednak przypomniał mi się dzień, w którym poznałam Jake'a. Dzień, który mimo wszystko przyniósł dobre rzeczy. Choć patrząc na to co prawie się stało, w pewnej części nie uważam tak.

  Narkotyki, alkohol i wyścigi...
Nie którzy myślą, że się pogubiłam. Ja tak nie sądzę. Odnalazłam w tej grzecznej i dobrej Ann, Annę która była inna. Może i byłam pupilką samego diabła, ale co to ma do rzeczy? I tak prędzej czy później umrę.
 Powoli zmierzałam w stronę Organizatora. Ludzie widząc mnie odsuwali się mi z drogi. Widziałam w ich oczach przerażenie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Boją się mnie i dobrze. Czułam na sobie ich wzrok, ale tylko gdy spoglądałam na nich, od razu go odwracali.
Spojrzałam w stronę "toru" jazdy. Na metę właśnie podjeżdżał zwycięzca. Westchnęłam znudzona. Znów ten sam. Powoli zaczynał mnie denerwować.
-Anno co tak późno?- spytał Organizator.
-Musiałam coś załatwić na mieście- odparłam obojętnym tonem.
Obróciłam się w stronę mety i założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Czy ciebie też zaczyna irytować ten chłopak?
Rzuciłam spojrzenie w kierunku Organizatora, a później znów powróciłam do patrzenia w poprzednie miejsce.
-Skończy tak jak cała reszta- mruknęłam.
Mężczyzna zaśmiał się szyderczo.
Po chwili rzucono mi pod nogi jakiegoś śmiecia. Spojrzałam morderczym wzrokiem na jednego z łysych facetów, którzy to zrobili. 
-Wstawaj- warknęłam do chłopaka leżącego przede mną. Długo nie musiałam czekać aż wstanie. Znów był naćpany.
-Co z nim zrobić?- spytał mężczyzna. Był ochroniarzem Organizatora, ale ostatnio moje zdanie bardziej się tu liczyło.
Spojrzałam z obrzydzeniem na naćpanego chłopaka. Kojarzyłam go z wyścigów i klubu, w którym lubił się upić albo coś zażyć. Kilka razy wygrał wyścig, ale ostatnio cały czas przegrywał. Gdy spojrzałam mu w oczy, widziałam wyzwanie. Czekał, aż każę zrobić z nim to samo co z całą resztą. Wtedy miałby satysfakcję, że przegrałam. A ja nie przegrywałam.
Utrzymywałam kontakt wzrokowym z chłopakiem. Był inny niż wszyscy, którzy przyjeżdżali tu na wyścig. Po pierwsze był dużo starszy, a po drugie był złym typem. Tutaj przyjeżdżali dzieciaki z dobrych domów, którym się nudziło. On niezależnie od sytuacji miał pusty wzrok i twarz nie wyrażającą żadnych uczuć. On nie miał w ogóle uczuć.  Jedyne słowo jakim mogłam go określić to "kłopot". No, ale gdzie kłopoty tam ja.  Chciałam zaryzykować i nie dać mu tej satysfakcji.
  Przecież po tu ci wszyscy ludzie byli, by ryzykować. By poczuć adrenalinę, naćpać się i schlać. A my mieliśmy z tego rozrywkę. Patrzyliśmy jak ludzie się staczają, myśląc o wygranej z kolejnego wyścigu. Młodzi ludzie, starsi ode mnie o kilka lat. Z dobrych domów. Myśleli, że gdy wygrają, mogą wszystko. A tak naprawdę wygrana tylko pogarszała ich sytuację. To nałóg. 
-Chcę go dla siebie- stwierdziłam głosem nie znającym sprzeciwu.
-Umiesz mówić- zaśmiał się szatyn. Podniosłam prawą brew. -Cóż cię do tego skłoniło, że przemówiłaś? 
Jego sarkastyczny ton zaczął mnie irytować. 
-Ciesz się, że nie leży teraz gdzieś zakopany- powiedziałam lodowatym głosem do chłopaka i wyminęłam go. Nie odwracając się, rzuciłam jeszcze.- Zabierzcie gdzieś tego śmiecia, potem się nim zajmę.
Tak jak reszta ludzi, miałam zamiar udać się do klubu Organizatora. Idąc do samochodu rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie zwycięzcy. Lepiej niech stąd ucieka, bo następnej wygranej pewnie nie przeżyje.
W tamtej chwili nie wiedziałam, że w końcu dostanę zapłatę za swoje czyny.

-Ann co się stało?- dopiero po chwili zorientowałam się, że Paul do mnie mówi. 
-Zabierz mnie do domu- spojrzałam na niego błagalnie. Nie wytrzymałabym na tej ulicy ani minuty dłużej. 
Na tej ulicy odbył się mój pierwszy, a przy okazji ostatni wyścig. Na tej ulicy poznałam inną siebie. Na tej ulicy zostałam.... prawie zgwałcona.
-Nie, do puki nie powiesz mi o co chodzi- akurat teraz musiał się ze mną sprzeczać? Naprawdę?
-Proszę- szepnęłam.
Chłopak westchnął. Zapalił silnik i odjechał. Próbowałam się uspokoić. Im dalej byłam od tamtej ulicy, tym było to łatwiejsze. Nie wiem kiedy podjechaliśmy pod mój dom. Paul wysiadł z samochodu i poszedł za mną do domu. Nadal czułam jak każda komórka mojego ciała drży. Nie chciałam pokazać po sobie, że coś się stało, ale wiedziałam, że już za późno. Teraz Paul nie da mi spokoju, do puki nie powiem mu wszystkiego. 
Powoli weszliśmy do środka. Było pusto, Max musiał gdzieś pojechać. Byłam jeszcze zbyt zdenerwowana by się tym przejąć, choć już dawno było ciemno.
Ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju i usiedliśmy na fotelach. 
Zastanawiałam się, dlaczego z Paulem musiałam znaleźć się na tej ulicy. Nie chciałam nikomu mówić o mojej przeszłości, a w szczególności jemu. Nie po tym co zrobił. Jak mogłam zaufać osobie, która się o mnie założyła?
-Ann?- spojrzałam na niego niepewnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu siedzę cicho i wpatruję się w okno.
-To... nic... takiego- skłamałam.- Po prostu.... na tamtej ulicy zerwał ze mną chłopak.
Nie uwierzył. Ja sama nie wierzyłam w te banalne kłamstwo. Nerwowo bawiłam się kosmkiem włosów. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco. 
-Nie ruszę się stąd- ostrzegł.
-Nie mogę powiedzieć ci prawdy- szepnęłam.
-Nie możesz czy nie chcesz?- chłopak wpatrywał się we mnie.
-Dlaczego mam ci zaufać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
-Bo już kiedyś mi zaufałaś.
-Zamierzasz być moim psychologiem?- próbowałam zmienić temat.
 -Jeśli w taki sposób dowiem się o co chodzi, to czemu nie?
Odwróciłam wzrok i wzięłam głęboki oddech.
-Znasz Organizatora?- spytałam, a on spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
Wzruszył ramionami.
-Prowadzi jeden z najlepszych klubów w mieście i urządza wyścigi- powiedział jak gdybym nigdy nic.
Przygryzłam dolną wargę. Ciekawiło mnie, czy wiedział o handlu prochami, czy po prostu to pominął.
-Przez jakiś czas byłam jego pupilkiem- wpatrywałam się w swoje dłonie, które nagle zaczęły być bardzo interesujące.
Gdy nic nie powiedział, z poddenerwowaniem zaczęłam mu opowiadać kolejną część mojej historii.
Pewnego dnia chciałam spróbować czegoś innego. Wsiadłam do samochodu i pojechałam na wyścig. Oczywiście wcześniej postarzyłam się trochę makijażem i strojem. Nie chciałam by ktokolwiek mnie rozpoznał oprócz Organizatora. Na początek wzięłam udział w wyścigu, później z dnia na dzień zaczęłam coraz bardziej owijać sobie w okół palca mężczyznę. Obie strony miały z tego korzyści. Ja pomagałam mu, a on dawał mi informacje i władze. Po pewnym czasie o wyścigach decydowałam ja. Któregoś dnia na mojej drodze pojawił się Jake i pomału zaczął sprowadzać na ziemię. 
Na początku miałam go za zwykłego śmiecia nie wartego uwagi, jednak później zauważyłam jaki jest w mojej obecności. Gdy był ze mną nigdy nie brał. Kiedy ktoś go zdenerwował był wstanie zabić, na mnie nawet nie podniósł głosu. Był czasami wściekły, ale nie krzyczał. Myślałam, że zmienię człowieka bez uczuć. 
Mijał czas, a rodzice nadal o niczym nie wiedzieli. Czyż to nie było śmieszne? Ich jeszcze piętnastoletnia córka wychodziła praktycznie codziennie na prawie całą noc, a oni tego nie zauważali. Może nie chcieli zauważyć. Nigdy nie przychodziłam pijana lub naćpana. Od zawsze miałam wstręt nawet do papierosów, jechałam tam by się zabawić, by zobaczyć jak jest po drugiej stronie.
-Pewnego dnia- głos zaczął mi drżeć, kiedy powoli zmierzałam do końca. Paul to zauważył i jeszcze bardziej skupiony siedział na fotelu. - Postanowiliśmy pójść jak zwykle do klubu.
W moich oczach pojawiły się łzy. Zauważyłam jak na twarzy chłopaka pojawia się złość.
-To nie była jego wina- jęknęłam.- Ja jak zwykle chciałam postawić na swoim... pokłóciliśmy się. Postanowiłam wrócić do domu sama...
Zacisnęłam powieki. Cieszyłam się, że nie zaczyna mnie pocieszać. Było dobrze, że siedział i nic nie mówił, było mi wtedy dużo lepiej o tym mówić.
-Było ich dwóch...- zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Ciężko było mi cokolwiek wydusić, ale miałam potrzebę wyrzucenia tego z siebie.- Oni.... chcieli mnie... zgwałcić.
Zauważyłam jak zacisnął dłonie w pięści, nie miałam odwagi by spojrzeć mu w twarz.
-Nie wiem jakim cudem przechodził tamtędy Jared z kumplem. Chyba chcieli iść do klubu. Gdyby nie oni...- zakryłam twarz dłońmi. - Kilka dni później przyjechał Max i udał się do klubu... Podobno nieźle narozrabiał. Później udał się do Jake'a i dał mu jasno do zrozumienia, że już nigdy nie ma prawa się do mnie zbliżyć. Musiałam mu obiecać, że już nigdy nie będę szukała kłopotów. Do teraz to mi się udawało.
Westchnęłam, gdy wyrzuciłam to z siebie. Poczułam lekką ulgę. Dopiero teraz zorientowałam się, że Paul chodzi po pokoju wnerwiony. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. 
-Ile miałaś lat?- jego ton mnie przestraszył. Zauważył to i wziął głęboki oddech.
-Piętnaście- powiedziałam cicho mając nadzieję, że nie usłyszy.
-Piętnaście?!- krzyknął.- Miałaś piętnaście lat i przez tego sukinsyna, zostałaś prawie zgwałcona?!
Wtedy zdałam sobie sprawę, że on nie był zły na mnie. On był zły na to co mi się stało. Zszokowało mnie to odkrycie.
-To była moja wina- oznajmiłam niepewnie.
-Twoja wina- wyrzucił ręce w powietrze.- Może mi powiesz, że specjalnie się z nim pokłóciłaś i chciałaś zostać zgwałcona?
Nie odezwałam się. Paul patrzył na mnie, a potem westchnął.
-To nie była twoja wina, Ann- powiedział dużo spokojniej.- To nawet nie byłaś prawdziwa ty.
-Skąd ta pewność?- mruknęłam.- Może... może nie powinnam być ochroniarzem? Jak człowiek taki jak ja może ochraniać ludzi?
Wstałam i położyłam broń na stoliku. Chłopak patrzył na mnie, a w jego oczach nie widziałam już zdenerwowania. Było tam tylko zaniepokojenie.
-Nigdy nie będę taka jak rodzice czy Max- westchnęłam.- Nie mogę udawać, że uwielbiam towarzystwo ludzi, że jestem najlepsza. Bo... to nieprawda. Uwielbiam moją prace, ale nienawidzę towarzystwa ludzi. Boję się ludzi..., bo nie chcę być po raz kolejny zraniona...
Paul podszedł do mnie i spojrzał w oczy.
-Wiem jaka jesteś- wziął do ręki pistolet i mi go podał.- A to jest częścią ciebie.
Uśmiechnął się zachęcająco.
-Nie musisz być taka jak wszyscy, przestań udawać kogoś kim nie jesteś- powiedział.
-Ty robisz to cały czas- mruknęłam.
-Dlatego ty nie popełniaj moich błędów. Przepraszam cię, Ann. Przepraszam, że nie dotrzymałem słowa- pocałował mnie w czoło, a później wyszedł zostawiając mnie samą.
Nie wiedziałam co mam o nim myśleć.
Następnego dnia nie chciałam iść do szkoły. Nie dawało mi spokoju zachowanie Paula. Kiedy był sobą, a kiedy udawał? Nie wiedziałam czy mogę wierzyć w jego słowa. Zastanawiałam się, dlaczego znów mu zaufałam i powierzyłam sekret. 
Na lekcjach byłam nieobecna. Siedziałam zamyślona w ogóle nie interesując się tym, co nauczyciele mówili. Gdy widziałam Cam w towarzystwie Sary i jej kolonów, czułam uścisk w klatce piersiowej. Bolało mnie to, że wybrała ich. Myślałam, kiedy popełniłam błąd. Co zrobiłam źle, że to wszystko mnie spotyka. Jednak nie znalazłam sensownej odpowiedzi.
Wychodząc ze szkoły, pierwszy raz miałam ochotę tam wrócić. Obok mojego samochodu stał Jake. Niestety zauważył mnie, zanim zdążyłam się ewakuować.
-Co tu robisz?- warknęłam.
-Nie przywitasz się ze mną?- spytał przyglądając mi się. Jego zielone oczy były widocznie rozbawione szkoda, że ja nie miałam powodów by się cieszyć.
-Cześć- mruknęłam.- Co tu robisz? Będę miała przez ciebie kłopoty.
-Nie przesadzaj- założył mi pasmo włosów za ucho.
-Dowiem się co tu robisz?- zaczęłam się irytować.- Pracuję, a ciebie widziała połowa szkoły.
Szatyn wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Spojrzałam z obrzydzeniem na papierosy. 
-Kochanie ostatnio wszystko ci przeszkadza- westchnął, ale schował papierosy.
Widziałam, że bawił go stan do jakiego mnie doprowadzał. 
-Chcę cię dzisiaj gdzieś porwać- stwierdził.- Może być siódma?
Pokręciłam przecząco głową.
-Rozmawialiśmy ostatnio, pamiętasz?- założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Ta... Pamiętam jak rozłączyłaś się, zanim cokolwiek zacząłem mówić.
-Chodzi mi o tą drugą rozmowę- mruknęłam zirytowana.
-Obiecałem, że nie odpuszczę- zaśmiał się. A potem dodał poważnie.- Zmieniłem się. Nie biorę już.
To akurat mnie zaskoczyło. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale szok nie dał mi wypowiedzieć nawet jednego słowa.
-To... dobrze- odparłam po chwili.- Gratulacje.
Jake wzniósł oczy ku niebu.
-Zrobiłem to dla ciebie- westchnął.
-Jake zrobiłeś to dla siebie. Ja cię o to nie prosiłam. Ja nawet nie prosiłam byś wrócił.
-Ale chciałaś tego- stwierdził.
-Uwierz miałam inne sprawy niż myślenie czy wrócisz- odpowiedziałam.
Chłopak przybliżył się do mnie chcąc mnie pocałować, ale odepchnęłam go. Zaśmiał się nerwowo.
-Nawet już to ci przeszkadza- patrzył na mnie z wyrzutem.
-Czy ty naprawdę chcesz umrzeć?- nie wytrzymałam.- Debilu trzymam się od ciebie z daleka, bo obiecałam to Maxowi i nie chcę by coś ci się stało, a ty masz do mnie wyrzuty o to, że nie chcę byś mnie całował? Jake, ja chcę zacząć normalnie żyć. Chcę skończyć szkołę, pójść na studia, a później żyć jak normalny człowiek z tym, że moją pracą będzie ochranianie innych ludzi.
-Dobrze wiesz, że nigdy nie będziesz normalnie żyć. 
-Muszę iść- wyminęłam go.
-Zaczekam aż w końcu to zrozumiesz- powiedział za mną. 
Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Odetchnęłam z ulgą, gdy byłam już daleko od szkoły.
-Cześć, coś się stało?- spytała Emily wsiadając do samochodu.
-Nie, nic- posłałam jej blady uśmiech i odpaliłam silnik.
-A może ty nie chcesz jechać z nami w piątek?- spytała po pewnym czasie.
 -Nie, chętnie pojadę z tobą- zaśmiałam się.
-Ale nie z Paulem- mruknęła.
Spojrzałam do lusterka.
-Mówiłam ci już, że on nie jest aż taki zły?
-Mówisz mi to minimum trzy razy w tygodniu- westchnęłam.
-Wiesz, że wczoraj zerwał z Sarą?- spytała z zadowolonym uśmiechem.
Z zaskoczenia prawie wjechałabym w samochód jadący przede mną. Gwałtownie zahamowałam.
-Wiedziałam, że tak zareagujesz na tą wiadomość- zaśmiała się zwycięsko.
-Jasne, że nie wiedziałaś- mruknęłam i wywróciłam oczami.






--------------------
*Justin Timberlake "Mirrors"

Nie wiem co myśleć o tym rozdziale. A wy co o nim sądzicie?  Mam nadzieję, że skomentujecie. Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam. Do napisania

 

6 komentarzy:

  1. Jest swietny. Jake to piepszony ch**. Paul jest troche falszywy ale widac ze mu zalezy na Ann.
    Rodzial zajebisty czekam na wiecej ;3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest kolejny cudny rozdział.
    Starasznie irytuje mnie ten Jake. Po prostu kawał dupka z niego. Zapewne nic wie mało co więcej od Ann . Chce tylko znów z nią być.
    A Paul wydaje mi się jedyną os oprócz Max'a ,która jest w stanie jej jakoś pomóc. Szkoda ,że przy znajomych jest wgl inną osobą :-(
    Ale to jak Ann zareakowała na wiodomość o tym,że. Paul zerwał z Sarą bezcenne. Chłopak ma w sobie to coś,bo z trudem ale mu znów zaufała.
    życzę dużo weny
    czekam nn.
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietneee ;3 gratuluje talentuu <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne opowiadanie <3 zaczęłam je dopiero wczoraj i widzę że mam dużo do przeczytania :)))

    OdpowiedzUsuń

Szablony